Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Chochlew
‹Tajemnica Westerplatte›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTajemnica Westerplatte
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery15 lutego 2013
ReżyseriaPaweł Chochlew
ZdjęciaArkadiusz Tomiak
Scenariusz
ObsadaBogusław Linda, Robert Żołędziewski, Przemysław Cypryański, Jan Englert, Andrzej Grabowski, Jan Wieczorkowski, Piotr Adamczyk
MuzykaJan A.P. Kaczmarek
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiLitwa, Polska
Gatunekdramat, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Żółta gumowa laleczka, czyli jak niechcący zniszczyć legendę
[Paweł Chochlew „Tajemnica Westerplatte” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Uwierzcie, to było jedno z największych wyzwań recenzenckich, przed jakimi niżej podpisany musiał stanąć w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat – dotrwać w sali kinowej do końca seansu „Tajemnicy Westerplatte”. Film, który rodził się w okropnych bólach, może i jest teraz ukochanym dzieckiem swoich rodziców (scenarzysty i reżysera Pawła Chochlewa, występujących w nim aktorów), ale dla osób spoza rodziny będzie jedynie politowania godnym potworkiem.

Sebastian Chosiński

Żółta gumowa laleczka, czyli jak niechcący zniszczyć legendę
[Paweł Chochlew „Tajemnica Westerplatte” - recenzja]

Uwierzcie, to było jedno z największych wyzwań recenzenckich, przed jakimi niżej podpisany musiał stanąć w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat – dotrwać w sali kinowej do końca seansu „Tajemnicy Westerplatte”. Film, który rodził się w okropnych bólach, może i jest teraz ukochanym dzieckiem swoich rodziców (scenarzysty i reżysera Pawła Chochlewa, występujących w nim aktorów), ale dla osób spoza rodziny będzie jedynie politowania godnym potworkiem.

Paweł Chochlew
‹Tajemnica Westerplatte›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTajemnica Westerplatte
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery15 lutego 2013
ReżyseriaPaweł Chochlew
ZdjęciaArkadiusz Tomiak
Scenariusz
ObsadaBogusław Linda, Robert Żołędziewski, Przemysław Cypryański, Jan Englert, Andrzej Grabowski, Jan Wieczorkowski, Piotr Adamczyk
MuzykaJan A.P. Kaczmarek
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiLitwa, Polska
Gatunekdramat, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
1.
Pragnę lojalnie zaznaczyć na wstępie, że poniższy tekst nie jest recenzją w ogólnie przyjętym znaczeniu tego słowa. To raczej garść luźnych uwag i spostrzeżeń poczynionych przez recenzenta, który poczuł się niezwykle dotknięty faktem, że zmuszono go do zapłacenia za obejrzenie „dzieła” będącego zaledwie pół-, a może nawet ćwierćproduktem filmowym. Tworem amatora – na gruncie literatury takich ludzi, pragnących i kochających pisać, ale niemających ku temu żadnych predyspozycji, zwykło się określać mianem grafomanów – który prawdopodobnie włożył w swoją pracę całe serce i rozum, ale niestety poza ogromnymi chęciami nie posiada nic, co usprawiedliwiałoby zajmowanie przez niego miejsca na krzesełku z dumnym napisem „reżyser”. Co gorsza, ów pan poczynił również scenariusz do „Tajemnicy Westerplatte”, choć na podstawie tego, co przedstawiono na ekranie, raczej trudno byłoby obrazić go stwierdzeniem, że talentu literackiego nie ma więcej aniżeli scenarzyści „Mody na sukces”. Świat kinematografii roi się od takich artystów; niektórzy – jak Edward D. Wood, Jr. – zdobywają nawet status kultowych. Kto wie, może więc i Pawłowi Chochlewowi będzie to dane. Może za dwa, trzy pokolenia polscy (i nie tylko) wielbiciele filmów będą chodzić do kin na debiutancki obraz Polaka, by zachwycać się fatalną fabułą, bogoojczyźnianymi one-linerami, drętwą grą aktorską, kiepskimi efektami specjalnymi i nijaką muzyką. W każdym razie nic straconego. Należy wierzyć także, że producent Jacek Samojłowicz, który wtopił już ogromne pieniądze w „Kac Wawa” i pewnie wtopi też w „Ixjanie” (tak to należy odmienić?) – odzyska za pięćdziesiąt, względnie sześćdziesiąt lat choć część zainwestowanych pieniędzy. A jeżeli nie on, to chociaż jego wnuki.
2.
Świętej pamięci profesor historii Paweł Wieczorkiewicz, który miał w ręku prawdopodobnie jedną z pierwszych wersji scenariusza filmu, bił na alarm już w 2008 i 2009 roku, na kilka dobrych miesięcy przed rozpoczęciem pierwszego okresu zdjęciowego. Jeśli mnie pamięć nie myli, zwracał wówczas uwagę na kilka scen, które raziły go szczególnie. Nie podobał mu się obraz polskiego żołnierza, który w akcie desperacji oddaje mocz na portret naczelnego wodza, marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Irytowała go także scena rozstrzelania kilku polskich żołnierzy, którzy zdezerterowali i próbowali uciec z terytorium składnicy, jak również, bodajże, fakt, że autor tekstu chciał potraktować majora Henryka Sucharskiego jak pensjonariusza domu dla psychicznie chorych. Co ciekawe, wszystkie te sceny znalazły się w ostatecznej wersji filmu, choć zmieniono je w taki sposób, aby osłabić ich kontrowersyjny wydźwięk. Polski żołnierz (grany przez Mirosława Bakę) rzeczywiście odlewa się po pijaku, ale nie na łysą czaszkę marszałka, lecz plakat propagandowy chwalący potęgę armii sanacyjnej (ze słynnym podpisem: „Silni, zwarci, gotowi”). Trzech dezerterów także ginie z rąk swoich kolegów, ale nie stają przed plutonem egzekucyjnym – ich śmierć jest spowodowana raczej nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, zresztą dość dziwacznym i trudno wytłumaczalnym. W końcu major Sucharski ląduje przywiązany skórzanymi paskami do łóżka, lecz dzieje się to tak naprawdę dla jego dobra, a nie w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez kapitana Franciszka Dąbrowskiego. I jak to rozumieć? Jako praktyczną realizację przysłowia: „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”? Bo – od strony fabularnej – wyszło to nijak. Broni się jeszcze jakoś fragment z sikającym Baką, ale reszta sprawia wrażenie, jakby reżyser stanął w rozkroku i w tej pomnikowej pozie zamarł na dobre. Efekt jest taki, że zamiast – jak to zapowiadano parę lat temu – obrazoburczego dzieła, które miało pokazać, co działo się naprawdę w oblężonej przez tydzień przez Niemców składnicy wojskowej na Westerplatte, powstała mało atrakcyjna hybryda filmu demaskatorskiego z bogoojczyźnianym.
3.
Pierwszy okres zdjęciowy trwał od września do listopada 2009 roku, potem zaczęła się afera i prace przerwano, w tym czasie Bogusław Linda, ponoć z powodu choroby, zrezygnował z roli majora Sucharskiego (miał wyczucie albo dostał cynk, aby wiać, póki czas, z tonącego okrętu), a na jego miejsce zatrudniono Michała Żebrowskiego. Gdy Chochlewowi udało się wreszcie pozyskać nowych sponsorów, zdjęcia wznowiono w listopadzie 2011 roku. W sumie to należy pochwalić reżysera za determinację, z jaką parł do dokończenia „Tajemnicy Westerplatte”; szkoda, że jest to jedyna rzecz, która zasługuje na pochwałę. Co jest bowiem największym grzechem tego obrazu? Brak scenariusza; wszystko inne jest już w zasadzie tylko tego konsekwencją. Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – jakiś ogólny zarys fabuły, kilka stron skleconych naprędce na kolanie, z paroma dopisanymi w biegu dialogami musiało istnieć. Kiedy jednak trzeba było przenieść tekst na język filmu, okazało się, że jest go zdecydowanie zbyt mało. Swoją drogą to i tak cud! Z pustego ponoć król Salomon, słynący przecież z niesłychanej mądrości, nie umiał nalać, a tu, proszę, Chochlew zrobił z (prawie) niczego dwugodzinny film. Jak mu się to udało? Wypełnił go w większości bezładną bieganiną po korytarzach, nic nie wnoszącymi do akcji dialogami i jeszcze mniej sensownymi scenami batalistycznymi. Przepraszam, tak zwanymi „scenami batalistycznymi”, ponieważ z prawdziwą kinową batalistyką nie mają one wiele wspólnego.
4.
Akcja „Tajemnicy Westerplatte” rozpoczyna się w czwartek 31 sierpnia 1939 roku. Do składnicy przybywa podpułkownik Wincenty Sobociński (w tej roli Jan Englert), który przekazuje majorowi Sucharskiemu hiobową wieść – jeśli nastąpi atak niemiecki, żołnierze na Westerplatte mają bronić się nie sześć, jak przewidywano wcześniej, ale dwanaście godzin. Sucharski nie jest z tego zadowolony, ale jak na oficera zawodowego przystało, nie kwestionuje rozkazu przełożonego – po prostu ma zamiar go wykonać, i tyle. Nieco później siada przy biurku i zaczyna pisać list do najbliższych – żony i córeczek. Nie dokończy go – przynajmniej nie w tym momencie – ponieważ o świcie na składnicę spadają pierwsze pociski wystrzelone z pancernika „Schleswig-Holstein”. Po dwunastu godzinach, w obliczu przewagi wroga i przy raczej niewielkich szansach na dotarcie odsieczy, dowódca gotów jest skapitulować; odwodzi go jednak od tego kapitan Dąbrowski. Od tego momentu rozpoczyna się pełna wyrzeczeń obrona półwyspu. Po jednym z kolejnych bombardowań major przeżywa załamanie i traci zdolność dowodzenia; wtedy jego miejsce zajmuje podkomendny – jest to również początek konfliktu pomiędzy nimi, który rozgorzewa na dobre, gdy Sucharski dochodzi do siebie. I właśnie to starcie dwóch postaw – trzeźwo myślącego dowódcy, który po wypełnieniu rozkazu przełożonych, nie chcąc przyczyniać się do kolejnych, bezsensownych ofiar, chce zejść z pola walki (patrz: Sucharski), z pełnym entuzjazmu, gotowym ponieść śmierć (i przy okazji zabrać ze sobą do nieba wszystkich pozostałych obrońców) młodym oficerem (choć w rzeczywistości dzieliło ich zaledwie sześć lat) – było największą szansą dla filmu. Szansą – dodajmy – kompletnie zmarnowaną. Z dwóch powodów. Scenarzysta włożył bowiem w usta głównych adwersarzy same frazesy, na dodatek przerysował postaci, czyniąc z obu panów nieomal idiotów. Przyznam, że gdyby w pewnym momencie Chochlew wpakował przeżywającego depresję Sucharskiego do plastikowej wanienki i kazał mu bawić się żółtą gumową laleczką, wcale by mnie to zdziwiło, ba! idealnie wpasowałoby się w konwencję filmu. Dąbrowski – dla odmiany – przypomina arcygroźnego psychopatę, który motywuje żołnierzy do walki jedynie krzykiem, marsowymi minami i groźbami postawienia przed plutonem egzekucyjnym. Najgorsze, że w tym wszystkim nie ma wcale miejsca na jakąkolwiek grę aktorską. Bohaterowie – z jednym wyjątkiem (chodzi oczywiście o postać graną przez Bakę) – są jak wyciosane z drewna kołki.
5.
Dwa dni przed wizytą w kinie wysłuchałem dyskusji na temat filmu na antenie TVP Kultura. Jej uczestnicy niemal zgodnie potępiali w czambuł Żebrowskiego, natomiast wychwalali Roberta Żołędziewskiego, wcielającego się w rolę Dąbrowskiego. Po seansie próbowałem dociec, dlaczego – i do dzisiaj mi się to nie udało. Żołędziewski gra bowiem bez żadnych niuansów, na dodatek w wielu fragmentach strasznie trudno zrozumieć, jakie słowa wypowiada – może dlatego, że kiedy podnosi głos, ma kłopoty z dykcją. Inaczej niż Żebrowski, którego wpakowano w, co prawda, fatalnie skrojony garnitur (czytaj: postać Sucharskiego), lecz mimo to stara się nosić go z gracją. Robi, co może, ale jego starania i tak zamieniają się w proch i pył. Marnym pocieszeniem jest fakt, że w interpretacji Bogusława Lindy major stałby się pewnie jeszcze bardziej karykaturalny. Z pozostałymi aktorami rzecz ma się równie źle albo jeszcze gorzej. Borys Szyc, wcielający się w postać porucznika Stefana Grodeckiego, adiutanta komendanta składnicy, przypomina cierpiącego na ADHD fircyka w zalotach; Piotr Adamczyk, czyli lekarz kapitan Mieczysław Słaby, robi całkiem sporo, by wypaść przekonująco w roli trochę gapowatego i mającego świadomość własnych ograniczeń zawodowych konowała, ale bardziej śmieszy, niż wzbudza sympatię czy politowanie; z kolei pojawiającego się zaledwie na kilka chwil Andrzeja Grabowskiego – dowódcę Wartowni numer 5, chorążego Adolfa Petzelta – reżyser zapomniał chyba poinformować, że trafił na plan zupełnie innego filmu niż „Świat według Kiepskich”. O pozostałych aktorach – vide Przemysław Cypryański, Bartosz Obuchowicz, Waldemar Barwiński, Sambor Czarnota czy Jakub Wesołowski – można wspomnieć tylko tyle, że są. Grają to, co potrafią, czyli na poziomie niskiej jakości seriali telewizyjnych, dzięki którym swego czasu zaistnieli i do których powinni jak najszybciej wrócić. Co jednak najgorsze, ich problem staje się problemem całego filmu – to marnie i niedbale wykonana produkcja telewizyjna, która w wyniku wyjątkowo nieszczęśliwego zbiegu okoliczności trafiła na duży ekran. Dlatego też na tle całej tej beznadziei jak oszlifowany diament mieni się Mirosław Baka – jedyny bohater, którym targają prawdziwe emocje i który, co najistotniejsze, potrafi je wyeksponować. Szkoda tylko, że mniej więcej w połowie obrazu jego postać znika; tuż po tym, jak zrugany przez Dąbrowskiego za sikanie na plakat pada zmorzony alkoholem. Nie ma go już w żadnej z późniejszych scen, nawet w scenie kapitulacji i marszu do niewoli niemieckiej. Może po prostu nie zdążył wytrzeźwieć.
6.
Wśród pierwszych ocen „Tajemnicy Westerplatte” przeważały te krytyczne, choć natknąłem się też w Internecie na stwierdzenie, że to „przyzwoite kino wojenne”. Może i tak, ale jedynie dla tych, którym standardy współczesnego kina wojennego wyznaczają produkcje pokroju „Tajemnicy twierdzy szyfrów”, „1920. Wojna i miłość” i „Czasu honoru”, a nie – pozostając przy serialach, aby nie zmieniać waluty – „Polskich dróg” czy „Kolumbów”. Miernotę budżetu widać w „dziele” Pawła Chochlewa na każdym kroku. Brak rozmachu, kiepściutkie efekty specjalne, równie „dobrze” zrobione postsynchrony, ścieżka dźwiękowa – było nie było, autorstwa laureata Oscara, Jana A. P. Kaczmarka – mdła i nijaka, z przewagą powłóczystych melodii granych na skrzypcach (na orkiestrę zabrakło pewnie pieniędzy) – to tylko niektóre grzechy „Tajemnicy Westerplatte”. Do tego należy bowiem dodać jeszcze całkowity brak napięcia, brak ciągu przyczynowo-skutkowego zdarzeń, co sprawia, że równie dobrze można by zmontowany już film wziąć jeszcze raz na stół, pociąć i skleić od nowa – i pewnie nikt nie zauważyłby znaczącej różnicy. A potem zrobić to samo po raz trzeci i czwarty – i nadal nic, kompletnie przypadkowo wymieszane sceny miałyby, z dużym prawdopodobieństwem, taką samą wartość jak to, co Chochlew wypuścił do kin. Podejrzewam, że obrazowi nie zaszkodziłoby nawet, gdyby scenę kapitulacji wrzucić jeszcze przed napisami początkowymi. Ci, którzy by w tym momencie opuścili salę i wrócili do domu, zaoszczędziliby przynajmniej na czasie, a całkiem możliwe, że w kasie wynegocjowaliby także zwrot za bilety. Bo ten film nie jest wart wydania choćby złotówki. Kiedy redaktor naczelny „Esensji” wywierał na mnie presję, abym mimo wszystko wybrał się do kina na „Tajemnicę Westerplatte”, użył argumentu poniżej pasa: „Byłeś chyba na „Bitwie warszawskiej”. To nie może być przecież gorsze”. Owszem, nie było, ale tylko dzięki temu, że Chochlew nie nakręcił swego obrazu w 3D.
7.
Świadomie nie porównywałem „Tajemnicy Westerplatte” do klasycznego już dzieła Stanisława Różewicza sprzed czterdziestu pięciu lat. Każda próba poszukiwania odniesień, analogii byłaby dla tamtego filmu uwłaczająca i jednocześnie niezasłużenie nobilitowałaby obraz Chochlewa.
koniec
20 lutego 2013

Komentarze

20 II 2013   12:50:34

Szkoda. W sumie ciekawił mnie wątek Westerplatte w wersji "kontrowersyjnej".
Jako że chodziłam do podstawówki imienia Sucharskiego co najmniej raz do roku na apelu po wniesieniu sztandaru szkoły w takt bębenka (werblem bym tego nie nazwała), wysłuchiwałam, jak wielkim to Sucharski był bohaterem a ponadto - że za młodu był zawsze bardzo grzecznym chłopcem, świetnym uczniem - po prostu cudem wcielonym. No i oczywiście dzieciątka w mundurkach harcerskich deklamujące "prosto do nieba czwórkami szli" (niezależnie od tego, że wiersz opisuje nieprawdziwą sytuację) a na koniec wszelakie piosenki wojskowo-wojenne. Jak nietrudno zgadnąć efekt był zgoła odwrotny od zachwytu męstwem żołnierzy, potem jeszcze kumple mi coś opowiedzieli, że to zupełnie inaczej było, że Sucharski miał jakieś psychiczne problemy. Aczkolwiek wersja, którą wtedy usłyszałam była taka, że właśnie nie chciał się poddać i właśni ludzie go spacyfikowali, by ratować życie. Tak, że ostatecznie ciekawa byłam, jak to było (choć nie na tyle, jak widać, by sięgać do źródeł).
Trochę szkoda, że polskie kino historyczne w ostatnich latach nie wydaje się czymś, na co chciałabym iść do kina eufemistycznie mówiąc.

20 II 2013   14:43:46

@Beatrycze
Ale właśnie w ostatnich latach polskie kino wydało mimo wszystko kilka filmów historycznych godnych uwagi. Mam tu na myśli przede wszystkim "Generała Nila", "Różę" (choć akcja dzieje się w zasadzie po wojnie) i "Obławę". Nie jest więc tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać.

20 II 2013   16:55:37

Jeżeli to "cudo" dostało aż 20%, to jaki film dostałby 10%? 2 girls 1 cup?

20 II 2013   16:56:58

"Bitwa warszawska" :)

21 II 2013   12:08:49

@Zoom
Jeszcze lepszy jast "Kac Wawa" bo ten dostał "aż" 0% (choć wg mnie to i tak za dużo jak dla taiego chłamu).

21 II 2013   23:41:36

Przepraszam cię bardzo, ale co ty masz do "Czasu honoru"?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Kwiecień 2014 (1)
— Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Październik 2013 (3)
— Piotr Dobry, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.