Pechowa trzynastka [Roger Donaldson „Trzynaście dni” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Trzynaście dni” to film opowiadający o „konflikcie kubańskim”, czyli wydarzeniach, które omal nie doprowadziły do wybuchu wojny atomowej.
Pechowa trzynastka [Roger Donaldson „Trzynaście dni” - recenzja]„Trzynaście dni” to film opowiadający o „konflikcie kubańskim”, czyli wydarzeniach, które omal nie doprowadziły do wybuchu wojny atomowej.
Akcja zaczyna się w październiku 1962 roku. John Kennedy zostaje powiadomiony o tym, że ZSRR instaluje na Kubie rakiety nuklearne. Kennedy nie wie, jak ma zareagować, ale za wszelką cenę stara się nie dopuścić do wybuchu wojny. Przez te 13 feralnych dni zastanawia się jak postąpić i prowadzi „wojnę nerwów” z Chruszczowem. Film trwa 130 minut, czyli średnio na jeden dzień przypada około 10 minut. Okazuje się, że to stanowczo za dużo. Roger Donaldson ‹Trzynaście dni›Jeżeli ktoś lubi Costnera i ckliwe kawałki – nie będzie zawiedziony. Zawiedzie się jednak ten, kto się spodziewał poważnego, paradokumentalnego filmu o tamtych czasach. Drażnią szczególnie pewne nieścisłości czy też „nieprawdopodobieństwa”. Nie wierzę, że tak wyglądały rozmowy amerykańskich mężów stanu w czasach, gdy stali na skraju załamania nerwowego. Nie wierzę, że nie przeklinali i nie wydzierali się na siebie nawzajem, dopuszczając się może nawet rękoczynów. Tymczasem tu przez ponad 2 godziny patrzymy, jak spokojnie dyskutują i wygłaszają wyważone i przemyślane tyrady. W dodatku mamy uwierzyć, że każdy z nich ma na uwadze przede wszystkim dobro kraju, a nawet całej planety. Albo ta scena, gdy Robert Kennedy jedzie do ambasady ZSRR, a Costner jedzie z nim jako kierowca. Do tego momentu jeszcze wszystko jest w porządku. Ale nie wierzę, że w Rosjanie wpuściliby kierowcę do ambasady i to pod same drzwi, za którymi odbywają się super tajne rozmowy. W dodatku nikt mu nie zwraca uwagi, gdy zaczyna głośno gwizdać. A swoją drogą nie wiem, jak scenarzysta mógł wpaść na tak głupi pomysł. Muszę jednak przyznać, że w czasie filmu wzruszyłam się aż trzy razy. Pierwszy raz, kiedy amerykańska blokada zatrzymała radzieckie statki, po raz drugi, gdy zginął pilot myśliwca – jedyna ofiara tej „wojny nerwów” i pod koniec filmu, gdy jednak wzeszło słońce i na planecie Ziemia zaczął się nowy, piękny dzień. Bo oczywiście wszystko dobrze się kończy. Na szczęście okazuje się, że wśród Rosjan też zdarzają się dobrzy ludzie, który nie chcą dopuścić do totalnej zagłady. Chciałoby się rzec: „I skończona bajka”.
|