O pustej Golgocie
[Martin Scorsese „Milczenie” - recenzja]
„Milczenie” jest dziełem niesamowicie trudnym w odbiorze, można powiedzieć nawet, że bolesnym. Podczas, gdy „Pasja” Mela Gibsona zyskała niechlubną sławę filmu, który pozbawił życia kilkoro co wrażliwszych wiernych
1), Martinowi Scorsese można zarzucić grzech być może cięższy – że jego film zdolny jest widza wiary pozbawić.
Martin Scorsese
‹Milczenie›
WASZ EKSTRAKT: 90,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Milczenie |
Tytuł oryginalny | Silence |
Dystrybutor | Gutek Film |
Data premiery | 17 lutego 2017 |
Reżyseria | Martin Scorsese |
Zdjęcia | Rodrigo Prieto |
Scenariusz | Jay Cocks, Martin Scorsese |
Obsada | Andrew Garfield, Adam Driver, Liam Neeson, Tadanobu Asano, Ciarán Hinds, Issei Ogata, Shin'ya Tsukamoto, Yoshi Oida |
Muzyka | Kathryn Kluge, Kim Allen Kluge |
Rok produkcji | 2016 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 161 min |
WWW | Polska strona |
Gatunek | dramat, historyczny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Ale może też pomóc ją odzyskać, choć takie postawienie sprawy zapewne trąci nieco banałem. Znaczenie ma tutaj kilka czynników. Po pierwsze, moc oddziaływania tego obrazu tkwi w wątpliwościach, jakie budzi w odbiorcy. Po drugie, demaskuje on próżność naiwnej dogmatyki, wskazując, że wiara nie jest wartością statyczną, ale stanowi proces. Po trzecie, bezlitośnie i z rozmysłem burzy on wszelkie ewangeliczne wyobrażenia o roli boskiej czci i ludzkiego męczeństwa, tym samym grając niebezpiecznie z sensem tajemnicy zbawienia, która jest rozpięta między nimi.
W ten sposób odbiorca filmu, o ile jest osobą wierzącą, może przekonać się, że jego doświadczenie zostaje sprzężone z doświadczeniem głównego bohatera. Cierpienie brata Rodriguesa jest przede wszystkim pasmem psychicznych katuszy, ciężko tu doszukiwać się szczególnej męki cielesnej, zwłaszcza na tle losów innych postaci. Jednak sam widz zostanie zaledwie wyrwany ze strefy komfortu, zaś młodemu jezuicie jest przeznaczona głębsza metamorfoza. Powodowana nie tyle przez okrucieństwo, co przez szereg przemyślanych lekcji na temat (to zapewne cyniczne określenie) życiowego pragmatyzmu.
W swej niedawnej recenzji Gabriel Krawczyk
trafnie scharakteryzował brata Sebastiana jako człowieka niedojrzałego, obdarzonego wiarą naiwną i dziecinną, będącą dla niego źródłem osobistej pychy i zadufania. Mnich patrzy na świat i ludzi jak na ziarna utopijnego szczęścia, gotowe zakiełkować, jeśli tylko podleje się je z wiadra religii. Nie dostrzega on jasno codziennych trudów życia, cierpienia i nędzy ściskających japońskich rybaków tak mocno, że wydają się być niezbędnym elementem rzeczywistości. Nie jest władny na nie odpowiedzieć ani się do nich czynnie ustosunkować. Owo zaślepienie sięga tak głęboko, że poddaje w wątpliwość moc odprawianych przez niego sakramentów, gdy np. udziela rozgrzeszenia nie potrafiąc zgłębić natury popełnionego grzechu. Już tutaj, w ekspozycji głównego bohatera, uwidaczniają się kluczowe dla filmu wątki, jak niezdolność dobra do zrozumienia zła oraz fundamentalna odrębność
civitas Dei od
civitas terrena2) , które to przyjmuje różne postaci, zależnie od zasilającej je kultury.
W perspektywie tradycji chrześcijańskiej jezuita Sebastian Rodrigues mógłby zostać uznany za św. Pawła à rebours , choć porównanie takie nie jest całkiem przystawalne. Tych opaczności jest zresztą w filmie więcej i są ze sobą ściśle powiązane. Sama historia stanowi opowieść o apostołach przemienionych przez kraj, w którym to mieli zasiać ziarno wiary, a odpowiednik Zbawiciela przez nich poszukiwany okazuje się Chrystusem, który sam oddalił od siebie kielich próby. Nawet tak doniosłe zdarzenia nie stanowią jednak sedna, ale przedstawione są jako konsekwencja odpowiedzi na pytanie, co stanie się, gdy zbawca zostanie okradziony z męczeństwa.
Znakomicie został tutaj przedstawiony nadzorca tego eksperymentu, inkwizytor Inoue. Także on jest typem Piłata na opak, bowiem jego rolą nie jest skazanie mesjasza na śmierć, ale darowanie mu życia. Tak jego czyny, jak i intencje są odwrotnością tego, co stało się udziałem prefekta Judei. W tym miejscu należy pochwalić grę Issey’ego Ogaty, który ożywiając tę postać nie tylko przekonująco oddał naturę kierującego się zimną racją, bezdusznego urzędnika, ale też wzbogacił ją o demoniczność, często oddawaną w japońskim kinie przez odwracanie skali głosów u postaci męskich i żeńskich. Jego Inoue mówi głosem irytująco wysokim i piskliwym, a przy tym zachowuje chłodną beznamiętność i opanowanie. Sprawia to, że łatwo podciągnąć pod inkwizytora kilka interpretacji. Można widzieć w nim znamię iście archetypicznego Zła albo też bezpardonowość litery ziemskiego prawa. Nie ma przy tym znaczenia stanowisko światopoglądowe czytelnika tej historii. Dlatego, niezależnie którą z interpretacji wybrać, ważniejszy dla zrozumienia filmu jest czynnik niezdolności do porozumienia się przeciwstawnych stron – egzaltowanej natury mistyka i praktycznego charakteru człowieka będącego organem państwowym, doglądającego dóbr własnego kraju i kultury. Znamienna w tym kontekście jest scena, w której Inoue przytacza swemu więźniowi anegdotę o kłótliwych żonach samuraja. Gdyby dialog ten miał miejsce w okolicznościach mniej napiętych, byłby okazją do serdecznego uśmiechu i małym krokiem ku tolerancyjnej koegzystencji, ponieważ łatwo wyczuć humorystyczny powab opowiadanej dykteryjki, nawet mimo skrytego w niej politycznego podtekstu. Jednakże obaj adwersarze są do tego stopnia zafiksowani na punkcie swoich racji, że ich rozumowane natychmiast umyka w kierunku partykularnych interesów.
Ciężko by było mówić o rozbracie w sytuacji, kiedy porozumienie tak naprawdę nigdy nie zaistniało. Trzeba bowiem też zwrócić uwagę na czas akcji i kontekst historyczno – kulturowy filmu. XVII stulecie to okres, w którym w skali globalnej dziewięćdziesiąt procent ludności stanowią analfabeci. Wśród niższych warstw rozpowszechnione są (choć i one nie mają w tym wyłączności) praktyki magiczne i myślenie irracjonalne. Przenosząc się na chwilę na nasze podwórko, późniejsze nawet relacje etnograficzne podają, że chłopom zdarzało się używać eucharystii do celów magicznych albo biczować figury świętych, jeśli ci nie spełnili wymodlonych intencji. Nie zaskakuje zatem, gdy bracia Rodrigues i Garupe są niewinnie pytani przez japońskie małżeństwo o świecących nadzieją oczach, czy ich świeżo ochrzczone dziecko znajduje się już w Raju. Istna sancta simplicitas , można by rzec, niepojmowalna, gdy się patrzy na nią tylko z góry. Tak złożoność doktryny katolickiej, jak i niezdolność takiej elity intelektualnej, jaką stanowią młodzi jezuici, by przełożyć ją przystępnie na język prostego człowieka, są przyczynkami do omawianego tutaj braku porozumienia. Ów brak jest tylko spotęgowany przez rzecz najoczywistszą, że ta dawna Japonia nie posiada żadnych związków społecznych ani dziejowych z chrześcijańską Europą. A więc misjonarze są rzuceni na całkowicie obcą ziemię jak na górską ścianę pozbawioną punktów zaczepienia. Sama ich fizyczna obecność zdaje się jedynym, co integruje lokalne chrześcijańskie wspólnoty, a tutejsza władza pozbawia ich wszelkich środków do budowania misjonarskiej narracji, odmawiając tak samo akceptacji, jak i publicznych prześladowań.
Gdy błędnie szacuje się powodzenie misji, jedyne środki stanowi młodzieńczy zapał, poziom cywilizacyjny przeciwnika jest wysoki i ocenia się go niewłaściwie, a dialog zostaje zerwany – rezultatem staje się upadek. Lecz to widz musi określić, czy ten upadek to zdrada Judasza, czy los hiobowy. Scorsese pozostaje bowiem konsekwentny i raz podważonych dogmatów nie zastępuje nowymi. Pozostawia natomiast punkt oparcia – i tu objawia się kolejny paradoks tej historii – w osobie najbardziej rozchwianej, słabowitej, w nędzniku Kichijiro. W świetle całości paradoks ten okazuje się pozorny, ponieważ to ta postać powracając nieustannie, poniekąd jak zły duch, w rzeczywistości prezentuje w swoich szczerych błaganiach najgłębsze oddanie idei wiary. Ze wszech miar daleki od doskonałości, maluczki grzesznik staje się ośrodkiem, w którym można by ulokować pokłady ten podniosłej energii zmieniania świata. Zaczynając od jednej osoby, przelać moc chrześcijańskiego współczucia i nadać całej misji sens. Jaka szkoda, że Kichijiro pozostaje niezrozumiany.
Jak więc odbierać „Milczenie”? Przeprowadzając własny eksperyment, można jeszcze raz je odnieść do Nowego Testamentu. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”
3) Te słowa ewangelisty są parafrazą judeochrześcijańskiego mitu o Stworzeniu. „Bóg rzekł: Niechaj się stanie…”, a Wszechświat powstał jako następstwo Jego rozkazu. Czy zatem, skoro Bóg milczy, uporządkowany świat nie może zaistnieć? Czy też świadczy to o nieistnieniu i samego Absolutu? Także tutaj pytanie pozostaje otwarte do rozważenia, ale hipotetyczną odpowiedź można wysunąć. Bóg milczy, bo prowadzi dialog. Nie z jednym jezuitą, nie z garstką wiernych, nie z samym nawet tylko Kościołem, bo jest to rozmowa grupowa. I milcząc daje do zrozumienia, byśmy zamiast zadzierać w górę głowy, pochylili je czasem i się rozejrzeli.
1) Po latach w te relacje trudno uwierzyć, ale po premierze plotek było sporo. Niech poświadczy ten chociaż artykuł: http://news.bbc.co.uk/2/hi/entertainment/3559753.stm
2) Św. Augustyn jest zresztą wspomniany w filmie bezpośrednio
3) J 1,1