Kiedy Amerykanie poprawiają Duńczyków [Jim Sheridan „Bracia” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl To, że Amerykanie bardzo lubią nagrywać remaki, wiedzą wszyscy. Tego, co mówi się najczęściej o ich poziomie, też nie trzeba przytaczać. Jednak wcale nie tak często zdarza się, żeby na udział w tego typu produkcji zdecydowali się jednocześnie tak świetni aktorzy jak Portman, Maguire i Gyllenhaal. A to właśnie tę trójkę miał do dyspozycji Jim Sheridan, kręcąc „Braci”, opartych na duńskiej historii o tym samym tytule.
Kiedy Amerykanie poprawiają Duńczyków [Jim Sheridan „Bracia” - recenzja]To, że Amerykanie bardzo lubią nagrywać remaki, wiedzą wszyscy. Tego, co mówi się najczęściej o ich poziomie, też nie trzeba przytaczać. Jednak wcale nie tak często zdarza się, żeby na udział w tego typu produkcji zdecydowali się jednocześnie tak świetni aktorzy jak Portman, Maguire i Gyllenhaal. A to właśnie tę trójkę miał do dyspozycji Jim Sheridan, kręcąc „Braci”, opartych na duńskiej historii o tym samym tytule.
Jim Sheridan ‹Bracia›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Bracia | Tytuł oryginalny | Brothers | Dystrybutor | Vue Movie Distribution | Data premiery | 21 maja 2010 | Reżyseria | Jim Sheridan | Zdjęcia | Frederick Elmes | Scenariusz | David Benioff | Obsada | Jake Gyllenhaal, Natalie Portman, Tobey Maguire, Clifton Collins Jr., Bailee Madison, Sam Shepard, Mare Winningham, Taylor Geare, Patrick Flueger, Jenny Wade, Carey Mulligan, Ethan Suplee | Muzyka | Thomas Newman | Rok produkcji | 2009 | Kraj produkcji | USA | Czas trwania | 104 min | WWW | Strona | Gatunek | dramat | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Trudno wskazać wiele przykładów filmów odświeżanych tak szybko jak omawiani „Bracia” – w tym przypadku od światowej premiery pierwowzoru minęło zaledwie sześć lat (od polskiej cztery). Potwierdza to, że duński dramat w reżyserii Susanne Bier, był opowieścią nieprzeciętną, aktualną i przykuwającą uwagę. Opowieścią, która była do tego dobrze zagrana i prezentowała się całkiem nieźle nawet na tle hollywoodzkich obrazów. Po co więc tak szybko serwować widzom remake? Poza oczywistym apetytem na szybki zarobek, pozostaje właściwie tylko jedna odpowiedź – Amerykanie chcieli stworzyć swoją własną, gwiazdorską wersję filmu antywojennego, świetnie pasującą do nurtu o takiej wymowie, z którego wymienić najłatwiej oscarowego „ The Hurt Locker” albo chociażby „Podróż powrotną”. Warto zwrócić uwagę na to, że fabuła „Braci” nie stanowi właściwie żadnej zagadki. Mimo że lektura kinowej zapowiedzi nie mówi wprost, czego oczekiwać, to każdy widz bardzo szybko skojarzy podawane fakty. Do historii zostajemy wprowadzeni w momencie, kiedy Tommy Cahill (Jake Gyllenhaal) opuszcza więzienie, a ciepłe przyjęcie w rodzinnym domu serwuje mu jedynie jego brat Sam (Tobey Maguire). Nawet żona tego ostatniego – Grace (Natalie Portman) jest niepocieszona faktem, pojawiania się byłego skazańca. Co więcej, kłótnie raz po raz wywołuje ojciec (Sam Shepard), który ciągle stawia Sama w roli wzoru do naśladowania – jako były żołnierz jest dumny z syna walczącego w Afganistanie. Sytuacja zaczyna się zmieniać w momencie, w którym śmigłowiec Sama rozbija się podczas kolejnej misji, a on sam zostaje uznany za zmarłego. Od tej chwili Sheridan prezentuje dwa główne wątki właściwie równolegle, przez co nie może być mowy o zaskakiwaniu widza. Wydaje się, że jest to typowe posunięcie mające przenieść ciężar uwagi z zaistniałych wydarzeń na psychologię postaci. Trzej główni bohaterowie są najmocniejszym punktem „Braci”. Bo o ile sama opowieść staje się w pewnym momencie dość nużąca (nie tylko przez przewidywalność), o tyle aktorskie popisy Portman, Maguire’a i Gyllenhalla potrafią utwierdzić widza w tym, że rzeczywiście warto ten film obejrzeć. Zwłaszcza aktor, mimo szeregu wielu dobrze odebranych ról („ Miasteczko Pleasantville”, „Wbrew regułom”, „ Cudowni chłopcy”), kojarzony dziś głównie z postacią Petera Parkera ukazuje się z wyjątkowej strony. Tobey Maguire, bo oczywiście o nim mowa, początkowo niepasujący najzwyczajniej do roli twardego żołnierza, zmienia się na oczach odbiorców we wrak człowieka, którego psychika nie radzi sobie zarówno z zaszłymi, jak i bieżącymi wydarzeniami – jedna z finalnych scen, odegrana w nowej kuchni państwa Cahillów, naprawdę na długo zapada w pamięć. Nie sposób nie dostrzec także rozdartej wewnętrznie, ale i naturalnie dziecięcej Isabelle Cahill (grana przez Bailee Madison), starszej z córek Sama i Grace. A pamiętając jeszcze o doświadczonym Samie Shepardzie, można chyba bez wahania napisać, że obsada „Braci” robi nieprzeciętne wrażenie. Chcąc zamknąć zestawienie najmocniejszych stron filmu wypada jeszcze wyróżnić Thomasa Newmana (już kilkukrotnie nominowanego do Oscara), twórcę ścieżki dźwiękowej, która idealnie komponuje się z wypadkami mającymi miejsce na ekranie. O ile wspominaną już przewidywalność można jakoś uzasadnić, o tyle niektóre uproszczenia w prezentowanej historii nie pozwalają zaznać pełnej satysfakcji. Przyczyną może być próba zbyt szerokiego pokazania konsekwencji wojny i jej pośredniego wpływu na całą rodzinę. Sheridan nie skupia się w pełni na zespole stresu pourazowego Sama i jego afgańskim dramacie, nie rozwija też do końca wątku zbliżenia Grace i Tommiego, skrótowo traktuje trudności z odnalezieniem się w zaistniałej sytuacji obu córek, a do tego pobieżnie prezentuje problemy, także alkoholowe, weterana Hanka Cahilla. Zamiar całościowego pokazania bolączek amerykańskiej rodziny nie kończy się sukcesem, a na takim podejściu tracą także pojedyncze historie. Szkoda że nominowany do Oscara za „W imię ojca” reżyser nie potrafił odpowiednio pogodzić i wyważyć wątków albo z któregoś najzwyczajniej zrezygnować. Niestety, nie przekonują również migawki z Bliskiego Wschodu, obrazujące żołnierskie perypetie Sama. Bo pomimo całego dramatu, który tam zachodzi, te fragmenty filmu wypadają najmniej naturalnie i realistycznie. Dochodzi do pewnego paradoksu: film w pełni antywojenny nie potrafi do końca ukazać prawdziwego oblicza wojny albo przynajmniej uczynić go całkowicie wiarygodnym. Ponad półtoragodzinny seans z „Braćmi” pozostawia mieszane uczucia. Z jednej strony utwierdza, że trio odtwórców głównych ról należy do ścisłej czołówki młodych aktorów na świecie. Z drugiej jednak, nie można wyzbyć się wrażenia, że z tej historii dałoby się wycisnąć znacznie więcej. Jeśli nawet nie powiodłoby się lepsze zarysowanie postaci, ich rozterek i psychologii, to przynajmniej można by wszystko tak skomponować, aby film choć trochę potrzymał widza w napięciu czy niepewności. Ostatnie dwie minuty to trochę za mało.
|