Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alessandro Rossetto
‹Piccola Patria›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPiccola Patria
ReżyseriaAlessandro Rossetto
ZdjęciaDaniel Mazza
Scenariusz
ObsadaMaria Roveran, Roberta Da Soller, Vladimir Doda
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiWłochy
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Wenecja 2013: Happy Ending

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Z reżyserem filmu „Piccola Patria”, Alessandro Rossetto, o łączeniu rzeczywistości z fikcją, regionie Veneto i braku skromności rozmawia Marta Bałaga.

Marta Bałaga

Wenecja 2013: Happy Ending

Z reżyserem filmu „Piccola Patria”, Alessandro Rossetto, o łączeniu rzeczywistości z fikcją, regionie Veneto i braku skromności rozmawia Marta Bałaga.

Alessandro Rossetto
‹Piccola Patria›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPiccola Patria
ReżyseriaAlessandro Rossetto
ZdjęciaDaniel Mazza
Scenariusz
ObsadaMaria Roveran, Roberta Da Soller, Vladimir Doda
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiWłochy
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Marta Bałaga: Biorąc pod uwagę fakt, że przez wiele lat robiłeś filmy dokumentalne, co właściwie skłoniło Cię do tego, żeby spróbować sił w fabule?
Alessandro Rossetto: Studiowałem reżyserię we Francji, dlatego też nigdy nie traktowałem takiego podziału poważnie. Jestem bardzo szczęśliwy, że po raz pierwszy w konkursie głównym w Wenecji znalazły się aż dwa filmy dokumentalne („The Unknown Known” Errola Morrisa i „SacroGRA” autorstwa Gianfranco Rosi – przypis autorki). Kiedy robię filmy, każdy projekt stanowi dla mnie ryzyko, w tym przypadku dotyczyło to pracy nad filmem fabularnym. Fabuła filmu, napisana przeze mnie wraz z Cateriną Serra, która wraz z Maurizio Bracci także współtworzyła scenariusz, narodziła się jako klasyczna tragedia. Historia miała wypływać z opowieści zebranych na północnym wschodzie, z portretów postaci, które napotkaliśmy.
MB: W filmie znalazło się kilka scen dokumentalnych, przedstawiających prawdziwych ludzi i wydarzania. Wiem jednak, że zgodnie z Twoim początkowym założeniem miało być ich dużo więcej. Mam więc dwa pytania: dlaczego postanowiłeś je wykorzystać i dlaczego ostatecznie pozostawiłeś w filmie tylko parę z nich?
AR: W czasie pisania scenariusza, w czasie pisania historii mającej przypominać właśnie klasyczną tragedię, postanowiliśmy, że znajdą się tam też tak zwane „obrazy rzeczywistości”, sceny niepowiązane bezpośrednio z samą fabułą. W pierwotnym założeniu miały pełnić funkcję greckiego chóru. Jakaś część tego założenia pozostała, ale, jak to często bywa, podczas zdjęć zmieniłem zdanie i odrzuciłem wiele z tych scen, nawet pomimo faktu, że w wielu z nich zawarte były już elementy narracyjne. Te wątki zawarłem następnie w samej fabule, poprosiłem aktorów, żeby za pomocą dialogów wypełnili powstałe luki. Postanowiłem „ufilmowić” rzeczywistość wykorzystując moje doświadczenie jako dokumentalisty.
MB: Jest to Twój pierwszy film fabularny i co za tym idzie, nowe doświadczenie, nowy sposób opowiadania historii. Zamiast otoczyć się ekspertami zdecydowałeś się pracować z młodymi ludźmi, dla wielu z nich było to pierwsze doświadczenie na planie.
AR: To także wynikło z potrzeb scenariusza, pisaliśmy z myślą o młodych bohaterach. Szukałem ludzi mówiących w dialekcie Veneto, przeprowadziłem zarówno klasyczny casting, jak i poszukiwania na ulicy. Jeśli natomiast chodzi o ekipę, to w większości przypadków szukałem osób, które w jakimś sensie miały już doświadczenia dokumentalne. To umożliwiło pracę w bardziej efektywny sposób, umożliwiło nakręcenie filmu na moich zasadach.
MB: Wcześniej wspomniałeś o castingu. Początkowo chciałeś zaangażować aktorów pochodzących właśnie z regionu Veneto, odtwórców głównych ról znalazłeś jednak…w Rzymie.
AR: Rzeczywiście tak się stało. Szukaliśmy właściwie wszędzie, dzięki tym poszukiwaniom spotkałem amatorów oraz osoby, które miały już doświadczenia teatralne lub filmowe, na przykład uczniów Centro Sperimentale di Kinematografia. Grający czarny charakter Rino Menon, który też wywodzi się z tej szkoły, od wielu lat mieszka w Rzymie, ale pochodzi właśnie z Veneto. Myślę, że miałem pod tym względem dużo szczęścia, mimo wszystko udało mi się znaleźć odpowiednich aktorów.
MB: Tytuł „Piccola Patria” oznacza małą ojczyznę. Nie chodzi tu o Włochy, tylko o jeden region, region Veneto. Co według Ciebie jest w tym miejscu tak wyjątkowego, że zdecydowałeś się poświęcić mu film?
AR: Tytuł rzeczywiście nawiązuje do konkretnego miejsca, większość dialogów jest w dialekcie. To wynikło ze specyfiki samej historii, ona musiała być opowiedziana właśnie w ten sposób. Chodzi o małą ojczyznę języka, wspólne korzenie tej grupy bohaterów. Język odgrywa tu pokaźną rolę, bo stanowi niezwykle ważny element przynależności do danego terytorium. Tematy poruszane w filmie są uniwersalne, można je wszędzie zrozumieć: trudność towarzyszącą relacjom przyjacielskim, miłosnym, ścieranie się różnych generacji, degradacja ciała, ciało własne i ciało innych. Te wszystkie rzeczy mogą się zdarzyć właśnie tu, ale też w Tokio, San Diego, Sztokholmie. Tylko język przynależy wyłącznie do tego miejsca. Nadaje bohaterom wiarygodność nie tyle pod względem psychologicznym, ile antropologicznym. Dialekt to język, który poznaje się przed językiem ojczystym, łączy z przodkami, z kulturą, z miejscem zamieszkania.
MB: Ostatnio często porusza się w kinie włoskim kwestię dialektów i przynależności regionalnej. „Salvo”, „Via Castellana Bandiera”, „Piccola Patria”– wszystkie poruszają ten wątek. Uważasz to za interesująca tendencję?
AR: Oczywiście, że tak. Ale pozwolę sobie zauważyć, że w moim filmie jest to jeszcze bardziej interesujące (śmiech).
MB: Nie wątpię (śmiech).
AR: Dialekt sycylijski, który słyszymy w „Salvo” i „Via Castellana Bandiera”, to dialekt filmowy, już postaci z „Ojca Chrzestnego” mówiły w ten sposób. Dialekt Veneto, do tego jeszcze użyty w tragedii, to zupełna nowość. Początkowo obawiałem się trochę żeby nie przesadzić, jednak kiedy zaczęliśmy kręcić zdałem sobie sprawę, że niesłusznie. Dla Włochów, dla włoskiej kultury dialekty są bardzo ważne. Podkreślają różnice, więc wykorzystywanie ich w filmach jest dość oczywiste. „Salvo”, film, który znam i który widziałem, to prawdziwy western, kio gatunkowe. W przypadku „Piccola Patria” dialekt pełni inną funkcją, łączy bohaterów z ich ziemią, z ich miejscem.
MB: Film został na festiwalu bardzo dobrze przyjęty, ale w końcu jesteśmy w Wenecji. Jak może zostać przyjęty poza tym regionem?
AR: Sądzę, że reakcja na film była tak entuzjastyczna także dlatego, ze jest on bardzo szorstki, wręcz surowy. Druga część jest prawie melodramatyczna, natura filmu umożliwia nawiązanie więzi z widownią. Ciepło, siła, jaką mają w sobie postaci – to wszystko łatwo się odczuwa.
MB: Wielokrotnie opisywałeś swój film jako „szorstki”. Dlaczego zdecydowałeś się więc uczynić go tak pięknym wizualnie? Kiedy myślę o takim podejściu, takim temacie, podświadomie oczekuję ziarnistych zdjęć i kamery z ręki. Twój film jest natomiast bardzo pod tym względem dopracowany.
AR: Tak, to był świadomy wybór. Także podczas realizacji dokumentów zawsze ważna była dla mnie jakość zdjęć. Zdecydowałem, że nie muszą one odzwierciedlać surowości tej historii, że mogą mieć własną autonomię. Pracując z aktorami nad scenami najważniejsza była dla mnie rejestracji chwil, które pod względem emocjonalnym wydały mi się magiczne. Duży nacisk położyłem na improwizację, nawet, jeśli oznaczało to odchodzenie od wcześniej napisanych kwestii. Wykorzystanie narzędzi charakterystycznych przecież dla dokumentu wymusiło niejako poświecenie sporej uwagi aspektowi wizualnemu.
Wracając natomiast do pytania o ewentualne przyjęcie filmu poza granicami naszego regionu, recenzje, które pojawiły się w całym kraju wydają się wskazywać, że nie powinno stanowić to problemu. Dzięki charakterystykom, o których wspomniałem wcześniej, uniwersalnym tematom i stylu opowiadania, ryzyko ewentualnej hermetyczności filmu można już wykluczyć. Poza tym pamiętajmy, że mimo wszytek jest to międzynarodowy festiwal, wczoraj na sali znajdowały się osoby pochodzące z całego kraju i nie tylko. Sadzę więc, ze dobre przyjęcie nie było uzależnione tylko od tego, że zaprezentowano go właśnie tu, w Wenecji, gdzie ludzie mówią w tym dialekcie. Obawiam się jednak, że biorąc pod uwagę problemy, z jakimi boryka się teraz kino włoskie, film może okazać się trudnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dystrybucję, paradoksalnie zwłaszcza na północnym-wschodzie. Dopiero w ostatnich latach widownia zaczęła interesować się filmami, które opowiadają o ich regionie.
MB: Tak było w przypadku zeszłorocznego filmu „Shun Li i poeta” w reżyserii Andrei Segre.
AR: Dokładnie, w tym konkretnym przypadku wykonano świetną pracę, jeśli chodzi o promocję filmu i komunikację, udało im się połączyć tematykę, miejsce akcji i sam region w bardzo sprawny sposób. Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć podobne efekty, także pod względem komercyjnym.
MR: Podczas festiwalu udało mi się porozmawiać z Philipem Gröningiem, reżyserem filmu „The Police Officer’s Wife”, który także ma dokumentalne doświadczenia. Powiedział, że kiedy robi dokument opiera się na bardzo dokładnym scenariuszu, natomiast, kiedy kręci film fabularny – często od niego odchodzi. Zastanawia mnie, jakie jest Twoje podejście i czy w przypadku nowego filmu różniło się od sposobu, w jaki zwykle pracujesz.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Wenecja 2013: Mała najbliższa ojczyzna
— Marta Bałaga

Z tego cyklu

Pani Zemsta
— Marta Bałaga

W drodze
— Marta Bałaga

Ze szkoły drukarskiej na festiwal w Wenecji
— Marta Bałaga

Samotność w wielkim mieście
— Marta Bałaga

Umarli milczą
— Marta Bałaga

Mała najbliższa ojczyzna
— Marta Bałaga

Obcy wśród nas
— Marta Bałaga

Ladies Punk
— Marta Bałaga

Anarchy in Sweden
— Marta Bałaga

Złoty Lew dla „Sacro GRA”

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.