Jaka jest nasza znajomość rosyjskiego rynku komiksowego? Śmiem stwierdzić, że znikoma. Kojarzymy przede wszystkim Romana Surżenkę, ale głównie dlatego, że od lat pracuje on nad spin-offami „Thorgala”. A czy komuś mówią cokolwiek nazwiska scenarzysty Aleksieja Wołkowa bądź rysownika Antona Sawinowa? Jeśli sięgnięcie po album wydany przez Global-Lab, poznacie przynajmniej jedno ich dzieło – super(anty)bohaterskiego „Doktora Lucida”.
Na zesłaniu w Piekle
[Anton Sawinow, Aleksiej Wołkow „Doktor Lucid” - recenzja]
Jaka jest nasza znajomość rosyjskiego rynku komiksowego? Śmiem stwierdzić, że znikoma. Kojarzymy przede wszystkim Romana Surżenkę, ale głównie dlatego, że od lat pracuje on nad spin-offami „Thorgala”. A czy komuś mówią cokolwiek nazwiska scenarzysty Aleksieja Wołkowa bądź rysownika Antona Sawinowa? Jeśli sięgnięcie po album wydany przez Global-Lab, poznacie przynajmniej jedno ich dzieło – super(anty)bohaterskiego „Doktora Lucida”.
Anton Sawinow, Aleksiej Wołkow
‹Doktor Lucid›
Roman Surżenko to bez wątpienia najbardziej popularny obecnie twórca komiksowy rodem z Rosji. Znają go – a przynajmniej powinni znać – wszyscy wielbiciele „Thorgala”. Od dekady bowiem pracuje on nad takimi „odpryskami” legendarnej serii, jak „
Louve”, „
Młodzieńcze lata” czy – okazjonalnie – „
Kriss de Valnor”. Mogłoby się wydawać, że prestiż, jaki wyrobił sobie na rynku frankofońskim, sprawi, iż przetrze szlaki innym. Tymczasem następców, niestety, nie widać, choć na pewno nie można mieć wątpliwości co do tego, że w dawnym Związku Radzieckim (nie możemy zapominać bowiem o
Ukrainie) nie brakuje ani zdolnych rysowników, ani utalentowanych scenarzystów. Być może któryś z nich przebije się – choćby na Wisłą – za sprawą komiksów wydawanych przez Global-Lab.
To młode wydawnictwo, które za punkt honoru postawiło sobie wprowadzenie na polski rynek niezależnych twórców rosyjskich. Jednym z pierwszych dzieł, jakie opublikowało, był super(anty)bohaterski komiks Aleksieja Wołkowa (scenariusz) i Antona Sawinowa (rysunki) zatytułowany „Doktor Lucid”. Angielskie imię tytułowego bohatera możemy przetłumaczyć na język polski jako „przejrzysty”, względnie „przezroczysty”, co odnosi się do jego niezwykłej natury. Jest to bowiem postać kojarząca się przede wszystkim z Cieniem, ale mająca też pewne atrybuty Batmana (vide latający samochód i różnego rodzaju „zabawki” militarne) i zapewne jeszcze kilku innych amerykańskich „bohaterów w trykotach”. Różni ich jednak to, że Lucid – mimo angielskiej ksywki – serce i umysł ma rosyjskie. Chociaż problemy, z jakimi musi się borykać, są – jak się okazuje – uniwersalne.
Akcję swego dzieła Wołkow umieścił w leżącym na Dalekim Wschodzie, tuż przy granicy z Chinami, fikcyjnym, choć obecnym w literaturze rosyjskiej, mieście Ensk. Zbudowali je Chińczycy po zakończeniu wojny domowej w Rosji, w czasie walk z hitlerowcami zsyłano tu jeńców niemieckich, jak również rosyjskich antykomunistów. Nic więc dziwnego, że przez lata powstało w Ensku społeczeństwo o specyficznej mentalności i moralności. W 2009 roku trafia tam, przeniesiony z Tweru, kapitan Paweł Bułgarin – możemy się tylko domyślać, że nie była to jego dobrowolna decyzja. Że, jak wielu innych wcześniej, został on do Enska zesłany. Miasto zalewane jest przez falę przestępczości; władze – w tym policja i prokuratura – są skorumpowane; wszystkim zdaje się rządzić tajemniczy Czarny Kwadrat (być może jest to odniesienie do głośnego na początku lat 90. ubiegłego wieku filmu Jurija Moroza, opowiadającego o walkach frakcyjnych na szczytach partii komunistycznej i KGB).
Jedynym człowiekiem – ale czy na pewno człowiekiem? – który ma wolę i możliwości, by powstrzymać degrengoladę miasta, jest Doktor Lucid. Stosowane przez niego metody wzbudzają jednak poważne wątpliwości; nie tylko że sięga on po przemoc, ale też nie waha się przelać krwi. Dlatego potrzebuje ludzi, którzy by po nim „sprzątali”. Pewnego dnia zwraca się z taką propozycją do Bułgarina. W zamian oferuje mu pomoc w rozprawieniu się ze zorganizowaną przestępczością w Ensku. Kapitan, choć niechętnie, przystaje na propozycję. W tomie pierwszym serii otrzymujemy, nie licząc „Epilogu”, który zapowiada to, co dopiero nadejdzie, cztery krótkie opowieści: „Mortuus Doktora Lucida”, „Stalowa Paszcza”, „Pierścienie Lumbrycydy” oraz „Siostra”. Trzy z nich są ze sobą fabularnie i stylistycznie powiązane, można je scharakteryzować jako paranormalny kryminał, z wieloma nawiązaniami do komiksów o Batmanie i Cieniu.
Jedna historyjka jednak, trzecia w kolejności, znacznie różni się od pozostałych. Dużo więcej tu inspiracji
Hellboyem i komiksami Mike’a Mignoli o Biurze Badań Paranormalnych i Obrony (chociaż i Batman gdzieś tam w tle pobrzmiewa). Klasyczny „czarny kryminał” miesza się też w „Pierścieniach Lumbrycydy” z horrorem (vide brytyjska „Kobieta-Wąż” Johna Gillinga z połowy lat 60. XX wieku). Jak więc widać, Aleksiej Wołkow dobrze odrobił lekcje na temat zachodniej popkultury. Inna sprawa, że jeszcze nie zawsze potrafi pozyskaną wiedzę zastosować w praktyce. Fabuła jest bowiem chropawa, dużo jest skrótów i nagłych przeskoków, które sprawiają wrażenie, jakby całość powstawała w pośpiechu i trochę na kolanie. Graficznie też mogłoby być ciekawiej, chociaż akurat formuła nawiązująca do „
Sin City” Franka Millera sprawdza się tutaj całkiem nieźle. Przyznam, że jestem ciekaw, co będzie dalej, ale jednocześnie mam nadzieję, że do następnego tomu obaj twórcy znacząco poprawią warsztat.
Obstawiam, że kolejne tomy wydane nie będą. Wydawca zrobił giga nakład, bez promocji i w słabym wydaniu (te kartonowe okładki to dramat, nie wiadomo jak to czytać, żeby się nie przełamały). Moim zdaniem wydawca wtopił. Może i stać ich na to (wszak to duży producent map), ale czy będą chcieli powtarzać eksperyment...