„Piekło” oznacza pożegnanie z postapokaliptyczną tetralogią francuskiego scenarzysty i rysownika Jean-Christophe’a Chauzy’ego „Reszta świata”. Losy bohaterów zostają doprowadzone do finału, który zapewne jednych usatysfakcjonuje, innym wyda się mało konkretny. Ale na pewno lepsze takie zakończenie niż fałszywie brzmiący happy end.
Znaki na niebie i ziemi
[Jean-Christophe Chauzy „Reszta Świata #4: Piekło” - recenzja]
„Piekło” oznacza pożegnanie z postapokaliptyczną tetralogią francuskiego scenarzysty i rysownika Jean-Christophe’a Chauzy’ego „Reszta świata”. Losy bohaterów zostają doprowadzone do finału, który zapewne jednych usatysfakcjonuje, innym wyda się mało konkretny. Ale na pewno lepsze takie zakończenie niż fałszywie brzmiący happy end.
Jean-Christophe Chauzy
‹Reszta Świata #4: Piekło›
Wszystko zawsze ma swój koniec! Francuski scenarzysta i rysownik Jean-Christophe Chauzy doszedł do wniosku, że postapokaliptyczą serię zatytułowaną „Reszta świata” należy zamknąć na czwartym tomie. I słusznie, ponieważ każdy kolejny fabularnie mógłby zaprowadzić autora na manowce. Zwłaszcza że począwszy od startu całej opowieści, jaki miał miejsce w 2015 roku, nie pojawiały się w niej, nie licząc oczywiście wybuchowego (w dosłownym znaczeniu tego słowa) otwarcia, żadne zwroty akcji, które wywoływałyby u czytelnika niekończącą się chęć sięgania po kolejne opasłe woluminy. W przeciwieństwie bowiem do swego belgijskiego kolegi po fachu Hermanna Huppena (twórcy również postapkaliptycznego „
Jeremiaha”) Francuz zdecydował się na linearną narrację, co wymagało od niego ścisłego trzymania się ciągu przyczynowo-skutkowego zdarzeń.
Trzy poprzednie części tetralogii – „
Reszta świata” (2015), „
Świat nazajutrz” (2016) oraz „
Granice” (2018) – trzymały odpowiedni poziom, jednocześnie przekonując, że Chauzy ewoluuje, głównie jako rysownik. Można było zastanawiać się natomiast, czy na finał przygotuje dla swoich czytelników coś nadzwyczajnego? I – przede wszystkim – czy oprze się pokusie sięgnięcia po happy end? Po lekturze „Piekła” znamy już odpowiedzi na oba pytania. A brzmią one: „nie” i „tak”. Chociaż w tym drugim przypadku można by rzec, że połowicznie…
W „Piekle” domknięto losy głównych bohaterów „Reszty świata”, czyli nauczycielki Marie, jej synów Jules’a i Hugona oraz ich ojca Christophe’a (który już wcześniej porzucił żonę dla młodszej i ładniejszej kochanki), a nawet psa Pluto. W wyniku tragicznych wydarzeń, jakie zaszły po katastrofie, chłopcy zostali rozdzieleni z matką. Kolejne miesiące żyją w przekonaniu, że Marie zginęła, gdy tymczasem dostała się ona w ręce zamieszkujących jedną z górskich dolin rabusiów, stając się seksualną niewolnicą ich przywódcy. Ojciec, przebywający w tym czasie w hiszpańskiej Grenadzie, nie ma żadnych wieści na temat tego, co dzieje się z synami i Marie. Targany wyrzutami sumienia decyduje się więc na porzucenie Solène, nielegalne przekroczenie Pirenejów i odszukanie najbliższych.
W takiej właśnie sytuacji zastajemy bohaterów u progu „Piekła”. Przyglądając się każdemu z nich, Chauzy zmuszony jest podzielić fabułę na trzy prowadzone równolegle i przeplatające się wzajemnie wątki. Jules i Hugo wciąż znajdują się w grupie nastolatków, którzy tworzą specyficzną komunę. Znalazłszy dach nad głową w zameczku na szczycie góry (przypominającym katarską twierdzę Montségur), są bezpieczni, lecz z czasem zaczyna im doskwierać głód. Dlatego podejmują decyzję o opuszczeniu dogodnego schronienia. W drodze natrafiają na niedobitki sekty Boskiej Sprawiedliwości, którzy porzuceni przez swego charyzmatycznego guru Marty’ego, błąkają się bez celu, tracąc stopniowo siły i wiarę. Oni też zostali zmuszeni do opuszczenia swego azylu – klasztornych murów – choć z zupełnie innych, dużo bardziej dramatycznych powodów. Teraz, wychodząc z założenia, że w jedności siła – obie grupy łączą się.
W poprzednich tomach Christophe był postacią drugoplanową; w „Piekle” wyrasta za to na jedną z najważniejszych. Jego determinacja, by odnaleźć synów, robi ogromne wrażenie. Samotnie przemierzając góry, zrujnowane miasta, co rusz znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zagrażają mu hordy dzikich zwierząt i nie mniej dzikich ludzi, gotowych zabić bez wahania za kęs chleba. Nawet kiedy mężczyzna trafia na osoby przyjaźniej wobec niego nastawione, nie może liczyć na żadną pomoc, bo niemożliwym przecież jest dzielić się z kimś, gdy samemu nic się nie posiada. Upadłego na duchu i zdrowiu, znajdują go ludzie gotowi nieść ulgę bliźniemu – przekornie jednak (i za tę fabularną krnąbrność należy scenarzystę szczególnie pochwalić!) nikomu nie przynosi to szczęścia. Obecna w tym epizodzie religijna paralela daje się odczytać na wiele sposobów.
I jest jeszcze Marie. Osamotniona i upodlona do granic człowieczeństwa, a jednak harda i zdeterminowana, gotowa zapłacić każdą (dosłownie: każdą!) cenę, aby odzyskać wolność i odnaleźć synów. Pod tym względem jest tak samo uparta, jak Christophe, o losie którego nic nie wie i który, jak możemy się domyślać, jest jej całkowicie obojętny. Z jej życia zniknął już dawno temu; pewnie nawet nie przychodzi jej do głowy, że niewierny mąż mógłby zaryzykować własnym istnieniem, stawiając sobie ten sam cel co ona. „Piekło” to obraz skrajnie odmiennych postaw ludzkich w obliczu katastrofy globalnej. Takiej, która odbiera wszelką nadzieję. Bo nawet jeżeli bohaterowie wierzą w to, że dotrą do cywilizowanego, być może nietkniętego kataklizmem świata, to i tak zdają sobie sprawę z tego, że już nigdy nie będą tacy, jak wcześniej. Dotyczy to także tych najmłodszych, których okrutny los zmusił do czynów dewastujących umysł i serce.
Format albumu pozwolił Jean-Christophe’owi Chauzy’emu na rozmach graficzny. W „Piekle” nie brakuje więc kadrów zajmujących całą stronę, a nawet pełne dwie plansze. Francuz wykorzystuje je głównie do podkreślenia skali dramatu, jaki stał się udziałem bohaterów. Co jednak najważniejsze, od debiutu serii w 2015 roku zdecydowanie poprawił swój warsztat. Rysunki są dopracowane do ostatniego szczegółu, pełne ekspresji, z bogato zarysowanym drugim i trzecim planem. Jedyne, co może rodzić pewne wątpliwości, to kreacja postaci, które – poza nielicznymi wyjątkami (w zasadzie zaliczają się do nich jedynie Jules i Hugo) – porażają turpistyczną brzydotą. Nie jest to jednak ta fascynująca szpetota, jaka charakteryzuje twórczość wspomnianego już wcześniej
Hermanna Huppena. Ale co tam, wszystko jeszcze przed Chauzym. Już nie w „Reszcie świata”, ale może w kolejnym, równie ambitnym cyklu udowodni, że nie jest gorszy od Belga.