„Lwy z Bagdadu” to inspirowana autentycznymi wydarzeniami opowieść o czterech lwach z bagdadzkiego zoo, które wydostały się na wolność podczas amerykańskiego bombardowania irackiej stolicy w kwietniu 2003 roku. Brian K. Vaughan i Niko Henrichon potraktowali przeżycia zwierząt jako paralelę ludzkiego losu. Powstała fascynująca, ale przejmująco gorzka historia z wyjątkowo depresyjnym morałem.
Te bomby spadły na nasz dom!
[Niko Henrichon, Brian K. Vaughan „Lwy z Bagdadu” - recenzja]
„Lwy z Bagdadu” to inspirowana autentycznymi wydarzeniami opowieść o czterech lwach z bagdadzkiego zoo, które wydostały się na wolność podczas amerykańskiego bombardowania irackiej stolicy w kwietniu 2003 roku. Brian K. Vaughan i Niko Henrichon potraktowali przeżycia zwierząt jako paralelę ludzkiego losu. Powstała fascynująca, ale przejmująco gorzka historia z wyjątkowo depresyjnym morałem.
Niko Henrichon, Brian K. Vaughan
‹Lwy z Bagdadu›
Trzydziestotrzyletni Brian K. Vaughan nie należy na razie do najbardziej znanych w naszym kraju amerykańskich scenarzystów komiksowych. Można się jednak spodziewać, że niebawem to się zmieni. A to dzięki jego znakomitym pracom, które w ostatnich miesiącach pojawiły się na polskim rynku – najpierw powstałej we współpracy z Pią Guerrą i Jose Marzanem juniorem serii science fiction „Y: Ostatni z mężczyzn” (uhonorowanej przed czterema laty Nagrodą Eisnera) oraz właśnie „Lwom z Bagdadu” (które z kolei w 2006 roku zostały uznane za najlepszą powieść graficzną przez serwis internetowy IGN). Na polską edycję czekają także inne komiksy, w których powstaniu Amerykanin brał udział, chociażby pojedyncze opowieści z klasycznych cykli „X-Men”, „Batman” czy „Green Lantern”. Znacznie mniejsze osiągnięcia ma natomiast rysownik Niko Henrichon, który – nim przyjął zaproszenie Vaughana – dał się poznać jedynie jako ilustrator napisanej przez Howarda Chaykina i Davida Tischmana powieści graficznej „Barnum!”. Mimo niezbyt wielkiego doświadczenia z zadania wywiązał się jednak znakomicie.
Amerykański scenarzysta oparł opowiedzianą w „Lwach z Bagdadu” historię na faktach. Gdy w kwietniu 2003 roku amerykańskie lotnictwo przystąpiło do bombardowania stolicy państwa rządzonego przez Saddama Husajna, rozpoczynając w ten sposób drugą wojnę w Zatoce Perskiej, ofiarą ataku padły między innymi zwierzęta w miejscowym ogrodzie zoologicznym. Wiele z nich zginęło pod bombami, inne wydostały się na zewnątrz i w ciągu następnych dni krążyły po ulicach zniszczonego miasta w poszukiwaniu jedzenia. Vaughan skupił uwagę na czterech lwach: starej i jednookiej lwicy Safie, młodej i walecznej Noor, jej malutkim synku Alim oraz przywódcy i obrońcy tego mikrostada, majestatycznym Zillu. Poza Alim, który przyszedł na świat już w zoologu, pozostałe koty pamiętają jeszcze, czym jest wolność. Choć coraz częściej jawi im się ona jedynie jako mgliste wspomnienie z czasów odległej młodości… Mimo to wciąż ją rozpamiętują. Młodsze lwy, Noor i Zill, nie tracą nadziei, że jeszcze kiedyś przyjdzie im zasmakować niczym nieskrępowanej swobody. Ona pragnie zapolować, on natomiast chciałby ujrzeć słońce zachodzące za mityczny horyzont. Nie spodziewają się, jak szybko stanie się to możliwe. I ile będzie się z tym wiązać nowych kłopotów i zagrożeń.
Gdy amerykańskie lotnictwo atakuje Bagdad, niektóre z pocisków spadają na zoo, niszcząc klatki i ogrodzenia. Lwy, nie zdając sobie sprawy z tego, czego właśnie są świadkami, opuszczają bezpieczne dotychczas schronienie. Czekająca na nich za rogiem wolność wydaje się niezwykle atrakcyjna i nęcąca – zwłaszcza dla żądnej przygód Noor i młodziutkiego Alego. Zwierzęta nie wiedzą jednak, czym jest wojna, a jedynymi ludźmi, których spotykały przez ostatnie lata, byli dokarmiający je dozorcy. Nie spodziewają się więc po nich niczego złego. Za tę naiwność przyjdzie im niebawem zapłacić bardzo wysoką cenę. Nim jednak do tego dojdzie, rzucone w wir tragicznych i okrutnych wydarzeń podejmą rozpaczliwą próbę normalnego funkcjonowania w nienormalnym świecie. I chociaż obrócone w gruzy ulice staną się swoistą miejską dżunglą, okaże się, że panujące w niej zasady zdecydowanie nie są zgodne z odwiecznymi prawami natury. W tej dżungli bowiem panem jest człowiek – i to do niego będzie należeć ostatnie słowo.
Historię stworzoną przez Vaughana rozpatrywać można na kilku płaszczyznach. Nie ma oczywiście wątpliwości co do tego, że lwy z bagdadzkiego zoo potraktowane zostały przez autora jako alegoria narodu irackiego – najpierw przez wiele lat zniewolonego przez bandycki reżim Saddama Husajna, później zaś wyzwolonego przez obcych mu kulturowo i cywilizacyjnie Amerykanów i ich sojuszników. Wolność przyniesiona Irakijczykom na lufach czołgów okazała się, jak wiemy, wyjątkowo gorzka, doprowadziła bowiem do rozpętania dwóch kolejnych wojen: zewnętrznej – z „wyzwolicielami” traktowanymi przez wielu jako najeźdźcy, oraz wewnętrznej – domowej, pomiędzy przedziwną koalicją dawnych zwolenników prosocjalistycznego dyktatora i muzułmańskich ortodoksów a propagatorami otwarcia kraju na Zachód. Każda z nich przez następne lata po obaleniu rządów Husajna przynosiła setki, jeśli nie tysiące ofiar. Komiksowe lwy, całkowicie zagubione w wojennej pożodze, są ich symbolem. O stopniu dezorientacji większości narodu irackiego może świadczyć scena rozgrywająca się nad brzegiem Tygrysu, w której na pytanie Alego, o co toczy się walka, przypadkowo spotkany żółw z wielką irytacją odpowiada filozoficznie: „Niech mnie szlag, jeśli wiem, synu…”.
Nie oznacza to jednak, że autorzy komiksu ograniczają się jedynie do potępienia w czambuł amerykańskiej interwencji. Czyniąc tak, postawiliby zdecydowanie krok za daleko. Nie można bowiem zapominać o przeszłości Iraku i zbrodniach dokonywanych przez rządzącego tym krajem przez niemal ćwierć wieku satrapę. Do tego epizodu historii kraju nawiązuje długa sekwencja w pałacu dawnego dyktatora. W pojawiającej się w niej postaci krwiożerczego niedźwiedzia Fajera nietrudno dopatrzyć się samego Husajna. Znamienne są wypowiadane przez niego ostatnie słowa, gdy stratowany przez stado koni leży ze złamanym krzyżem: „Wykończcie mnie już”. I komentarz Zilla: „On nie zasługuje na szybką śmierć”. Gdy komiks ukazał się w Stanach Zjednoczonych – a miało to miejsce we wrześniu 2006 roku – dyktator żył jeszcze. Jednak już trzy miesiące później, na mocy wyroku wydanego przez iracki Trybunał Narodowy, zawisł na szubienicy. Szczerze mówiąc, śmierć rzeczywistego despoty była znacznie bardziej humanitarna niż jego komiksowego wcielenia.
Czytając „Lwy z Bagdadu”, trudno ukryć wzruszenie. Vaughan przedstawia bowiem konflikt iracki z punktu widzenia jego niewinnych ofiar. Ta optyka nie pozwala wprawdzie na rozwinięcie w komiksie szerszej dyskusji na temat sensowności formy amerykańskiej interwencji w tym kraju – scenariusz ma przecież jednoznacznie pacyfistyczny wydźwięk – ale przynajmniej skłania do refleksji. Można się jedynie trochę zżymać na to, że postawione przez scenarzystę pytania, mające charakter czysto retoryczny, skłaniają do udzielenia „jedynie słusznych” odpowiedzi. Na szczęście co do intencji autora nie można mieć żadnych zastrzeżeń – w tej pozbawionej dwuznaczności i moralnych dylematów opowieści zło zostaje w odpowiedni sposób napiętnowane. Dobrze się też stało, że Vaughan nie uległ typowo amerykańskiej pokusie dopisania do tej historii happy endu. Zepsułoby to cały efekt, nie mówiąc już o przeinaczeniu faktów.
Komiks ten nie tylko świetnie się czyta, ale i ogląda. Realistyczna kreska Henrichona ma swoje źródła w europejskiej klasyce (vide Grzegorz Rosiński, Jean Giraud, Griffo, Yves Swolfs). Wzrok przyciąga także bogactwo barw – choćby czerwieni (spowite ogniem ulice miasta) – oraz znakomicie poprowadzona gra półcieniami (sceny rozgrywające się wewnątrz pałacu). Rysownik nieźle radzi sobie nie tylko w małych kadrach, lecz również w większych formach, rozpisanych na dwie plansze. W pamięć zapadają zwłaszcza dwa obrazy: moment, w którym przed obliczem starej Safy i młodego Alego wyrastają nagle potężne lufy czołgów widzianych przez nich po raz pierwszy, oraz panorama płonącego Bagdadu z zachodzącym słońcem w tle. Podobno to życie podpowiada najlepsze scenariusze; jak się okazuje, wizje malarskie chyba również. „Lwy z Bagdadu” to drapieżna opowieść o bestialstwie wojny. I chociaż młodziutki, ciekawy świata Ali zdaje się być braciszkiem bliźniakiem Simby z disneyowskiego „Króla Lwa”, pod żadnym pozorem nie należy komiksu Vaughana i Henrichona dawać do czytania dzieciom. Będą miały koszmary!