Na jakiej zasadzie ocean wybrał inspiracje do stworzenia „gości”? Sami bohaterowie nieraz się nad tym zastanawiają, niestety wniosków nie pomaga formułować fakt, że autor nie pisze wiele na temat towarzyszy pozostałych mieszkańców stacji. Czy byli tym, co najbardziej jątrzy i boli, czy raczej spełnieniem ukrytych pragnień?
Pierwszą z istot, która pojawia się na kartach książki jest „ogromna Murzynka” w spódniczce z trawy. Dziwaczne wydało mi się to, że z opisu wynika, jakby wzbudziła w Kelvinie przede wszystkim odrazę („Kim była ta poczwarna Afrodyta (…) Odruchowo oczekiwałem wstrętnego, wyraźnego odoru jej potu”), zamiast zdziwienia, że ktoś taki wędruje korytarzami położonej daleko od Ziemi stacji, na której teoretycznie powinno mieszkać wyłącznie trzech naukowców.
Wynotowałam sobie fragmenty wypowiedzi Snauta: „Co to jest człowiek normalny? Taki, co nigdy nie popełnił niczego ohydnego? Tak, ale czy nigdy o tym nie pomyślał? A może nie pomyślał nawet, tylko coś w nim pomyślało, wyroiło się (…) a teraz wyobraź sobie, że naraz, w pełnym dniu, wśród innych ludzi, spotyka TO ucieleśnione, przykute do siebie, niezniszczalne. (…) Pomyśl o… o fetyszyście, który zakochał się, bo ja wiem, w kawałku brudnej bielizny (…). Który jednocześnie brzydzi się swej pożądliwości i szaleje za nim (…). Nasza własna, monstrualna brzydota, nasze błazeństwo i wstyd!!! (…) Gdybyś był prześladowany przez gotową czynić dla ciebie wszystko maszkarę”. Cybernetyk nazywa też Kelvina „niewinnym chłopcem”, najwidoczniej sądząc, że przyczynienie się do samobójstwa ukochanej osoby mniej waży niż to, co – jak twierdzi – nigdy się nie wydarzyło, o czym tylko myśleli. Gdzie indziej mówi też „ty jesteś inny”, zatem można sądzić, że istoty posłane jemu i Sartoriusowi są do siebie bardziej podobne niż do Harey.
Czyżby „goście” pozostałych naukowców byli po prostu ich ucieleśnionymi seksualnymi fantazjami. Czy byłoby to aż tak banalne? Tabu kulturowe, które sparaliżowało Snauta i Sartoriusa tak, że byli zdolni tylko do ukrywania i ponawiania prób zniszczenia oceanicznych tworów. Gdy czytałam fragment o pilocie Bertonie, który zobaczył w oceanie rzeczy tak dziwne i straszne, że doprowadziło to go do rozstroju nerwowego i wymiotów, przypomniał mi się mój dziadek. W swej pracy zajmował się między innymi wypadkami górniczymi, skąd mniemam, że widział niejedno, a jednocześnie pamiętam babcię opowiadającą o filmie, że „musieli wyłączyć telewizor, kiedy oni tak się zaczęli całować w tej taksówce” ponieważ dziadek stwierdził, że zaraz zwymiotuje. Czyżby w pokoleniu Lema, zwłaszcza wśród ludzi wywodzących się z rodzin inteligenckich, zahamowania były aż tak wielkie, a postawa naukowców ze stacji nad oceanem stanowiła tego odzwierciedlenie?
Sartorius na pewno ma się czego wstydzić, skoro Kelvin wspomina, że słyszy lekkie kroki (i – jakże naiwnie, zwłaszcza, jak na psychologa, zastanawia się, czy należą one do karła), a przy innej rozmowie zauważa „tylko [Snaut] obruszał się na moje nieostrożne słowa. Sartorius zdawał się ich nie obawiać. Czyżby to znaczyło, że jego »gość« z natury jest mniej bystry od »gościa« Snauta”. „Stchórzy… ale tylko przez kapelusik. Kapelusika nie zdradzi nikomu, taki odważny to on nie jest” stwierdza pod koniec książki cybernetyk. Sporo wskazuje więc na to, że pokładowy fizyk miał skłonności pedofilskie.
A kto przybył do cybernetyka? Niestety, w tym przypadku Lem nie zdradził żadnych szczegółów, co frustruje mnie nawet bardziej niż nieznajomość motywów oceanu. Na miejscu Kelvina pewnie starałabym się za wszelką cenę dowiedzieć, co skrywają towarzysze. Przy okazji dodam, że Snaut wydał mi się najbardziej ludzki z całej ekipy i wzbudził cień sympatii, który jednak blednie, gdy pomyśleć, że to on zastrzelił Harey. Niewątpliwą zaletą „Solaris” jest to, że „siedzi w głowie” długo po lekturze i skłania do refleksji. Oto przyszło mi na myśl, że może sytuacja z „gościem” Snauta przypomina drugą część „Łowcy androidów”, to znaczy, że odpowiedź czytelnik miał przed oczami - co, jeśli Kelvin jednak nie śnił (coś nazbyt składnie i rzeczowo brzmiała ta rozmowa), jeśli Snauta nawiedzała kopia Gibariana? Warto zwrócić uwagę, że okoliczności śmierci tego naukowca są niejasne, a wyjaśnienia udzielane przez cybernetyka dość mętne. Z pozostawionych materiałów wynika, że Gibarian zabrał się za metodyczne szukanie odpowiedzi, z czego by wynikało, że podszedł do sprawy najmniej emocjonalnie. Dlaczego więc miałby popełniać samobójstwo? Wypytywany o okoliczności śmierci szefa, cybernetyk reaguje bardzo nerwowo.
Ja uważam że te wtręty wykładowe nie służą wyłożeniu czegokolwiek oprócz pokazania że przykładanie miar ludzkiej nauki do czegoś całkowicie obcego mówi więcej o ludzkiej nauce niż o badanym obiekcie. Te wszystkie klasyfikacje i rozróżnienia mające opisywać ocean są sztuczne i do niczego nie prowadzą i moim zdaniem właśnie o to chodziło Lemowi. Nie dysponujemy narzędziami do badania czegoś absolutnie obcego ale i tak będziemy próbowali. Kilka zadań i komentarzy nie pozwoliłoby zrozumieć jak długo trwają i jak bezowocne są próby zbadania oceanu.