Policjantka na wirażu [Mons Kallentoft „Jesienna sonata” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Dlaczego tłumacz trzeciej części tetralogii Monsa Kallentofta o kryminalnych przygodach komisarz Malin Fors przetłumaczył szwedzką „Jesienną ofiarę” na, kojarzącą się bezpośrednio ze słynnym filmem Ingmara Bergmana, polską „Jesienną sonatę” – trudno stwierdzić. Choć nawet po dłuższych kalkulacjach nie przychodzi żaden inny trop poza komercyjnym wykorzystaniem zakorzenionego już w świadomości wielbicieli kultury skandynawskiej tytułu.
Policjantka na wirażu [Mons Kallentoft „Jesienna sonata” - recenzja]Dlaczego tłumacz trzeciej części tetralogii Monsa Kallentofta o kryminalnych przygodach komisarz Malin Fors przetłumaczył szwedzką „Jesienną ofiarę” na, kojarzącą się bezpośrednio ze słynnym filmem Ingmara Bergmana, polską „Jesienną sonatę” – trudno stwierdzić. Choć nawet po dłuższych kalkulacjach nie przychodzi żaden inny trop poza komercyjnym wykorzystaniem zakorzenionego już w świadomości wielbicieli kultury skandynawskiej tytułu.
Mons Kallentoft ‹Jesienna sonata›Mons Kallentoft założył sobie, że napisze cztery powieści kryminalne, których bohaterką będzie Malin Fors, komisarz policji z Linköpingu. Dlaczego cztery, a nie trzy albo pięć (lub jeszcze więcej)? To proste - akcja każdej z nich miała się bowiem rozgrywać w innej porze roku. Na początek poszła więc zima (vide debiutancka „ Ofiara w środku zimy” z 2007 roku), następnie lato („ Śmierć letnią porą” sprzed czterech lat), po którym - już zgodnie z kalendarzem - nastąpiła jesień (opublikowana w ojczyźnie pisarza rok później „Jesienna sonata”); wiosna musiała cierpliwie poczekać na koniec serii (polska edycja „Zło budzi się wiosną” jest już w przygotowaniu). Jeśli zatem autor nie ugnie się po presją czytelników albo wydawcy, lepiej się do komisarz Fors zbytnio nie przyzwyczajać, ponieważ już za kilka miesięcy najprawdopodobniej rozstaniemy się z nią na zawsze. A nie da się ukryć, że jest to bohaterka, która potrafi przyciągnąć uwagę - głównie dlatego, że cała składa się z wad i w przeciwieństwie do wielu innych stróżów prawa ze Skandynawii niejednokrotnie sama zasługuje na to, aby wylądować za kratkami. W trzeciej powieści cyklu naprawdę niewiele brakuje, aby stało się to faktem. Inna sprawa, że równie dobrze sąsiednia cela aresztu powinna zostać zarezerwowana dla jej kolegi z pracy Waldemara Ekenberga… Kiedy poznaliśmy Malin, była kobietą w średnim wieku i po przejściach. Od tamtej chwili minęły jednak dwa lata i pani komisarz nie zmarnowała tego czasu - zrobiła sporo, by stoczyć się jeszcze niżej i jeszcze bardziej zagmatwać i tak już dalekie od prostych swoje drogi życiowe. A wcale tak nie musiało być. Po dramatycznych wydarzeniach, opisanych przez Kallentofta w poprzedniej powieści, w które wciągnięta została córka Fors, czternastoletnia wówczas Tove, mogło się wydawać, że w ramach leczenia traumy sytuacja rodzinna dzielnej funkcjonariuszki wróci do względnej normy. W każdym razie Malin pogodziła się ze swoim eksmężem Jannem i nawet przeprowadziła się z córką do jego domku pod Malmslätt niedaleko Linköpinga. Niestety, po kilku tygodniach spokoju powróciły dawne urazy i od nowa zaczęły się kłótnie; w efekcie Janne, strażak, pracujący w przeszłości dla Służb Ratowniczych w Bośni, Rwandzie i Sudanie, postanowił wyjechać na kolejną miesięczną misję do Afryki, wierząc w to, że krótkie rozstanie pozwoli wyciszyć emocje i po powrocie naprawić wszystkie błędy. Nic z tego jednak - osamotniona Fors leczyła chandrę alkoholem, a Tove, nie mogąc dogadać się z matką, znikała po szkole na długie godziny. Skończyło się na ponownym rozstaniu - tym boleśniejszym dla pani komisarz, że tym razem córka postanowiła zostać w domu ojca. Stan psychiczny i fizyczny Malin nie uchodzi oczywiście uwagi kolegów z pracy, ale i oni przeżywają kłopoty. Karima Akbara, komendanta policji w Linköpingu, właśnie opuściła żona, by z synem przenieść się do swego kochanka w Malmö; Börje Svard wziął długi urlop, aby zaopiekować się umierającą na stwardnienie rozsiane małżonką; z kolei Zacharias „Zeke” Martinsson nie może pogodzić się z przeprowadzką swojego syna Martina do Kanady, gdzie robi on karierę zawodowego hokeisty w lidze NHL. Jedynym, na którego tak naprawdę może liczyć Fors jest jej bezpośredni przełożony, szef Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Sven Sjöman - kłopot jednak w tym, że jest on zwolennikiem dość drastycznego rozwiązania problemu, które zdecydowanie nie podoba się Malin. Efekt jest taki, że kobieta pogrąża się w samotności, depresji i nałogu, czym zraża do siebie zarówno eksmęża, jak i córkę; nie pozostaje to także bez wpływu na jej pracę. Tym bardziej że przed funkcjonariuszami z Linköpingu staje nie lada zadanie - wyjaśnienie zagadki okrutnej zbrodni na nowym właścicielu zamku Skogså, milionerze i prawniku z zawodu Jerrym Petterssonie. Jego zwłoki znajdują pewnego ranka dwaj dzierżawcy ziemi, którzy przybyli na organizowane przez biznesmena polowanie; ciało Petterssona leży w fosie, z czterdziestoma ranami kłutymi zadanymi w tułów, choć, jak wykazuje sekcja zwłok, to nie one, ale potężne uderzenie kamieniem w głowę, było przyczyną śmierci. Chętnych do pozbycia się milionera nie brakowało, policjanci są więc zmuszeni do prowadzenia wielotorowego śledztwa. Jeden z tropów wiedzie prosto do arystokratycznej rodziny Fågelsjö, która straciła zamek Skogså z powodu nieudanych operacji finansowych; inny - do ukrywającego się przed szwedzkim wymiarem sprawiedliwości w Hiszpanii malwersanta Jochena Goldmana, którego reprezentantem prawnym był Pettersson. To jeszcze nie wszystko. W miarę rozwoju dochodzenia okazuje się bowiem, że Jerry był w młodości związany uczuciowo z Katariną Fågelsjö, córką nestora rodu Axela; na dodatek gdy miał dziewiętnaście lat był uczestnikiem wypadku samochodowego, w którym zginęła jedna osoba, a druga - młoda dziewczyna - doznała nieodwracalnych uszkodzeń czaszki i do dziś znajduje się w stanie wegetatywnym. Z biegiem czasu liczba podejrzanych rozrasta się, a atmosfera zagęszcza - tym bardziej że policjanci mają dziwne wrażenie, iż żadna z przesłuchiwanych przez nie w związku ze śledztwem osób nie mówi całej prawdy. Dla Malin dochodzenie to jest, z przyczyn wzmiankowanych już wcześniej, najtrudniejszym w karierze. Choć zdaje sobie ona sprawę z własnych słabości, nie potrafi sobie z nimi poradzić, czym drażni nie tylko służbistę Sjömana, ale nawet zawsze jej sprzyjającego Martinssona. Kallentoftowi udała się w „Jesiennej sonacie” rzecz, z którą miał pewne problemy w poprzednich powieściach poświęconych komisarz Fors - wreszcie udanie połączył wątek kryminalny historii z obyczajowym i psychologicznym. Czytelnik nie ma tym razem poczucia, że czyta dwie książki upchnięte w jednym tytule. Pomogła w tym wydatnie hiszpańska eskapada Malin, podczas której pani komisarz z jednej strony spotyka się z Goldmanem, by przesłuchać go w sprawie jego interesów z Petterssonem, ale jednocześnie odwiedza także swoich rodziców, którzy, jak na zamożnych szwedzkich emerytów przystało, wygrzewają swoje stare ciała pod słońcem Teneryfy. I chociaż akcja tego fragmentu powieści rozgrywa się w wyjątkowo ciepłym klimacie, są to jedne z najbardziej ponurych epizodów książki - to właśnie po powrocie z Wysp Kanaryjskich Malin wpada w największą depresję, zdając sobie sprawę z tego, że jest zupełnie sama. Że sytuacja, w której się znalazła, przerosła ją o milę. I co gorsza - że nie ma z niej dobrego wyjścia. Jedynym ratunkiem jest praca… Niestety, wciąż jeszcze szwankuje rozwiązanie zagadki; co udowodniły już „ Ofiara w środku zimy” oraz „ Śmierć letnią porą”, to największy mankament pisarstwa Kallentofta i nic się pod tym względem nie zmieniło. Niby wszystko jest logicznie poukładane i wyjaśnione, ale mimo to po dobrnięciu do ostatniej strony czytelnik może odczuwać rozczarowanie - przyczyna zbrodni na Petterssonie jest bowiem zdecydowanie zbyt wydumana. W każdym razie inni, niż rzeczywisty morderca, mieli znacznie istotniejsze powody do wysłania milionera na tamten świat, a jednak tego nie zrobili. Wynikło to zapewne z tego, że autor za wszelką cenę pragnął zmylić tropy i przy okazji niektóre wątki opowieści zbyt mocno uwypuklił, zapominając jednocześnie o tym najważniejszym. Cóż, wychodzi na to, że Kallentoft musi się jeszcze nieco poduczyć u swoich zdolniejszych kolegów i koleżanek po fachu.
|
@dlaczego przetłumaczył "Jesienną ofiarę" na "Jesienną sonatę"
pewnie dlatego, że wcześniej kto inny wtopił dając "Krew w środku zimy" jako "Ofiarę w środku zimy" i byłyby dwa polskie tytuły z ofiarą