Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹To, co najlepsze w SF. Tom 3›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTo, co najlepsze w SF. Tom 3
Tytuł oryginalnyYear’s Best SF – vol. III
Data wydania2001
RedakcjaDavid G. Hartwell
Wydawca Zysk i S-ka
CyklTo, co najlepsze w SF
ISBN83-7150-882-4
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Przeczytaj to jeszcze raz: Drugie spojrzenie
[„To, co najlepsze w SF. Tom 3”, „To, co najlepsze w SF. Tom 4” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Dwie kolejne antologie z serii „To, co najlepsze w SF” może nie składają się z samych arcydzieł, ale są na tyle różnorodne, by czytelnicy mogli znaleźć w nich coś dla siebie.

Beatrycze Nowicka

Przeczytaj to jeszcze raz: Drugie spojrzenie
[„To, co najlepsze w SF. Tom 3”, „To, co najlepsze w SF. Tom 4” - recenzja]

Dwie kolejne antologie z serii „To, co najlepsze w SF” może nie składają się z samych arcydzieł, ale są na tyle różnorodne, by czytelnicy mogli znaleźć w nich coś dla siebie.
Lektura dwóch pierwszych antologii z serii „To, co najlepsze w SF” okazała się na tyle przyjemna, bym poszukała sobie kolejnych tomów. Choć widać wyraźnie, że David Hartwell ma swoich ulubionych autorów i tematy, prezentowane teksty są zróżnicowane i zawsze znajdzie się kilka takich, które szczególnie przypadną do gustu. Sam redaktor w którymś momencie stwierdza, że jego zdaniem dobre opowiadanie SF powinno być rozwinięciem konkretnej, postawionej przez autora tezy. Jako że mam odmienne zapatrywania w tej kwestii – cenię przede wszystkim trudną do zdefiniowania wyrazistość (składają się na nią zarówno styl, klimat, jak i pomysły) oraz bohaterów – parę utworów spełniających wymogi Hartwella najzwyczajniej w świecie mnie znudziło. Ogólne wrażenie jest jednak dobre, samo zestawienie tekstów jest interesujące – w „Tym, co najlepsze…” można znaleźć szerokie spektrum od hard SF po historie alternatywne i opowiadania, gdzie gadżety rodem z SF pełnią funkcję symboliczną.

‹To, co najlepsze w SF. Tom 3›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTo, co najlepsze w SF. Tom 3
Tytuł oryginalnyYear’s Best SF – vol. III
Data wydania2001
RedakcjaDavid G. Hartwell
Wydawca Zysk i S-ka
CyklTo, co najlepsze w SF
ISBN83-7150-882-4
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Wszystko płynie
Tom trzeci otwiera „Zoo w Petting” Gene’a Wolfe’a. Dwie antologie z lat poprzednich również zawierały opowiadania tego pisarza ale „Zoo…” spodobało mi się spośród nich najbardziej. Podobnie jak w następnym utworze – „Świetlikowym drzewie” Jacka Williamsona, elementy SF stanowią tutaj raczej ozdobę, niż sedno. Obydwa utwory są nostalgicznymi opowieściami o utracie dzieciństwa, przesyconymi melancholijnym klimatem. W zupełnie innym tonie, humorystycznym, choć nie pozbawionym nuty refleksji utrzymani są „Nostalginauci” S.N. Dyer. Główni bohaterowie opowiadania to młodzi ludzie u progu dorosłości, a wątek przybyszów z przyszłości służy przede wszystkim uwypukleniu obaw i nadziei nastolatków. Tekst broni się przede wszystkim celnymi obserwacjami obyczajowymi i zawartą w nim satyrą na pogoń za życiowym sukcesem (albo raczej tym, co za życiowy sukces uważa większość społeczeństwa).
Niejako na przeciwnym biegunie znajdują się opowiadania, których bohaterowie usiłują zatrzymać lub oszukać czas. Przykładem tekstu, gdzie pojawia się ten wątek jest „Szuru-buru, pająk” Jamesa Patricka Kelly’ego. Podobnie, jak w przypadku Wolfe’a, utwory tego autora były do tej pory publikowane w każdym tomie antologii. Niezaprzeczalnym atutem każdego z nich są wiarygodni psychologicznie bohaterowie. Osobiście lubię opowiadania, w których fantastyczne motywy służą przekazaniu prawdy o ludziach. „Szuru-buru pająk” to opis jednej sceny, gdzie bohaterka odwiedza swojego zniedołężniałego ojca, emerytowanego aktora, pragnąc dokonać rozrachunku z przeszłością i zrozumieć swoich rodziców. Myśli i spostrzeżenia zawarte w tekście można by ująć w konwencji realistycznej, ale postać androida-dziecka jest swego rodzaju katalizatorem, pozwala je bardziej uwypuklić, wyjaskrawić pewne tendencje. Przedstawiona sytuacja jest zarazem absurdalna i przejmująca.
Sztuczne dzieci pojawiają się też we „Fletni pana” Briana Stableforda. Niektórzy rodzice nie chcą przyjąć do wiadomości, że ich pociechy dorastają. W świecie przedstawionym w opowiadaniu zmniejszenie śmiertelności wynikające z postępu medycyny wymusiło ograniczenie przyrostu naturalnego, co z kolei pociągnęło za sobą popyt na niestarzejące się istoty, trzymane w domach w celu podtrzymywania iluzji szczęśliwej rodziny. Sądzę, że ten pomysł sprawdziłby się albo w krótkim opowiadaniu-obrazku, albo w formie dłuższej, gdzie miałyby miejsce jakieś dramatyczne wydarzenia. Tymczasem utwór Stableforda nieco nudzi, czytelnik spodziewa się czegoś bardziej efektownego, a tymczasem fabuła sprawia wrażenie jakby się urywała po tym, jak autor zaprezentował już swoją koncepcję. Wątki medyczno-biotechnologiczne pojawiają się też w „Yeyuce” Grega Egana, gdzie zaawansowana technologia pozwoliła na wyeliminowanie niemal wszystkich chorób, poza jedną, wciąż dręczącą mieszkańców ubogich krajów. I w tym przypadku wadą jest emocjonalny chłód tekstu.
Bardzo spodobał mi się natomiast „Romans biurowy” Terry’ego Bissona. To kolejne już opowiadanie tego autora przedrukowane z Playboya, pod wieloma względami podobne do „Na najwyższym piętrze” tegoż autora z poprzedniego tomu antologii. Odmienne zakończenie całkowicie zmienia jednak wydźwięk tej historii. Dobre wrażenie robi inwencja językowa i bardzo charakterystyczny styl Bissona. Owszem, tematem jest tytułowy romans, ale ten inteligentny, smutny tekst opowiada o samotności, zamknięciu, zagubieniu, a nade wszystko zapętleniu ludzkiego życia. Jego bohaterowie sami zamknęli się w klatce.
Na uwagę zasługuje „Piękno wśród nocy” Silverberga ze względu na ciekawe portrety psychologiczne bohaterów, zmuszonych żyć na okupowanej przez obcych Ziemi. Sami kosmici wypadają raczej typowo, niemniej ważniejsza jest tu historia nieszczęśliwej rodziny protagonisty. Dla odmiany „Na mą modłę zawsze wierna tobie” Nancy Kress jest lekką, stylową opowiastką opartą na pomyśle, „co by było, gdyby ludzie mogli traktować uczucia jak ubrania”. Satyrą na modę jest także „Londyńska kość” Michaela Moorcocka. Po lekturze paru opowiadań o Elryku miałam jak najgorsze mniemanie o autorze. Tymczasem styl „Londyńskiej kości” jest zupełnie odmienny od tego, jakim napisano utwory o albinosie władającym wyjącym z ekstazy mieczem. Osobiście nie zaliczyłabym opowiadania Moorcocka do SF, nie ma tam bowiem żadnej zaawansowanej technologii a akcja toczy się w drugiej połowie XX wieku. Główny bohater nazywa sam siebie spekulantem kulturalnym, zarabia pośrednicząc w sprzedaży dzieł sztuki lub inwestując w przedstawienia teatralne. Pewnego dnia otrzymuje propozycję wprowadzenia na rynek nowego towaru – tytułowej kości. Czytając zdania w rodzaju: „moja rola polega na (…) wyjaśnianiu, jak śliczne, wspaniałe, eleganckie i magiczne jest to wszystko. (…) Amerykanie potrzebują pierdół tak, jak misie koala liści eukaliptusa”, „Sprzedajemy to, co wszyscy znają (…) Sprzedajemy urok i kolor na metry”, „To zadziwiające, jakie gówno wciska się ludziom. W każdą historię upychają seks, przemoc i pieniądze”, bawiłam się myślą, że może to autoironiczny komentarz autora do jego własnych utworów fantasy. Ale to zapewne nadinterpretacja.
Mimo iż nie jest to rozbudowany tekst – „Mądrość starej ziemi” Michaela Swanwicka robi wrażenie klimatem. Dobry pomysł wyjściowy i sensacyjna intryga stanowią z kolei atuty „Uniwersalnych naśladowców” Toma Coola. Ambitna żona milionera pojawia się także w „Pięknej Weronie” R. Garcii Robertsona. Zabawnym pomysłem było przedstawienie uzależnionego od VR bohatera, którego życie codzienne wydaje się czytelnikowi ciekawsze od symulacji, w jakie grywa. Czegoś mi jednak zabrakło, ot, przygodowy tekst do przeczytania i zapomnienia.
Krótkie humorystyczne „Do góry nogami” Geoofreya Landisa oraz „Pocałuj mnie” Katherine McLean nie są na tyle śmieszne, by zapaść w pamięć na dłużej. Pomysł, na którym oparto „Pana bladolicego” Raya Bradbury’ego nie jest świeży a wykonanie mnie nie porwało. Sądzę, że składające się wyłącznie z opisów miejsc „Trzynaście widoków tekturowego miasta” Williama Gibsona może być ciekawostką dla fanów jego „Trylogii mostu” jednak nie broni się jako samodzielny tekst. W „Prawie gościnności” Johna C. Wrighta barwnie wypada opis ludzi przystosowanych do życia w stanie nieważkości, ale już fabuła jest prościutka i przewidywalna a neofeudalizm w kosmosie kompletnie mnie nie przekonuje. „Kraina kanarków” Toma Purdoma jest mdła, w „Głosie” Gregory Benford zachwala czytanie książek, nie robi tego jednak ciekawie. Może i pomysł na połączenie westernu i postapo (chyba, zważywszy na to, że część bohaterów posiada pojazdy spalinowe, ale ogólny poziom technologiczny jest niski) w „Great Western” Kima Newmana nie był zły, ale historyjka z weteranem pomagającym samotnym kobietom bronić farmy przed zakusami bogatego sąsiada jest do bólu sztampowa. Wreszcie nie przypadły mi do gustu ani fabuła ani koncepcja wyjściowa „Tajemniczej lampki mendlowskiej”. Choć niektórym amisze hodujący wybuchowe świetliki zapewne wydadzą się zabawni.
1 2 »

Komentarze

23 VII 2015   10:10:40

To ja w duchu postscriptum dodam jeszcze, że czytałem kilka tomów z tej serii (także te, które nie ukazały się po polsku, a jeden z nowszych recenzowałem nawet dla "Esensji") i część trzecią uważam za najlepszą. Znalazły się tam trzy znakomite, moim zdaniem, opowiadania — "Głos", "Yeyuka" (nie rozumiem, jak można zarzucać jej "emocjonalny chłód") oraz "Piękno wśród nocy" (gdzie, jak pisał redaktor, autor osiągnął "pierwotną potęgę wellsowskiego pomysłu [o inwazji Obcych]") — i szereg dobrych. A "Trzynaście widoków tekturowego miasta" Gibsona to akurat eksperyment literacki, może nie porywający, ale bardzo ciekawy. Nie powinno się go oceniać w kategoriach zwykłego opowiadania.

23 VII 2015   12:09:17

Gusty są różne, a ja po prawdzie jestem wybredna albo też - podobają mi się opowiadania, które potrącą we mnie jakąś strunę. Stwarza to ryzyko, że spodoba mi się coś, co obiektywnie mówiąc jest gorsze, ale jego temat w jakiś sposób koresponduje z moim życiem, poglądami itp.

Co do opowiadań wymienionych - "Głos" jak dla mnie o niczym szczególnym, kolejne zachwalanie czytania, niby fajnie ale to już było. "Dziewiąty Av" Simmonsa, gdzie również pojawił się wtórny analfabetyzm podobał mi się znacznie bardziej. No i ta kwestia Głosu panującego nad ludźmi. To by się aż prosiło o jakąś sensacyjną fabułę, bunt przeciwko systemowi itp. pościgi, ucieczki, ruch oporu i temu podobne.

A "Yeyuka" nie przekonuje mnie wizja świata, w którym pokonano w zasadzie wszystkie choroby, jest zbyt nieprawdopodobna a to, że mieszkańcy Afryki wciąż cierpią na jedną w porównaniu z ich obecnym losem to i tak poprawa, więc nie rozumiem tego zabiegu. No i suchy opis, że lekarz był, operował, jeździł. Wolałabym jakąś duszoszczypatielną opowieść o dajmy na to przyjaźni z biednym afrykańskim dzieckiem, które na rękach bohatera ledwie umiera, no coś mocniejszego.

Silverberg - mogę docenić to opowiadanie, jest dobre, owszem, zresztą napisałam. Ale też we mnie jakoś nie trafiło. Ci obcy, przylecieli i się snują tak jakoś, kamienie poprzestawiali i tyle. No to po co im była Ziemia, skoro pozwalają na niej żyć ludziom tyle że w biedzie. Choć owszem, jest to mniej ograne od totalnej demolki czy zamiany wszystkich w niewolników, no i zawsze można skontrować "nie znamy zamysłów obcych". Może urządzają tu sobie wakacje dajmy na to albo to stacja przesyłowa danych.

23 VII 2015   13:31:44

Nie miałem bynajmniej zamiaru krytykować Twojego gustu, ani nawet wchodzić w polemikę z (bardzo dobrze napisaną) recenzją. W zasadzie nie chce mi się też dyskutować na temat tych trzech opowiadań, ale skoro mnie zmuszasz... :)

Ad. "Głos": Zgoda, sensacji mogłoby tam być więcej, ale napięcie nieźle rozegrane jest na poziomie dialogów. Poza tym na uwagę zasługuje przewrotny, niespodziewany epilog.

Ad. "Yeyuka": Ale przecież z nanotechnologią cały czas wiązane są wielkie medyczne nadzieje! Co więcej, wiele osób obawia się, że przełom w tej dziedzinie doprowadziłby do powstania bardzo efektywnych, ale i bardzo drogich terapii, co pomnożyłoby nierówności ekonomiczne i społeczne; w "najlepszym" przypadku między Pierwszym a Trzecim Światem, w "najgorszym" między górnym procentem górnego procenta a całą resztą. Właśnie o pierwszym wariancie tego scenariusza opowiada "Yeyuka".

Ad. "Piękno wśród nocy": Od łubudu z Obcymi w roli badguyów wolę mimo wszystko powolne, poetycko napisane utwory z tropem "nie rozumiemy ich zamiarów", bo Obcy to w końcu obcość i inność. Ale, powtarzam, nie mam najmniejszego zamiaru krytykować Twojego gustu. Zresztą ja sam czytałem te opowiadania ponad dziesięć lat temu i dziś mógłbym je odebrać zupełnie inaczej (choć fakt, że wciąż je pamiętam, przemawia na ich korzyść).

23 VII 2015   15:26:15

Hmm, z kolei ja wiem - może i nadmiernie lubię akcentować swoje zdanie a także, przyznaję, najbardziej mnie cieszy, jak ktoś pisze, że odebrał coś tak, jak ja - ale też nie chodzi mi o to, by kogoś przekonywać do swojej racji. To dobrze, jeśli opowiadania są tak różnorodne, że różne osoby mogą wybrać sobie własne "the best of the best of".

Co do medycyny jeszcze. Ha, jak szłam na studia to mi się wydawało, że biotechnologie są przyszłością ludzkości. W trakcie studiów dość gorzko się rozczarowałam np. w momencie, gdy chodziłam na kurs o terapii genowej było mówione, że nie udaje się stabilnie transformować ludzkich komórek (tj. wprowadzić do nich jakiegoś genu do określonej tkanki tak, by białko przezeń kodowane było produkowane dłużej niż parę tygodni.

Do tego smutny przypadek śmierci pacjenta, którego zabiła odpowiedź jego układu immunologicznego na wprowadzony wektor adenowirusowy (czyli wirus zawierający gen, który miał być wprowadzony) zahamowała badania.

Choć przecież pierwsze przeszczepy kończyły się śmiercią, podobnie antybiotyki - wszak można być uczulonym na penicylinę. To jednak nie doprowadziło do rezygnacji z jej stosowania.

Ha, nie wiem, może akurat - tak jak z elektroniką nastąpi przełom. Póki co, jestem sceptyczna.

Choć oczywiście w SF można sobie opisac, co się chce.
Może inaczej - nie do końca rozumiem, po co wybiegać w przyszłość i ultrazaawansowaną technologię, by pokazać nierówność społeczną i marny los mieszkańców krajów Trzeciego Świata.

A co do prognoz - obstawiałabym, że kiedy powstaną odpowiednie narzędzia, dojdzie do rozwarstwienia na "ulepszane" metodą inżynierii genetycznej dzieci bogaczy oraz całą resztę społeczeństwa.

23 VII 2015   18:30:44

@Beatrycze- już doszło do rozwarstwienia między bogate i biedne dzieci. Popatrz co dzieje się w krajach tzw. Zachodu, w Brazylii, Japonii i powoli także u nas- testy genetyczne w trakcie ciąży, od niemowlaka specjalna opieka psychologiczno-wychowawcza, opłacone 20 lat naprzód najlepsze możliwe szkoły. Tylko dzięki systemom stypendialnym dla ubogich i kredytom (spłacanym potem jak mieszkanie) młodzież z słabszych szkół ma szansę dostać się na studia (co nie znaczy ukończyć).

Badania nad adenowirusami w ostatnich latach ruszyły z kopyta, jak wynikło ze śledztwa śmierć była wynikiem błędu w sztuce.

Biotechnologia- a czymże jak nie rodzajem terapii genowej są szczepionki na opryszczkę?

PS- co do opowiadań, kilka w bardzo podobnym klimacie mamy w lipcowym numerze drukowanej konkurencji (chodzi mi o tą powstającą od 83')

23 VII 2015   20:10:36

Racja. Choć w zasadzie to rozwarstwienie społeczne było od czasów, w których ludzkość przestała żyć w małycxh wspólnotach zbieracko-łowieckich.

A propos dzieci, czasem aż mnie mrozi, jak słyszę o prywatnych przedszkolach i szkołach, które zdają mi się jakąś szaloną maszynką do tworzenia przyszłych ludzi sukcesu (przynajmniej w mniemaniu rodziców, posyłających te dzieciaki tam). Nasilone pranie mózgu od najmłodszych lat. Na drugim zaś biegunie - margines społeczny i gromady dziatwy alkoholików.

Inna sprawa, że jako istoty stadne tworzenie i utrwalanie hierarchii mamy niejako wdrukowane w psychikę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Zmiany na horyzoncie
— Eryk Remiezowicz

Z tego cyklu

Kto zamordował Kallego?
— Sebastian Chosiński

Czcij bliźniego swego!
— Sebastian Chosiński

Tak nieprawdopodobne, że aż przerażające
— Sebastian Chosiński

Zetrzeć uśmiech z twarzy niegodziwca
— Sebastian Chosiński

Biali i czarni – bohaterowie i kanalie
— Sebastian Chosiński

Wallander kontra komunistyczni fundamentaliści
— Sebastian Chosiński

Gliniarz po i w trakcie przejść
— Sebastian Chosiński

Eddie, Gino i Tony
— Sebastian Chosiński

Gliniarz na rowerze
— Sebastian Chosiński

Pozornie bez związku, niemal bez trupa
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.