Z coraz większą częstotliwością ukazują się nakładem wydawnictwa Solaris kolejne tomy z serii „Dzieła wybrane” Kira Bułyczowa. To cieszy! Ale pamiętać też trzeba, że spuścizna Rosjanina, choć ogromna, zawiera nie tylko arcydzieła. Musimy więc przygotować się na to, że wśród publikowanych „nowości” znajdą się zarówno rzeczy bardzo wartościowe, jak i takie, bez których Bułyczow i jego czytelnicy mogliby się spokojnie obejść. „Świat bez czasu” jest znakomitym tego przykładem.
Naprawdę nie dzieje się nic…
[Kir Bułyczow „Świat bez czasu” - recenzja]
Z coraz większą częstotliwością ukazują się nakładem wydawnictwa Solaris kolejne tomy z serii „Dzieła wybrane” Kira Bułyczowa. To cieszy! Ale pamiętać też trzeba, że spuścizna Rosjanina, choć ogromna, zawiera nie tylko arcydzieła. Musimy więc przygotować się na to, że wśród publikowanych „nowości” znajdą się zarówno rzeczy bardzo wartościowe, jak i takie, bez których Bułyczow i jego czytelnicy mogliby się spokojnie obejść. „Świat bez czasu” jest znakomitym tego przykładem.
Kir Bułyczow
‹Świat bez czasu›
Solaris, publikując „Dzieła wybrane” Bułyczowa – chociaż tytuł taki na okładce żadnej z książek się nie pojawia – stosuje trochę dziwną taktykę. Do rzeczy wcześniej w Polsce nieznanych dokłada teksty doskonale znane i cenione od lat. Tak było w przypadku poprzedniego tomu, czyli „Carskiego źródła” (gdzie do dwóch premierowych powieści dorzucono klasycznych „Rycerzy na rozdrożach”), tak stało się i teraz. „Świat bez czasu” zawiera trzy prozy Rosjanina: publikowane po raz pierwszy w naszym kraju powieść tytułową i opowiadanie „Wania + Dasza = Miłość” oraz „Białe skrzydła Kopciuszka”, pierwotnie wydane u nas ponad dwie dekady temu. Czemu taka polityka ma służyć? Ocaleniu od zapomnienia dawnych tekstów pisarza? Te mają się w Polsce całkiem nieźle. Książki Bułyczowa – nawet te z lat 80. minionego wieku – bez większych przeszkód dostępne są w bibliotekach publicznych i na aukcjach internetowych. Może więc warto byłoby w pierwszej kolejności wydać to wszystko, czego jeszcze nie znamy, a dopiero potem rozpocząć reedycje? Albo też zebrać wszystkie publikowane wcześniej utwory w osobnych tomach, by ci, którzy już je mają, nie byli zmuszani do ulegania „sprzedaży wiązanej”, która starszym czytelnikom będzie się kojarzyła raczej z dawno minionymi czasami PRL-u.
Nie myślcie jednak, że jestem wrogiem „Białych skrzydeł Kopciuszka”, i że ta mikropowieść Bułyczowa jest tak zła, iż pragnę za wszelką cenę ukryć ją przed uważnym wzrokiem młodszych adeptów twórczości Rosjanina. Wręcz przeciwnie – dzieło to znakomite i, bez wątpliwości, najlepsze w całym „Świecie bez czasu”. Mimo wszystko jednak dużo bardziej bym się ucieszył, gdyby wydawca, zamiast tekstu doskonale już znanego, zaoferował mi na jego miejsce opowiadanie bądź powieść równie dobrą, lecz za to premierową. Ale moje marudzenie na nic w tej chwili się już nie zda. Skoro mamy więc wznowienie „Kopciuszka”, radzę, aby właśnie od niego – trochę nietypowo, ponieważ od środka – rozpocząć lekturę tomu. Z dwóch powodów: bo to tekst najstarszy (pozwoli zatem dostrzec, choć w małym stopniu, ewolucję twórczości pisarza) i zarazem najlepszy (dzięki czemu zrozumiemy, że nie wszystko, co oferują nam nasi ulubieni autorzy jest złotem najwyższej próby). Głównym bohaterem tego dziełka jest – znany również z „Przełęczy” – kosmonauta Sława Pawłysz. Korzystając z kilkudniowej przymusowej bezczynności, postanawia zrobić dobry uczynek i na prośbę swojego kolegi po fachu zgadza się dostarczyć na odległą planetę Projekt-18 towar dla pracujących tam naukowców. Szybko się jednak okazuje, że Pawłyszem kierowała nie tylko altruistyczna chęć niesienia pomocy potrzebującym, ale również pobudki jak najbardziej osobiste. Dowiedział się bowiem przypadkiem, że w grupie naukowców jest jego znajoma Marina Kim. Choć może określenie „znajoma” użyte zostało przeze mnie troszeczkę na wyrost. Z Mariną połączył go jedynie krótkotrwały, ale intensywny karnawałowy romans, jak zaznaczył sam Pawłysz: „Dawno temu, na Księżycu. Upłynęło chyba już ponad pół roku”. Gdy się rozstawali, dziewczyna poprosiła Sławę, aby nie szukał jej przez następne dwa lata. Pawłysz, nie mogąc jednak o niej zapomnieć, złamał umowę i przybył na Projekt-18 właśnie po to, by ją odnaleźć. Nie trzeba chyba dodawać, że wynikną z tego niespodziewanego zwrotu akcji pewne perturbacje?… „Białe skrzydła Kopciuszka” wciąż urzekają – przede wszystkim nostalgicznym nastrojem i niepokojącą wizją nieprzyjaznego ludziom świata na odległej planecie. Stawiają też kilka istotnych i ciągle jeszcze aktualnych – może nawet bardziej teraz, niż kilka dekad temu – pytań. O to jak daleko może posunąć się człowiek w badaniach naukowych? Czy ma prawo dokonywać eksperymentów genetycznych? Bawić się w Stwórcę?
Na tle „Kopciuszka” nowsze teksty Bułyczowa prezentują się blado. Głównie utwór tytułowy, „Świat bez czasu”, stanowiący część luźno powiązanych ze sobą tekstów ze znanego nam już z powieści „Pole bitwy z lotu ptaka” cyklu „Teatr cieni” (mimo że na okładce wydawca przekonuje nas, że jest inaczej, czyniąc „Świat” epizodem „Rzeki Chronos”). Punkt wyjścia jest jeszcze bardzo interesujący: Igor – uczeń dziewiątej klasy – w noworoczną noc nie chce wracać do domu. Boi się, że ojciec będzie mu czynił wymówki za magnetofon, który zaniósł znajomemu, a który ów sprzęt sobie przywłaszczył. Chłopak czuje się niepotrzebny, odrzucony, nie chce swoim nieudacznictwem psuć rodzicom sylwestrowej zabawy. I wtedy dzieje się rzecz absolutnie dla Igora zaskakująca – zostaje przeniesiony do równoległego świata. Świata, w którym czas nie płynie. Do którego trafiają ludzie jemu podobni. Bułyczow przedstawia nam krainę pogrążoną w totalnym marazmie. Ale i w niej znajdują się ambitne jednostki, pragnące panować nad innymi. Prowadzą więc swoistą grę polityczną, snując coraz to nowe intrygi. Nie zdają sobie jednak przy tym sprawy, jak bardzo są groteskowe. Czy przedstawioną przez Rosjanina równoległą rzeczywistość możemy odbierać jako krzywe lustro naszej współczesności? To zapewne jeden z tropów interpretacyjnych. Drugim może być nawiązanie do „Boskiej komedii” Dantego. Pytanie tylko, czy bułyczowowski „świat bez czasu” jest dopiero Piekłem czy już Czyśćcem? Podczas lektury powieści nie można jednak pozbyć się denerwującego wrażenia, że autor padł ofiarą własnego – przyznaję, ciekawego – pomysłu. Jak bowiem w atrakcyjny dla czytelnika sposób przedstawić świat, w którym nic się nie dzieje, a przynajmniej nic nie ma prawa się stać?… I chyba nawet sam Bułyczow uznał, że tekst ten nie spełnia do końca jego oczekiwań, rozbudował go bowiem znacznie i w efekcie stworzył powieść „Operacja Żmija”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Solaris.
Zamykające tom opowiadanie „Wania + Dasza = Miłość” nie zalicza się na pewno do najdonioślejszych dokonań pisarza, ale czyta się je z przyjemnością. Pod warunkiem jednak, że przymknie się oko na niezbyt odkrywczą fabułę i banalne przesłanie. Tytułowe postaci to dwa klony – męski i żeński – w specjalnym ściśle tajnym instytucie hodowane na dawców organów. Długość ich życia uzależniona jest od potrzeb elit rządzących współczesną Rosją. Klony są do tego stopnia indoktrynowane przez pracowników kliniki, że swoje przeznaczenie traktują jako patriotyczny obowiązek. Idą pod nóż praktycznie bez słowa sprzeciwu. Ale wszystko tylko do czasu. „Przebudzenie” nastąpi w momencie, gdy dojdzie do koedukacyjnego spotkania klonów, podczas którego Wania zainteresuje się Daszą. Dalej będzie już jak w typowym romansie. Miłość przeniesie góry i pozwoli zakochanym pokonać wszelkie przeszkody. Jest w tym jakieś echo i „Romea i Julii”, i „Roku 1984”. Napisane zgrabnie i z humanitarną konkluzją, ale bez efektów specjalnych, za które można by dzieło choćby tylko nominować do jakiegoś literackiego Oskara. „Świat bez czasu” to trzy bardzo różne w formie i treści teksty Bułyczowa. Dają jakieś pojęcie o jego bogatej wyobraźni i talencie. Szkoda jedynie, że tym razem talent ów został rozmieniony na drobne. Ale widocznie do tego będziemy musieli się już przyzwyczaić.
Jeśli chodzi o Marinę w „Białych skrzydeł Kopciuszka”, to i owszem Pawłysz poznał ją na balu maskowym, można się tego dowiedzieć pełnej wersji mikropowieści (rosyjskiej), bowiem tu mamy tylko fragment.
Całość "kopciuszka" to:
- część pierwsza "Bioformant i dziewczyna".
- część druga - chyba nieprzetłumaczona (nie mam "Białej sukni kopciuszka" z literatury Radzieckiej 12/1986) - czyli bal maskowy gdzie Pawłysz spotyka Marinę.
- część trzecia "Białe skrzydła kopciuszka"
- i nieprzetłumaczone opowiadanie "Sadownik w ssiłkie" (Садовник в ссылке)