Elojowie z krainy przeszłościW każdej szanującej się encyklopedii pod hasłem ELOY (względnie: ELOJ) znaleźć się powinny dwa wytłumaczenia tego pojęcia.
Sebastian ChosińskiElojowie z krainy przeszłościW każdej szanującej się encyklopedii pod hasłem ELOY (względnie: ELOJ) znaleźć się powinny dwa wytłumaczenia tego pojęcia. Eloy Powstało ono, już ponad sto lat temu, w umyśle angielskiego pisarza, prekursora współczesnej literatury science fiction, Herberta George’a Wellsa (autora takich klasycznych dzieł, jak „Wojna światów”, „Pierwsi ludzie na księżycu”, „Niewidzialny człowiek” czy też „Kiedy śpiący budzi się”). Otóż Elojowie to występująca w jednej z najsłynniejszych jego powieści, „Wehikule czasu”, rasa ludzi, żyjących w bardzo odległej przyszłości (dokładnie w roku 802701). Świat, w którym żyją przypomina raj: pod dostatkiem mają czystego powietrza, słońca, owoców; mogą więc beztrosko hasać po łąkach i polach, zrywać kwiaty, kąpać się w rzeczułkach i strumykach – ich „jedynym problemem zdaje się być brak jakichkolwiek problemów” (jak napisał Juliusz K. Palczewski we wstępie do jednego z najklasyczniejszych polskich wydań powieści Wellsa – Ossolineum 1985). Ale to wszystko tylko pozory: w podziemiach żyją bowiem Morlokowie, „ludzie-szczury”, „ludzie-pająki”. „Pod osłoną nocy wypełzają oni ze swoich podziemnych legowisk na powierzchnię i porywają Elojów, by potem żywić się ich mięsem”. ELOY to również nazwa najbardziej znanego niemieckiego zespołu progresywnego, istniejącego do dziś, choć lata jego największej chwały minęły dwie dekady temu. Zbieżność nazw nie jest przypadkowa; Frank Bornemann, założyciel kapeli, był fanem Wellsa, a swoją grupę ochrzcił tak a nie inaczej, ponieważ chciał zwrócić uwagę słuchaczy i fanów muzyki nie tylko na powieść brytyjskiego fantasty, ale nade wszystko na symbolikę, kryjącą się jego dziełach i na jej odniesienia do współczesności. W roku wielkiej rewolty Początki zespołu sięgają roku 1969, kiedy to w jednym z rock’n’rollowych klubów Hanoweru poznali się Frank Bornemann, zarabiający na życie pracą w banku, i Helmuth Draht, niespełniony muzyk – perkusista, który przewinął się już przez składy kilkunastu zespołów grających najczęściej dość miałki pop (ostatnia z tych grup nazywała się THE BLACK STONES). Marzeniem obu było stworzenie supergrupy, która przyćmiłaby wszystkie inne niemieckie kapele rockowe. Ochoczo zabrali się więc do kompletowania składu i już po trzech miesiącach zebrali w miarę zgrany kolektyw, w którym poza – śpiewającym i grającym na gitarze – Frankiem i Helmuthem znaleźli się jeszcze: kolega Drahta z THE BLACK STONES Manfred Wieczorke (śpiew, bas i gitara), Wolfgang Stoecker (bas) oraz Erich Schriever (śpiew, organy, fortepian). Niezwykle ciekawą postacią był zwłaszcza ten ostatni: syn zawodowej śpiewaczki operowej; jak mówili o nim koledzy z zespołu: „prawdziwe dziecko roku 1968” – roku studenckich rewolt i okresu narodzin zachodniej kontrkultury, zarazem aktywny działacz polityczny. W przyszłości właśnie to zaangażowanie w życie polityczne Niemiec doprowadzi do konfliktu Erica z Frankiem i Helmuthem, co stanie się bezpośrednią przyczyną jego odejścia z zespołu. Ale nim do tego doszło, musiało minąć jeszcze parę miesięcy. Morlok – znaczy burżuj! W roku 1969 zespół de facto już istniał i działał. Miał nawet nazwę, zapożyczoną przez Bornemanna ze wspomnianej już powieści Wellsa. Nazwę, która notabene bardzo przypadła do gustu komunizującemu Erichowi: w świecie przyszłości opisanym w „Wehikule czasu” dostrzegał on bowiem proste (by nie rzec: prostackie) analogie z zachodnioniemiecką (i nie tylko) rzeczywistością końca lat sześćdziesiątych. Szukający bliskiego kontaktu z naturą i miłujący pokój Elojowie naturalnie kojarzyli się z hippisami; Morlokowie zaś – krwiożercza, zdegenerowana rasa ludzi – stawała się tutaj symbolem burżuazji. Nic zatem dziwnego, iż także w pisanych przez siebie tekstach piosenek Schriever przemycał idee młodzieżowego buntu roku 1968. Zwracał on – z jednej strony – uwagę na spustoszenia, jakie w umyśle młodego człowieka może poczynić wojna („Song Of A Paranoid Soldier”), z drugiej – buntował się przeciwko technokratycznie rządzonemu i konsumpcyjnie nastawionemu do życia społeczeństwu („Today”), by wreszcie apelować o ochronę środowiska naturalnego („Something Yellow”). Zaangażowania na pewno mu nie brakowało! Na szerokie wody Eloy W ostatnich tygodniach roku 1969 zespół zabrał się ostro do pracy. Pomysłów nie brakowało, jednakże chłopcy wciąż nie mogli się zdecydować na obranie optymalnego dla siebie stylu muzycznego. Z czasem z ich zainteresowań wykluła się przedziwna mieszanka jazzu, rocka i klasyki, którą złośliwi – jak niemal zawsze – krytycy szybko ironicznie określili mianem „heavy electric pacific rock”. Muzykę tworzyli wspólnie podczas ciągnących się godzinami prób, teksty – w domowym zaciszu – pisał Schriever. Wreszcie w roku 1970, w nagrodę za zwycięstwo w odbywającym się w Hanowerze konkursie muzycznym, udało im się zrealizować dwa pierwsze nagrania w profesjonalnym studiu („Walk Alone” i „Daybreak”). Oba parę miesięcy później trafiły na pierwszą małą płytkę ELOY, wydaną przez zespół własnym sumptem. Rozprowadzali ją wśród znajomych, sprzedawali podczas koncertów i wysyłali w celach promocyjnych do rozgłośni radiowych. Dziś już nawet nikt z ówczesnych członków zespołu nie pamięta, w ilu ukazała się ona egzemplarzach… Jakoś jednak udało się kapeli podpisać kontrakt na wydanie debiutanckiego albumu. Budżet był niewielki (zaledwie 30 tysięcy marek), ale – jak to często bywa – efekt okazał się niewspółmierny do poniesionych nakładów. Płyta zatytułowana po prostu „ELOY” (w Niemczech znana również jako „MÜLLTONNE”) ukazała się, nakładem firmy Philips, w roku 1971. Nagrano ją w ciągu ośmiu dni pod okiem, uznawanego niemal za geniusza, producenta Conny’ego Planka (znanego dotychczas m.in. ze współpracy z zespołem KRAFTWERK). Nietypową okładkę, przedstawiającą pokrywę kosza na śmieci, po otwarciu któregoukazywało się wnętrze śmietnika z odpadkami na dnie, wymyślił charyzmatyczny wokalista i klawiszowiec grupy. W tym także krył się symbol: zdaniem Ericha, śmietnik to miejsce, w którym powinna znaleźć się burżuazja. Bez sentymentów Wszystkie teksty na płytę napisał Schriever. I choć była to jego jedyna płyta nagrana z ELOY, swoimi tekstami opatrzył również większą część kolejnego albumu zespołu, „Inside” (1973) – albumu nagranego już jednak w zupełnie innym składzie. Zabrakło bowiem nie tylko Schrievera (którego marzeniem było upolitycznienie zespołu na wzór innych niemieckich kapel, takich jak TON, STEINE czy SCHERBEN, na co absolutnie nie mogli przystać pozostali muzycy), ale również jednego ze współtwórców grupy, Drahta. Po groźnym wypadku samochodowym Helmuth znalazł się w szpitalu, a że kariera ELOY zaczęła wreszcie nabierać tempa, Bornemann – nie chcąc zawieszać działalności – znalazł na jego miejsce nowego bębniarza, Fritza Randowa. Początkowo miał on jedynie zastąpić Drahta do czasu jego pełnego wyzdrowienia, w rzeczywistości stał się członkiem ELOY – do roku 1984, kiedy to Bornemann postanowił na, jak się okazało, cztery lata odpocząć od grania muzyki. W międzyczasie zespół nagrał przynajmniej trzy płyty, które na trwałe weszły do kanonu – nie tylko niemieckiego – rocka progresywnego: „Power And The Passion” (1975), „Dawn” (1976) i „Ocean” (1977). W roku 1998 zrealizował ciąg dalszy ostatniej z nich – „Ocean 2: The Answer"; wśród nagrywających ten album muzyków rozpoznać możemy jednak tylko jedno nazwisko – Frank Bornemann. (Warto jeszcze dodać, iż za okładkę tego albumu posłużył jeden z obrazów Wojtka Siudmaka.) Zmęczeni bohaterowie A co stało się z pozostałymi członkami pierwszego, legendarnego już, składu ELOY?… Schriever, pomimo okresu wzmożonej działalności na polu religijnym (protestanckim), pozostał wierny swoim młodzieńczym ideałom. W latach osiemdziesiątych pracował z młodzieżą; wystawiał w teatrach całego kraju rockowe performance: „Ab in die Zukunft” (1984), „Atemlos” (1985), „Non Stop Styling” (1987), w których tradycyjnie poddawał krytyce stosunki społeczne panujące w zachodnich Niemczech. Draht, który rozstał się z zespołem jesienią 1971 roku, rozpoczął pracę w radiu; później, bez większych sukcesów, grywał jazz tradycyjny; w końcu zajął się fizykoterapią i zaczął prowadzić w Berlinie praktykę lekarską. Wieczorke opuścił ELOY po nagraniu płyty „Power And The Passion”. Nie porzucił jednak muzyki: najpierw stworzył zespół EGO ON THE ROCKS, potem przez cztery lata udzielał się w grupie JANE, wreszcie – kontynuował karierę solową; dziś ma własne studio i zajmuje się produkcją płyt młodych kapel. Wolfgang Stoecker był w latach 1969-71 najmłodszym członkiem kapeli. Kiedy zdecydował się zawiesić swój instrument na przysłowiowym kołku, został biznesmenem. Przez jakiś czas był promotorem kapel rockowych (m.in. organizował koncerty BLACK SABBATH w Niemczech), by w końcu zerwać z muzyką na dobre. Następnie – ot, symbol czasów, w jakich przyszło żyć niegdysiejszym hippisowskim buntownikom – został menadżerem w jednej z najbardziej znanych niemieckich firm ubezpieczeniowych. «walk alone daybreak» Dyskografia SP Walk Alone (1970) LP Eloy (1971) LP Inside (1973) LP Floating (1974) LP Power And The Passion (1975) LP Dawn (1976) LP Ocean (1977) 2LP Eloy Live (1978) LP Silent Cries And Mighty Echoes (1979) LP Colours (1980) LP Planets (1981) LP Time To Turn (1982) LP Performance (1983) LP Metromania (1984) LP Codename: Wild Geese (1984) – soundtrack LP Ra (1988) LP Il Trianglo De La Paura (1988) – soundtrack CD Rarities (1991) – składanka CD Destination (1992) CD Chronicles I – The Ultimate Collection Of Songs Re-Recorded And Mixed In 1993 (1994) – składanka CD Chronicles Ii – The Ultimate Collection Of Songs Re-Recorded And Mixed In 1994 (1994) – składanka CD The Tides Return Forever (1994) CD The Best Of Eloy – Vol. 1: The Early Days 1972-1975 (1994) – składanka CD The Best Of Eloy – Vol. 2: The Early Days 1976-1979 (1994) – składanka CD Ocean 2: The Answer (1998) Aneks: tłumaczenia tekstów z pierwszego okresu działalności ELOY IDĄC SAMOTNIE 1 września 2003 |
W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński
Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński
W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński
Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński
Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński
Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński
„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński
Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński
O, jejku, jaki staroć na głównej Esensji :D
Ale przy okazji znalazłem byka:
"na wzór innych niemieckich kapel, takich jak TON, STEINE czy SCHERBEN". Ton Steine Scherben to nazwa zespołu. Jednego :)