Skrzypek na… fiordzie [Erlend Apneseth „Fragmentarium” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Specjalizuje się w grze na skrzypcach. Ale to nie są zwykłe skrzypce, to… hardingfele – instrument wykorzystywany w norweskiej muzyce ludowej od XVII wieku. Erlend Apneseth nie jest jednak wcale artystą folkowym, jak już to jazzmanem eksplorującym świat skandynawskiego folkloru, jednym z najciekawszych twórców tak zwanego nordic-jazz. Jego najnowsza płyta ukazała się przed miesiącem i nosi tytuł „Fragmentarium”.
Skrzypek na… fiordzie [Erlend Apneseth „Fragmentarium” - recenzja]Specjalizuje się w grze na skrzypcach. Ale to nie są zwykłe skrzypce, to… hardingfele – instrument wykorzystywany w norweskiej muzyce ludowej od XVII wieku. Erlend Apneseth nie jest jednak wcale artystą folkowym, jak już to jazzmanem eksplorującym świat skandynawskiego folkloru, jednym z najciekawszych twórców tak zwanego nordic-jazz. Jego najnowsza płyta ukazała się przed miesiącem i nosi tytuł „Fragmentarium”.
Erlend Apneseth ‹Fragmentarium›Utwory | | CD1 | | 1) Gangar | 06:13 | 2) Du fallande Jord | 06:06 | 3) Fragmentarium | 05:00 | 4) Gruvene | 06:29 | 5) No, etterpå | 01:29 | 6) Det mørknar | 05:10 | 7) Omkved | 03:06 |
Szlaki jazzu i folkloru przecinają się od wielu już lat. Pod żadną długością ani szerokością geograficzną nie brakuje artystów, którzy uznawani są za jazzmanów, ale nadzwyczaj chętnie poszukują inspiracji w muzyce ludowej (na naszym podwórku wystarczy wymienić takich klasyków, jak Zbigniew Namysłowski czy Michaił Urbaniak). W przypadku Norwega Erlenda Apnesetha czasami nawet trudno orzec jednoznacznie, którego składnika jest w jego muzyce więcej. Erlend urodził się trzydzieści lat temu w miasteczku Kristiansand, które jest prawdopodobnie najdalej wysuniętym na południe skrawkiem jego ojczyzny. Studiował „tradycyjną muzykę norweską” w – istniejącej od 1977 roku – Ole Bull Akademiet w Voss. Patron uczelni, w Polsce będący artystą anonimowym, to żyjący w XIX wieku wybitny skandynawski skrzypek i kompozytor epoki romantyzmu. Można się domyślać, że jest jednym z mistrzów Apnesetha. Świat – wiem, to trochę nazbyt górnolotne określenie – poznał Erlenda osiem lat temu, kiedy ukazała się składanka „Jølster 2012”, a na niej, wśród kilkunastu innych, cztery kompozycje Norwega. Rok później wydał on swój debiutancki album – „Blikkspor”, w nagraniu którego wspomogli go trębacz Arve Henriksen oraz gitarzysta Stephan Meidell (znany z takich projektów, jak Cakewalk, Velkro oraz płyt solowych) i perkusista Øyvind Hegg-Lunde (Building Instruments). Z czasem dwaj ostatni zostali etatowymi członkami formacji Erlend Apneseth Trio, która opublikowała już trzy pełnowymiarowe krążki: „Det Andre Rommet” (2016), „Åra” (2017) oraz – z gościnnym udziałem akordeonisty Frodego Haltli – „Salika, Molika” (2019). Do tego należy dodać jeszcze dwa kolejne solowe wydawnictwa Apnesetha, to jest „Nattsongar” (2017) i najnowsze „Fragmentarium”. „Fragmentarium”, którego premiera miała miejsce 30 stycznia tego roku, jest czwartą płytą tego artysty sygnowaną przez wytwórnię Hubro Records z Oslo, znaną z zamiłowania do przekraczania gatunkowych granic i mieszania jazzu z awangardą i folkiem. I tak właśnie dzieje się w przypadku Norwega. Najnowszy materiał nagrał on w domu kultury w malutkim miasteczku Ål (tak, to jego pełna nazwa). Do współpracy zaprosił tym razem muzyków znanych głównie, ale nie tylko, z grup Skadedyr i Moskus, czyli akordeonistkę Idę Løvli Hidle, pianistkę Anję Lauvdal, kontrabasistę Fredrika Luhra Dietrichsona oraz perkusistę Hansa Hulbækmo (także Atomic i Gard Nilssen’s Supersonic Orchestra). Skład uzupełnia jeszcze grający na gitarze oraz bezprogowym buzuki Stein Urheim, o którym nie tak dawno była mowa w „Esensji” przy okazji wydania przez niego solowego krążka „ Downhill Uplift” (2020). „Fragmentarium” to nie jest długa płyta; trwa niespełna trzydzieści cztery minuty, ale to akurat jest typowe dla wydawnictw Hubro Records, które prawdopodobnie wychodzi z założenia, że… mniej w sensie ilości to tak naprawdę więcej w kontekście jakości. W przypadku albumu Erlenda trudno byłoby się z taką teorią, jeżeli oczywiście jest prawdziwa, nie zgodzić. Na otwarcie Apneseth wybrał utwór „Gangar”, który zaczyna się od pojedynczych elektronicznych dźwięków i miarowych, delikatnych uderzeń perkusji. Z czasem dochodzą po kolei gitara, kontrabas, akordeon i dopiero na koniec melduje się lider, co oznacza, że rozbrzmiewają skrzypce (dla ułatwienia tak będę określał hardingfele) – wtedy też z miejsca robi się folkowo. Gdy jednak wszyscy osiągają najwyższy stopień determinacji, nie stroniąc przy tym od partii bardzo emocjonalnych – sekstet zaczyna płynnie manewrować między folkiem, jazzem, a nawet rockiem. Z każdą kolejną minutą jest mocniej i gęściej, choć na finał muzycy powracają do punktu wyjścia, pozostawiając słuchaczy sam na sam z subtelną elektroniką i stopniowo wyciszającą się gitarą. Początek jest mocny. Można się zatem domyślić, że ciąg dalszy będzie dużo bardziej stonowany. I tak też się dzieje – w „Du fallande Jord” dominują hipnotyczna sekcja rytmiczna oraz rzewne solówki skrzypiec i fortepianu. Piękno muzyki ludowej tkwi w przekazywanych przez nią emocjach, niekiedy skrajnych – w tym konkretnym przypadku w bolesnym i bezbrzeżnym smutku. Warto dodać, że „Du fallande Jord” to jedna z dwóch kompozycji, w których Erlend wykorzystał w formie sampli fragmenty oryginalnych nagrań artystów ludowych odkryte przez niego w Folklorystycznym Centrum Muzycznym okręgu Buskerud. Drugą jest skrzące się bogactwem brzmień tytułowe „Fragmentarium” – to tutaj pojawiają się i syntezatory, i buzuki, i akordeon, a nawet wybitnie ludowa drumla (na której gra Hulbækmo). W pewnym momencie robi się już tak gęsto, że trudno byłoby wcisnąć coś jeszcze. Na szczęście Apneseth idealnie panuje nad całością – każdy z instrumentów ma swoje miejsce i każdy w istotny sposób wzbogaca artystyczny przekaz. Zaskakuje nieco otwarcie „Gruvene”, w którym – za sprawą efektów elektronicznych oraz syntezatorów – zespół wkracza na awangardowe poletko. Ale w tej poetyce utrzymana jest jedynie introdukcja. Pojawienie się kontrabasu staje się sygnałem do stylistycznej wolty i skoku w ludowość. Z kolei gitarowo-syntezatorowe tło przywołuje na myśl artystów ambientowych. Dopiero gdy na plan pierwszy wybijają się skrzypce, pierwiastek folkowy zaczyna zdecydowanie przeważać. Do tego stopnia, że Urheim przyłącza się ze swoją gitarą do duetu z Apnesethem. Półtoraminutowy „No, etterpå” to skrzypcowy wstęp do dynamicznego „Det mørknar”, w którym Norwegowie zahaczają wręcz o klasyczny rock progresywny. Elementy rockowe pojawiają się również w pierwszych kilkudziesięciu sekundach „Omkved”, później jednak sekstet nieco spuszcza z tonu, kierując się w stronę folku. Aż do całkowitego wyciszenia… „Fragmentarium” to, jak dotąd, najlepsza solowa płyta Erlenda (albumy Tria to jednak inna kategoria) – bogata brzmieniowa, perfekcyjna aranżacyjnie, a przede wszystkim nadzwyczaj emocjonalna. Jeszcze nie przekonaliście się do nordic-jazzu? To popróbujcie tego smakołyku! Skład: Erlend Apneseth – hardingfele, kompozycje Ida Løvli Hidle – akordeon Anja Lauvdal – fortepian, syntezatory, , efekty elektroniczne Stein Urheim – gitara elektryczna, buzuki bezprogowe, efekty elektroniczne Fredrik Luhr Dietrichson – kontrabas Hans Hulbækmo – perkusja, instrumenty perkusyjne, drumla
gościnnie: Jørgen Træen – miks & mastering
|