Kilka miesięcy po premierze debiutu płytowego grupy A Plane To Crash stojący na jej czele duński saksofonista Andreas Toftemark oddaje w ręce słuchaczy kolejny album – tym razem sygnowany przez prowadzony przez niego Kwartet (Quartet). „La Gare” to idealna płyta dla tych, którzy nie stronią od klasyki jazzu, ale jednocześnie lubią pojawiające się w nim nowinki.
Świat widziany z Zelandii
[Andreas Toftemark Quartet „La Gare” - recenzja]
Kilka miesięcy po premierze debiutu płytowego grupy A Plane To Crash stojący na jej czele duński saksofonista Andreas Toftemark oddaje w ręce słuchaczy kolejny album – tym razem sygnowany przez prowadzony przez niego Kwartet (Quartet). „La Gare” to idealna płyta dla tych, którzy nie stronią od klasyki jazzu, ale jednocześnie lubią pojawiające się w nim nowinki.
Andreas Toftemark Quartet
‹La Gare›
Utwory | |
CD1 | |
1) La Gare | 06:15 |
2) Waltz for Alex | 06:02 |
3) Peers | 05:36 |
4) Dagmar | 04:32 |
5) November in Paris | 06:46 |
6) Song for J | 02:50 |
7) Hopefully | 04:59 |
8) Chimney Lullaby | 05:23 |
Andreas Toftemark (rocznik 1990) wyszedł ze skądinąd słusznego założenia: najpierw trzeba zwiedzić świat, zdobyć odpowiednie wiedzę i doświadczenie, a dopiero później powalić go na kolana swoją twórczością. Po spędzonej więc w Stanach Zjednoczonych (głównie w Nowym Jorku), Szwecji i Holandii dekadzie wrócił do ojczystej Kopenhagi i zabrał się do ciężkiej artystycznej pracy. Najpierw powołał do życia własny Kwartet, z którym zadebiutował przed dwoma laty albumem „A New York Flight”, a następnie stanął na czele łączącej jazz i funk z etniczną muzyką wschodniej Afryki formacji A Plane to Catch, która wiosną tego roku wydała płytę „
Moko Jumbie”. Gdy ta ostatnia trafiała do sprzedaży, gotowy do wydania był już kolejny materiał sygnowany przez Kwartet Toftemarka, który zespół zarejestrował podczas dwudniowej sesji nagraniowej (16 i 17 stycznia tego roku) w kopenhaskim studiu Village.
To miejsce, z którego najczęściej korzystają artyści związani z mającą siedzibę w stolicy Danii wytwórnią April Records. A że Andreas właśnie z nią podpisał przed paru laty kontrakt, nie dziwi, że dostąpił po raz kolejny zaszczytu przekroczenia progów tego – dla wielu skandynawskich jazzmanów magicznego – miejsca. Skład Kwartetu uzupełniają jeszcze trzej muzycy doskonale znający się z innej powiązanej z April Records grupy OTOOTO („This Love is for You”, 2021; „Dosage”, 2022), a są to: pianista Calle Brickman (także ceniony muzyk sesyjny), kontrabasista Matthias Petri (który zastąpił grającego na „A New York Flight” Felixa Moseholma) oraz perkusista Andreas Svendsen (świetnie znający Petriego ze wspólnych występów w formacji Elektrojazz). W sześciu – z ośmiu – kompozycjach możemy jednak usłyszeć jeszcze piątego artystę – to brytyjski, choć zadomowiony na duńskim rynku (za sprawą współpracy z big-bandem Radia Duńskiego), trębacz Gerard Presencer (rocznik 1972).
Presencer, choć jego nazwisko nie jest szczególnie rozpoznawalne w show-biznesie, ma niezwykle bogate curriculum vitae. Dość powiedzieć, że swoim talentem wspierał takich artystów, jak… Pet Shop Boys, Bonnie Tyler, Matt Bianco czy Brand New Heavies. Ale ma także na koncie kooperację z nieżyjącym już byłym perkusistą The Rolling Stones Charliem Wattsem (podwójny koncertowy album jazzowy „Watts at Scott’s” z 2004 roku). Nie ma więc wątpliwości co do tego, że Andreasowi Toftemarkowi udało się zebrać zacne grono instrumentalistów, w których ręce oddał skomponowane przez siebie utwory. Utwory o tyle dla niego istotne, że nierzadko będące hołdem złożonym ważnym dla niego ludziom i miejscom. Tak jest chociażby w przypadku rozpoczynającego album, tytułowego „La Gare”, który odnosi się do kultowego paryskiego klubu jazzowego, otwartego w budynku dawnej stacji kolejowej.
Nie zaskakuje więc, że „La Gare” to bardzo nastrojowy, wręcz nostalgiczny utwór w stylu lat 60. ubiegłego wieku, z otulającymi słuchaczy dźwiękami saksofonu. Przynajmniej tak jest na otwarcie, z czasem zespół pozwala sobie na znacznie więcej. Zwłaszcza kiedy do lidera dołącza jego gość z Wielkiej Brytanii. Nakładające się na siebie ścieżki dęciaków robią kolosalne wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z całą orkiestrą. Przykuwają uwagę również popisy solowe: dynamiczna improwizacja saksofonu i kontrastujący z nią podniosły pochód trąbki. Trudno wyobrazić sobie bardziej udany wstęp do całej opowieści Toftemarka. Na drugim miejscu Duńczyk umieścił „Waltz for Alex”, dedykowany swojemu współlokatorowi w czasie pobytu po drugiej stronie Atlantyku. Nie wiem wprawdzie, jak bliskie relacje łączyły Andreasa z Alexem (bez żadnych podtekstów!), ale upamiętniająca je kompozycja sugeruje, że panowie musieli bardzo się lubić.
Wystarczy słuchać się w pierwsze dźwięki urzekającego piękną melodią fortepianu Brickmana, które następnie powielają w dwugłosie Toftemark i Presencer. Tęsknota bije tu z każdego fragmentu, bez względu na to, który akurat instrument wybija się na plan pierwszy. Cóż, chyba każdy chciałby otrzymać w prezencie od swego muzykującego przyjaciela taki dowód pamięci. „Peers”, choć także utrzymany jest w sennym klimacie, zawiera fragmenty żywsze. Dzieje się tak, kiedy do głosu dochodzi Andreas; Calle bowiem stara się wszystko łagodzić, nawet wówczas gdy pozwala sobie na improwizację – jest ona subtelna i stonowana. Chciałoby się dodać: nic na tej płycie nowego. A jednak: klamrą spinającą całość jest sekcja rytmiczna, a nade wszystko dwukrotnie wybijający się na solo kontrabas Matthiasa Petriego, lojalnie zresztą wspieranego przez Andreasa Svendsena.
Dagmar to imię, jakie Toftemark nadał swojemu… saksofonowi. I taki też tytuł nosi jedna z kompozycji zawartych na drugiej płycie Kwartetu. Zaczyna się ona jednak od wstępu perkusyjnego. Svendsen wprowadza w nim klimat jazzowych orkiestr z lat 30., 40. i 50. XX wieku. Kiedy dołącza do niego Andreas, z miejsca przychodzą na myśl stare nagrania big-bandów Stana Getza czy Benny’ego Goodmana. Do tego dochodzi jeszcze skoczno-taneczne solo Brickmana na fortepianie. Czegóż chcieć więcej, pamiętając oczywiście, że mamy 2023 rok? Liryczno-nostalgiczny charakter ma natomiast – patrząc na tytuł trudno byłoby zresztą wyobrazić sobie cokolwiek innego – „November in Paris”, w którym po mniej więcej dziesięciu minutach odpoczynku (nie słychać go bowiem w „Peers” i „Dagmar”) powraca do gry Gerard Presencer. Ponownie mamy więc do czynienia z urokliwym duetem idealnie dopełniających się brzmieniem instrumentów dętych, choć znajduje się tu również miejsce na popisy solowe.
„Song for J” (niestety nie wiem, kto kryje się za tym inicjałem) to kolejna piękna opowieść, tym razem snuta głównie przez pianistę, do którego dopiero w finale dołączają unisono saksofonista i trębacz. W „Hopefully” – zgodnie z tytułem – muzycy Kwartetu starają się nieść ze sobą nadzieję: stąd rozkręcający się z czasem fortepian, intensywna gra sekcji rytmicznej i nakładające się na nią optymistyczne dźwięki saksofonu i – dla odmiany – brzmiące jak balsam na rany tony trąbki. Zaskakuje natomiast energetyczna solówka Svendsena, który swoim autorytetem podsumowuje całość – utworu, nie płyty. Ponieważ na krążku znajduje się jeszcze jedna kompozycja: najbardziej dynamiczna, z pulsującą perkusją, ze skocznym duetem dęciaków, utrzymana w stylu lat 60. Nieco przekornie ochrzczona tytułem „Chimney Lullaby”.
Podsumowując: „La Gare” to kolejna magiczna płyta duńskiego Andreas Toftemark Quartet, której bez wątpienia bardzo przysłużył się gościnny udział Gerarda Presencera. Jeśli lubicie klasyczny jazz współczesny, który nie stroni jednak od inspiracji – niekiedy nawet zamierzchłą – przeszłością, nie macie prawa przegapić „La Gare”.
Skład:
Andreas Toftemark – saksofon, muzyka
Calle Brickman – fortepian
Matthias Petri – kontrabas
Andreas Svendsen – perkusja
gościnnie:
Gerard Presencer – trąbka (1,2,5-8)