Nagrodzeni przed dwoma laty na festiwalu w Berlinie „Wszyscy inni” Maren Ade to kameralna psychodrama miłosna nakręcona w stylu typowym dla Bernarda Bertolucciego. Przywodząca na myśl zarówno skandalizujące „Ostatnie tango w Paryżu”, jak i znacznie już grzeczniejsze „Ukryte pragnienia”. Może nie jest to jeszcze Wielkie Kino, ale na pewno pierwszy krok na drodze do sporego artystycznego sukcesu w nieodległej przyszłości.
Gra pozorów
[Maren Ade „Wszyscy inni” - recenzja]
Nagrodzeni przed dwoma laty na festiwalu w Berlinie „Wszyscy inni” Maren Ade to kameralna psychodrama miłosna nakręcona w stylu typowym dla Bernarda Bertolucciego. Przywodząca na myśl zarówno skandalizujące „Ostatnie tango w Paryżu”, jak i znacznie już grzeczniejsze „Ukryte pragnienia”. Może nie jest to jeszcze Wielkie Kino, ale na pewno pierwszy krok na drodze do sporego artystycznego sukcesu w nieodległej przyszłości.
Każdemu należy się odpoczynek. Nie bez powodu osoby, które tylko na to stać, po kilku, względnie kilkunastu miesiącach ciężkiej pracy pakują walizki i wybierają się w jakiś odległy od swego miejsca zamieszkania zakątek kontynentu bądź globu. Po to, by wyleczyć rany lub naładować akumulatory. Ewentualnie poznać świat. Ale to ostatnie to raczej nie Niemcy. Oni wolą wygrzewać kości na porządnie nasłonecznionych wysepkach mórz Egejskiego czy Śródziemnego. Chociażby na Sardynii, gdzie umieściła akcję swojego filmu Maren Ade. Ta trzydziestopięcioletnia już dzisiaj reżyserka, scenarzystka i producentka urodziła się w Karlsruhe. Zadebiutowała w 2000 roku czternastominutową krótkometrażówką fabularną „Ebene 9”; trzy lata później powstał natomiast jej pierwszy pełnowymiarowy obraz – dramat obyczajowo-psychologiczny „Der Wald von lauter Bäumen”. Opowiedziała w nim historię młodej nauczycielki, która mając głowę pełną ideałów, rozpoczyna pracę w wielkomiejskiej szkole. Co oczywiście prowadzić musi do całej masy rozczarowań i zwątpień. Niebawem, chcąc mieć większy wpływ kształt swoich dzieł, Ade założyła – wespół z Janine Jackowski, swoją przyjaciółką z czasów studiów – firmę producencką „Komplizen Film”. Przez pierwszych kilka lat jej istnienia przede wszystkim pomagała innym, aż wreszcie doszła do wniosku, że nadszedł najwyższy czas, aby samemu stanąć ponownie przed kamerą. Zebrała aktorów, ekipę i z gotowym scenariuszem pod pachą latem 2008 roku wybrała się na Sardynię. Tam nakręciła „Wszystkich innych” – film, który stał się dla niej przepustką do świata Wielkiego Kina. Czy, znalazłszy się już w nim, wybierze właściwą drogę – okaże się zapewne po kolejnym dziele.
Para niemieckich trzydziestolatków spędza urlop w sielankowej scenerii letniej Sardynii. Nie są może bajecznie bogaci, ale o pieniądze nie muszą się martwić. Ona, Gitti, pracuje w dziale promocji wielkiego koncernu płytowego i opiekuje się początkującymi zespołami; on, Chris, jest architektem, ma swoją firmę projektową. Pobyt na włoskiej wyspie, podczas którego mieszkają sami w luksusowym domku z basenem, należącym do jego rodziców, ma być nade wszystko czasem realizacji niczym nieskrępowanych przyjemności. Ale, jak to często bywa w sytuacjach, gdy dwoje ludzi skazanych jest jedynie na własne towarzystwo, staje się głównie okresem rozliczeń i redefinicji łączących ich więzów. Gdy bowiem spoglądają na swoje życie wstecz, nie odnajdują w nim w zasadzie nic, czym mogliby się pochwalić. O zespole The Shames, nad którym Gitti sprawuje pieczę, świat do tej pory jeszcze nie słyszał. Chris z kolei – uznawany za bardzo zdolnego architekta, faceta z wizją artystyczną – nie potrafi zrezygnować ze swoich idealistycznych zapędów i bezkompromisowości, co prowadzi do tego, że ma kłopoty z realizacją zleceń, przegrywa też kolejne konkursy. A to jedynie pogarsza jego stan psychiczny, rodzi frustrację i niewiarę we własny talent i zdolności. Do tego stopnia, że postanawia ukryć przed dziewczyną fakt, iż projekt jego firmy na budowę muzeum, z którym wiązał zresztą ogromne nadzieje, został odrzucony. Ratunkiem z marazmu może okazać się nieoczekiwana propozycja przeprowadzenia przebudowy – choć Chris zdecydowanie bardziej woli określenie: rekonstrukcji – willi na wyspie, złożona przez pewnego zamożnego człowieka. Pytanie tylko, czy wszystko znów nie rozbije się o nierealne (czytaj: zdecydowanie zbyt drogie) do przeprowadzenia w praktyce wizje architekta.
Chris i Gitti, choć zapewniają siebie o łączącej ich miłości i zrozumieniu, tak naprawdę prowadzą ze sobą przez cały czas grę pozorów. Mocują się, starając się narzucić sobie nawzajem własne zasady. Z początku taktownie, później z coraz większą otwartością wystawiają na próbę swoje uczucia; atakują, by niemal natychmiast wycofać się na z góry upatrzoną pozycję. W ten sposób chcą wyrwać partnerowi choć cząstkę zajmowanego przez niego terytorium, zaznaczyć na nim swoją obecność. Chris wydaje się łatwiejszym obiektem do ataku. Przeżywający głębokie rozczarowanie, niezdolny do podjęcia decyzji ważnych dla przyszłości ich obojga, unikający kontaktów z innymi – sam jakby oddaje pola. Ale Gitti, wkraczając na jego obszar, tak naprawdę niewiele ma mu do zaoferowania; jej marzenia są znacznie bardziej przyziemne, choć wcale nie chce się do tego przyznać. Punktem przełomowym w ich związku staje się spotkanie z inną parą – pracującym w branży budowlanej Hansem oraz jego żoną, projektantką Saną. Ich ustabilizowane życie – są „ustawieni” finansowo, spodziewają się dziecka – prowadzi do nagłego odwrócenia ról: Chris zaczyna się zastanawiać nad zmianą swego postępowania wobec dziewczyny, Gitti natomiast, przestraszona nagłą wizją przepoczwarzenia się w układną żonę i matkę, podejmuje próbę wyzwolenia się z zacieśniających się wokół niej okowów. Inna sprawa, że w finale widz dostaje – w miarę wyraźny – sygnał: a jeśli jest to kolejna wyrafinowana gra kochanków? Czym może się zakończyć?
W głównych rolach Ade obsadziła artystów mało znanych w Europie, bez szczególnych, jak dotychczas, sukcesów na koncie. Grający Chrisa Lars Eidinger (rocznik 1976) to przede wszystkim aktor teatralny i telewizyjny, specjalizujący się w adaptacjach klasycznych dramatów. Zagrał między innymi w „Norze” (2003) i „Heddzie Gabler” (2006) według Henrika Ibsena oraz w opartym na sztuce Georga Büchnera „Woyzecku” (2004). Hansa-Jochena Wagnera, czyli filmowego Hansa, można było do tej pory oglądać głównie w serialach kryminalnych („Tatort”, „Telefon 110”). Z kolei Nicole Marischka – projektantka Sana – kojarzona jest z tego, że jest córką słynnego austriackiego aktora Georga Marischki. Jedynie trzydziestoczteroletnia dzisiaj Birgit Minichmayr (rodem z Linzu), wcielająca się w postać Gitti, otarła się o wielki filmowy świat. Zadebiutowała w 2000 roku w „Pożegnaniu” Jana Schüttego, gdzie zagrała córkę i spadkobierczynię Bertolda Brechta, Barbarę. Później przyszły epizody bądź role drugoplanowe w znacznie głośniejszych dziełach: „Upadku” (2004) Olivera Hirschbiegela, „Pachnidle” (2006) Toma Tykwera, „Hanami” (2008) Doris Dörrie, wreszcie w nagrodzonej Złotym Globem i Złotą Palmą w Cannes oraz nominowanej do Oscara „Białej wstążce” (2009) Michaela Hanekego.
„Wszyscy inni” to film doskonale zagrany. Kreacje Minichmayr i Eidingera to prawdziwy majstersztyk. A trzeba podkreślić, że zadanie, jakie postawiła przed nimi Maren Ade, było niezwykle trudne. Oboje aktorzy bowiem praktycznie na moment nawet nie znikają z ekranu; na dodatek muszą unikać nadmiernej ekspresji, co oznacza, że do dyspozycji mają jedynie napisane przez autorkę dialogi i – bardzo stonowany – język ciała. Wychodzą jednak z tej próby, o dziwo, obronną ręką. W czym także ogromna zasługa reżyserki, nie tylko zapatrzonej bezmyślnie w dokonania wielkich mistrzów – Bernarda Bertolucciego (vide „Ostatnie tango w Paryżu”, „Pod osłoną nieba”, „Ukryte pragnienia”), Michelangela Antonioniego („Przygoda”, „Zaćmienie”) czy Petera Greenawaya („Brzuch architekta”) – ale potrafiącej również czerpać z nich inspirację do kreowania własnego artystycznego świata.