Do niedawna Colin Thiele nie zaliczał się w naszym kraju do szczególnie znanych autorów prozy dla dzieci. Teraz, kilkanaście lat po śmierci pisarza, to ma szansę się zmienić. Nie dość, że w księgarniach pojawił się zbiór opowiadań Australijczyka, to na dodatek w kinach wciąż można obejrzeć ekranizację jednego z nich, najsłynniejszego – „Chłopca z burzy”.
Móżdżek może i ptasi, ale serce bohatera!
[Shawn Seet „Chłopiec z burzy” - recenzja]
Do niedawna Colin Thiele nie zaliczał się w naszym kraju do szczególnie znanych autorów prozy dla dzieci. Teraz, kilkanaście lat po śmierci pisarza, to ma szansę się zmienić. Nie dość, że w księgarniach pojawił się zbiór opowiadań Australijczyka, to na dodatek w kinach wciąż można obejrzeć ekranizację jednego z nich, najsłynniejszego – „Chłopca z burzy”.
Shawn Seet
‹Chłopiec z burzy›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Chłopiec z burzy |
Tytuł oryginalny | Storm Boy |
Dystrybutor | Monolith Video |
Data premiery | 19 czerwca 2019 |
Reżyseria | Shawn Seet |
Zdjęcia | Bruce Young |
Scenariusz | Justin Monjo |
Obsada | Jai Courtney, Geoffrey Rush, David Gulpilil, Erik Thomson, Morgana Davies, Finn Little, Trevor Jamieson, David John Clark |
Muzyka | Alan John |
Rok produkcji | 2019 |
Kraj produkcji | Australia |
Czas trwania | 95 min |
WWW | Polska strona |
Gatunek | dramat, familijny |
EAN | 9788365995476 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Premiery książki i filmu nieprzypadkowo zaplanowano mniej więcej w tym samym czasie, czyli grudniu ubiegłego (książka) i w styczniu tego roku (film). Dodatkowo świadczy o tym fakt, że zbiór „Chłopiec z burzy i inne opowiadania” został opatrzony okładką będącą odzwierciedleniem plakatu kinowego. Thiele, który urodził się w 1920 roku, był potomkiem Niemców, co nie stanęło na przeszkodzie temu, by po wybuchu drugiej wojny światowej walczyć przeciwko państwom Osi. Po 1945 roku pracował jako nauczyciel, zaczął też pisać książki dla dzieci. Ta najsłynniejsza – „Chłopiec z burzy” – powstała na początku lat 60. i szybko zyskała popularność. Na tyle dużą, by powstał pomysł jej przeniesienia na duży ekran. Obraz zrealizowany przez urodzonego w Paryżu reżysera Henriego Safrana w 1976 roku zdobył sporo nagród i pokazywany był w wielu krajach świata. Ba! pod koniec dekady trafił także do Polski.
Thiele napisał w sumie ponad sto książek (te przeznaczone dla najmłodszych czytelników zdecydowanie dominowały w jego twórczości), czym zasłużył sobie na miano klasyka australijskiej literatury dziecięcej. Zmarł – z powodu zawału serca – we wrześniu 2006 roku. Zapewne, jako pisarz, spełniony. Bo i chętnie czytany przez kolejne pokolenia mieszkańców Antypodów, i całkiem często ekranizowany. Pewnie ucieszyłaby go wiadomość, że po ponad czterech dekadach „Chłopiec z burzy” doczekał się udanego remake’u, w którym jedną z głównych dorosłych ról zgodził się zagrać sam Geoffrey Rush (zdobywca Oscara za „Blask”). Tym razem reżyserii podjął się Shawn Seet, który karierę w kinematografii zaczynał w połowie lat 90. jako montażysta, parę lat później został reżyserem. Do tej pory jednak pracował tylko dla telewizji; ekranizacja książki Thielego jest jego debiutem kinowym. Może i spóźnionym, ale na pewno udanym.
To piękna historia o przyjaźni, dorastaniu do odpowiedzialności i życiu w zgodzie z naturą. Podstawową jej część poznajemy w formie retrospekcji – wspomnień snutych przez głównego bohatera z perspektywy kilkudziesięciu lat. Dorosły Mike Kingley (w właśnie tej roli Rush) jest emerytowanym biznesmenem, który prowadzenie firmy oddał już jakiś czas temu w ręce zięcia. Musi jednak pojawić się na posiedzeniu zarządu, aby umożliwić Malcolmowi (którego gra Brytyjczyk Erik Thomson) podpisanie intratnego kontraktu. Jest gotów to zrobić, aby otworzyć firmie, którą kiedyś kierował razem ze swoją nieżyjącą już córką, perspektywy dalszego rozwoju. Ostro sprzeciwia się temu nastoletnia córka Malcolma i zarazem wnuczka Mike’a, Mads (mająca już kilkanaście ról na koncie Australijka Morgana Davies), która zdaje sobie sprawę, że nowa inwestycja prowadzona przez jej ojca zrujnuje naturalne środowisko nad brzegiem oceanu. Próbuje więc wywrzeć presję na dziadka, a jej zaangażowanie budzi w Kingleyu odległe wspomnienia.
I wtedy reżyser przenosi widza o kilkadziesiąt lat wstecz – prawdopodobnie w lata 50. ubiegłego wieku. Po rodzinnej tragedii Tom (Australijczyk Jai Courtney), ojciec Mike’a, zdecydował się osiąść na pustkowiu, z dala od ludzi. Dlatego nazywany jest Odludkiem. Mieszka z synem w drewnianym domku przy plaży; utrzymuje siebie i syna z połowu ryb, które następnie sprzedaje w pobliskim miasteczku. Okolica jest piękna, zamieszkana przez dzikie nadmorskie ptaki. Z tego samego powodu przyciąga myśliwych, którzy dziesiątkują stada pelikanów. Pewnego dnia chłopiec znajduje w krzakach trzy osierocone pisklęta – decyduje się zabrać je do domu i tym samym ocalić od pewnej śmierci. Pomaga mu w tym, choć początkowo wcale nie jest przekonany, czy to dobry pomysł, inny mieszkający w okolicy samotnik – Aborygen Kanciastopalcy Bill (znakomity Trevor Jamieson). To początek wielkich przyjaźni – nie tylko Mike’a i Pana Percivala, czyli pelikana, którego uratował, ale także białego chłopca i aborygeńskiego mężczyzny. A w to wszystko wpisany jest jeszcze wątek walki o ochronę środowiska naturalnego.
Czy nie za dużo tego dydaktyzmu?
Momentami – tak. Ale z drugiej strony jest w „Chłopcy z burzy” tak wiele mądrości, że trudno się za to zżymać na autorów filmu. Tym bardziej że całość, mimo pewnych uproszczeń typowych dla kina familijnego, wcale nie jest przesłodzona. Młody bohater jest ciężko doświadczany przez życie. Co rusz musi stawiać czoło dramatycznym przeciwnościom losu. W efekcie z chłopca przeistacza się w młodego mężczyznę, który potrafi wziąć na swoje barki odpowiedzialność za losy innych – zwierzęcia, ale gdy zachodzi taka potrzeba, również człowieka. Dodatkową atrakcją są na pewno przepiękne krajobrazy południowej Australii i idealnie wpisująca się w nie – w odpowiednich momentach groźna i niepokojąca, to znów tonująca emocje – ścieżka dźwiękowa autorstwa Alana Johna. Bez najmniejszych wątpliwości: Shawn Seet nakręcił obraz, który ma szansę wzruszyć każdego widza, bez względu na wiek. Sprawi się także doskonale jako dzieło uwrażliwiające społecznie.