Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Science fiction z kraju gułagów. Radziecka filmowa fantastyka naukowa przed Andriejem Tarkowskim

Esensja.pl
Esensja.pl
„Kino to najważniejsza ze sztuk” – miał powiedzieć towarzysz Lenin. Jakkolwiek brzmiały jego słowa, zmieniły dzieje kinematografii. Młode państwo radzieckie, które dopiero co uporało się z kontrrewolucją i obcą interwencją, na początku lat 20. ubiegłego wieku postanowiło zainwestować w X Muzę. Nie bez powodu, traktowano ją bowiem jako kolejny nośnik propagandy komunistycznej, od której nie były wolne nawet obrazy o komercyjnym przeznaczeniu. Dla nas najważniejsze, że na tej fali narodziła się radziecka filmowa fantastyka naukowa.

Sebastian Chosiński

Science fiction z kraju gułagów. Radziecka filmowa fantastyka naukowa przed Andriejem Tarkowskim

„Kino to najważniejsza ze sztuk” – miał powiedzieć towarzysz Lenin. Jakkolwiek brzmiały jego słowa, zmieniły dzieje kinematografii. Młode państwo radzieckie, które dopiero co uporało się z kontrrewolucją i obcą interwencją, na początku lat 20. ubiegłego wieku postanowiło zainwestować w X Muzę. Nie bez powodu, traktowano ją bowiem jako kolejny nośnik propagandy komunistycznej, od której nie były wolne nawet obrazy o komercyjnym przeznaczeniu. Dla nas najważniejsze, że na tej fali narodziła się radziecka filmowa fantastyka naukowa.

Niniejszy artykuł powstał na zamówienie miesięcznika Nowa Fantastyka i w skróconej wersji został opublikowany w numerze 11/2014.

Przed pierwszą wojną światową kinematografia rosyjska nie należała do przodujących w świecie (czy nawet w Europie), pozostając daleko w tyle za amerykańską, francuską, niemiecką czy angielską. Wynikało to głównie z zacofania gospodarczego kraju i, co było tego konsekwencją, znacznie mniejszych możliwości technicznych. Do 1917 roku filmy kręcono przede wszystkim w dwóch ośrodkach – w Piotrogrodzie i Moskwie; pojedyncze obrazy powstały w, będących wówczas częścią Imperium Romanowów, Azerbejdżanie, Gruzji i Ukrainie. To diametralnie zmieniło się po rewolucji październikowej, gdy zapadła decyzja o tworzeniu „narodowych” wytwórni filmowych w poszczególnych republikach. Idąc za głosem towarzysza Lenina, w sierpniu 1919 roku Rada Komisarzy Ludowych, czyli rząd Rosji radzieckiej, znacjonalizowała przemysł kinematograficzny, jednocześnie podejmując decyzję o jego doinwestowaniu. Skok ilościowy w produkcji filmowej był olbrzymi: w 1918 wyprodukowano zaledwie sześć, a w następnym już pięćdziesiąt siedem obrazów. Kolejne cztery lata (do 1923) znów jednak były chude, co należy spisać na karb wciąż jeszcze toczonej wojny domowej, a następnie podnoszenia się kraju z ruiny. Odmianę przyniósł NEP, czyli zadekretowana przez Lenina Nowa Ekonomiczna Polityka, która dała zastrzyk również przemysłowi filmowemu. Kręcono więcej dzieł, otwierano nowe kinoteatry (w połowie lat 20. ich liczba w całej Rosji przekroczyła granicę dwóch tysięcy), zaczęły ukazywać się czasopisma poświęcone X Muzie („Ekran Radziecki”, „Kino Radzieckie”). Nie bez znaczenia był też fakt, że z emigracji zaczęli stopniowo wracać najwybitniejsi twórcy – scenarzyści, reżyserzy, aktorzy – z czasów carskich.
Królowa Marsa i gazy bojowe
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jednym z nich był Jakow Protazanow, mający na koncie takie hity, jak „Nikołaj Stawrogin” (1915), „Dama pikowa” (1916) i „Ojciec Sergiusz” (1918). Do historii światowej kinematografii przeszedł jednak głównie jako twórca „Aelity” (1924), pierwszego radzieckiego filmu science fiction, będącego ekranizacją wydanej zaledwie rok wcześniej powieści Aleksieja Tołstoja. Obraz – od strony wizualnej wiele czerpiący z dokonań niemieckiego ekspresjonizmu – broni się po dziś dzień, choć oczywiście nie jest wolny od natrętnej propagandy komunistycznej. W wyprawie na Marsa inżynierowi Łosiowi towarzyszy między innymi czerwonoarmista (w rzeczywistości nawrócony „machnowiec”) Gusiew, który marzy o tym, aby wywołać rewolucję na Czerwonej Planecie. Jest to o tyle realne, że Marsem rządzi dyktatorsko Tuskub, a robotników traktuje się tam jak niewolników. Na dodatek Ziemianom sprzyja tytułowa Aelita, córka Tuskuba, od pierwszego wejrzenia zakochana w inżynierze. Protazanow mógł wykazać się jeszcze większym nowatorstwem, gdyby przystał na pomysł wplecenia w fabułę fragmentów rysunkowych. Odmówił, w efekcie czego z „Aelity” „wypączkowała” ośmiominutowa animowana „Międzyplanetarna rewolucja” autorstwa Nikołaja Chodatajewa, Zenona Komissarienko i Jurija Mierkułowa.
Krytycy surowo ocenili „Aelitę”, za to film bardzo spodobał się publiczności. Efekt był taki, że w następnym roku powstały w Związku Radzieckim kolejne cztery obrazy, które zakwalifikować można jako science fiction. „Aero NT-54” Nikołaja Pietrowa opowiadał o genialnym inżynierze, który stworzył nowy silnik do samolotów; jego wynalazek wzbudził uzasadnione zainteresowanie różnych służb, które postanowiły wejść w posiadanie cudownej nowinki technicznej. W podobnym klimacie utrzymany był, niezachowany do dzisiaj, kręcony w Rostowie nad Donem, „Kommunit – rosyjski gaz” Jakowa Morina, opowiadający o wyprodukowaniu śmiercionośnej broni, która ma pomóc proletariuszom całego świata w pokonaniu kapitalistów. Z drugiej strony natomiast na ten sam problem spojrzał Siemion Timoszenko, autor obrazu „Napoleon-gaz”. Tu – dla odmiany – mieszkańcy Leningradu muszą bronić się przed chemicznym atakiem wojsk imperialistycznych, który to napad za sprawą przybywającej jak amerykańska kawaleria Armii Czerwonej kończy się klęską najeźdźców. Z dzieł powstałych na fali popularności „Aelity” najlepsze wrażenie pozostawia „Promień śmierci”, pod którym podpisali się dwaj wybitni w przyszłości reżyserzy – Lew Kuleszow i Wsiewołod Pudowkin. Jego bohaterem jest inżynier Podobied, który tworzy nową straszliwą broń; ma ona stać się orężem komunistów w walce przeciwko wrogom klasy robotniczej na całym świecie. Władzom Kraju Rad ta wizja się nie spodobała. I nic dziwnego, Związek Radziecki starał się w tym czasie o wyjście z izolacji politycznej na arenie międzynarodowej i ostatnia rzecz, na jakiej mu wówczas zależało, to straszenie Zachodu.
Na podbój Wszechświata
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Pewnie też dlatego nakręcony rok później, na podstawie książek Marietty Szaginian, trzyczęściowy (i trzygodzinny) „Miss Mend” Fiodora Ocepa i Borisa Barneta w większym stopniu akcentuje wątek awanturniczo-przygodowy (z elementami fantastycznymi), niż propagandowy. Ale gloryfikacji świata komunistycznego, skonfrontowanego z codziennością amerykańską, także w nim nie brakuje. Gdy NEP powoli zaczął zbliżać się ku końcowi, wytwórnie straciły zainteresowanie tematyką science fiction. Nadchodziły czasy ostrej walki politycznej o władzę pomiędzy Lwem Trockim a Józefem Stalinem, zakończonej ostatecznie wygnaniem legendarnego dowódcy Armii Czerwonej z kraju. Rozprawiwszy się z częścią opozycji, satrapa rodem z Gruzji wyszedł z założenia, że widzom w Związku Radzieckim ponownie przydałoby się w kinach trochę oddechu. Stąd zalew bezpretensjonalnych komedii w stylu Grigorija Aleksandrowa („Świat się śmieje”, „Cyrk”, „Wołga, Wołga”) oraz pojawienie się dwóch nowych – dzisiaj dodalibyśmy jeszcze: wysokobudżetowych – produkcji fantastycznonaukowych. Obie powstały w 1935 roku. „Gibiel sensacji” (doprawdy trudno o trafne polskie tłumaczenie tytułu) Aleksandra Andrijewskiego oparta została o powieść Władimira Władko „Żelazny bunt”, która z kolei rozwija pewne wątki z dramatu Karela Čapka „R.U.R.” (1920). Po raz kolejny mamy do czynienia z genialnym wynalazcą-idealistą, tym razem jest nim Jim Ripley, twórca humanoidalnych maszyn, które mają wyręczać robotników w najtrudniejszych pracach. Problem w tym, że nikt nie jest z jego patentu zadowolony – ani przedsiębiorcy, ani sami robotnicy, obawiający się utraty pracy. Co ciekawe, w filmie pojawia się čapkowski skrót „R.U.R.”, który tutaj tłumaczony jest jako „Roboty Uniwersalne Ripleya” (w oryginale były Rossuma).
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jeszcze większe wrażenie robił „Kosmiczny rejs” Wasilija Żurawlowa, nad którego powstaniem pracował między innymi sam Konstantin Ciołkowski, pionier światowej astronautyki i twórca modelu rakiety kosmicznej. To on wykonał szkice, na podstawie których zaprojektowano statek (rakietoplan) „Józef Stalin”, którym w przestrzeń kosmiczną udali się astrofizyk Siedych, jego przyjaciółka Marina oraz pionier Andriej. Pomijając oczywiste, wynikająca z nakazów propagandy, bzdury, jak chociażby start z centrum Moskwy (chodziło tu jednak o to, aby pochwalić się budowanym od paru lat gigantycznym Pałacem Rad), film Żurawlowa w zasadzie trzyma się ustaleń naukowych, co jest oczywiście zasługą Ciołkowskiego. W efekcie więc dowiadujemy się, że z Ziemi nie widać drugiej strony Księżyca, że na satelicie Błękitnej Planety nie ma atmosfery, że w kosmosie panuje nieważkość, a po zużyciu paliwa rakieta odrzuca kolejne stopnie. Niestety, Ciołkowski nie zobaczył efektów swojej pracy na ekranie, zmarł we wrześniu 1935 roku, cztery miesiące przed premierą „Kosmicznego rejsu”. Dla wielbicieli science fiction w Związku Radzieckim obraz ten był wielką gratką, tym cenniejszą, że na kolejny podobny musieli poczekać… dwadzieścia lat. Okres Wielkiej Czystki, następnie wojen z Polską, Finlandią i w końcu z Niemcami nie sprzyjał rozwojowi filmowej fantastyki. Na dobre odżyła ona dopiero po śmierci Stalina, choć – o dziwo – pierwsze filmy z lat 50. zajmowały się nie eksploracją kosmosu, ale głębin oceanicznych. Tak było w przypadku „Tajemnicy wiecznej nocy” (1955) Dmitrija Wasiljewa i Abrama Rooma (na motywach sztuki Igora Łukowskiego) oraz „Tajemnicy dwóch oceanów” (1957) Konstantina Pipinaszwilego (według powieści Grigorija Adamowa).
Radzieckie filmy Rogera Cormana
Po zanurzeniu się w odmętach wód nadszedł wreszcie moment, by unieść głowę do góry, aby odważnie spojrzeć w niebo. Tym bardziej że radziecki program kosmiczny pod koniec lat 50. nabrał rozpędu. Pracującym nad nim – zarówno ludziom nauki, jak i zwykłym inżynierom oraz robotnikom – poświęcone zostały filmy „Dramat w kosmosie” (1959) Wiktora Morgenszterna (o odkryciu nowej planety w Układzie Słonecznym) oraz „Kosmos wzywa” (1959) Aleksandra Kozyra i Michaiła Kariukowa. Ten drugi opowiadał o przygotowaniach do pierwszej w dziejach światowej kosmonautyki wyprawy na Marsa, podczas której radzieccy astronauci muszą zmagać się z nie zawsze grającymi fair konkurentami ze Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, film – mimo wielu akcentów antyamerykańskich – zwrócił uwagę producentów z Hollywoodu. Prawa do jego rozpowszechniania za Atlantykiem wykupił Roger Corman. Obraz poddał jednak głębokim przeróbkom; wyrzucił fragmenty kojarzące się z propagandą komunistyczną i kazał Francisowi Fordowi Coppoli (ukrywającemu się tutaj pod pseudonimem Thomas Colchart) dokręcić nowe sceny, w tym pojedynek dwóch marsjańskich potworów. Jako „Bitwa poza Słońcem” dzieło Kozyra i Kariukowa, choć bez ich nazwisk w napisach, pokazane zostało w USA. Parę lat później podobną sztuczkę Corman zrobił z „Planetą burz” Pawła Kłuszancewa. I chociaż trudno określić takie postępowanie jako etyczne, z perspektywy czasu można stwierdzić, że dobrze się stało. Dzięki temu bowiem wielu hollywoodzkich filmowców dowiedziało się o istnieniu tego genialnego, choć niedocenianego w swojej ojczyźnie twórcy.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Kłuszancew karierę rozpoczął jeszcze w latach 30. XX wieku – najpierw jako operator, później autor zdjęć kombinowanych. Po drugiej wojnie światowej znalazł zatrudnienie w Leningradzkiej Wytwórni Filmów Popularnonaukowych, gdzie stworzył swoje najwybitniejsze dzieła. Kręcił przede wszystkim dokumenty o kosmosie; włączał do nich fragmenty fabularyzowane, tworząc tym sposobem własną, niezwykle realistyczną wizję świata przyszłości, w którym człowiek kolonizuje obce planety i inne ciała niebieskie. Taką formę miały krótko- i średniometrażowe filmy „Wszechświat” (1951), „Droga ku gwiazdom” (1957), „Księżyc” (1965), „Mars” (1968) oraz – ostatni w jego dorobku – „Widzę Ziemię!” (1970). Miejsce szczególne zajmuje jednak wspomniana już, oparta na książce Aleksandra Kazancewa, fabularna „Planeta burz” (1962), której tematem przewodnim jest podróż na Wenerę, zamieszkiwaną przez istoty przypominające ziemskie dinozaury. Obfitujący w – nomen omen – fantastyczne efekty specjalne film sprzedany został do dwudziestu ośmiu krajów. Roger Corman, podobnie jak wcześniej „Kosmos wzywa”, poddał go gruntownej obróbce, „tworząc”– w roli producenta – dwa nowe dzieła: „Podróż na prehistoryczną planetę” (1965) Curtisa Harringtona oraz „Podróż na planetę prehistorycznych kobiet” (1968) Dereka Thomasa (który to pseudonim skrywał Petera Bogdanovicha). Amerykańscy widzowie, oglądający obie „Podróże…” w kinach, nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że mają do czynienia z produkcją radziecką (nazwiska aktorów z Kraju Rad, których nie dało się w montażu usunąć, przerobiono na anglojęzyczne); wiedzieli o tym tylko zainteresowani, w tym młody George Lucas, którego zauroczył film Rosjanina i który po latach wyraził ponoć nawet chęć spotkania z Kłuszancewem. Nigdy jednak do niego nie doszło.
koniec
25 listopada 2014

Komentarze

01 I 2018   00:31:51

Pan Chosiński z pożałowania godnym stoicyzmem opisuje kastrowanie filmów radzieckich geniuszy filmowych, wyrzucanie wszystkich akcentów komunistycznych (czytaj: postępowych), pochwala (lub przynajmniej nie potępia) masakrowania treści i pozytywnego przesłania filmów Kłuszancewa i innych. Żałosne Panie Chosiński, po prostu obrzydliwe!

03 V 2018   00:44:16

Gułag jest tylko w liczbie pojedynczej. Po co te "uświadamiające" wtręty? Nie możesz po prostu napisać o sowieckiej SF bez moralizatorstwa?

05 V 2018   13:02:25

@Robercik
Mylisz się. W liczbie pojedynczej używa się słowa GUŁag (GUŁAG) w znaczeniu systemu obozów pracy. Gułag jako łagier/obóz pracy jak najbardziej ma powszechnie używaną liczbę mnogą.
Domagasz się pisania o kosmosie w radzieckiej kinematografii w oderwaniu od polityki? No niby można. Równie dobrze możemy sobie analizować "Pana Tadeusza" nie wspominając o zaborach i wojnach napoleońskich, a skupiając się wyłącznie na opisach przyrody.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.