Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Najlepsze filmy science fiction – suplement (2)

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Jarosław Loretz w swoim suplemencie poleca cały szereg ciekawych, mało znanych produkcji niszowych. Miłośnicy SF, poszukujący interesujących propozycji, nie mogą pominąć tego zestawienia!

Jarosław Loretz

Najlepsze filmy science fiction – suplement (2)

Jarosław Loretz w swoim suplemencie poleca cały szereg ciekawych, mało znanych produkcji niszowych. Miłośnicy SF, poszukujący interesujących propozycji, nie mogą pominąć tego zestawienia!
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Kosmiczeskij rejs (Космический рейс, 1935, reż. Wasilij Żurawlow)
Wspaniałe, wolne od propagandy widowisko zrealizowane z wielkim rozmachem w głęboko już pogrążonym w komunizmie Związku Radzieckim, wcale nie stwarzające dziś wrażenia ramotki – ani efektami, ani faktografią, ani przebiegiem akcji, choć sama konstrukcja fabuły jak na dzisiejsze standardy może już nie budzić zachwytu. Mimo że film powstał w roku 1935, podróż kosmiczna i eksploracja Księżyca są bliskie temu, co działo się w rzeczywistości kilkadziesiąt lat później. A dlaczego? Bowiem autorem książki, na której podstawie powstał film (szczęśliwie wydana u nas w 1979, a napisana w 1920 roku powieść „Poza Ziemią”) oraz późniejszym konsultantem całego przedsięwzięcia był ojciec astronautyki – Konstanty Ciołkowski, wielki naukowiec o przenikliwym umyśle, syn polskiego zesłańca. Zresztą można przekonać się o tym samemu, bowiem album zawierający rozmaite szkice do „Fantastycznej podróży” (kształt rakiety, sposób jej poruszania się, jej wyposażenie, zachowanie się załogi na pokładzie, poruszanie się w stanie nieważkości), wydany tuż po wojnie, jest w całości udostępniony na francuskiej stronie poświęconej przedwojennemu kinu o lotach w kosmos.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Gibiel siensacji (Гибель сенсации, 1935, reż. Aleksandr Andrijewski)
Rok 1935 był nadzwyczaj szczęśliwy dla sowieckiej kinowej fantastyki. Nie dość bowiem, że powstał wówczas „Kosmiczeskij rejs”, to światło dzienne ujrzał jeszcze jeden wyśmienity film – „Gibiel siensacji”. Przy czym oba te obrazy są nadzwyczaj porządnie zrealizowane, mają zaprojektowane ze sporym rozmachem scenografie i niosą ambitną treść, podczas gdy w tym samym czasie twórcy zachodni raczej oddawali się płodzeniu lekkich, płytkich, okraszonych romansami historyjek, które z prawdziwym SF nie miały znowuż aż tak wiele wspólnego. O ile jednak twórcy „Kosmiczeskiego rejsu” skierowali swoją uwagę na podbój kosmosu, to ekipa kręcąca „Gibiel siensacji” postanowiła zwrócić wzrok ku ziemi i pochylić się nad losem robotników wykorzystywanych przez wiecznie nienasyconych kapitalistów. Ku ulżeniu ich niedoli pewien naukowiec konstruuje więc serię ogromnych, żelaznych robotów, które mogłyby ulżyć robotniczej doli na wielu stanowiskach. Niestety, z wynalazku nie są zadowoleni ani przyjaciele konstruktora (korzyści finansowe z robotów osiągną jedynie finansiści), ani sponsorujące rozwój konstrukcji wojsko (naukowiec ma opory przeciw stosowaniu robotów w celach militarnych), ani nawet sami robotnicy (boją się utraty pracy i możliwości przejęcia kontroli nad robotami np. przez armię), co prowadzi do narastającej fali rozruchów. Ponura, mroczna muzyka, wspaniałe, ekspresjonistyczne dekoracje, wielkie, kanciaste roboty z błyszczącymi literami RUR na piersi (piękny ukłon w stronę Karela Čapka) – to wszystko składa się na historię wywołującą mocne wrażenie. No i ta fenomenalna scena, gdy pijany konstruktor „tańczy” z robotami, sterując ich ruchami za pomocą saksofonu…
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
The 27th Day (1957, reż. William Asher)
Jak dla mnie jeden z najmądrzejszych filmów SF lat 50-tych, korespondujący z „Dniem, w którym Ziemia zamarła”. Pięć osób z Ziemi (Chinka, Brytyjka, Rosjanin, Amerykanin i Niemiec) dostaje od przedstawiciela obcej rasy po jednej pigułce. Każda z tych pigułek może zniszczyć życie na Ziemi i tylko od obdarowanych zależy, jaki los czeka ludzkość. Cała ta sytuacja jest zaś rodzajem testu. Jeśli przez 27 dni rasa ludzka się nie wyniszczy, będzie mogła nadal żyć, dostając zarazem szansę wejścia do galaktycznej wspólnoty liczącej 30 tysięcy światów. W przeciwnym wypadku Ziemia – już pusta – zostanie zasiedlona przez obcych. Film jest – co wręcz szokuje na tle sztampy tamtych lat – niestereotypowy i dość logicznie skonstruowany, wolny od antysowieckiej propagandy i wcale nie zawierający pochwały amerykańskiego geniuszu, bo wbrew pozorom to nie Amerykanin będzie miał w całej sprawie decydujące słowo…
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Diabelski wynalazek (Vynález zkázy, 1958, reż. Karel Zeman)
„Diabelski wynalazek” to niebywale pomysłowa, czarno-biała animacja oparta na „Strasznym wynalazcy” Juliusza Verne′a. Zrealizował ją w stylistyce XIX-wiecznych sztychów utalentowany, ale powoli odchodzący już w zapomnienie czeski animator, Karel Zeman, jak zwykle proponując historię ciepłą, ciekawą i nietuzinkową. Oto bowiem pewnego dnia zostaje porwany profesor wraz z asystentem i obaj panowie trafiają na wyspę-wulkan, gdzie są zmuszeni do pomocy przy konstruowaniu działa na super amunicję, posiadającą moc bomby atomowej. Film ogląda się z nadzwyczajną przyjemnością, szczególnie że dziś nikt już nie robi tak beztroskich i lekkich w odbiorze historyjek, które miałyby zarazem tyle zacięcia artystycznego i posiadałyby tak pokaźny ładunek mądrości, które trzeba samodzielnie wyłuskiwać spomiędzy fikuśnie zaaranżowanych i dowcipnie zaprezentowanych scen.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Statek potworów (La Nave de los monstruos, 1960, reż. Rogelio A. González)
Ten film jest ZŁY, ale zdaje się, że właśnie taki miał być. To meksykański kicz w najczystszej postaci, opowiadający o tym, jak dwie piękne Wenusjanki, lecące w kosmos szukać mężczyzn (bo ci wyginęli na Wenus), rozbijają się na Ziemi. Jedna z nich zakochuje się w romantycznym farmerze, którego głównym zajęciem jest śpiewanie uroczych piosenek i bajerowanie kumpli historyjkami o polowaniu na dinozaury, i waha się, czy porywać go na Wenus. W tym czasie druga – odrzucona – z żałości przemienia się w wampira i podsysa jakiegoś pijaczka. Ale że za picie ludzkiej krwi grozi waporyzacja, buntuje się, przejmuje władzę nad statkiem i wypuszcza złapanych dotąd samców, wśród których jest na przykład wiązany sznurkiem szkielet z rasy, która „utraciła cielesność, by terroryzowali okolicę. Seans „Statku potworów” zapewnia prawdziwe mnóstwo rozrywki, zwłaszcza że tutaj nawet robot – oczywiście z obowiązkowo gibiącymi się na głowie antenami – śpiewa.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Koniec sierpnia w hotelu Ozon (Konec srpna v Hotelu Ozon, 1967, reż. Jan Schmidt)
Doskonałe czeskie (!) kino postapokaliptyczne o grupie dziewięciu kobiet (osiem dziewczyn i przewodząca im „stara”), wędrujących przez wymarły kraj w poszukiwaniu mężczyzny, dzięki któremu mogłaby się odrodzić rasa ludzka. Nieszczęście polega na tym, że po wielu latach udaje się znaleźć tylko jednego osobnika płci męskiej – wiekowego staruszka, mieszkającego w tytułowym hotelu Ozon. Świetna, oszczędnie zrealizowana i przekonująco zagrana opowieść o upadku rasy ludzkiej. Tym bardziej gorzkim, że z powagi sytuacji zdaje sobie sprawę tylko „stara” i widzowie. Film zupełnie niesłusznie zapomniany, pokazujący, że i w SF czescy twórcy filmowi potrafili osiągnąć maestrię.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Projekt Forbina (Colossus: The Forbin Project, 1970, reż. Joseph Sargent)
Nadzwyczaj solidny, do samego końca trzymający w napięciu thriller SF o tym, jak skonstruowane przez USA i ZSRR superkomputery mające zawiadować sieciami rakiet jądrowych niespodziewanie dogadują się między sobą, szachując ludzkość odpaleniem rakiet i de facto przejmując rządy nad całym globem. Cała intryga to próba obejścia problemu, jednak z biegiem fabuły sytuacja zaczyna malować się w coraz ciemniejszych barwach. Kino wyjątkowe, bowiem dziejące się tak naprawdę w jednym pomieszczeniu, ze sztafażu SF posiadające tylko ścianę pełną światełek, a mimo to potrafiące wytworzyć wręcz namacalny klimat zagrożenia. I mimo że kończą się światowe waśnie, a ludzkość staje w obliczu pokoju, nawet jeśli wymuszonego, z ekranu wieje czystą grozą. Bo wszyscy dobitnie zdają sobie sprawę z tego, że oto właśnie maszyny przerosły swojego stwórcę i objęły nad nim władzę. Gorzka wizja, która lata później powróciła ze zdwojoną siłą pod postacią bardziej bezpośredniego i mroczniejszego, ale jednak dającego jakąś nadzieję „Terminatora”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Niemy wyścig (Silent Running, 1972, reż. Douglas Trumbull)
Zupełnie nietypowy film, tak na zdrowy rozum nie posiadający jakiejś zauważalnej fabuły, a mimo to potrafiący przykuć do ekranu i wywołać całą masę emocji. Początkowo bohaterem zdaje się być ogrodnik pracujący na jednym z kilku zakotwiczonych na okołoziemskiej orbicie statków-szklarni. Jego zadaniem jest pielęgnacja roślin, które w przyszłości mają być przywrócone kompletnie wyjałowionemu, spustynniałemu światu. Problem w tym, że pewnego dnia nadchodzi polecenie zniszczenia upraw. Zaczyna się samotna walka o uratowanie choć jednego szklarniowca. Od tego momentu uwaga widza jest kierowana raczej na cały statek, na zdawałoby się beznadziejną batalię o ocalenie choć cząstki ziemskiej zieleni, z taką pieczołowitością i tak ogromnym nakładem środków odtworzoną. To prawda, film chwilami żeruje na najniższych emocjach, pogrywa z widzem w sumie w prymitywny sposób, ale jednocześnie opowieść posiada ogromny urok, dodatkowo intensyfikowany prześlicznymi balladami Joan Baez. Poddaje też pod rozwagę niebezpieczeństwo wyniszczenia roślinnego życia na Ziemi, a także stawia szereg ważkich pytań, jak choćby – czy życie ludzkie warte jest więcej, niż życie roślin? Czy człowiek może normalnie żyć bez skrawka zieleni? Czy rzeczywiście w przyszłości jedyną dostępną dla przysłowiowych Kowalskich zielenią będzie ta zamknięta w szklarniach, pokazywana za opłatą? „Niemy wyścig” to takie sztandarowe proekologiczne dzieło w kostiumie SF, które w sumie do dziś nie straciło wcale na aktualności.
1 2 »

Komentarze

« 1 2
22 I 2014   13:48:10

Krawat mi gdzieś wsiąkł, więc jeszcze się poawanturuję.

OK. Jeden dobry Ruski sołdat oznacza dla Ciebie film "wolny od antysowieckiej propagandy". Ustaliliśmy przynajmniej, że znaczenia słów użytych w tych recenzjach nie są standardowe.

Ale co ze sprawą podstawową? Oglądałeś? Przy Kosmiczeskim rejsie nie podałeś sprawy dość istotnej - że jest to film niemy. Tutaj napisałeś: "Pięć osób z Ziemi (Chinka, Brytyjka, Rosjanin, Amerykanin i Niemiec) dostaje od przedstawiciela obcej rasy po jednej pigułce. Każda z tych pigułek może...."

Moim zdaniem tak nigdy nie napisałby ktoś, kto ten film widział, nawet wiele lat temu. Ta broń od kosmitów pojawia się tyle razy i w takich sytuacjach, że nazwanie nieotwieralnego pudełeczka z trzema fiolkami "jedną pigułką" jest co najmniej dziwne. Zasada funkcjonowania tego ustrojstwa jest przecież niesłychanie ważna dla fabuły. No ale to może znowu jak z tym "brakiem antysowieckiej propagandy". Sporawe fioleczki można uznać z daleka (z bardzo daleka) za pigułkopodobne, więc może słowo "pigułka" znaczy u Ciebie coś zupełnie innego niż zwykle.

Ale na pewno pamiętasz dobrze, co się ostatecznie stało z "pigułkami" Brytyjki i Chinki. Możesz też napisać ze dwa zdania o tym, co w tym filmie robią Chińczycy.

Film nie jest trudno dostępny, więc do wieczora zdążysz obejrzeć :-) Ale uczciwiej byłoby się przyznać.

22 I 2014   15:05:41

Gdybym nie oglądał, to bym nie opisywał, mijałoby się to bowiem z założeniem tej listy. Jedyny błąd polegał na tym, że uparłem się napisać o jednej pigułce, zamiast ogólnie o pigułkach. Natomiast wciąż będę obstawał przy tym, że na tle ówczesnych filmów sf "The 27th Day" jest wyjątkowy. Twórcy mieli bowiem w ręku koncepcję, która pozwalała zmieszać Rosjan z błotem (natychmiastowe rzucenie się do wyeliminowania ze świata wszystkich kapitalistów, a co najmniej USA), a jednak nie wykorzystali jej, podczas gdy inni - kręcąc zwykłe, dziejące się w USA historyjki - często wtykali gdzie się da wrednych, tępych sowietów próbujących szkodzić tak państwu, jak i zwykłym Amerykanom. Bo przecież każdy Rosjanin to wróg.

Zaś kwestia tego, że "Kosmiczeskij rejs" jest filmem niemym, była moim zdaniem nieistotna dla meritum.

22 I 2014   15:34:14

"Twórcy mieli bowiem w ręku koncepcję, która pozwalała zmieszać Rosjan z błotem (natychmiastowe rzucenie się do wyeliminowania ze świata wszystkich kapitalistów, a co najmniej USA), a jednak nie wykorzystali jej"

Jednak nie widziałeś. Przecież właśnie Ruscy zostali zmieszani z błotem, bo rzucają się do wyeliminowania Amerykanów przy pierwszej możliwej okazji.

Najpierw stawiają im ultimatum, a gdy miłujący pokój Amerykanie opuszczają Europę (zdjęcia oczywiście znowu z wklejki), planują, by w ostatnim możliwym momencie, żeby nie narazić sie na kontratak, jednak pozabijać wszystkich Amerykanów. Jest tam przecież scena u Ruskich z taką wielką mapą Ameryki z oznaczeniem w jakie trzy punkty pójdzie uderzenie kosmicznej broni itp. A mordy mają przy tym wredne i uradowane.

No a co z "pigułkami" Brytyjki i Chinki? Co mówią Chińczycy?

Rozmawiajmy o tych "faktach filmowych" a nie o interpretacjach. Jak dla Ciebie "Gibiel", skonstruowana z samych stereotypów, z karykaturalnymi kapitalistami i dzielnymi uświadomionymi robotnikami, niesie "ambitną treść", to się nie dogadamy. Jest to taka sama sztampa jak najgorsza sztampa amerykańska. Plus za scenografię czy za komunikację z robotami za pomocą saksofonu zasłużony, ale po co przesadzać?

RUR jest ukłonem w stronę Čapka tylko dla bardzo wtajemniczonych. W filmie te litery wyjaśnia się inaczej. Jak?

22 I 2014   16:26:45

Naprawdę polecam obejrzenie przynajmniej tych 15-20 filmów sf z okresu 1950-1965 i wtedy powrót do "The 27th Day". Zaręczam, że widać różnicę w podejściu do tematu.

"Gibiel" natomiast jak najbardziej niesie ambitną treść, tylko trzeba chcieć ją dojrzeć. Generalnie to odwieczna konfrontacja przesyconego idealizmem wynalazcy z prozaiczną rzeczywistością. Ten schemat dopiero po latach zostanie obrzydzony dziesiątkami tandetnych produkcji klepanych na jedno kopyto.

A RUR może dzisiaj jest dla wtajemniczonych, szczególnie u nas (sztuka Capka nigdy nie cieszyła się w Polsce jakąś zauważalną popularnością), kiedyś jednak ta nazwa niosła dość oczywiste skojarzenia.

22 I 2014   16:53:40

Możesz oczywiście ignorować moje pytania i kierować dyskusję na mętne wody, co jest "ambitną treścią", a co nie, bo tu się zawsze jakoś wykręcisz.

Filmów sf z lat 1950-1965 obejrzałem dużo więcej niż 15-20, ale oczywiście zaraz się okaże, że mój zestaw był inny niż Twój i nie potrafiłem tam dojrzeć tego, co Ty itp. itd.

No ale tak już na wszelki wypadek poproszę o film sf z lat 1950-1965, w którym ruski szefuncio bez najmniejszych wahań wydaje dyspozycję zlikwidowania całej ludności Ameryki. Nie wrednych kapitalistów, nie armii amerykańskiej, tylko całej ludności bez wyjątku. I nawet powieka mu nie drgnie.

No ale wracajmy do faktów filmowych. Co z tymi "pigułkami" brytyjskimi i chińskimi? Co z Chińczykami? Trzymają się mocno, czy popuścili? Przecież nie spałeś, tylko uważnie śledziłeś fabułę, bo uznałeś, że film jest "dość logicznie skonstruowany".

Wprawdzie ze mnie tylko Henio bez krawata i nie jestem jak ten ruski oprawca w wolnym od antysowieckiej propagandy filmie, żeby zaraz walić po mordzie na przesłuchaniu, ale na Twoim miejscu jednak już bym się przyznał po dobroci. Nie oglądałeś, prawda?

22 I 2014   18:00:16

Jeden obraz więcej wart...

Tutaj zły Ruski bierze namiary na pierwszą fiolkę.

http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/11cabae89b9d5d43.html

Jak widać nawet prostego ludu meksykańskiego ci wredni Sowieci nie oszczędzą. I Kubę też rozpierniczają! Razem z Fidelem, który jeszcze gdzieś tam po Sierra Maestra gania.

Film wolny od antysowieckiej propagandy.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.