Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michael Dudok de Wit
‹Czerwony żółw›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzerwony żółw
Tytuł oryginalnyLa tortue rouge
Dystrybutor Gutek Film
Data premiery23 czerwca 2017
ReżyseriaMichael Dudok de Wit
Scenariusz
ObsadaEmmanuel Garijo, Tom Hudson, Baptiste Goy, Axel Devillers, Barbara Beretta
MuzykaLaurent Perez
Rok produkcji2016
Kraj produkcjiBelgia, Francja, Japonia
Czas trwania80 min
WWW
Gatunekanimacja, fantasy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Dobry i Niebrzydki: Pod skorupą

Esensja.pl
Esensja.pl
Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Na naszych ekranach piękny, poetycki, alegoryczny i baśniowy „Czerwony żółw”, powstały ze współpracy holenderskiego Oscarowego reżysera Michaela Dudoka de Wita ze słynnym Studiem Ghibli. Nie mogliśmy nie porozmawiać o takim filmie.

Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Dobry i Niebrzydki: Pod skorupą

Na naszych ekranach piękny, poetycki, alegoryczny i baśniowy „Czerwony żółw”, powstały ze współpracy holenderskiego Oscarowego reżysera Michaela Dudoka de Wita ze słynnym Studiem Ghibli. Nie mogliśmy nie porozmawiać o takim filmie.

Będą spoilery.

Michael Dudok de Wit
‹Czerwony żółw›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzerwony żółw
Tytuł oryginalnyLa tortue rouge
Dystrybutor Gutek Film
Data premiery23 czerwca 2017
ReżyseriaMichael Dudok de Wit
Scenariusz
ObsadaEmmanuel Garijo, Tom Hudson, Baptiste Goy, Axel Devillers, Barbara Beretta
MuzykaLaurent Perez
Rok produkcji2016
Kraj produkcjiBelgia, Francja, Japonia
Czas trwania80 min
WWW
Gatunekanimacja, fantasy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: Myślę, że na początek należy przedstawić nasz zestaw obowiązkowy spostrzeżeń. „Czerwony żółw” Holendra Michaela Dudoka de Wita w japońskiej realizacji studia Ghibli to kolejny dowód na to, jak ciekawa i różnorodna może być współczesna animacja. Był nominowany w tym roku do Oscara w kategorii najlepszego pełnometrażowego filmu animowanego (wraz ze „Zwierzogrodem”, „Kubo i dwiema strunami”, „Vaianą: Skarbem oceanu” i „Nazywam się Cukinia” – swoją drogą, cóż za niesamowity zestaw filmów!). Tej nagrody nie otrzymał, ale szereg innych – i owszem. U nas wchodzi do kin studyjnych w małej dystrybucji i pewnie nie przyciągnie tłumów. Ale chyba warto zachęcić naszych czytelników, by na film się wybrali, prawda?
Piotr Dobry: Jak najbardziej. „Czerwony żółw” trafia do nas niedługo po równie rewelacyjnej „Cukinii”, którą niedawno chwaliliśmy, i tym samym uzupełnia komplet tegorocznych filmów oscarowych na polskich ekranach. Trzeba też powiedzieć, że niewątpliwie jest w tym zestawie filmem najambitniejszym, pozbawionym dialogów, wymagającym pewnej wrażliwości, zanurzenia emocjonalnego i intelektualnego. Cała fabuła jest zawarta wyłącznie w impresjonistycznym obrazie, inspirowana – choć niebezpośrednio – „Kwaidanem, czyli opowieściami niesamowitymi” Lafcadia Hearna, i może zaskoczyć nawet wyrobionych fanów studia Ghibli.
KW: Film bywa określany jako „baśń dla dorosłych” (co zapewne ma działanie na polskiego widza odstraszające) i jest opowieścią mocno alegoryczną. Na małą, acz piękną, pokrytą łąką i bambusowym lasem wyspę trafia pewien rozbitek. Nie wiemy, kim jest, nie wiemy, skąd się wziął, jakim statkiem płynął. Mężczyzna szybko zaczyna podejmować próby ucieczki z wyspy. Buduje dużym nakładem sił tratwy, spycha je na morze, ale jakaś siła wciąż niszczy je wkrótce po odejściu od brzegu, zmuszając bohatera do powrotu na wyspę. Okazuje się, że ową siłą jest ogromny czerwony żółw. Po trzech powrotach na wyspę bohater spotyka żółwia na plaży – wściekły rzuca się na zwierzę, uderza kijem i przewraca skorupą do dołu, skazując na śmierć w upale. W tym jednak momencie żółw przechodzi zaskakującą przemianę…
PD: Nie unikniemy tu spoilerów, jeśli chcemy wyjść poza streszczenie. Tak więc żółw zamienia się w kobietę. Wtedy wrogość mężczyzny stopniowo ustępuje miejsca fascynacji, potem intymności. W efekcie oboje pozbywają się mechanizmów obronnych, ona – skorupy, on – tratwy. Budują związek, dają nowe życie, tworzą rodzinę, wspólnotę – w ograniczonej przestrzeni wyspy, ale czy ucieczka w nieznane na pewno równałaby się większemu spełnieniu? Czy byłaby to ucieczka w wolność, czy raczej w pustkę?
KW: No właśnie, to, z czego mężczyzna ostatecznie zdaje sobie sprawę, to fakt, że żółw nie działał przeciw niemu, lecz na jego korzyść. Wyspa może zaoferować mu wszystko, co w jego życiu jest potrzebne, wyprawa w nieznane może przynieść śmierć. To symbol naszego godzenia się z ograniczeniami, jakie narzuca życie, z dojrzewaniem, akceptowaniem swej roli. Podoba mi się wyczytana gdzieś interpretacja, że mężczyzna nie trafia na wyspę po raz pierwszy, lecz wraca na nią – tak jak kiedyś powróci na nią jego syn. Młodość wiąże się więc z poszukiwaniem, wiek dojrzały – ze stabilizacją.
PD: I niby my to wszystko wiemy, ale prostota tej archetypicznej przypowieści, przy jednoczesnej mnogości kluczy interpretacyjnych, jest porywająca.
KW: Tak, film Michaela Dudoka de Wita, twórcy również alegorycznej, nagrodzonej Oscarem animacji „Ojciec i córka”, odczytywany bywa zwykle na różne sposoby: z jednej strony jako ukazanie życia ludzkiego jako godzenia się ze swymi ograniczeniami i nieuchronnym przemijaniem, ale też jako metafora relacji człowieka z naturą. Gdzieś tam przebija się również znana z krótkometrażówki relacja rodzic – dziecko. Która z tych interpretacji jest ci najbliższa?
PD: W zasadzie wszystkie się zazębiają. Fascynująco zostaje ukazany cały krąg życia, od walki o niezależność, przez godzenie się z losem, przywiązywanie do miejsca, w jakie zostaliśmy bezwiednie rzuceni, satysfakcję płynącą ze stabilizacji, z wychowywania potomstwa, ze współdzielenia szczęścia, po widmo nieuchronnej straty – odejście dziecka z domu, starość, wreszcie śmierć. Niczym w „Wiośnie, lecie, jesieni, zimie… i wiośnie” Kim Ki-duka, życie toczy się rytmem wyznaczanym przez naturę, a kiedy cykl się domyka, nie robi to na naturze najmniejszego wrażenia – bardzo to wszystko buddyjskie, wyciszające, każące się zadumać nad własnym jestestwem, może nawet coś przewartościować.
KW: No, zauważmy jednak, że w postaci syna mamy ożywienie, bunt – to bez dwóch zdań najprostsza, najbardziej oczywista metafora fazy dorastania, przez którą każdy musi przejść. Są też chwile dramatyczne – próby wydostania się ojca, a potem syna z podwodnej jaskini (z pięknie poprowadzonym wątkiem roli rodziców przy oswajaniu dziecka z niebezpieczeństwami życia), uderzenie fali tsunami. Ale poza tym oczywiście masz rację, to film refleksyjny, poetycki, do przeżywania.
PD: Z perspektywy feministy bardzo mnie ujęła metafora kobiety-żółwia. Żółw w dalekowschodniej kulturze jest przecież symbolem mądrości, trwałości, samego życia. Jego wizerunek uosabia pokój i stabilizację. We wzruszającym finale filmu mężczyzna umiera, a kobieta z powrotem przybiera postać żółwia, wraca do oceanu. Jest zatem jakby wieczna, jest poniekąd wysłanniczką natury, stworzeniem szlachetniejszym niż mężczyzna, bardziej tajemniczym, bardziej związanym z siłami wszechświata, w końcu to ona daje życie. Nie żeby bez naszego udziału, wszak „żaden człowiek nie jest samoistną wyspą”, ale to jednak my faceci w tym układzie jesteśmy „puchem marnym”. Ciebie też film wprawił w melancholię?
KW: Kobieta tu symbolizuje mądrość i życiowe doświadczenie przez cały film – to ona ma decydujący głos w kluczowych decyzjach, to ona podejmuje świadome decyzje wobec dziecka. Ciekawe, że idąc tropem głównej metafory, kobieta jawi się jako część natury, a mężczyzna symbolizuje bunt wobec tej natury.
PD: Bunt z góry skazany na porażkę, niedojrzały, egocentryczny. Kobieta z natury jest empatyczna wobec natury (tak, wiem, jak to zgrabnie brzmi), a co za tym idzie – wobec świata, wobec innego człowieka. Wykazuje zrozumienie tam, gdzie mężczyzna tylko się frustruje, szarpie z losem. Zauważ, że podobną sytuację mieliśmy ostatnio w dyskutowanych przez nas „Płotach” Denzela Washingtona. Tam też wszystko trzymała w ryzach bohaterka Violi Davis, a jej partner tylko się miotał.
KW: A co do ostatniego pytania, „melancholia” to mało powiedziane. Po zakończeniu po prostu się popłakałem. Śmierć bohatera, choć baśniowo odrealniona, ma podobne działanie jak „teatralna” śmierć w „Synekdosze, Nowym Jorku” – poprzez swą umowność zdaje się unosić dużo bardziej uniwersalny, docierający do najgłębszych emocji egzystencjalny przekaz, niż jakiekolwiek filmowe kresy. Zresztą tak jak i cały film – mogę nie mieć pewności, że dobrze interpretuję wszystkie metafory, ale nie mam wątpliwości, że ta forma jest w stanie przekazać więcej filozoficznych treści niż jakakolwiek dosłowna opowieść.
PD: Myślę, że tu ujawnia się też nasza tęsknota za baśniami, za mitami w bardziej tradycyjnym wydaniu niż te ze świata superbohaterów. Za czymś mądrym, ponadczasowym, niewolnym od grozy, twórczo przetwarzającym znane motywy, przekazującym morały – z tym że tutaj będą one jednak zrozumiałe głównie dla dorosłych, ewentualnie dla młodzieży, którą bardziej kręcą klimaty „Siedmiu minut po północy” Bayony niż kolejny „Spider-Man”. A mówię o tym, bo ostatnio walczyliśmy jak lwy o uznanie „Cukinii” za film również dla dzieci, tymczasem tu mamy odwrotną sytuację – ktoś może zechcieć zabrać dzieci „na Ghibli”, a jednak to nie do końca tak, czerwony żółw to nie rybka Ponyo.
KW: Za wykonanie filmu odpowiada słynne japońskie studio Ghibli i mamy tu do czynienia z piękną, klasyczną animacją (komputerowo stworzony został jedynie tytułowy bohater), urzekającą swą prostotą, miękkością, doskonale komponującą się z poetycką wymową filmu. To też pierwszy przypadek, gdy Ghibli pracuje na rzecz europejskiego reżysera. Taki mariaż filmowego Wschodu z Zachodem wygląda na bardzo ciekawą zapowiedź kolejnych projektów.
PD: Zdecydowanie. To jest ujmująca historia także zza kulis. Ponoć Isao Takahata tak się zachwycił wspomnianym przez ciebie „Ojcem i córką”, że osobiście złożył Holendrowi dwie propozycje. Już pierwsza była nobilitująca – współzałożyciel Ghibli chciał nabyć prawa do dystrybucji „Ojca…” w Japonii. Natomiast propozycja numer dwa to już w ogóle szczyt marzeń każdego ambitnego twórcy animacji – propozycja kreatywnej współpracy z Ghibli. Dudok de Wit długo nie mógł w to uwierzyć, sądził, że doszło do jakiegoś nieporozumienia na łączach, ktoś coś źle przełożył z japońskiego. Ale nie – Ghibli naprawdę pierwszy raz wyprodukowało animację spoza kraju, przy wsparciu koproducentów z Belgii i Francji. Efekt jest fantastyczny: tła, kolorystyka, sposób przedstawienia przyrody czy nawet te pocieszne kraby w roli specyficznego chóru greckiego – to wszystko jest bardzo w tradycji japońskiej, podczas gdy fizjonomia postaci przywodzi na myśl komiks frankofoński.
KW: Kraby były genialne! Także jako pewnego rodzaju comic relief. Nie zapomnijmy też o samej Wyspie, pokrytej falującą na wietrze łąką i tak bardzo kojarzącym się ze Wschodem bambusowym lasem. Fala z kolei nawiązywała do słynnych japońskich grafik, w szczególności „Wielkiej fali w Kanagawie” Hokusaia. Ale ludzie, jak mówisz, są europejscy, nie ma w nich nic z typowych wielkookich postaci anime.
PD: Słowa uznania należą się także kompozytorowi. Relatywnie nieznany Laurent Perez Del Mar stworzył smyczkową ścieżkę, która świetnie koresponduje z obrazem, podkręca go emocjonalnie, ale bez taniego patosu. Praktycznie wszystkie kadry można by tu oprawić w ramki, ale scena, gdy bohater przy dźwiękach muzyki płynie majestatycznie wśród żółwi, to czysta poezja, wciskająca w fotel swą podniosłością bez kiczu.
KW: Czekałem, aż coś powiesz o muzyce, bo ja się nie znam i boję się o niej mówić, bo pewnie powiem coś głupiego. A mi soundtrack kojarzył się z pięknymi ilustracjami muzycznymi Joe Hisaishiego („Hana-Bi”, „Spirited Away”, „Księżniczka Mononoke”) i można spokojnie słuchać go ze wzruszeniem nawet w oderwaniu od filmu.
PD: Dobrze ci się kojarzył, bo Perez Del Mar ewidentnie inspirował się Hisaishim. I to jest w ogóle, nie tylko muzycznie, interesujący kierunek, ta cała współpraca międzykulturowa. Czuć wzajemny szacunek, to jest film wyraźnie spod znaku Ghibli, a jednak z autorskim pazurem Dudoka de Wita. Tak to powinno wyglądać, tak powinno się tworzyć „nową jakość”, a nie że bierzemy Scarlett Johansson i malujemy jak Japonkę.
KW: Myślę, że na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę naszych czytelników na wspomnianą wcześniej krótkometrażówkę „Ojciec i córka”, nagrodzoną Oscarem w roku 2000, zwłaszcza że film dostępny jest na YouTubie (patrz niżej). Oczywiście animacja nie ma tu nic wspólnego z czarami Japończyków z Ghibli, ale podobnie jak „Czerwony żółw”, to również piękny, poetycki, alegoryczny film, który w kilka minut na podstawie przedstawionej symbolicznie historii odchodzącego ojca z córką, w której na zawsze pozostaje tęsknota za nim, mówi więcej o relacji między dziećmi i rodzicami, niż wiele pełnometrażowych filmów. W najnowszym „Kinie” napisano, że po obejrzeniu tego filmu w oku każdego ojca musi pojawić się łza i chyba naprawdę coś w tym jest.
PD: W sieci można znaleźć także inne ciekawe krótkometrażówki Dudoka de Wita, na przykład debiutanckiego „Toma Sweepa” czy „Mnicha i rybę”, zdradzającego zainteresowanie twórcy tematyką dalekowschodnią już u progu kariery, dwie dekady temu. Widać, że Holender ma wielki talent i wszelkie predyspozycje, by w najbliższych latach stać się „dużą rybą” niezależnej animacji. Pytanie tylko, co zaproponuje następnym razem, skoro „Czerwonym żółwiem” dotknął absolutu. Trudno będzie temu filmowi dorównać, ale to już kwestia na marginesie. Gorąco rekomendujemy.
koniec
30 czerwca 2017

Komentarze

30 VI 2017   12:41:37

A ja mam problem z Żółwiem. Nie mogę przeskoczyć fabularnego faktu, że rozbitek tę żółwicę zabija. A potem ona przemienia się w piękną młodą kobietę, która pozytywnie reaguje na awanse mężczyzny. Nie mogłem uwolnić się od skojarzeń z "Pasażerami", gdzie także samotny mężczyzna skazuje piękną młodą kobietę na życie aż do śmierci ze sobą. Wasze rozważania o metaforycznej roli "rozbicia skorupy" przyjmuję na poziomie intelektualnym, ale nie na emocjonalnym. I nadal mam tu problem.

30 VI 2017   15:31:55

Na pewno zabija? Śni mu się, że ona już nie żyje (muchy), po przebudzeniu biegnie, polewa ją wodą, opiekuje się (much nie ma) - w rzeczywistości nie umarła, w każdym razie tak to odczytałam.

30 VI 2017   15:46:48

No nie. Żywym żółwiom raczej skorupa od upału nie pęka.

01 VII 2017   19:21:44

Kobieta jako kotwica, która trzyma nas przy ziemi i jednocześnie pry życiu, przemiana z żółwia- początek zrozumienia?
PS- Konrad, nie istniejesz, zapomniałeś?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

50 najlepszych filmów 2017 roku
— Esensja

Esensja ogląda: Grudzień 2017 (4)
— Konrad Wągrowski

Najlepsze filmy II kwartału 2017
— Esensja

Nie przegap: Czerwiec 2017
— Esensja

Esensja ogląda: Czerwiec 2017 (2)
— Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Kamil Witek

Do kina marsz: Czerwiec 2017
— Esensja

Z tego cyklu

Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.