Czy zawinili tylko scenarzyści? Czy krytycy są jak chorągiewki? Czy Dobry jest wróżbitą? Czy Sztybor nie chce stąpać po śliskim gruncie? W dzisiejszym odcinku: „Dzielnica!”. Piotr Dobry ocenił film na 70%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 70%.
Czy zawinili tylko scenarzyści? Czy krytycy są jak chorągiewki? Czy Dobry jest wróżbitą? Czy Sztybor nie chce stąpać po śliskim gruncie? W dzisiejszym odcinku: „Dzielnica!”. Piotr Dobry ocenił film na 70%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 70%.
Áron Gauder
‹Dzielnica!›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Dzielnica! |
Tytuł oryginalny | Nyócker! |
Dystrybutor | Vivarto |
Data premiery | 3 lutego 2006 |
Reżyseria | Áron Gauder |
Scenariusz | Máriusz Bari, Viktor Nagy, Erik Novák, László Jakab Orsós |
Muzyka | Zsolt Hammer, Alex Hunyadi, Ádám Jávorka, Viktor László, Spacecafe |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | Węgry |
Czas trwania | 87 min |
WWW | Strona |
Gatunek | animacja, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Co dwa tygodnie Dobry i Sztybor prowadzą dialog. Zazwyczaj rozmowa tyczy filmów. Różnych filmów. Z Europy i Azji. Z ogromnych wytwórni hollywoodzkich i malutkich siedlisk niezależności. Z początków kinematografii i aktualnych repertuarów. Z rąk uznanych reżyserów i raczkujących artystów. Z białymi uczniakami gwałcącymi szarlotki i czarnymi buntownikami grającymi w kosza. Z Rutgerem Hauerem i bez niego.
Piotr Dobry: Wybrałem „Dzielnicę!”, bo potencjalnie powinna spodobać Ci się jeszcze bardziej niż mi. Obaj lubimy rap, ale to Ty wychowałeś się na Targówku…
Bartosz Sztybor: Ale później przeprowadziłem się na Twoje rewiry i stałem się czułym i wrażliwym homogenizatorem.
PD: Ale czym skorupka za młodu nasiąknie… Krótko – podobało Ci się?
BS: Całkiem bardzo.
PD: Czy „całkiem bardzo” to coś w podobie „niesławnego El Guapo”? „Tak sławny, że aż niesławny”?
BS: Prawie tak, choć nie do końca. „Całkiem bardzo” to po prostu idealny komentarz do tetrycznej siódemki. Nie podobał mi się bardzo, bo to oznaczałoby ósemkę, ale i tak go polubiłem, tylko troszkę mniej.
PD: To zupełnie jak ja. I czy też tak jak ja bardziej polubiłeś go za formę, a mniej za treść?
BS: Piotrze, Ty wróżbito! Brawo. Zgadłeś. Ale nie jest tak, że treść strasznie odstaje, tylko nie trzyma początkowej formy przez cały film. Niestety z „South Parkiem” – do którego pije – nie ma szans w konkurencji pt. „cięte riposty, kontrowersyjne treści i ostry humor”. A forma jest zaiste świetna. Muzyka i łobrazeczki są pierwsza klasa.
PD: Właśnie największy problem w tym, że dominują tutaj żarty i aluzje, z których – mimo najszczerszych chęci – nie mogłem się śmiać, bo słyszałem i widziałem już to wszystko dawno temu u Parkera i Stone’a. A nawet nie tylko u nich, no bo, kurde blaszka, czy istnieją we współczesnych parodiach bardziej wyeksploatowane, wykpione postacie od Busha, bin Ladena i Britney Spears? Tu naprawdę nie trzeba by od razu geniusza, by lepiej dopracować fabułę. Miałem wrażenie, że nie było ani jednego świeżego gagu. Przynajmniej żadnego nie pamiętam.
BS: Tutaj nawet nie chodzi o oryginalność, bo tej nawet trochę było. W tych dowcipasach było widać ogromny, a przy tym bezowocny wysiłek twórczy i wiarę w ich śmieszność. Gauder jakby postawił sobie warunek, że co sekundę musi być zabawnie, kontrowersyjnie i ostro, ale facet się zbytnio napiął i nie wyszło.
PD: Jemu nie wyszło, ale animatorom jak najbardziej. Zastosowali nietuzinkową technikę polegającą na nałożeniu zeskanowanego zdjęcia głowy aktora na rysowany tułów. W praktyce świetnie to oddało emocje postaci, zgodzisz się?
BS: A Gauder nie był przypadkiem jednym z animatorów? Tym głównym?
PD: Nawet głos podkładał pod któregoś bohatera, ale miałem na myśli Gaudera-odpowiedzialnego-za-całokształt. A jeśli rozgraniczyć, to jasne, że baty należą się tylko i wyłącznie scenarzystom. Bo ten film trzyma się na klimacie, rapie i przede wszystkim animacji, ale fabuła jest potraktowana po macoszemu. I wiesz, wyróżniłbym tu jednak bardzo ten rap, bo bez niego oceniłbym „Dzielnicę!” na pewno niżej i myślę, że Ty też. Celowo używam cały czas słowa „rap”, bo „hip-hop” to mi się jednak już za bardzo z rodzimą sceną kojarzy, a okazuje się, że Węgrzy wyprzedzają nas o mile świetlne. No, może przesadzam, ale u nich nie brzmi to przynajmniej jak blade ksero gangsta zza oceanu. Naprawdę nie powinni mieć kompleksów. Światowy poziom.
W tym rozdzierającym dramacie o beznadziei egzystencji…
BS: Rzeczywiście. Muzyka jest tutaj na mistrzowskim poziomie. Oczywiście jest to również kopia amerykańskiego rapu, ale trudna do odróżnienia od oryginału. Pozytywny, rozrywkowy hip-hop, którego w naszym kraju na dobrą sprawę nie ma. Bardzo sympatyczne (pod względem aranżacji, nie tekstów) i melodyjne kawałki, który wpadają do ucha i nie mają zamiaru wyjść.
PD: Głównemu bohaterowi, Ricsiemu, podkłada głos L.L. Junior, jeden z młodych gwiazdorów węgierskiego hip-hopu, który daje tu także próbkę swoich wokalnych (świetnych!) umiejętności. Myślisz, że jego ksywa wzięła się z inspiracji utytułowanym kolegą z USA i można ją rozszyfrować jako Ladies Love Junior?
BS: Wiesz, że nawet o tym pomyślałem i jest to bardzo prawdopodobne, ale koleś chciał chyba nawiązać samym skrótem. Rozwinięcie jest chyba po węgiersku.
PD: A co powiesz o polskim tłumaczeniu jego songów? Czasem się nie rymowało, ale z drugiej strony nie było chyba aż takiej wtopy jak przy „8. mili”. I tak krzyknąć „viva!” warto Vivarto za rezygnację z dubbingu.
BS: Może się nie rymowało, ale słówka były chyba zachowane. Takie miałem przynajmniej wrażenie, słuchając w jednym zdaniu pięćdziesięciu przekleństw. Vivarto sobie nieźle poczyna.
PD: Myślisz, że czekają nas w tym roku jeszcze jakieś równie dobre animacje?
BS: Raczej mi się nie wydaje, bo z zapowiedzi kojarzę wyłącznie jakieś post-pixarowe szity, a ten osławiony „kapturek” chyba nie będzie śmieszny.
PD: Z tego, co kojarzę, wydaje mi się, że będzie najśmieszniejszy. No, ale zapowiedzi zapowiedziami, a „Dzielnica!” przecież weszła na ekrany tak jakoś raczej nieoczekiwanie, więc może dystrybutorzy jeszcze nas czymś zaskoczą. Znamienne jest zresztą, że te filmy, co wyskakują jak Filip z konopi, okazują się debeściakami, a te szumnie reklamowane zupełnie odwrotnie. Rozszerzam zakres pytania – jakie masz przeczucia odnośnie 2006? Podobny do 2005, lepszy, gorszy?
BS: Genialnie się ten rok zaczął. Nawet lepiej niż zeszły, a to przecież dopiero początek, bo pakiet oskarowy jeszcze w pełni nie wypłynął. 2006 będzie też lepszy, bo nie ma tu żadnej produkcji, której bym namiętnie oczekiwał. Nie będzie zawodów, a zaskoczyć może wszystko.
PD: Czy już Cię coś zaskoczyło?
BS: No jasne, że tak.
PD: Co?
BS: „Monachium” pierwsze mi na myśl przychodzi. Oczywiście „Jarhead”, ale na to byłem napalony wcześniej i to jedyny film, na który bardzo czekałem.
PD: A propos „Jarheada”, zastanawia mnie, dlaczego jesteśmy jedynymi, którzy ocenili go tak pozytywnie. Spójrz do Filmu, do Cinemy, spójrz na oceny tetryków. Wszędzie to samo – że nie mówi nic nowego, nic ważnego. Wkurwia mnie to trochę, bo 99% filmów nie mówi nic odkrywczego, a ci sami krytycy czasem podniecają się samym faktem, że jest to kino niezależne, turecko-greckie, srane-nie-grane. A tutaj ani słowa o genialnej formie, aktorstwie, tylko samo pieprzenie, że ich bożek Coppola kiedyś zrobił to lepiej. Ty, może to dla nich zamach na świętość i dlatego tak?
…znalazło się na szczęście miejsce, by opowiedzieć o młodości Edwarda Nortona.
BS: Właśnie nie wydaje mi się, że tu jakoś dużo do powiedzenia ma Coppola. Chodzi raczej o postać Mendesa, który dzięki „American Beauty” wyrobił sobie ogromny kredyt zaufania u widzów i krytyków. Tam mówił dużo, mądrze i oryginalnie, dlatego „Jarhead” jest dla większości zawodem. Ludzie oczekiwali po Mendesie nowych i celnych spostrzeżeń na miarę „American Beauty”, a on pozostał niewzruszony.
PD: Ale przecież każdy – od krytyków, których cenię, po tego klowna Pietrasa z Kinomaniaka – próbuje udowodnić, że ten film jest niepotrzebny, tylko dlatego, że wcześniej powstał „Czas Apokalipsy”, „Full Metal Jacket” itd. To jakaś kompletna bzdura! Film jest dobry wtedy, kiedy bohater się czegoś uczy? No proszę Cię…
BS: Ale to chyba nie o to chodzi, że się nie uczy, bo niby się uczy, ale w rzeczywistości się nie uczy, a na pewno nie powinien. Chodzi mi o ostatnią scenę, która trochę nie pasuje do całości. Ale wracając do opinii krytycznych, to nie chodzi chyba o to, że jakikolwiek bohater się niczego nie uczy. Chodzi o to, że niczego nie uczy się bohater filmu Mendesa, na dodatek żołnierz. Ale o tym uczeniu się czegoś nie chcę rozmawiać, bo jeszcze muszę przemyśleć ostatnią scenę, bo mi troszkę się gryzie.
PD: Dobra, widzę, że nie chcesz po prostu stąpać po śliskim gruncie, w obawie, żeby nie wymsknęło Ci się coś na któregoś z nowo zapoznanych kolegów. Luz. Powiedz mi w takim razie, jak Ci się podoba tegoroczna dyskusja podsumowująca?
BS: Nie, po prostu nie chcę bluzgać, jak nie znam problemu, bo do tej pory czytałem tylko negatywne notki tetryczne i pozytywną, o dziwo, recenzję Felisa w „Wybiórczej”. Nie zgadzam się z tetrykami, ale nie uważam, że nasza różnica w ocenach może wynikać z czyjejś głupoty, a innego gustu i podejścia. Gustu nie uda się poznać nigdy, dlatego próbuję przedstawić swój pogląd na podejście, a Ty się od razu burzysz. Chcesz strzelać po ryjach, to powiedz, a postrzelamy razem, ale nie mieszaj do tego „Jarheada”. A odnośnie dyskusji, to jestem raczej na nie.
PD: Ale ja nie chcę bluzgać, tylko dla mnie jest to po prostu dziwne, bo wydaje mi się, że kino jest sztuką przede wszystkim wizualną, a tu nagle nawet ci sami, którzy wysoko punktują kretyńskie komedie, jakich setki, pomijają formę „Jarheada” głuchym milczeniem i obruszają się, że Mendes nie napisał od podstaw Nowego Testamentu. Zaś wyjątkowo przychylnie nastawiony Felis mnie nie dziwi – wyjątki tylko potwierdzają regułę. No dobra, może i mnie ponosi, ale wiesz, że nie lubię wybiórczości i niekonsekwencji, a ci nasi krytycy są jak chorągiewki… Zresztą nieważne. Dlaczego jesteś na „nie” odnośnie dyskusji?
BS: Nie wszyscy są jak chorągiewki, ale wielu na pewno, to fakt. A moje „nie” dla dyskusji wzięło się chyba z perspektywy potencjalnego czytelnika. Nie wiem, czy komuś będzie się chciało to czytać.
PD: Ale niepisaną regułą „Halo…” jest przecież brak jakichkolwiek reguł. Jakbyśmy tak za każdym razem zastanawiali się, o czym tu pogadać, a o czym lepiej nie, to by nam dopiero ugrzecznione nudy powychodziły…
BS: Nie rozumiem kontekstu?
PD: Powiedziałeś, że nie wiesz, czy komuś będzie się chciało to czytać. Moim zdaniem nie nam o tym decydować.
BS: Ja myślałem, że Tobie chodzi o dyskusję podsumowującą, a nie „Halo…”. „Halo…” jest mistrzem, przecież wiesz, że tak uważam.
PD: A, to się nie zrozumieliśmy. Czyli uważasz, że jest gorzej niż było przed rokiem? Odnośnie esensyjnej dyskusji podsumowującej, oczywiście.
BS: Niby lepiej, bo składniej, ale tamta mi się bardziej podobała. Po prostu przydałaby się nowa formuła, ale nie mam jakiegoś ciekawego pomysłu na daną chwilę. Chciałbym takiej fajnej wymiany poglądów, a nie spisu filmów, jakie się oglądało.
PD: No to masz rok na wymyślenie czegoś powalającego. Trzymam kciuki.
BS: Ja to myślę, że nie więcej niż 10 miesięcy, żeby zacząć pod koniec listopada.
PD: No to masz 10 miesięcy. Trzymam kciuki.
BS: Wiedziałem, że zawsze mogę liczyć na Twoje kciuki.
PD: W rzeczy samej.