Z filmu wyjęte: Mumia z gwiazdSkoro w zeszłym odcinku zapoznaliśmy się już z pracownikiem idealnym, to w aktualnym proponuję słodkiego obcego z innej planety. Tak, to coś na pierwszym planie. I wiecie, że jest to… kopia E.T.?
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Mumia z gwiazdSkoro w zeszłym odcinku zapoznaliśmy się już z pracownikiem idealnym, to w aktualnym proponuję słodkiego obcego z innej planety. Tak, to coś na pierwszym planie. I wiecie, że jest to… kopia E.T.? Skoro w zeszłym odcinku ustaliliśmy, że idealny pracownik może wyglądać jak rasowy ufok, to w bieżącym warto rzucić okiem na obcego, który… eee… nie przypomina niczego konkretnego. No, chyba że egipską mumię, wykonaną przez niewidomego, zniedołężniałego balsamistę, który nie odróżniał byka od skarabeusza. Otóż stworzenie to jest kopią znanego nam Spielbergowskiego E.T., który chciał „go home”. Przeboju kasowego pozazdrościli Amerykanom twórcy z dalekiej Turcji i już rok później, w 1983, zaserwowali swoim widzom produkcję o tytule „Badi”. Ponieważ jednak budżetu mieli tylko na skrzynkę mleka, dwie paczki krakersów i kostkę haszyszu, skończyło się wypichceniem kuriozalnie złego filmu, z którego śmiał się później cały świat. Zresztą – wzorem „Tureckich Gwiezdnych Wojen” – ochrzczono film mianem „Tureckiego E.T.”. A z kadru widać, iż śmiechu było co nie miara. Przede wszystkim obcego grało albo dziecko, albo karzeł, niewykluczone, że płci żeńskiej, na co wskazywałaby sugestia posiadania zauważalnych piersi. Aktor został wciśnięty w wielgachny, porozciągany sweter, na głowę zaś wciśnięto mu obciągnięty rajtuzami hełm lub półmisek, przyozdobiony od frontu plastikowymi, nieruchomymi oczami. Nawet nie będę się w tym momencie pastwił na ogromnymi zatokami i jeszcze większymi usznymi konchami. Zaznaczę tylko, że zdjęcia nie oddają „wdzięku” samej postaci, poruszającej się jak inwalida i wydzielającej od czasu do czasu ochronne opary dymu. Nie śmiem nawet zgadywać, który organ mógłby je produkować. Sama fabuła jest ordynarną kalką oryginalnego „E.T.”, dostosowaną jednak do specyficznych tureckich realiów. Otóż na zapyziałych przedmieściach Stambułu ląduje tytułowy obcy. Trafia na niego mały dzieciak i przygarnia, pilnując, żeby o znalezisku nie dowiedzieli się o dorośli, bo wciąż pamięta, co się stało ze znalezionym wcześniej bezpańskim psem (uściślijmy, że w sprawie maczał wówczas palce hycel). Badi siedzi sobie odtąd głównie w domowej piwnicy i dłubie w urządzeniach należących do przyjaciela matki dzieciaka, zerkając od czasu do czasu na erotyczne pisemko z modelką na rozkładówce. Dzieciak cieszy się z postępów Badiego w nauce języka, podziwia też prezentowane przezeń sztuczki (np. lewitację jabłek), no ale że samemu tak obcować z przybyszem jest smutno, wprowadza w tajemnicę coraz więcej przyjaciół. Co naturalnie doprowadza w pewnym momencie do wmieszania się w sprawę wrogo nastawionej okolicznej ludności, która chwyta za widły, pałki i inny odwieczny oręż. Finału nie będę zdradzał, choć jest oczywisty do przewidzenia, skoro film jest kopią „E.T.”. I tak, też jest latanie pojazdem mechanicznym, tyle że w „Badim” jest to… trójkołowy wózek ręczny, z rodzaju tych do wożenia warzyw i owoców na targ. Seans więc polecam, zwłaszcza jeśli mamy w lodówce trochę płynnego złota, a na kanapie kilkoro przyjaciół, ale ostrzegam, że film jest infantylny, chwilami slapstickowy i dramatycznie tani, co widać po prostu na każdym kroku. I mimo że parę lat temu jakaś dobra dusza ulitowała się w końcu nad widzami złaknionymi mądrości płynących z tureckich dialogów i w sieci zawitały angielskie napisy, film można swobodnie „konsumować” w wersji oryginalnej. Zaręczam, że nic się nie traci. ![]() 14 sierpnia 2023 |
Nieczęsto widzowie w latach 50. i 60. ubiegłego wieku mieli okazję oglądać Zbigniewa Cybulskiego w przedstawieniach teatralnych. Każda taka rola zasługuje więc na uwagę. Wyreżyserowany przez Jerzego Gruzę „Sammy” to monodram autorstwa Brytyjczyka Kena Hughesa, w którym aktor znany przede wszystkim z „Popiołu i diamentu” wciela się w drobnego kombinatora próbującego zebrać pieniądze na spłatę długu.
więcej »Z okazji zbliżających się Świąt proponuję rzut oka na franczyzę okołofilmową sprzed 30 lat.
więcej »Chociaż o brytyjskim dramatopisarzu i prozaiku Patricku Hamiltonie dzisiaj już mało kto pamięta, wielbiciele klasycznych thrillerów psychologicznych sprzed dekad powinni kojarzyć przynajmniej dwie z jego sztuk, które dotarły do Hollywoodu – „Gasnący płomień” oraz „Sznur”. Ta pierwsza doczekała się także inscenizacji w ramach Teatru Sensacji „Kobra”, a reżysersko odpowiadał za to… Andrzej Łapicki.
więcej »Franczyza lat 80.
— Jarosław Loretz
Dysonans motoryzacyjny
— Jarosław Loretz
Obrandowani
— Jarosław Loretz
Na wywczasie
— Jarosław Loretz
W kupie raźniej
— Jarosław Loretz
Proszę szanownej wycieczki
— Jarosław Loretz
Och jej, ja tu faktycznie mam tatuaż
— Jarosław Loretz
Proszę oddać mi kapelusz. W środku tkwi połowa mojego czerepu
— Jarosław Loretz
Superman z napędem kobiecym
— Jarosław Loretz
Warzywny dramat
— Jarosław Loretz
Franczyza lat 80.
— Jarosław Loretz
Dysonans motoryzacyjny
— Jarosław Loretz
Obrandowani
— Jarosław Loretz
Na wywczasie
— Jarosław Loretz
W kupie raźniej
— Jarosław Loretz
Proszę szanownej wycieczki
— Jarosław Loretz
Och jej, ja tu faktycznie mam tatuaż
— Jarosław Loretz
Proszę oddać mi kapelusz. W środku tkwi połowa mojego czerepu
— Jarosław Loretz
Superman z napędem kobiecym
— Jarosław Loretz
Warzywny dramat
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz
I robotom bywa smutno
— Jarosław Loretz