Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wolfgang Petersen
‹Troja›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTroja
Tytuł oryginalnyTroy
Data premiery14 maja 2004
ReżyseriaWolfgang Petersen
ZdjęciaRoger Pratt
Scenariusz
ObsadaOrlando Bloom, Sean Bean, Brian Cox, Brendan Gleeson, Julie Christie, Saffron Burrows, Rose Byrne, Eric Bana, Brad Pitt, Diane Kruger
MuzykaJames Horner
Rok produkcji2004
Kraj produkcjiUSA
WWW
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Bogowie, Wam już podziękujemy...
[Wolfgang Petersen „Troja” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3

Marcin T.P. Łuczyński

Bogowie, Wam już podziękujemy...
[Wolfgang Petersen „Troja” - recenzja]

Helena i owszem, zdradziła męża, przyjmując w swej alkowie zamorskiego gościa, by potem razem z nim uciec. Ale z drugiej strony, mimo iż ponoć najpiękniejsza na ziemi, była ona samotną i nieszczęśliwą kobietą, oddaną za żonę wbrew swej woli grubiańskiemu i średnio doprawdy urodziwemu drągalowi (znakomita rola Brendana Gleesona, znanego wszystkim jako Hamish, przyjaciel Williama Wallace′a w "Walecznym Sercu"), który traktował ją jak własną posiadłość, a nie jak kochaną żonę. Widać to szczególnie podczas uczty, gdy Menelaos bez żenady obściskuje i obcałowuje niewolnice, co trudno odebrać inaczej niźli jako jawny afront wobec pani domu, uczyniony do tego wszystkiego w przytomności zamorskich przybyszów.
Ktoś powie, że to przecież była rzecz normalna w tamtej kulturze i w tamtych czasach, że mężczyźni prócz żon często miewali niewolne nałożnice, że byli panami, a kobiety niewiele miały do powiedzenia czy do protestowania, że to żaden argument, który nijak nie usprawiedliwia wiarołomności żony. Nie usprawiedliwia, to prawda, ale wiele wyjaśnia.
Parys z kolei, wybranek serca Heleny, jest ukazany jako egzaltowany nieco młodzieniaszek o chłopięcej urodzie, który stawia uczucie ponad wszystko, nawet ponad groźbę wyniszczającej wojny. Jego postawa jest kompletnie irracjonalna, wręcz gówniarska, pełna lekkoduchostwa, bezmyślna i głupia. I bardzo, ale to bardzo romantyczna, bo przecież trudno nie docenić również i tej strony osobowości młodego księcia, który dla miłości zaryzykował i poświęcił tak wiele, poświęcił w zasadzie wszystko.
Ktoś powie, że to nijak nie usprawiedliwia lekkomyślności młodego władcy, że ofiara, jaką poniosło jego królestwo za miłosny kaprys swego władcy była zbyt wysoka. Słowa króla Priama, który przyznał, że miłość to chyba lepszy powód do toczenia wojny, niż żądza władzy, nowych ziem, wpływów, to może nawet dość interesująca konstatacja filozoficzna, ale nie ma w niej za grosz pragmatyzmu, który winien cechować odpowiedzialnego króla. Nie usprawiedliwia, to prawda, ale wiele wyjaśnia.
Achilles pełen pogardy wobec Agamemnona, pałający chęcią zemsty na Hektorze - on również ma swój moment. Podobnie jak swój moment ma król Priam, który tak wiele zaryzykował dla młodszego syna, kierując się uczuciem i objawioną przez wróżbę kapłana wolą bogów. Spotkanie tych dwóch to jedna z najpiękniejszych scen w filmie.
Król Priam zjawia się w nocy w namiocie Achillesa, by zachować się jak mężczyzna. Okazuje wielką odwagę, udając się do obozu wroga, by prosić Achillesa o wydanie zwłok zabitego syna. Achilles z kolei potrafi być szlachetnym, to czuć jest przez skórę przez cały czas, ale widać to najlepiej właśnie wtedy, gdy własnoręcznie umieszcza ciało Hektora na swoim rydwanie.
Ktoś powie, że ten wielkoduszny gest, okazany korzącemu się ojcu, nie usprawiedliwia nieludzkiego potraktowania zabitego wroga, pełnego pychy tryumfalnego przejazdu rydwanem z przytroczonymi zwłokami Hektora, które ostre kamienie i proch straszliwie okaleczyły. Prawdziwie wielki heros szanuje swego wroga i nie dopuszcza się czynów podłych wobec niego. Nie usprawiedliwia, to prawda, ale wiele wyjaśnia.
Rzemiosło filmowe
Pora na technikalia. Przede wszystkim warto zauważyć, że film bazuje nie tylko na "Iliadzie", ale również na "Odysei" i na "Enedzie" Wergiliusza. Widzimy w nim cały logiczny ciąg zdarzeń, prowadzących do wojny o Troję, którą pokazano tu w całości, od początku do krwaego i ognistego końca, choć przez to z konieczności okres dziesięciu lat skurczył się do jakiś trzech tygodni (z czego dwa upłynęły na uroczystościach pogrzebowych Hektora). Wszelako, powody takiego zawężenia są chyba oczywiste, choć naturalnie można je było załatwić napisami w stylu: "Dziesięć lat później" - sam nie wiem, co byłoby lepsze. Tak, jak jest, nie jest wcale źle.
Pewien niedostatek - choć oczywiście nie dla inteligentnego, oczytanego widza - wynikły z usunięcia bogów i całej mitycznej otoczki z tym związanej, stanowi kwestia śmierci Achillesa: dlaczego tak wielki heros jak on, zdałoby się, że niezmożony, padł, gdy wystrzelona przez Parysa strzała ugodziła go w piętę? Nie jest to jednak mankament, który należałoby traktować poważnie - wszak każdy chyba słyszał o "pięcie achillesowej".
Jest w "Troi" sporo efektownych scen, niekiedy wspieranych oczywiście wszędobylskim dziś komputerem, wykonanych z należytym kunsztem i starannością. Szturmy sztucznie namnożonych wojsk są przekonujące, ich szeregi należycie liczne, ścierające się ze stosownym zgiełkiem i uporem. Zamęt bitewny jak się patrzy, co rusz to bryzga krew, jak to w bitwie. Słowem, bez zarzutu, poza jednym przypadkiem - trudno, żeby w takim filmie nie było mankamentów. Mianowicie w scenach pokazujących szturm wojsk Achillesa na brzeg tuż po wylądowaniu, kiedy przebijają się oni pod gradem strzał do położonej na plaży świątyni Apolla, momentami kamera zanadto skacze, jest zbyt blisko sylwetek walczących, przez co obraz traci wyrazistość, nie ma należytego oglądu na całość sytuacji, gdy kamera najeżdża na poszczególnych żołnierzy. Bardzo przeszkadza to w oglądaniu, ale na szczęście ten kociokwik nie trwa długo.
Niezwykle efektowny jest pojedynek Hektora z Achillesem, choć ukazany inaczej, niż w "Iliadzie", tam bowiem Hektor czeka na Achillesa przed murami miasta tuż po szturmie, by w końcu ze strachu uciekać przed nim wokół miasta, okrążając je bodaj trzykrotnie. W filmie jest to ukazane jako starcie dwóch zdecydowanych wojowników, z których jeden w tej walce może stracić to, co mu najdroższe, drugi zaś to co najdroższe zyskać. Sama walka to prawdziwy spektakl szybkich ciosów, uderzeń włóczni, mieczy i tarcz, skoków i uników, świstu ostrz i bojowych okrzyków, pyszny dla oka pokaz kunsztu.
Jeśli chodzi o atmosferę filmu, to momentami czuć przebijający niejako zza pleców epos "Iliady", szczególnie widać to w dialogach, czasem bardzo egzaltowanych, podniosłych. Taka konwencja jednak nie razi specjalnie, bo nie ma jej za wiele, za to jest jakimś echem tego pompatycznego stylu cechującego dzieło przypisywane Homerowi (nie czas tu i miejsce na rozpisywanie się o kwestii homeryckiej :). Od czasu do czasu padnie jakieś błyskotliwe zdanie ("Za wcześnie, by mordować książęta" - Achilles, "Czasem trzeba służyć, by móc panować" - Odyseusz), ale w ilości na tyle wyważonej, by z jednej strony nikt nie miał wątpliwości, że to przecież nie filozofowie najechali obce wybrzeże, a z drugiej, że nie zrobiły tego również do szczętu tępe mięśniaki.
Piękne są pejzaże, nadmorski brzeg oblewany wodami, na który zwalają się dziesiątki statków, niczym na prawdziwej inwazji. Góruje nad brzegiem miasto Troja, zbrojne w olbrzymią bramę i masywne mury, dotąd niezmożone, opierające się każdemu najeźdźcy.
Scenami szczególnej urody są te rozgrywające się nocą, wśród płonących obozowych ognisk czy pogrzebowych stosów, na których układano zabitych, zgodnie z wierzeniami kładąc mi na oczach monety (obole bodajże), aby mieli oni czym zapłacić Charonowi za przewóz łodzią przez rzekę Styks, oddzielającą świat śmiertelników od Hadesu.
Cóż powiedzieć na koniec? Wielka miłość, której tylko kłody pod nogi, ból i hańba zdrady, pycha i kapryśność, co imają się również największych herosów, a być może ich nade wszystko, podległość słabego człowieka wobec zmienności losu, czy to objawiającej jakąś złośliwą wolę istoty najwyższej, czy po prostu obojętność świata, wreszcie rzemiosło wojenne, które nie zna granic, niczym się nie nasyci, którego nigdy nie będzie dość - wszystko to spleciono w niezwykłą historię, będącą piękną pozłotką ponurej rzeczywistości. Rzeczywistości niespokojnego czasu, podbojów i ekspansji, wypraw łupieskich i konfliktów, które gaszono krwią, by niedługo potem na nowo je rozpalić. Minęło ponad trzy tysiące lat i nic się w tej materii nie zmieniło, tyle że dziś mamy medialną codzienność, na talerzyku dostarczającą informacje, które nie mają czasu obrosnąć w legendę. Nie masz też pieśniarzy, co by ją sławić mogli i chcieli. Pozostają klasycy.
Jakiś już czas temu, w którymś z tomów "Malarstwa Białego Człowieka" Waldemara Łysiaka, przeczytałem anegdotkę, jaką rzucił ponoć jeden z artystów czy też znawców sztuki. Wedle niej powodem wojny pomiędzy Achajami a Trojanami było arcydzieło, cudowna, zachwycająca rzeźba przepięknej kobiety, urzekająca i przez to niezwykle cenna, niemożliwe bowiem wydaje się, ażeby tylu mężów przez dekadę brało się za łby z powodu jednej baby...
Nie jest ważne, o co poszło w wojnie, po której miasto Troja zostało zrównane z ziemią, a jego mieszkańcy wyrżnięci. Jest tylko i wyłącznie kwestią wyboru, czy wolicie wierzyć Homerowi czy pozostać raczej przy historycznych realiach, bo w tych zmaganiach, tak pięknie i starannie pokazanych w filmie, jak zawsze i wszędzie chodzi o jakąś cenę. W wypadku opowieści Homera, o cenę niezwykłej miłości. To powód do wojny równie dobry, jak każdy inny, tyle, że wojen z tych innych powodów były dziesiątki, jeśli nie setki i niewiele z nich jeszcze się pamięta. Niewiele się też będzie pamiętać z tych, co jeszcze z pewnością przed nami - pewność tę czerpię z reguły, którą pięknie oddaje dialog z "Gladiatora", pomiędzy imperatorem Markiem Aureliuszem, a jego trybunem (uparcie w filmie tytułowanym po współczesnemu generałem) Maximusem:
- Dowiodłeś swej wielkości raz jeszcze, Maximusie. Miejmy nadzieję, że po raz ostatni.
- Nie został nikt, z kim można by walczyć, panie.
- Zawsze jest ktoś, z kim można walczyć, Maximusie.
Wojnę o Helenę znają całe rzesze po dziś dzień, uczy się tego w szkołach. Nakręcono o niej rewelacyjny film.
koniec
« 1 2 3
18 maja 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Co tam dolary, gdy można zarabiać ruble!
Sebastian Chosiński

15 V 2024

Przyznaję, że filmowymi ekranizacjami powieści Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” zająłem się nie „po bożemu”, bo od końca. Najpierw przedstawiłem pięcioodcinkowy miniserial z 1978 roku, a dopiero teraz zabieram się za nakręconą dwie dekady wcześniej dwuczęściową kinową epopeję autorstwa Rafaiła Perelsztejna.

więcej »

Fallout: Odc. 8. Optymizm też bywa zabójczy
Marcin Mroziuk

13 V 2024

Z zainteresowaniem obserwujemy, jak rodzeństwo MacLeanów niezależnie od siebie poznaje prawdę o Krypcie 31. A choć obecna sytuacja Lucy i Norma wygląda zupełnie inaczej, to każde z nich staje przed trudną decyzją. Kolejnych cennych wyjaśnień dotyczących działalności Vault-Tec dostarczają zaś widzom wspomnienia Coopera Howarda.

więcej »

East Side Story: Zeus = Zero. Wielki Zero!
Sebastian Chosiński

12 V 2024

Gdy rozpoczęły się prace nad „Numerami”, autor literackiego pierwowzoru i jeden z dwóch reżyserów filmu (obok Achtema Seitabłajewa) siedział jeszcze w rosyjskim więzieniu. Kiedy wreszcie udało się doprowadzić do jego uwolnienia, Ukrainiec Ołeh Sencow dokończył pracę nad filmem, będącym wielkim oskarżeniem systemu totalitarnego i – osobiście – Władimira Putina.

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Iliada ateistyczna i biceps Achillesa
— Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Bez wahań ciśnienia
— Ewa Drab

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.