Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ava DuVernay
‹Selma›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSelma
Dystrybutor Kino Świat
Data premiery10 kwietnia 2015
ReżyseriaAva DuVernay
ZdjęciaBradford Young
Scenariusz
ObsadaDavid Oyelowo, Carmen Ejogo, Jim France, Trinity Simone, Mikeria Howard, Jordan Christina Rice, Ebony Billups, Nadej k Bailey
Rok produkcji2014
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
Czas trwania128 min
WWW
Gatunekbiograficzny, dramat, historyczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Co nam w kinie gra: Selma
[Ava DuVernay „Selma” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Piotr Dobry, Jarosław Robak

Co nam w kinie gra: Selma
[Ava DuVernay „Selma” - recenzja]

King tymczasem, mimo że ma za sobą całą armię aktywistów, pozostaje skonfliktowany z radykałami od Malcoma X, a także „młodzieżówką” własnego ruchu. Ucieka się też do cokolwiek dwuznacznej moralnie manipulacji, kiedy świadom, że może dojść do eskalacji przemocy, mimo wszystko organizuje marsze i wiece – byle tylko przyciągnąć uwagę mediów i ukazać siedemdziesięciu milionom Amerykanów przed telewizorami obrazki z nieuzbrojonymi cywilami masakrowanymi przez policję. W międzyczasie obserwujemy komplikującą się sytuację prywatną bohatera, i co istotne – empatia reżyserki leży po stronie żyjącej w poczuciu ciągłego zagrożenia Coretty. Temat zdrad, jakich bezdyskusyjnie dopuszczał się King, nie zostaje co prawda podjęty wprost, bez ogródek, jak zapewne życzyłby sobie Oliver Stone, ale – znów – DuVernay wystarcza jedna scena wymownego milczenia, by odzwierciedlić stosunki małżeńskie w tym aspekcie.
Interakcje zachodzące między Martinem a Corettą są zresztą wygrane wirtuozersko przez brytyjską parę o nigeryjskich korzeniach. Siłą napędową filmu jest jednak Oyelowo. Wręcz niewiarygodne, jak ten pozornie mało efektowny aktor odnajduje się w skórze Kinga. Oszczędny w gestach, targany wątpliwościami w scenach intymnych, charyzmatyczny, władczy podczas wystąpień publicznych – bezbłędnie operuje mimiką, ciszą, intonacją, wszelkimi środkami ekspresji. Wierzy się w tego jego Kinga od pierwszej minuty, mimo że nie jest przecież nawet fizycznie podobny.
Obsadzie w ogóle niewiele można zarzucić. Doskonały jest prawie cały drugi plan, na czele z Oprah Winfrey (Annie Lee Cooper), André Hollandem (Andrew Young), Wendellem Pierce’em (Hosea Williams), Commonem (James Bevel) czy Tessą Thompson (Diane Nash), która niedawno wypłynęła przełomową rolą w „Dear White People”. Perełką jest Malcom X w interpretacji Nigela Thatcha, tworzącego w raptem jednym epizodycznym wejściu kreację, którą aż chciałoby się skonfrontować w dłuższej formule z kanonicznym Denzelem Washingtonem z eposu Spike’a Lee. Tom Wilkinson i Tim Roth są oczywiście klasą samą w sobie, aczkolwiek niekiedy bledną pod natłokiem dość niefortunnych, pompatycznych linijek; scenę, w której Johnson wrzeszczy do gubernatora przez słuchawkę „Why are you fucking over your president?!”, scenarzysta Paul Webb mógł sobie śmiało darować, niezależnie od akuratności historycznej. Jedynym aktorskim nieporozumieniem jest jednak Dylan Baker, którego karykaturalnie demoniczny Hoover sprawia wrażenie, jakby zabłąkał się tu z planu dużo gorszego filmu, właśnie takiej typowej biografii w możliwie najgorszym hollywoodzkim wydaniu.
Zdarza się, że i sama reżyserka nie ma pomysłu na daną scenę, na przykład kompletnie bez polotu inscenizuje znaczące dla fabuły fragmenty drugiej wizyty Kinga w Białym Domu i spotkania z asystentem prokuratora generalnego, Johnem Doarem (Alessandro Nivola). Przeważnie jednak z energią i pasją przywraca do życia wydarzenia funkcjonujące przez lata jedynie pod postacią encyklopedycznych faktów i dat. Ma oko reporterki i wrażliwość społeczniczki. Lubi bazować na kontrapunktach, z reguły z dobrym skutkiem. W jej stylu filmowania jest coś z agresywnej dynamiki Spike’a Lee i estetyzowania „prozy życia” Richarda Linklatera. Wie doskonale, że w kinie jeden obraz mówi więcej niż tysiąc słów, ale ma też olbrzymi szacunek do słowa; wieloletnie doświadczenie w dziennikarstwie robi swoje. Nie podpisała się jako współautorka scenariusza, ale wiadomo, że nanosiła nań znaczące poprawki. Po tym zaś, gdy Paramount nie uzyskał praw do przemówień Kinga, sama je napisała – i brzmią naturalnie, potoczyście, bez fałszywej nuty.
„Selma” jest więc naznaczona silnym rysem autorskim, ale jej sukces – analogicznie do historii przedstawionej na ekranie – nie byłby możliwy bez wzorowej współpracy kolektywu. Ekipa techniczna spisała się równie dobrze, co aktorska. Ruth E. Carter, naczelna kostiumolożka Spike’a Lee, z której usług korzystali też m.in. Spielberg przy „Amistadzie” czy Daniels przy „Kamerdynerze”, bezbłędnie komponuje stroje z epoki z klimatem danych scen. Montażysta Spencer Averick nadaje całości właściwy rytm, dzięki któremu – choć ekspozycja wielu postaci jest szczątkowa – widz nie gubi się w gąszczu wątków achronologicznej opowieści. Imponującą robotę wykonuje operator Bradford Young, który współpracował już z reżyserką przy „Middle of Nowhere”. Younga nie bez przyczyny porównuje się na Zachodzie do legendarnego „Księcia Ciemności”, Gordona Willisa. Mało kto potrafi tak perfekcyjnie operować kontrastem, czernią, tak oświetlać czarnoskórych aktorów, by nie sprawiali, jak w większości hollywoodzkich produkcji, wrażenia sztucznie wybielonych albo w drugą stronę – nie zlewali się z tłem w scenach nocnych. Tymczasem jedne z najpiękniejszych scen „Selmy” rozgrywają się właśnie w ciemni, by wspomnieć choćby pobyt Kinga w więzieniu czy jego telefon w środku nocy do piosenkarki gospel Mahalii Jackson (Ledisi Young) z prośbą o natchnienie poprzez pieśń. Szczególnie w tej ostatniej scenie jest poezja ulotnej chwili, jest nastrojowość niespotykana w kinie bądź co bądź publicystycznym.
Co zaś do publicystyki: gdzieś tam w tyle głowy kołacze się brzydka myśl, że Paramount wpuścił film na ekrany akurat w momencie nasilenia się protestów afroamerykańskiej społeczności, po to by koniunkturalnie „zmonetyzować” śmierć Michaela Browna, Erica Garnera i innych. Tym bardziej mając na względzie fakt, że po dekadach ignorowania Kinga przez Hollywood pierwszy poświęcony mu projekt dostał zielone światło dopiero po tragedii w Ferguson. Jakiekolwiek by jednak nie były intencje wytwórni, w żaden sposób nie rzutują na samych twórcach, którzy niebezzasadnie pieką tutaj dwie pieczenie na jednym ogniu – upamiętniają pięćdziesiątą rocznicę wydarzeń w Selmie i zarazem posługują się tamtą historią jako komentarzem do obecnej rzeczywistości, o co w kinie wrażliwym społecznie głównie przecież chodzi.
Bezlitośnie pacyfikowany tłum, chrzęst czaszek rozbijanych pałkami, rozpacz matek – sceny z „Selmy” są wstrząsające same w sobie, a po paralelnym odniesieniu do współczesnych reportaży, którymi epatują nas serwisy informacyjne, zyskują podwójną siłę rażenia. Tam nieuzbrojony młody aktywista Jimmie Lee Jackson (Keith Stanfield) zamordowany przez policję na oczach bliskich, tu 12-letni Tamir Rice zastrzelony przez mundurowych za wymachiwanie pistoletem-zabawką. Tam działaczka Annie Lee Cooper powalona na ziemię przez tępawego szeryfa Jima Clarka (Stan Houston), tu ciało 18-letniego Michaela Browna zalegające na ulicy jeszcze przez kilka godzin po śmierci. Tam pokojowe demonstracje, tu… No właśnie. Dziś już mało kto pamięta, że protesty w Ferguson na początku miały charakter wyłącznie pokojowy. Dopiero po paru dniach doszło do rozruchów, sprowokowanych w dużej mierze ignorancją i poczuciem bezkarności miejscowych władz; szef policji na pytanie ile strzałów padło w stronę Browna, odpowiadał beztrosko, że „chyba więcej niż dwa, ale niewiele więcej”.
Twórcom „Selmy” nie zależy jednak na dolaniu oliwy do ognia, lecz przeciwnie – przykręceniu palnika. Rozbrzmiewający na napisach końcowych, nagrodzony Oscarem utwór „Glory” Commona i Johna Legenda ma moc hymnu, ale nie takiego wiodącego lud na barykady, tylko takiego, który krzepi apoteozą wspólnoty, triumfu woli i pokojowych rozwiązań. Entuzjazm tak piosenki, jak i filmu jest zaraźliwy. Ale i podszyty goryczą. Nie sposób bowiem nie pamiętać, że przed dwoma laty amerykański Sąd Najwyższy unieważnił historyczną Ustawę wywalczoną w Selmie. Nie sposób nie pamiętać, że już po premierze filmu przed posterunkiem w Ferguson zastrzelono w odwecie dwóch policjantów. Nie sposób nie czuć rozczarowania, kiedy sen Martina Luthera Kinga spełnia się jedynie na taśmie produkcyjnej Fabryki Snów.
koniec
« 1 2
10 kwietnia 2015

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

East Side Story: Ciemne chmury nad Anatewką
Sebastian Chosiński

5 V 2024

Łotewski reżyser, wykształcony w Stanach Zjednoczonych, w poprzedniej dekadzie nakręcił w Ukrainie film na podstawie powieści żydowskiego prozaika z początku XX wieku, przerobionej następnie w latach 90. na sztukę teatralną przez rosyjskiego Żyda. Tak w skrócie można opisać historię powstania historycznego komediodramatu Vladimira Lerta „Pokój wam!”, który nawiązuje do legendarnych „Dziejów Tewjego Mleczarza” Szolema Alejchema.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Wczoraj, dziś, jutro
— Piotr Dobry

Z tego cyklu

Perfect Days
— Kamil Witek

Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek

Poprzednie życie
— Kamil Witek

Ślepowidzenie
— Sebastian Chosiński

Umrika
— Sebastian Chosiński

„Tajemnice Bridgend” i „Czarodziejska góra”
— Sebastian Chosiński, Konrad Wągrowski

Jesteśmy waszymi przyjaciółmi
— Sebastian Chosiński

Slow West
— Sebastian Chosiński

Imigranci
— Marta Bałaga, Sebastian Chosiński

Steve Jobs
— Kamil Witek

Tegoż autora

Krótko o filmach: To właśnie życie
— Jarosław Robak

Oscary 2019: Esensja przyznaje Oscary
— Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Żmije
— Jarosław Robak

Dobry i Niebrzydki: Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Polska nie musi wstawać z kolan, za to może wstać z kanapy
— Piotr Dobry

Dobry i Niebrzydki: Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

American Film Festival 2018 (3)
— Jarosław Robak, Konrad Wągrowski

American Film Festival 2018 (2)
— Jarosław Robak

American Film Festiwal 2018 (1)
— Jarosław Robak, Kamil Witek

Dobry i Niebrzydki: Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.