Uśmierzający, lecz nie wybuchowy [Krzysztof Zanussi „Eter” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Krzysztof Zanussi to bezsprzecznie mądry człowiek. Wybitny intelektualista ze starej szkoły. Znakomity reżyser, który w swych filmach z lat 70. i 80. XX wieku potrafił wspiąć się na wyżyny artyzmu. Kolejne dekady nie było już jednak tak udane, a w nowym stuleciu zaliczył wyraźny spadek formy. Wydawało się, że „Eter” – jego najnowsze dzieło – będzie przełamaniem złej pasy. Tak się nie stało, ale na pewno jest to najlepszy film Zanussiego od powstania „Persona non grata”.
Uśmierzający, lecz nie wybuchowy [Krzysztof Zanussi „Eter” - recenzja]Krzysztof Zanussi to bezsprzecznie mądry człowiek. Wybitny intelektualista ze starej szkoły. Znakomity reżyser, który w swych filmach z lat 70. i 80. XX wieku potrafił wspiąć się na wyżyny artyzmu. Kolejne dekady nie było już jednak tak udane, a w nowym stuleciu zaliczył wyraźny spadek formy. Wydawało się, że „Eter” – jego najnowsze dzieło – będzie przełamaniem złej pasy. Tak się nie stało, ale na pewno jest to najlepszy film Zanussiego od powstania „Persona non grata”.
Krzysztof Zanussi ‹Eter›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Eter | Dystrybutor | Agora | Data premiery | 19 kwietnia 2019 | Reżyseria | Krzysztof Zanussi | Zdjęcia | Piotr Niemyjski | Scenariusz | Krzysztof Zanussi | Obsada | Jacek Poniedziałek, Andrzej Chyra, Zsolt László, Ostap Vakuliuk, Maria Riaboshapka, Stanislav Kolokolnikov, Małgorzata Pritulak, Rafał Mohr | Rok produkcji | 2018 | Kraj produkcji | Litwa, Polska, Ukraina, Węgry | Czas trwania | 113 min | Gatunek | dramat, historyczny, thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Czasy, w których Krzysztof Zanussi kręcił dzieła na miarę „Życia rodzinnego” (1970), „Iluminacji” (1972) czy „ Barw ochronnych” (1976) – dawno już minęły. I zapewne nigdy nie powrócą. Dzisiaj gdy do kin trafia nowy obraz Mistrza, raczej zaciskamy zęby, modląc się po cichu, aby nie okazał się on knotem dorównującym poziomem „Sercu na dłoni” (2008) bądź „Obcemu ciału” (2014). Niestety, od wielu już lat Zanussiemu nie udało się stworzyć filmu, który zadowoliłby widzów i krytyków. Który oglądany po latach nie wywoływałby efektu zgrzytania zębów. W minionych dwóch dekadach udało mu się to jedynie dwa razy, przy okazji „Życia jako śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową” (2000) oraz „Persona non grata” (2005), choć obydwa dramaty nie były wcale pozbawione wad. Ale na tle tego, co nakręcił później… Jedno jest pewne – tematyka współczesna ostatnimi laty reżyserowi na pewno nie służy. Z nadzieją można więc było przyjąć doniesienia na temat „Eteru” – dramatu psychologicznego, którego akcję Zanussi-scenarzysta umieścił w latach bezpośrednio poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej. Do tak odległej przeszłości dotąd twórca sięgał rzadko – pierwszy raz w „Paradygmacie, czyli potędze zła” (1985), choć tam akurat nie przykładał się zbytnio do realistycznego przedstawienia rzeczywistości; później natomiast w „Bracie naszego Boga” (1997), biografii brata Alberta, czyli żyjącego na przełomie XIX i XX wieków Adama Chmielowskiego. To jego trzecie podejście do epoki fin de siècle. Podejście, do którego prawdopodobnie skłoniły Zanussiego dzieła dwóch rosyjskich twórców filmowych: „ Morfina” (2008) Aleksieja Bałabanowa oraz „Faust” (2011) Aleksandra Sokurowa. Z oboma wiąże „Eter” fabuła i ascetyczna forma. Akcja rozpoczyna się na Podolu, czyli w zaborze rosyjskim. W szlacheckim majątku zatrudniony jest nieznany z imienia ani nazwiska lekarz (w tej roli znakomity Jacek Poniedziałek), który zafascynowany jest eterem – substancją uśmierzającą ból, jak również pozbawiającą świadomości. Podkochuje się on w Małgorzacie (gra ją ukraińska aktorka Maria Riaboszapka), córce właściciela, która – wierna konwenansom – nie odwzajemnia jego umizgów. Nie mogąc się powstrzymać, doktor postanawia odurzyć ją i wykorzystać seksualnie. Podaje jednak kobiecie zbyt dużą dawkę substancji i tym samym przyczynia się do jej śmierci. Rosyjski sąd skazuje go na szubienicę, ale tuż przed egzekucją dociera carskie ułaskawienie. Zamiast stryczka – zesłanie na Syberię. Skąd zresztą udaje mu się uciec i wrócić na ziemie polskie, ale pod zabór austriacki, do Galicji. Tam najmuje się jako lekarz wojskowy w twierdzy nieopodal granicy z Rosją. Wierzy, że pod parasolem wojska będzie mógł dalej prowadzić swoje eksperymenty. Stara się nawet przekonać do nich komendanta (w którego wcielił się Andrzej Chyra), dowodząc, że i cesarsko-królewska armia może mieć z nich pożytek. Zwłaszcza w obliczu nadchodzącej wojny. Doktor jest całkowicie oddany swojej fascynacji; prowadząc badania, nie liczy się z nikim (okrutnym testom poddaje nawet swego pomocnika Tarasa, którego zagrał Ostap Wakuliuk) ani z niczym (gdy potrzebuje pieniędzy, jest w stanie zaryzykować głową, by je zdobyć). Czy jednak można go nazwać – chociażby i szalonym – naukowcem? Istotne są bowiem intencje. A tych lekarz nie ukrywa – wierzy, że dzięki poznaniu tajemnic tej śmiertelnie niebezpiecznej substancji zapanuje nad ludźmi. Jest po wielekroć gorszy od doktora Victora Frankensteina, bo twórcy słynnego potwora przyświecały pozytywne zamiary stworzenia człowieka idealnego. W filmie Zanussiego jest na odwrót – monstrum okazuje się lekarz. Choć uczciwie trzeba przyznać, że reżyser umiejętnie przydaje jego portretowi wszelakich odcieni, aby widz do samego końca miał wątpliwości. I pewnie nie opuściłyby go one nawet po wygaśnięciu napisów końcowych, gdyby nie pedagogiczno-filozoficzne zapędy reżysera, który na koniec postanowił odrzeć swe dzieło z tajemnicy i nie ufając inteligencji widza, podać mu wszystko gotowe na tacy. „Eter” dzieli się bowiem na dwie części. Pierwsza, obejmującą mniej więcej dziewięćdziesiąt procent filmu, to „Historia jawna”; druga to „Historia tajna”, w której Zanussi eksponuje postać przewijającego się niemal przez cały czas na drugim i trzecim planie sędziego ziemskiego (gra go węgierski aktor László Zsolt). W części pierwszej on po prostu jest, pojawia się, mówi coś, znika, w drugiej – zostaje wyjawiona jego rzeczywista rola (co dodatkowo pozwala autorowi na przedstawienie swego credo religijnego). Pytanie tylko, po co? Wszak tym sposobem Zanussi przyznaje się do artystycznej porażki, skoro nie potrafił odpowiednio – czyli tak, aby osiągnąć zamierzony cel – wkomponować bohatera we właściwą fabułę. To ewidentny błąd scenariuszowy, choć zapewne zamierzony od samego początku. Byłoby to jeszcze uzasadnione, gdyby dzięki temu zabiegowi przesłanie filmu zostało wywrócone do góry nogami lub przynajmniej poddane rewizji. Ale tak się nie dzieje. Szkoda! Lecz i tak należy się cieszyć, że to pierwszy od kilkunastu lat obraz wybitnego reżysera, który da się obejrzeć z zaciekawieniem i bez poczucia zażenowania. 
|