Klasyka pod lupę: Jak Kubrick stworzył ekranowy mit
[Stanley Kubrick „2001: Odyseja kosmiczna” - recenzja]
W tym samym okresie, wiosną 1968 roku, Kubrick zatwierdził wreszcie końcową wersję powieści Arthura Clarke′a. Powieść miała być zatem opublikowana równolegle z premierą filmu w amerykańskich kinach. Agent Clarke′a, Scott Meredith, ponownie udał się do wydawcy, z którym rozmawiano poprzednio, ale usłyszał, że po wcześniejszych nieporozumieniach wydawca nie jest zainteresowany tytułem. Meredith zgłosił się więc do Sidneya Kramera z New American Library. Podpisany kontrakt opiewał mniej więcej na 130 000 dolarów. Kramer został wcześniej zaproszony na projekcję filmu, po której stwierdził, że kompletnie nie rozumie nic z tego, co oglądał. Kramer wierzył jednak Meredithowi i gdy poprosił go o uczciwą opinię (były to najwyraźniej ciągle czasy, w których słowa „agent” i „uczciwość” mogły pojawić się obok siebie), usłyszał, że powinien podpisać kontrakt, bo film i książka staną się klasyką. Odpowiedź Kramera była równie bezpośrednia: „Dobra, ale kupię to tylko na podstawie Twojej rekomendacji, bo szczerze mówiąc, za cholerę nie rozumiem, o czym jest ten film”. Powieść Clarke′a znalazła się na półkach księgarni w lipcu 1968 roku. Zawierała krótką dedykację: „Dla Stanleya”. Clarke i Kubrick uważali, że powieść i film doskonale się uzupełniają, będąc jednocześnie nierozerwalnie związane ze swoimi mediami – film Kubricka jest doświadczeniem przede wszystkim wizualnym, powieść Clarke′a ubiera abstrakcyjne myśli w odpowiednie słowa, prezentuje klucz do zrozumienia pewnych aspektów historii, więcej mówi. Clarke, pytany o przewagę jednego z mediów odpowiada: „Przeczytaj książkę, obejrzyj film, po czym powtarzaj cykl tyle razy, ile uznasz za stosowne”. Wpływy ze sprzedaży powieści Clarke′a zostały kontraktowo podzielone w proporcjach 60% dla pisarza, 40% dla reżysera. Do końca lat 90. powieść była wznawiana w samym tylko języku angielskim ponad 50 razy. Sprzedano ją w ponad 4 milionach egzemplarzy.
PRZYJĘCIE
Na przełom marca i kwietnia 1968 roku zaplanowano pierwsze pokazy filmu dla większej grupy krytyków m.in. w Nowym Jorku. Kilka dni wcześniej film pokazano mniejszej grupie dziennikarzy. Kubrick udał się z filmem w podroż z Anglii do Stanów Zjednoczonych statkiem, na którym w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu wciąż pracował nad montażem. Podróż statkiem nie była próbą gry na zwłokę – Kubrick miał już w tym okresie awersję do latania, szeroko nagłośnioną później przez prasę. Nie był to bynajmniej po prostu strach przed lataniem wynikający z lęku wysokości, jaki odczuwa wielu ludzi. Przeciwnie – Kubrick był kiedyś pilotem, wciąż dysponował licencją i wielokrotnie w przeszłości sam pilotował maszyny w lotach z jednego końca Stanów Zjednoczonych na drugi. Po prostu kiedyś zdarzył mu się w powietrzu wypadek, z którego ledwo uszedł z życiem, cudem doprowadzając swój samolot do lądowania. W analitycznym umyśle reżysera spadła po tym wydarzeniu jakaś zapadka – uświadomił sobie jak wielkie ryzyko ciągnie za sobą lot samolotem i jakie konsekwencje może mieć najdrobniejszy błąd. Po tym wydarzeniu Kubrick do końca życia odmawiał podróżowania samolotem, choć pozostał podobno fascynatem lotnictwa „na sucho”. Oczywiście kilkudniowy rejs statkiem pod koniec marca 1968 roku był mu również na rękę. Studio bardzo mocno naciskało z datą premiery filmu, toteż każda dodatkowa chwila spędzona na polerowaniu materiału była dla reżysera bezcenna. Kubrick uważał, że z powodu nacisków studia zabrakło mu kilku tygodni na spokojną analizę długości poszczególnych scen w już zmontowanym filmie i postanowił wykorzystać pokaz dla krytyków w celu przyjrzenia się reakcjom publiczności – czy w którymś momencie zaczynają się nudzić, czy ktoś wychodzi z sali itd. Miał dużo materiału do przemyśleń, ponieważ reakcja publiczności w Nowym Jorku okazała się fatalna – z sali wyszła prawie połowa uczestników pokazu. Jak sam to określił: „nigdy nie widziałem tak zniecierpliwionej widowni”. Wersja filmu zaprezentowana 2 kwietnia miała 156 minut (według niektórych źródeł 161 minut). Po seansie reżyser przez całą noc przycinał różne fragmenty filmu. Wraz z Rayem Lovejoyem montowali materiał również między 5 a 9 kwietnia. Ostatecznie całość została skrócona o kilkanaście minut, do znanej nam dziś 139-minutowej wersji. Kubrick wykonał razem ok. 30 cięć w różnych fragmentach filmu. Według słów Rogera Caras, z filmu usunięto m.in. sekwencje prezentujące życie prywatne astronautów, „rynek” ze sklepami i placem zabaw na stacji kosmicznej, skrócono sekwencję likwidacji Poole′a przez HAL-a (w filmie była m.in. scena rozładowywania radiowego nadajnika astronauty przez HAL-a) i usunięto szereg mało ważnych scen „kosmicznych”. Kubrick dodał jednak również do filmu kilka drobiazgów – sekundowe ujęcie monolitu na chwilę zanim Moon-Watcher uświadamia sobie możliwość wykorzystania kości w charakterze narzędzia/broni (szczerze mówiąc, dość łopatologiczna wskazówka) i dwie kolejne plansze z tytułami odpowiednich sekcji filmu.
Hollywoodzka premiera filmu miała miejsce następnego dnia po pokazach w Nowym Jorku. Kubrick w tym okresie swojej kariery wciąż jeszcze udzielał wywiadów prasie, toteż w źródłach nie brakuje jego prasowych wypowiedzi na temat filmu. W większości z nich reżyser podkreślał, że jego film prezentuje zupełnie nowe podejście do kina fantastycznego. W wywiadzie dla Newsweeka Kubrick powiedział: „Nie uważam ′2001′ za zwykłą fantastykę naukową. Fantastyka naukowa jest oczywiście w pełni uprawnionym obszarem twórczości, ale w przeszłości oglądaliśmy źle wykonane efekty specjalne i zbyt wielką koncentrację na potworach. ′2001′ nie jest fantazją, choć część koncepcji została oparta na spekulacjach.” W innym miejscu reżyser powiedział: „Próbowałem stworzyć doświadczenie wizualne, które odbiera możliwość werbalnego zaszufladkowania i dociera bezpośrednio do podświadomości z przekazem emocjonalnym i filozoficznym… Chciałem, aby ten film był doświadczeniem silnie subiektywnym, które świadomie dotyka widza w taki sam sposób jak muzyka… Widz ma całkowicie wolną rękę w interpretacji filozoficznych i alegorycznych znaczeń filmu”.
Póki mówił sam Kubrick, wszystko było w porządku. Gdy po premierowych seansach do głosu doszli krytycy, zrobiło się smutno. Kubrick dostał po premierze „2001” najgorsze recenzje w swojej dotychczasowej karierze. Sam reżyser powiedział później: „recenzje nie były już nawet złe, były wręcz wrogie”. Krytycy prześcigali się w wymyślnych złośliwościach pod adresem filmu: „jest tak nudny, że zabija nawet nasze zainteresowanie swoją technologiczną pomysłowością, dla której przecież Kubrick na początku zdecydował się być nudnym” (Stanley Kauffmann), „pretensjonalny moralnie, niezrozumiały intelektualnie i nieznośnie długi” (Arthur Schlesinger Jr.), „to nie najgorszy film, jaki widziałem, ale na pewno najnudniejszy” (Peter Davis Dibble), „Film jest tak mocno zajęty swoimi własnymi problemami, wykorzystaniem światła i przestrzeni, fanatycznym oddaniem szczegółowi fantastyki naukowej, że wrażenie jakie wywołuje mieści się gdzieś między hipnotycznym, a śmiertelnie nudnym” (Renata Adler). Kubricka bodaj najbardziej zabolała recenzja Pauline Kael, nawiązującej m.in. do sceny, w której na ekranie monitora pojawia się córka reżysera: „Zabawnie jest myśleć o Kubricku realizującym każdą idiotyczną koncepcję, jaka wpadła mu do głowy, budującym gigantyczne scenografie i urządzenia dla filmu SF, nie zaprzątając sobie głowy tym, co chce z nimi zrobić. Pod pewnym względami to największy amatorski film na świecie, włącznie z obligatoryjną u amatorów sceną pojawienia się na ekranie córki reżysera, opowiadającej co chciałaby dostać w prezencie. Monumentalnie pozbawiony wyobraźni film”. Pojawiały się wprawdzie również teksty pozytywne (jednym z bardziej znanych jest recenzja Rogera Eberta – „porażka na poziomie ludzkim, ale wspaniały sukces w skali kosmicznej”), jednak większość recenzji poważanych krytyków była negatywna. Co ciekawe, negatywne opinie pojawiły się nawet wśród tych krytyków, którzy wywodzili się ze środowiska SF, jak Lester del Rey, który w swoim tekście z 1968 roku popisał się fenomenalnym brakiem zrozumienia podstawowych wydarzeń filmu i niezwykłym jak na pisarza SF brakiem wyobraźni („Prawdopodobnie będzie to porażka kasowa, która uniemożliwi realizację poważnego kina SF przez następnych dziesięć lat”).
Jak zareagowała widownia? Dziwnie. W chwili, w której film miał premierę na amerykańskich ekranach, sytuacja kina SF wyglądała już nieco inaczej niż w momencie, gdy produkcję rozpoczynano. W roku 1966 na amerykańskie ekrany weszła „Fantastyczna Podróż” (Fantastic Voyage) Richarda Fleischera z Raquel Welch i Donaldem Pleasence. Film był w Stanach umiarkowanie popularny, toteż Fox postanowił zaryzykować z następną, droższą produkcją SF. Dwa miesiące przed premierą „2001” w kinach znalazł się drugi najważniejszy w tym roku obraz SF obok filmu Kubricka, wysokobudżetowa „Planeta małp” Franklina J. Schaffnera (budżet prawie 6 mln dolarów), właśnie wytwórni 20th Century Fox. „Planeta małp” stała się wielkim przebojem roku. Słynne zrobiły się również produkcje europejskie – poważniejsze, jak „Fahrenheit 451” Truffaut, czy „Alphaville” Godarda, i mniej poważne, jak świetnie przyjęta w Stanach seria pierwszych filmów o Jamesie Bondzie. Wiadomo już było, że amerykańska masowa publiczność jest gotowa traktować kino fantastyczne i fantastycznonaukowe równie dobrze, jak inne gatunki. Z oczywistych względów „2001” było w kinach bardzo oczekiwane, toteż początkowe dni wyświetlania były dużym sukcesem. Film pobił nawet rekord otwarcia w dniu premiery. Szybko jednak okazało się, że szeroka publiczność rozumie z „2001” jeszcze mniej niż krytycy. Po kilku dniach liczba widzów zaczęła bardzo szybko spadać. Po 3 tygodniach zanosiło się na to, że film będzie finansową klapą i zostanie zdjęty z ekranów w szybkim tempie. Studio zaczęło godzić się z myślą, że współpraca z Kubrickiem okazała się finansową katastrofą. W MGM mówiono nawet, że po takiej porażce kariera Kubricka może być skończona.
Świetny artykuł! Naświetlenie okoliczności powstania Odysei pomaga w jej zrozumieniu.