Bo kim tak naprawdę był Max Schreck? I czy w ogóle istniał ktoś o tym imieniu i nazwisku? Niby tak - przecież występował w filmie. W rzeczywistości jednak... Cóż... Nie figuruje on ani w ówczesnych spisach aktorów, ani - co bardziej dziwi - na oryginalnej liście płac. Wydaje się również, że nikt - żaden aktor, ani ktokolwiek związany ze sztuką - nie mógł poszczycić się znajomością z tajemniczym Maxem. Zaś jego nazwisko - Schreck - znaczy po polsku "strach". Pseudonim to, czy może jakaś zakamuflowana sugestia? Chyba nigdy się tego nie dowiemy...
Nosferatu przypadki tajemne
[E. Elias Merhige „Cień wampira” - recenzja]
Bo kim tak naprawdę był Max Schreck? I czy w ogóle istniał ktoś o tym imieniu i nazwisku? Niby tak - przecież występował w filmie. W rzeczywistości jednak... Cóż... Nie figuruje on ani w ówczesnych spisach aktorów, ani - co bardziej dziwi - na oryginalnej liście płac. Wydaje się również, że nikt - żaden aktor, ani ktokolwiek związany ze sztuką - nie mógł poszczycić się znajomością z tajemniczym Maxem. Zaś jego nazwisko - Schreck - znaczy po polsku "strach". Pseudonim to, czy może jakaś zakamuflowana sugestia? Chyba nigdy się tego nie dowiemy...
E. Elias Merhige
‹Cień wampira›
W roku 1922 na ekrany kin wszedł film, który przez długie lata stanowił niedościgły wzór - "Nosferatu - symfonia grozy". Film, który ze względu na prawa autorskie (czy raczej ich brak) nie mógł mieć w tytule słowa "Dracula", mimo że de facto był oparty na powieści Brama Stokera. Film, który rozpoczął modę na wampiry - i który do dnia dzisiejszego uważany jest za arcydzieło. Arcydzieło owiane mgłą tajemnicy.
Bo kim tak naprawdę był Max Schreck? I czy w ogóle istniał ktoś o tym imieniu i nazwisku? Niby tak - przecież występował w filmie. W rzeczywistości jednak... Cóż... Nie figuruje on ani w ówczesnych spisach aktorów, ani - co bardziej dziwi - na oryginalnej liście płac. Wydaje się również, że nikt - żaden aktor, ani ktokolwiek związany ze sztuką - nie mógł poszczycić się znajomością z tajemniczym Maxem. Zaś jego nazwisko - Schreck - znaczy po polsku "strach". Pseudonim to, czy może jakaś zakamuflowana sugestia? Chyba nigdy się tego nie dowiemy...
Oczywiście nie przeszkadza to snuć domysłów różnorakiej maści. Na przykład - że Max Schreck był... Nie, będzie chyba lepiej, jeśli przekonacie się o domniemaniach Merhige′a i innych, którzy przyczynili się do powstania "Cienia wampira", na własne oczy. Bo zaiste - warto obejrzeć ten film.
Doctor Livingstone, I presume?
Konstrukcja "Cienia wampira" przypomina burtonowskiego "Eda Wooda" - opowiada nie tyle o powstawaniu filmu, co o tworzących ten film ludziach, o ich wzajemnych stosunkach, oraz o pionierskich metodach pracy i wynikających stąd kłopotach. Główną postacią "Cienia wampira" jest Friedrich Wilhelm Murnau, utytułowany już niemiecki reżyser (miał za sobą między innymi film "Janusowe oblicze", którego drugi oryginalny tytuł - bo pierwszym był "Der Januskopf" - brzmiał dość znajomo - "Schrecken"). Otóż uparł się on zekranizować "Draculę" Brama Stokera. I raczej nie dlatego, że urzekła go jej doskonałość, czy siła oddziaływania, ile raczej dlatego, że znalazł osobę, która mogła unieśmiertelnić nazwisko reżysera. I to właśnie pod nią szukał historii do opowiedzenia. Do ostatniej chwili trzymał jednak w tajemnicy nazwisko odtwórcy głównej roli "Nosferatu" - hrabiego Orlocka. A nawet wówczas, gdy je zdradził, nikomu ono nic nie powiedziało. Człowiek znikąd?
Wkrótce ekipa filmowców przenosi się na Słowację kręcić zdjęcia na wiekowym zamku. I tu zaczynają się kłopoty. Jeden z członków ekipy słabnie i wkrótce musi zostać odwieziony do szpitala. Max Schreck (w tej roli Willem Dafoe) rzuca się na grającego młodego hrabiego Alexandra Granacha (Thomas Hutter), gdy ten zacina się nożem w palec. Zaczyna wypływać na wierzch fakt zawarcia przez Murnaua (John Malkovich) jakiejś mrocznej umowy ze Schreckiem. W dodatku Schreck dziwnie się zachowuje - wychodzi tylko w nocy, kryje się w cieniu, pije krew z dostarczanych przez Murnaua butelek, łapie i wysysa nietoperze. Ponoć wszystko to wynika z chęci jak najlepszego wczucia się w rolę hrabiego Orlocka, ale...
Nie będę się tłumaczył z tego "ale", by nie popsuć przyjemności z oglądania filmu, jednocześnie jednak chciałbym przestrzec przed czytaniem recenzji popełnionych przez różnych "mądrali" z przeróżnych pism (w tym i tych jak najbardziej "branżowych"), którzy za honor postawili sobie napisać, kim to wedle twórców "Cienia wampira" był Max Schreck. A to wcale nie jest takie oczywiste (że wspomnę tylko o "normalnych", ludzkich zębach Schrecka). Zresztą - cóż ja mówię! Cały ten film jest tak pogmatwany, że wbrew pozorom nie da się go zinterpretować w ten jeden, jedyny, właściwy sposób. Z czasem (tym filmowym) okazuje się, że Murnau wcale nie panuje nad Schreckiem - i że dopiero zaczyna zdawać sobie sprawę, na co się poważył, jednocześnie coraz wyraźniej przejawiając oznaki szaleństwa (ważny dla niego jest tylko film i reżyserska sława), Granach coraz bardziej boi się Schrecka i na planie wcale nie musi udawać strachu, a główna aktorka - Greta Schroeder (w tej roli Catherine McCormack) - z nieznanej przyczyny wzbudza ogromne zainteresowanie u Schrecka...
"Cień wampira" jest perfekcyjnie zrealizowany. Pomijając trochę nudną i zasadniczo bezsensowną czołówkę, reszta jest praktycznie bez zarzutu. Na uznanie zasługuje zwłaszcza bardzo umiejętne włączenie w film kawałków starego "Nosferatu" - nie da się odróżnić, co jest wklejone ze starej taśmy, a co sztucznie postarzone. Całość jest zrealizowana w ciemnych tonacjach - zresztą czegóż innego można się było spodziewać po filmie, którego współproducentem był Nicolas Cage? Im dalej w fabułę, tym czerń nocy zdaje się być jak najwłaściwszym tłem dla rozgrywającej się akcji. I jeśli na ekranie pojawia się choć fragment błękitnego nieba, stanowi on nieprzyjemny dysonans, razi w oczy i wydaje się zupełnie nie na miejscu.
Film jest oszczędny nie tylko w kolory, ale i w muzykę i scenografię. Zresztą słusznie - bowiem wobec fenomenalnej gry Willema Dafoe, który kreuje postać mroczną, złowieszczą, ale jednocześnie bardzo perwersyjną, oraz wobec odtwarzanego przez Johna Malkovicha reżysera, który poświęci wszystko i wszystkich, byle nakręcić ukochany film, reszta - zarówno aktorów, jak i dekoracji - schodzi na dalszy plan. To właśnie Dafoe i Malkovich stanowią siłę filmu i to ich kreacje na długo zostają w pamięci. Jeśli dodać do tego materializującą się powolutku atmosferę paranoi, wyzierającą zewsząd tajemniczość, grozę, oraz dość cyniczny humor - otrzymujemy melanż mroczny, niepokojący i bardzo zajmujący. Bo "Cień wampira" nie pozostawia obojętnym. Oczywiście, jeśli nie próbowało się widzieć w tym filmie zwykłej biografii Murnaua, Schrecka, czy głupawej komedii.