Marzena Sowa – używająca pseudonimu Marzi – to w tej chwili chyba najbardziej znana polska scenarzystka komiksowa na rynku francuskojęzycznym. Popularność zdobyła dzięki sześciotomowej (jak do tej pory), w dużej mierze autobiograficznej, opowieści o Polsce lat 80. XX wieku zatytułowanej po prostu „Marzi”. W ubiegłym roku zrobiła kolejny krok – do spółki z rysowniczką Sandrine Revel – stworzyła „Dzieci i ludzi”, album, którego akcja rozgrywa się nad Wisłą w czasach stalinowskich.
Historia w obrazkach: Historia Polski dla Francuzów
[Sandrine Revel, Marzena Sowa „Dzieci i ludzie” - recenzja]
Marzena Sowa – używająca pseudonimu Marzi – to w tej chwili chyba najbardziej znana polska scenarzystka komiksowa na rynku francuskojęzycznym. Popularność zdobyła dzięki sześciotomowej (jak do tej pory), w dużej mierze autobiograficznej, opowieści o Polsce lat 80. XX wieku zatytułowanej po prostu „Marzi”. W ubiegłym roku zrobiła kolejny krok – do spółki z rysowniczką Sandrine Revel – stworzyła „Dzieci i ludzi”, album, którego akcja rozgrywa się nad Wisłą w czasach stalinowskich.
Sandrine Revel, Marzena Sowa
‹Dzieci i ludzie›
Świat twórców komiksowych w Polsce jeszcze do niedawna zdominowany był przez mężczyzn. Owszem, można powołać się na przykład
Szarloty Pawel, ale okres świetności autorki przygód
Jonki, Jonka i Kleksa to przecież już dość odległe czasy. Potem nastąpiła prawdziwa dziura pokoleniowa, do której powstania przyczyniła się między innymi zapaść na rynku wydawniczym w połowie lat 90. XX wieku. Dopiero od kilku lat starają się zasypać ją młode i obiecujące artystki, które nie boją się podejmować tematów bardzo poważnych, jak chociażby Olga Wróbel („Ciemna strona księżyca”), Agnieszka Piksa („Nieznany geniusz”), Agata Bara („Ogród”), Katarzyna Kaczor („Powroty”), Gosia Kulik („V”), Dominika Węcławek i Karolina Danek („Za furtką”), Agata Wawryniuk („Rozmówki polsko-angielskie”), Marta Zabłocka („Znamy się tylko z widzenia”), Berenika Kołomycka („Tej nocy dzika paprotka”) czy też autorki obecne w wydanej przez oficynę Timof i Cisi Wspólnicy w ubiegłym roku antologii „Polski komiks kobiecy”. Większości z nich marzy się zapewne kariera na miarę Marzeny Sowy (notabene odpowiadającej za fabułę do albumu Kołomyckiej), dzisiaj bezsprzecznie najbardziej znanej na Zachodzie polskiej scenarzystki opowieści rysunkowych.
Sowa urodziła się w 1979 roku w Stalowej Woli; studia rozpoczęła w kraju, na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale ukończyła już we Francji – na specjalizującym się w naukach humanistycznych Université Michel de Montaigne w Bordeaux. W 2006 roku rozpoczęła publikację swego najważniejszego, jak dotychczas, dzieła – autobiograficznej „Marzi”, komiksu przedstawiającego Polskę lat 80. ubiegłego wieku oczyma kilkuletniej dziewczynki. Sowa napisała doń scenariusz, za rysunki odpowiadał natomiast jej partner życiowy, starszy o dziesięć lat, Francuz Sylvain Savoia. W Polsce sześć tomów tej historii wydanych zostało w trzech zbiorczych albumach („Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Hałasy dużych miast” oraz „Nie ma wolności bez solidarności”). Po kilku latach nieprzerwanej pracy nad historią małej Marzi (czyli po prostu Marzeny) Polka zdecydowała się na jakiś czas odpocząć od tej postaci i zająć się innym projektem. Efektem tego „skoku w bok” okazały się „Dzieci i ludzie”, za których stronę graficzną odpowiada tym razem nie Savoia, ale jego rówieśniczka, rodem z Bordeaux, Sandrine Revel. Nie należy ona, co prawda, do potentatów na rynku frankofońskim, ale ma już całkiem pokaźny dorobek, na który składają się głównie komiksy dla dzieci („Un drôle d’ange gardien”, 1999-2008; „Les bonheurs de Sophie”, 2003; „Le Cardin autre monde”, 2006) oraz opowieści satyryczne („Bla bla bla”, 1998-2001; „Monsieur Régis”, 2009) i obyczajowe („Le 11e jour”, 2002; „Résurgences, femmes en voie de resociabilisation”, 2010; „Sorcellerie & dépendances, 2010).
Wielbiciele „Marzi”, których nie brakuje ani we Francji, ani w Polsce, zadawali sobie zapewne pytanie, jak bardzo w „Dzieciach i ludziach” Marzena Sowa odejdzie od tego, co przedstawiła w swoim sztandarowym dziele. Prawda jest taka, że autorka nie wykonała żadnej szczególnej wolty fabularnej ani stylistycznej. Akcja jej nowego komiksu ponownie rozgrywa się w Polsce i po raz kolejny głównymi postaciami są dzieci. Zmieniła się tylko epoka – zamiast znanych Sowie z autopsji lat 80. XX wieku, mamy końcówkę lat 40. bądź początek 50., w każdym razie czasy stalinowskie. Kolejnym punktem stycznym z „Marzi” jest wszechobecność polityki, która bezpośrednio rzutuje na codzienne losy bohaterów. „Dzieci i ludzie” ukazały się oryginalnie w języku francuskim w sierpniu ubiegłego roku nakładem wydawnictwa Dupuis; polskiej edycji podjęła się natomiast poznańska Centrala, a tłumaczeniem zajęła się sama autorka tekstu.
Choć to komiks całkiem obszerny – liczy sobie prawie sto stron – fabuła nie należy do szczególnie skomplikowanych; całość opiera się w zasadzie na jednym wątku, a czas akcji zamknięty jest w dwóch dniach. Zaczyna się bardzo niewinnie. Klasa, do której chodzi Wiktor Górski, syn znanego pisarza, uczestniczy w seansie kinowym; jak to często w tamtych czasach bywało, dzieci oglądają film propagandowy o
Józefie Stalinie. Trzeci raz ten sam! Nic więc dziwnego, że niektóre z nich nie są już w ogóle zainteresowane tym, co dzieje się na ekranie. Wiktor, korzystając z panującego w sali półmroku, stara się pocałować koleżankę z klasy, Agatę; ta zaś, kompletnie zaskoczona, odzywa się głośno, co wzbudza niezadowolenie opiekunki dzieci. We wszystkim dopatrując się demonstracji politycznej, nauczycielka każe przerwać seans. Jeszcze tego samego dnia Wiktor ląduje na dywaniku u dyrektora szkoły, który stara się wyciągnąć od chłopca jak najwięcej informacji na temat rodziców, a zwłaszcza ojca. W tym samym czasie wychowawczyni inwigiluje pozostałe dzieci w klasie, Agatę oraz przyjaciół Górskiego, Konrada i Piotra. Cel jest ten sam – poznać tajemnice rodziny, stosunek jej członków do władz i towarzysza Stalina.
W obliczu presji ze strony dorosłych dzieci są bezbronne – nie potrafią kłamać, kluczyć, wpadają w pułapki zastawione przez nauczycieli; nie mając nawet świadomości tego, donoszą na siebie nawzajem. Wiktor, aby udowodnić swoją „postawę obywatelską”, ma następnego dnia przynieść do szkoły dyrektorowi jeden z wierszy napisanych przez ojca. A nuż okaże się, że ma on zabarwienie antyradzieckie i mężczyzna będzie mógł wykazać się przed władzami i Urzędem Bezpieczeństwa. Chłopiec, co jest efektem wartości wyniesionych z domu, nie daje się jednak zastraszyć; inna sprawa, że ma oparcie w najbliższych. Początkowo Sowa kreśli bardzo jednoznaczny, czarno-biały obraz rzeczywistości, po jednej stronie stawiając indoktrynowane dzieci (głównie Wiktora), z drugiej – dyrektora i nauczycielkę, którzy zapominając o swojej profesji, z pedagogów przeistaczają się w śledczych. Ale z biegiem czasu pojawiają się i inne tony. Dyrektor okazuje się bowiem kochającym ojcem, który w domu w niczym nie przypomina srogiego urzędnika; nauczycielka z kolei jest wielbicielką literatury francuskiej, poza tym skrywa jeszcze jeden sekret, który gdyby wyszedł na jaw, zniszczyłby doszczętnie jej karierę.
Dla Sandrine Revel scenariusz polskiej autorki był nie lada wyzwaniem; do tej pory nie pracowała bowiem nad tekstem o tak ponurym wydźwięku. Ten pesymistyczny, złowróżbny nastrój opowieści znalazł swoje odzwierciedlenie w rysunkach – co prawda kolorowych, ale znaczonych przede wszystkim ciemnymi, bliskimi czerni barwami. Kontrastują z tym wizerunki postaci, zwłaszcza dziecięcych, które sprawiają wrażenie „wypożyczonych” z jakiejś baśni. Kluczowym momentem komiksu jest rozpisana na kilka plansz rozmowa pana Górskiego z dziećmi, Wiktorem i jego przyjaciółmi, która zamienia się de facto w wykład na temat otaczającej ich rzeczywistości. Na temat wszechobecnego kłamstwa i niebezpieczeństw związanych z kontestowaniem ustroju, który – poprzez podporządkowanie wszystkich dziedzin życia panującej ideologii – prowadzi do rozbijania więzi rodzinnych. Sęk w tym, że zostało to podane w sposób zdecydowanie zbyt łopatologiczny. Z jednej strony można to zrozumieć, wszak słuchaczami ojca Wiktora są dziesięcio-, może dwunastolatkowie, musi więc posługiwać się językiem dla nich zrozumiałym, z drugiej jednak – „Dzieci i ludzie” są adresowane do dorosłego czytelnika i takie wyłożenie swoich racji „kawa na ławę” może go trochę drażnić. Był to już zresztą problem, z jakim Sowa borykała się w „Marzi”. Jak widać, wciąż jeszcze nie znalazła złotego środka.
Tematycznie „Dzieci i ludzie” pod wieloma względami przypominają „
Dreszcze” (1981), jeden z klasycznych filmów polskich nakręconych w czasie szesnastomiesięcznego karnawału „Solidarności”. W porównaniu z obrazem Wojciecha Marczewskiego komiksowi Sowy i Revel brakuje jednak przenikliwości w odzwierciedleniu grozy czasów stalinowskich; jest zbyt pobieżny, akcentuje jedynie problemy, ale ich nie pogłębia. Na dodatek trudno uwierzyć w postaci dzieci, którym wystarcza krótka pogadanka, by usztywnić ich kręgosłup moralny i wzmocnić postawy patriotyczne. Czytelnik zachodnioeuropejski może to łyknąć, polski – nie daj Boże, obeznany jeszcze z tematem – będzie miał z tym spory kłopot.