Klasyczny horror science fiction to wciąż wśród wydawanych w Polsce komiksów rzadkość. Z tym większą radością należy powitać pojawienie się w sprzedaży zbiorczego wydania „Przebudzenia” – dwóch miniserii autorstwa Scotta Snydera (scenariusz) i Seana Murphy’ego (rysunki), w których ludzkość musi zmagać się z zagrożeniem wypełzłym z oceanicznych głębi.
Lustro, w którym możemy się przejrzeć
[Sean Murphy, Scott Snyder „Przebudzenie” - recenzja]
Klasyczny horror science fiction to wciąż wśród wydawanych w Polsce komiksów rzadkość. Z tym większą radością należy powitać pojawienie się w sprzedaży zbiorczego wydania „Przebudzenia” – dwóch miniserii autorstwa Scotta Snydera (scenariusz) i Seana Murphy’ego (rysunki), w których ludzkość musi zmagać się z zagrożeniem wypełzłym z oceanicznych głębi.
Sean Murphy, Scott Snyder
‹Przebudzenie›
„Przebudzenie” przeraża! Przynajmniej momentami. Lecz za to porządnie, bez taryfy ulgowej. Ale też trudno temu się dziwić, skoro scenariusz komiksu zdaje się być udanym połączeniem wątków z „Obcego” (1979) Ridleya Scotta i „Otchłani” (1989) Jamesa Camerona. Choć prawdopodobnie Scott Snyder, tworząc zręby opowieści, inspirował się także „Wodnym światem” (1995) dwóch Kevinów – Reynoldsa i Costnera. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z dziełem wtórnym i z tego powodu niegodnym uwagi; Snyder jest zbyt cenionym fachowcem, aby pozwolić sobie na konstruowanie fabuły z samych klisz filmowych. Jeśli po nie sięgnął, to głównie w celu ich twórczego rozwinięcia, uzyskania – poprzez swoisty miks – nowej jakości. I to mu się w pełni udało. Co prawda, „Przebudzeniu” daleko jest do okrzyknięcia go arcydziełem, ale na laury, jakie otrzymał – w tym chociażby ubiegłoroczną Nagrodę Eisnera w kategorii „najlepsza miniseria” – na pewno zasłużył.
Scenarzysta Scott Snyder ma ostatnimi laty w Polsce doskonałą passę. Na swoją pozycję zapracował horrorami „Amerykański wampir” i „Severed” oraz superbohaterskimi opowieściami z „Nowego DC Comics!”, czyli trzema albumami zrestartowanego „Batmana” („
Trybunał Sów”, „
Miasto Sów”, „
Śmierć rodziny”) i otwarciem, powiązanej z uniwersum Mrocznego Rycerza, serii „Szpon” („
Utrapienie Sów”). Mniej więcej w tym samym czasie, gdy powstawały opowieści o Człowieku-Nietoperzu, rysownik Sean Murphy (znany między innymi z „Hellblazera” i własnej, niezależnej miniserii „Punk Rock Jesus”) ilustrował „Przebudzenie”. Ukazywało się ono w dwóch turach: najpierw pięć zeszytów między lipcem a grudniem 2013, a potem kolejnych pięć między kwietniem a wrześniem 2014 roku. Całość zebrano w jednym albumie opublikowanym w Stanach Zjednoczonych w listopadzie ubiegłego roku. Jak więc widać, polska edycja ukazała się zaledwie trzy miesiące po premierze amerykańskiej.
To, że cała opowieść została podzielona na dwie (pięciozeszytowe) części, nie jest przypadkiem. Choć ściśle wiążą się one ze sobą, mają mimo wszystko innych głównych bohaterów. W pierwszej prym wiedzie doktor Lee Archer, kobieta przed czterdziestką, z wykształcenia cetolog (specjalista od wielorybów), która po latach pracy została wyrzucona z Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (NOAA). Nie zgadzając się ze sposobem prowadzenia badań przez państwową agendę, postanowiła ją zwalczać. Jakież jest więc jej zdziwienie, gdy pewnego dnia na łodzi badaczki pojawia się, wyglądający jak oprych, agent Astor Cruz z Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego – i wcale nie po to, aby po raz kolejny dokuczyć ambitnej pani doktor, ale by prosić ją o pomoc. Kilka dni wcześniej w placówce naukowej gdzieś na Alasce przypadkowo nagrano dziwny dźwięk. Mógłby on należeć do wieloryba, gdyby nie fakt, że nie jest monotonny, lecz zawiera wokalizacje. Zaintrygowana odkryciem, Archer wyraża zgodę i rusza z Cruzem na Alaskę. Na miejscu okazuje się, że nie wszystko wygląda tak, jak opisał to agent.
Pani cetolog wraz z innymi członkami naprędce skleconej ekipy zostaje bez swojej wiedzy i zgody umieszczona w łodzi podwodnej i zabrana do znajdującej się na dnie oceanu tajnej (i nielegalnej) platformy wiertniczej. Ma badać nie tylko zarejestrowany dźwięk, lecz także… niezwykłą istotę, którą udało się złowić i odizolować na terenie bazy. Departament Bezpieczeństwa Krajowego chce uzyskać odpowiedź na jedno podstawowe pytanie – kim jest złapany stwór? I, w konsekwencji, czy stanowi istotne zagrożenie dla ludzi? Sytuacja, jak można się domyśleć, szybko wymyka się spod kontroli, a skutki tego są przerażające. Historia, rozgrywająca się w klaustrofobicznej przestrzeni, podmorskiej platformy, przyprawia o ciarki na plecach, tym bardziej że czytelnik nie ma najmniejszych wątpliwości, że walka, której jest świadkiem, toczy się o przyszłość ludzkości. Snyder zdecydował się jednak, oprócz klasycznego straszenia, dorzucić też wątek filozoficzny, który sprawia, że bardzo istotne staje się poszukiwanie odpowiedzi na kolejne stawiane przez bohaterów pytania: Jak doszło do narodzin tych przerażających potworów i co łączy ich z ludźmi?
W części drugiej akcja rozgrywa się dwieście lat później. Świat nie podniósł się jeszcze po katastrofie, z którą przyszło mu się zmierzyć. Widzimy więc społeczeństwo po apokalipsie, która jednak – w przeciwieństwie do większości tego typu dzieł – nie przyszła z kosmosu ani nie była skutkiem wojny jądrowej, lecz wypełzła z morskich otchłani. Ludzie przetrwali w niewielkich enklawach; te nieliczne skupiska zarządzane są – jak chociażby Miasto Żurawia – w sposób autorytarny (a może nawet totalitarny). Sprawujący władzę są przekonani, że to jedyny sposób, który pozwoli im obronić się przed zagrożeniem, które jeszcze nie przeminęło. Osoby starające się żyć na uboczu traktowane są jak wrogowie, zmuszane do uległości. Taki los spotyka Leeward, młodą kobietę, która zarabia na życie, polując nielegalnie na głowy syren. Ale ma ona też pewną obsesję. Kilkanaście lat wcześniej, gdy była małą dziewczynką, jej ojciec złapał w radiu nagranie wyemitowane przez… doktor Lee Archer, w którym zapewniała ona, że może powiedzieć, jak uratować świat. Chwilę później jednak pojawili się żołnierze; ich atak przeżywał tylko Leeward.
Od tamtej pory marzy tylko o jednym: chce potwierdzić, że głos doktor Archer nie był ułudą, a tym samym, że istnieje szansa na ocalenie świata. Gdy w końcu jej się to udaje, sytuacja się powtarza – Leeward zostaje namierzona przez wojsko i aresztowana. Ale to dopiero początek jej perypetii. Kobieta jest bowiem na tyle odważna, sprytna i wysportowana, że podejmuje próbę odzyskania wolności, a gdy jej się to udaje, rusza na poszukiwania. W przeciwieństwie do części pierwszej „Przebudzenia”, druga ma charakter przygodówki science fiction (właśnie w klimacie „Wodnego świata”); mniej tu grozy, więcej sensacji – pościgów, pojedynków, wybuchów. Obie części różnią się także w warstwie wizualnej: pierwsza jest znacznie mroczna (i trudno się dziwić, skoro akcja przez większość czasu rozgrywa się pod wodą), druga z kolei – nierzadko skrzy się wyrazistymi barwami, więcej w niej kolorystycznych fajerwerków. Natomiast jeśli chodzi o przedstawienie postaci (ludzkich i nieludzkich), w obu Murphy zachowuje konsekwencję. Ci, którzy mają być odrażający moralnie i mentalnie, takimi są również z wyglądu; ci, którzy mają wzbudzać sympatię, przedstawieni są w sposób pociągający fizycznie. Co było tym łatwiejsze, że w tym drugim przypadku chodzi głównie o kobiety (vide Lee Archer i Leeward); chociaż całkiem prawdopodobne, że dla równowagi rysownik stworzył też odrażającą postać pani gubernator.
Po dotarciu do finału zastanawia jeszcze jedna kwestia. Czy „Przebudzenie” będzie miało ciąg dalszy? W teorii to możliwe. I chyba nie byłoby to wcale takie złe rozwiązanie, ponieważ – jak na tego typu opowieści – Snyder i Murphy poradzili sobie nadzwyczaj dobrze.
"...oraz superbohaterskimi opowieściami z „Nowego DC Comics!”, czyli trzema albumami zrestartowanego „Batmana” („Trybunał Sów”, „Miasto Sów”, „Śmierć rodziny”)"
Czterema albumami zrestartowanego "Batmana", bo czwartym był "Rok zerowy - Tajemnicze miasto", a jeszcze w tym miesiącu będzie piąty.