Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »
Grzegorz Rosiński
Grzegorz Rosiński

Dzień bez obrazka to dzień stracony

Esensja.pl
Esensja.pl
Grzegorz Rosiński
1 2 »
Z Grzegorzem Rosińskim o „Thorgalu” i „Yansie”, pasji i pracy, malowaniu tyłem do obrazu, najlepszym aktorze do roli Thorgala i wielu innych rzeczach rozmawiają Marcin Osuch i Konrad Wągrowski.

Grzegorz Rosiński

Dzień bez obrazka to dzień stracony

Z Grzegorzem Rosińskim o „Thorgalu” i „Yansie”, pasji i pracy, malowaniu tyłem do obrazu, najlepszym aktorze do roli Thorgala i wielu innych rzeczach rozmawiają Marcin Osuch i Konrad Wągrowski.
Grzegorz Rosiński
Grzegorz Rosiński
Marcin Osuch: Zajmuje się Pan komiksem już od wielu lat. Czuje się Pan spełniony jako twórca czy może ma Pan jeszcze jakieś marzenia do zrealizowania?
Grzegorz Rosiński: Mam projekty, plany, marzenia…
MO: Uchyli Pan rąbka tajemnicy?
GR: Mam być zdrajcą samego siebie… Zrobić wszystko to, czego jeszcze nie robiłem. A ponieważ w życiu zrobiłem już prawie wszystko, zostaje mi jedna-dwie takie rzeczy. A potem sobie odpocznę – wreszcie na emeryturę pójdę. Niby już dawno na nią poszedłem, ale nigdy tak nie pracowałem jak teraz.
MO: Chciałbym mieć taką emeryturę…
GR: Dlaczego? Możemy się zamienić, proszę uprzejmie.
MO: Gdybym umiał tak rysować…
GR: Ja chciałbym nic nie robić, ale muszę z czegoś żyć. Artysta i emerytura – to śmieszne jest…
MO: Czy rysowanie jest dla Pana jeszcze pasją?
GR: Nie, to jest pewien obowiązek, jaki mam przed samym sobą. Postawiłem sobie pewne zadania, które muszę wykonać. Pasja się skończyła, kiedy wszystko się przede mną otworzyło – możliwości, demokracja, wolność. Przez 40 lat żyłem i w kraju, i w klimacie, w którym się tworzyło przeciw komuś, przeciw czemuś – przeciw systemowi, przeciw krytyce. Dlatego ten system był szalenie kulturotwórczy, wbrew temu, co się dzisiaj mówi. Mówią tak zresztą ludzie, którzy idą na łatwiznę, krzyczą: „Precz z cenzurą!”. Na litość boską, najwspanialsze lata 60…. W Polsce były to cudowne lata. Wtedy mieliśmy wspaniałe kabarety, wspaniałą literaturę, powstawały wspaniałe filmy. Byliśmy bardzo cenieni na świecie – polski plakat, polska grafika, polska ilustracja. Te lata były wspaniałe, oni wszyscy byli w nas zapatrzeni. Właśnie dlatego to robiliśmy, bo było przeciw komu to robić.
MO: Tak samo było z komiksem?
GR: Oczywiście! Dlaczego zacząłem rysować komiksy?
MO: No właśnie, dlaczego?
WASZ EKSTRAKT:
50,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
GR: Dlatego, że było to medium najbardziej znienawidzone w kręgach artystycznych, wśród kolegów. Warszawskie Liceum Sztuk Plastycznych, potem Akademia Sztuk Pięknych – rysowałem książki, robiłem plakaty, różne inne prace graficzne. Pamiętam, że gdy zaproponowałem nieśmiało jednemu z wydawnictw komiks – „Kapitana Żbika” – nie umiałem jeszcze rysować komiksowo. Trzeba było wrócić do poziomu sprzed liceum. Rysowałem wtedy komiksy, ale to była zabawa. Musiałem przestać, boby mnie wyrzucili ze szkoły.
MO: I to prawda z tą pracą dyplomową, że malował Pan plecami do obrazu?
GR: To nie była praca dyplomowa, tylko moje cztery lata w pracowni malarskiej u prof. Tchórzewskiego. Żeby zainteresować profesora, musiałem robić jakieś działania totalnie kretyńskie, bezmyślne, więc stawałem tyłem do obrazu i mazałem. Wtedy przychodził pan profesor, chrząkał i zaczął przysłaniać. Dusiłem się ze śmiechu. Przecież dlatego poszedłem do pracowni prof. Tchórzewskiego, że była to najbardziej modernistyczna pracownia na Akademii. Trzeba było wrócić do pewnego poziomu i dopiero na tej bazie, w połączeniu z moim późniejszym doświadczeniem jako grafika, mogłem ewoluować. A tu nagle musiałem się cofnąć. I to był jeden powód, dla którego zacząłem rysować komiksy, drugim – było obrzydzenie, jakie komiks budził w tamtych czasach.
MO: I to nawet nie wśród „czynników decyzyjnych”, ale wśród artystów, grafików.
GR: Tak, nawet wśród moich kolegów. Oni się litowali nade mną, ponieważ wiedzieli, czym się zajmowałem. Pamiętam, jak we Frankfurcie, zresztą dużo później, spotkałem kolegę, który w trakcie mijania się ze mną na schodach ruchomych rzucił: „Grzegorz! Dalej te komiksy robisz?”, a ja, cóż, przyznałem się do winy (śmiech). Wtedy to była wina.
MO: Mam duży sentyment do komiksu, którego tytuł brzmiał, o ile pamiętam, „W służbie galaktycznej”. W magazynie „Alfa” narysował Pan dwa odcinki.
GR: Tak, Janusz Stanny zaczął to robić, ale się poddał, nie miał sił tego ciągnąć.
MO: Jednocześnie w „Relaksie” opublikowana została „Najdłuższa podróż”. Zmierzam do tego, że genialnie radził Pan sobie z tematyką SF. Nie ciągnie Pana, aby do tego wrócić?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
GR: Nigdy nie wracam do czegoś, co robiłem, bo nie widzę w tym sensu. Właściwie to wszystkie tematy już robiłem. Teraz czas na inne, ale muszę się wyzwolić z tej złotej klatki, którą stała się seria „Thorgal”. To fenomen w Europie, ponieważ każdy kolejny odcinek sprzedaje się odrobinę lepiej niż poprzedni. Normalnie serie zaczynają nieźle, potem się zachwieją, pojawia się arytmia, a na koniec wszystko upada. Natomiast „Thorgal” odwrotnie, on się bardzo powoli rozwijał, pewien sukces pojawił się przy piątym albumie, gdy jakąś tam nagrodę prestiżową dostałem w Belgii. I wtedy to wszystko wydawało się bajką, tym bardziej że cały czas siedziałem w Warszawie. Ale nawet wtedy od strony finansowej nie była to rewelacja, dopiero chyba od „Alinoe” zaczął się także sukces finansowy.
Konrad Wągrowski: Na czy polega – Pana zdaniem – fenomen tej serii?
GR: To jest bardzo proste. Gdy kłamię, to kłamię w sposób szlachetny, a ludzie lubią te moje kłamstwa – identyfikują się z postaciami, chociaż wiedzą, że są to postacie wymyślone. One są prawdziwe, ta historia mówi o sprawach ludzkich. A te wszystkie dekoracje to tylko pretekst, nie odgrywają tutaj żadnej roli. Może są i piękne, ale służą tylko do tworzenia klimatu. Kiedy, na przykład, ilustruję książkę, to nie będę precyzyjnie wyrysowywał tych postaci, bo nie po to autor namęczył się z opisami, żeby ktoś tam mu to narysował. Pamiętam zresztą taką anegdotę mówiącą o tym, jaka jest różnica między ilustracją a komiksem. Kiedyś Flaubert, gdy zobaczył ilustracje do swojego „Salammbô”, strasznie się wściekł: „Ja nie po to zadaję sobie trud, żeby opisywać dokładnie tron, króla, żeby mi ten palant tak to wyrysowywał”. Ilustracje do książek to raczej tworzenie klimatu, pretekst, żeby te postaci nie były zawieszone w próżni. Trzeba tworzyć świat kompletny, dlatego kiedy ilustruję książkę, robię to zupełnie inaczej niż komiks.
MO: A która z części „Thorgala” jest Pana ulubioną?
GR: Nie można tak powiedzieć, bo to tak, jakbym miał powiedzieć, który rozdział książki wolę. Bo to są rozdziały, to jest saga, wszystko ma swój sens. Każdy album jest uzupełnieniem sąsiednich. To jest świat integralny. Ale są dziury, które będziemy wykorzystywać na jakiś one shot. Na przykład Thorgal poszedł po papierosy i wrócił po paru latach, mówiąc: „Kochanie, to nie to, co myślisz, ja straciłem pamięć”. I powstał sobie taki Shaigan Bezlitosny. To tworzy takie sytuacje, gdzie można sobie pokombinować jeszcze, coś zrobić. Tylko że już nie przeze mnie. Mam plany, żeby to jeszcze trochę rozwinąć, by inni mogli się pobawić.
Prawo Ardelii
Prawo Ardelii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
MO: Dzisiaj (tj. 1 października – przypis autorów) spotykamy się jeszcze ze Zbigniewem Kasprzakiem i postanowiliśmy, że nie będziemy go męczyć pytaniem, jak to jest kontynuować serię po kimś, w tym wypadku po Panu. Jednak Pana chcielibyśmy zapytać, jak to jest oddać komuś takiego bohatera?
GR: Dla mnie to była przyjemność i ulga, że mogłem z honorem skończyć tego „Hansa” czy „Yansa”. A to dlatego, że nie mam zwyczaju, gdy podejmę jakieś zobowiązanie, przyjść w pewnym momencie i powiedzieć, że to mnie nie interesuje, żeby znaleźli kogoś innego. Nie, to moim obowiązkiem jest znaleźć kogoś, kto mógłby to robić godnie. I dlatego byłem bardzo wdzięczny Zbyszkowi, że się zgodził na kontynuowanie tej serii. Zdawałem sobie sprawę z pewnej jego frustracji, dlatego chciałem się jak najszybciej wycofać, zatrzeć po sobie wszelkie ślady, żeby Zbyszek panował już nad tą serią całkowicie.
Zabawne, że ludzie nie zwrócili nawet uwagi na to, że się zmienił rysownik. W sumie to był przypadek, kwestia może tradycji, może dlatego, że mieliśmy te same korzenie, że obaj pochodziliśmy z Polski. Może dlatego, że on miał podobny temperament, dynamikę kreski, ale jednocześnie nigdy mnie nie naśladował.
KW: Tak, ja o tym, że „Prawo Ardelii” było rysowane przez dwie osoby, dowiedziałem się dużo, dużo później.
GR: Sam w tej chwili już nie jestem w stanie powiedzieć, które elementy przez kogo są narysowane. To było tak: powiedziałem: „Zbyszek, ja będę rysował postaci, a ty zrobisz dekoracje, bo jesteś w tym świetny, czujesz perspektywę”. No i musieliśmy się jakoś nie dogadać, bo on zrobił właśnie postacie. Ale w rezultacie, jak teraz przeglądam te plansze, to nie jestem w stanie powiedzieć, co ja rysowałem. Właśnie dlatego, że to jest ten sam temperament.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »
Jordi Bayarri<br/>Fot. Irene Marsilla, lasprovincias.es

Staram się, żeby to nie były suche, biograficzne fakty
Jordi Bayarri

7 VIII 2023

O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.

więcej »

Postanowiłem „brać czas”
Zbigniew Kasprzak

29 I 2023

Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Śliczne i superproste
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Prosta historia
— Marcin Knyszyński

Byliśmy grupą marzycieli
— Zbigniew Kasprzak, Andre Paul Duchâteau

Jak ten Rosiński to robi?
— Marcin Osuch

Powrót do korzeni
— Wojciech Gołąbowski

Krótko o komiksach: Czerwiec 2001
— Artur Długosz, Wojciech Gołąbowski, Marcin Herman, Paweł Nurzyński, Konrad Wągrowski

Kwestia wartości
— Wojciech Gołąbowski

Re
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Wyłącz ten telewizor!
— Marcin Osuch

Śliczne i superproste
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Hrabia Monte Skarbek
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Ten Polak to wspaniały zawodnik!
— Konrad Wągrowski

Krótko o komiksach: Opowieść kompletna
— Marcin Osuch

Klasycznie i od nowa
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Legendarna Historia Polski: Umarł król, niech żyje król!
— Marcin Osuch

Legendarna Historia Polski: Gryzonie zemsty
— Marcin Osuch

Legendarna Historia Polski: Zanim pojawił się wiedźmin
— Marcin Osuch

Prosta historia
— Marcin Knyszyński

Tegoż autora

Nieuleczalna choroba
— Grzegorz Rosiński

Ekskluzywnie i w kolorze
— Grzegorz Rosiński, Błażej Kozłowski, Michał ‘Goldmoon’ Kwaśniewski, Marcin Lorek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.