Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Edigey
‹Spotkamy się w Matrózcsárda›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSpotkamy się w Matrózcsárda
Data wydania23 maja 2011
Autor
Wydawca LTW
ISBN978-83-7565-173-7
Format200s. 130×195mm
Cena25,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

PRL w kryminale: My name is Wyganowicz. Mihály Wyganowicz!
[Jerzy Edigey „Spotkamy się w Matrózcsárda” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Spotkamy się w Matrózcsárda” to powieść sensacyjno-szpiegowska Jerzego Edigeya, która pierwotnie ukazała się jedynie na łamach prasy w 1971 roku. Wydania książkowego doczekała się dopiero po czterdziestu latach. Czy warto było ją odkurzać? Mimo wszystko tak. Bo choć głównym bohaterem jest oficer kontrwywiadu MSW, a więc esbek, to jednak warto przekonać się, jak rodzimi twórcy „powieści milicyjnych” wyobrażali sobie ludowego Jamesa Bonda.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: My name is Wyganowicz. Mihály Wyganowicz!
[Jerzy Edigey „Spotkamy się w Matrózcsárda” - recenzja]

„Spotkamy się w Matrózcsárda” to powieść sensacyjno-szpiegowska Jerzego Edigeya, która pierwotnie ukazała się jedynie na łamach prasy w 1971 roku. Wydania książkowego doczekała się dopiero po czterdziestu latach. Czy warto było ją odkurzać? Mimo wszystko tak. Bo choć głównym bohaterem jest oficer kontrwywiadu MSW, a więc esbek, to jednak warto przekonać się, jak rodzimi twórcy „powieści milicyjnych” wyobrażali sobie ludowego Jamesa Bonda.

Jerzy Edigey
‹Spotkamy się w Matrózcsárda›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSpotkamy się w Matrózcsárda
Data wydania23 maja 2011
Autor
Wydawca LTW
ISBN978-83-7565-173-7
Format200s. 130×195mm
Cena25,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
To Zygmunt Zeydler-Zborowski był wśród peerelowskich autorów kryminałów milicyjnych prawdziwym rekordzistą. Opublikował najwięcej, bo aż jedenaście, mikropowieści, względnie dłuższych opowiadań w serii Iskier „Ewa wzywa 07…”. On też, nie licząc prozy wydawanej w formie książkowej – pierwotnie pod obco brzmiącym pseudonimem Emil Zorr, dopiero od końca lat 50. pod własnym nazwiskiem – ma na koncie najwięcej tak zwanych gazetowców (uwaga! w sumie dziewiętnaście), to jest powieści pierwotnie upublicznianych w odcinkach w prasie codziennej. Jerzemu Edigeyowi zapewne zależało na doścignięciu konkurenta – ale głównie z tego powodu, że na karierę prozaika-beletrysty zdecydował się zdecydowanie później, mając pięćdziesiątkę na karku – chociażby zrównanie się z Zeydlerem-Zborowskim było nierealne. W przypadku „Ew…” tylko sześć nosi nazwisko Edigeya na okładce; tyle samo doszukano się także napisanych przez niego gazetowców. Ale przecież – już niejeden raz to podkreślałem – nie ilość jest najistotniejsza…
Zazwyczaj bywało tak, że w gazetach ukazywały się utwory nieco słabsze, które nie mogły liczyć na publikację książkową, ponieważ zostały wcześniej odrzucone przez wydawnictwa, którym je zaoferowano (względnie autorzy od razu zdawali sobie sprawę z tego, że taki czeka je koniec i nawet nie próbowali walczyć o nie). Ale „zazwyczaj” robi niekiedy wielką różnicę. By pozostać przy przykładzie Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego: przynajmniej kilka jego gazetowców to doskonałe kryminały, niejednokrotnie przewyższające poziomem to, co za życia warszawskiego pisarza trafiało na półki księgarskie, jak chociażby „Szlafrok barona Boysta” (1958-1959), „Zaczęło się w sobotę” (1960), „Dr Orłowski prowadzi śledztwo” (1963), „Szantaż” (1963-1964) czy „Laska dyrektora Osieckiego” (1967). Kiedy więc trafiamy na podobną publikację, nie należy jej od razu przekreślać. Tak jest również w przypadku „Spotkamy się w Matrózcsárda” – gazetowca Jerzego Edigeya.
Powieść, której akcja tylko częściowo rozgrywa się w Polsce, głównie zaś w stolicy Węgier (stąd ta dziwna nazwa w tytule), ukazała się pierwotnie w 1971 roku na łamach w tamtym czasie wydawanego przez Związek Młodzieży Socjalistycznej „Sztandaru Młodych” (w numerach 77-149), dwa lata później przedrukował ją drukowany w Katowicach, ale obejmujący zasięgiem – oprócz Górnego Śląska – także Opolszczyznę „Dziennik Zachodni” (vide numery 133-176). Na publikację książkową „Spotkamy się w Matrózcsárda” trzeba było natomiast poczekać czterdzieści lat od pierwodruku. Skoro jest to dziełko tak bardzo godne uwagi, można zapytać, dlaczego nie wydano go na początku lat 70.? Być może z tego powodu, że w tym samym roku do księgarń trafiły dwie inne „powieści milicyjne” Jerzego Edigeya: „Błękitny szafir” oraz „Jedna noc w «Carltonie»”. Trzecia mogłaby robić niepotrzebną konkurencję dwóm pozostałym. Zresztą nie tylko omawiana dzisiaj historia kryminalna podzieliła ten los; w prasie w tym samym czasie ukazały się jeszcze „Niech pan zdejmie rękawiczki” i „Tajemnica jasnych Warszaw” (ta ostatnia jednak dwa lata później doczekała się druku w serii „Ewa wzywa 07…” pod zmienionym tytułem „Gang i dziewczyna”).
O ile autorzy klasycznych „powieści milicyjnych” nie mieli obiekcji przed wymyślaniem postaci heroicznych i superinteligentnych oficerów Milicji Obywatelskiej, o tyle starali się unikać – z wyjątkiem pozycji drukowanych w serii „Labirynt” (za którą stało Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej) – gloryfikowania funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Nawet jeśli czynili ich swoimi bohaterami, zazwyczaj nie pisali o tym wprost, starali się kamuflować ich przydział służbowy. Tak jest również w przypadku „Spotkamy się w Matrózcsárda”, w którym główną rolę odgrywa major kontrwywiadu Michał Wyganowicz. Jerzy Edigey podkreśla, że mamy do czynienia z oficerem milicji, nie wojska, co oznacza, że musiał on być zatrudniony w Departamencie II Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, będącym częścią Służby Bezpieczeństwa. Głównym jego zadaniem było zwalczanie działalności wywiadów państw kapitalistycznych. Nie ma więc co ukrywać, że major Wyganowicz należał do „bezpieczniackiej” elity; stąd zapewne liczne jego wyjazdy za granicę, jak również zgoda na zawarcie małżeństwa z kobietą z innego kraju (i to wcale nie zaprzyjaźnionego z Polską Ludową) – Szwedką Margot.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
A wszystko zaczyna się bardzo niewinnie. Major Wyganowicz w sprawach służbowych jedzie do miasteczka N. Siedząc w pociągu międzynarodowym „Polonia” z Warszawy przez Katowice do Budapesztu (i dalej do Sofii), zwraca uwagę na zajmującego miejsce naprzeciwko niego w przedziale starszego szpakowatego mężczyznę. To przedział dla palących, ale mimo to nieznajomy, aby zapalić papierosa, wychodzi na korytarz. Dla zawsze czujnego oficera kontrwywiadu jest to mocno podejrzane; z jeszcze większą uwagę wpatruje się więc w „szpakowatego” (tak, nie znając jego tożsamości, będzie go później określał). Widzi, jak mija go inny mężczyzna, który prosi o zapalniczkę. By ją wyciągnąć, przypadkowy towarzysz podróży majora, uwalniając na chwilę jedną rękę, podaje mu trzymaną w niej gazetę – wczorajsze wydanie „Expressu Wieczornego”. Całe to zdarzenie trwa zaledwie sekundy, ale Wyganowiczowi i tak wydało się dziwne. Bo po co wychodzić na korytarz, skoro można bez problemów zapalić w przedziale? Po co zabierać ze sobą gazetę, skoro nie ma się wcale zamiaru jej czytać?
Kiedy „szpakowaty” wraca do przedziału, major – pod pretekstem przeczytania wczorajszego odcinka powieści kryminalnej – prosi go o pożyczenie popołudniówki. Nieznajomy, choć niechętnie, nie odmawia tej prośbie. Wyganowicz przegląda gazetę i dostrzega na pierwszej stronie, tuż pod winietą, ręczny dopisek malutkimi literkami: „11, 18, 19 Matrózcsárda”. Instynkt kontrwywiadowcy podpowiada mu, że coś tu jest nie tak. Postanawia odnaleźć w pociągu mężczyznę, któremu „szpakowaty” użyczył zapalniczki. Trafia na niego w wagonie restauracyjnym, gdzie bez większego trudu dowiaduje się od kelnera, że gość jest Austriakiem. Postanawia działać. Zaczepia młodego człowieka, którego – po zdekonspirowaniu się – prosi o to, aby wysiadł na dworcu w Katowicach (dokąd zmierza również czytelnik „Expressu Wieczornego”) i na peronie wszczyna awanturę ze „szpakowatym”. Zareaguje na to dworcowa milicja, która przy okazji wylegitymuje nieznajomego. Sam wraca natomiast do „Warsu”, aby dalej obserwować tajemniczego Austriaka.
Niestety, nie wszystko idzie zgodnie z planem Wyganowicza. „Szpakowaty”, który prawdopodobnie zaczyna coś podejrzewać, wysiada w pośpiechu na wcześniejszej stacji, w Częstochowie, i znika. Major nie ma jednak zamiaru odpuszczać. Parę dni później Warszawie przekonuje swojego szefa, pułkownika Mogajskiego, że może to być nitka prowadząca do odkrycia szpiegowskiej afery. Zwłaszcza że udaje się ustalić tożsamość Austriaka – to niejaki Karl Weismüller, przedstawiciel międzynarodowego koncernu produkującego aparaty pomiarowe i maszyny precyzyjne. Jechał ze Sztokholmu do Wiednia, z krótką przerwą na pobyt w Warszawie. Pułkownik, choć całkiem nie deprecjonuje przeczuć podwładnego, nie widzi jednak podstaw do wszczęcia dochodzenia, ale z drugiej strony – pozwala mu na to, aby wziął urlop i w listopadzie wybrał się do Budapesztu w celach turystycznych. Dlaczego? Ponieważ, zdaniem majora Wyganowicza, zapis na pierwszej stronie „Expressu Wieczornego” należy rozumieć jako wskazanie miejsca (położony nad Dunajem w centrum Budapesztu lokal „Matrózcsárda”), daty i godziny (18 listopada o dziewiętnastej) spotkania „szpakowatego” z przedstawicielami któregoś z obcych, wrogich Polsce Ludowej wywiadów.
Major ląduje więc w Budapeszcie, wynajmuje na kilka dni pokój w centrum miasta i udaje się do „Matrózcsárda”, licząc na to, że tam spotka albo „szpakowatego”, albo Karla Weismüllera. Nie zdaje sobie jeszcze przy tym sprawy, że jego pojawienie się wywoła efekt domina, który postawi na nogi węgierską policję i kontrwywiad. Jakby tego było mało, niewiele brakuje, aby swoją eskapadę do Budapesztu Wyganowicz przypłacił życiem. Na szczęście czuwa nad nim Jerzy Edigey i chociaż momentami mocno go doświadcza, to jednak możemy być pewni niemal na sto procent, że finał tej opowieści znaczony będzie happy endem. Przecież polski pisarz nie mógł sobie pozwolić na to, aby wyekspediować na tamten świat oficera SB. Takiej nielojalności wobec ludowego państwa cenzura nie przepuściłaby nawet w gazetowcu! Po drodze major przeżywa mnóstwo karkołomnych przygód, jakich mógłby mu pozazdrościć nawet słynny James Bond. Strzelaniny, wybuchające bomby, ucieczka przez balkon z szóstego piętra, przymusowa kąpiel w Dunaju (w drugiej połowie listopada), uwięzienie przez mówiących po niemiecku bandytów, wreszcie znajomość z piękną początkującą aktorką – sporo tego, prawda? I to wszystko na dwustu stronach. W czasie lektury „Spotkamy się w Matrózcsárda” uśmiech praktycznie nie schodzi z twarzy czytelnika. W takiej sytuacji można wybaczyć Wyganowiczowi jego esbecką przynależność.
koniec
18 sierpnia 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.