Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

30 najlepszych płyt 2020 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

30 najlepszych płyt 2020 roku

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Być może „Zaraza” to najbardziej banalna muzycznie solowa propozycja Kazika, ale pod względem tekstowym, to już zupełnie inna liga. Wystarczy wspomnieć, że wybrany na pierwszy singel „Twój ból jest lepszy niż mój” rozwalił radiową Trójkę. Staszewski pomimo upływu lat wciąż jest uważnym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości i jak nikt inny potrafi swoje spostrzeżenia ubrać trafnie w słowa. Ten album stanowił dla mnie ścieżkę dźwiękową wiosennego lockdownu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Album nagrany spontanicznie, bez ciśnienia i prób udowodnienia czegoś światu. Ozzy jest na nim w pełni sobą. Widać to zwłaszcza w ironicznym, singlowym „Under the Graveyard”. Aż trudno uwierzyć, że gość, który wygląda, jakby miał problemy z oddychaniem, a co dopiero ze śpiewem, skrywał w gardle tyle mocy. Co najwyżej można przyczepić się do kontrowersyjnej współpracy z Post Malone′em, ale i z tego Książę Ciemności wyszedł zwycięsko. Nie potrzebował żadnym autotunów, by zabrzmieć mocno i efektownie. W przeciwieństwie do wytatuowanego kolegi.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Poprzedni album Nicka Cave′a „Ghosteen” należał do grona tych niesłuchalnych. Dla artysty stanowił on swego rodzaju katharsis. „Idiot Prayer” to jednak zupełnie co innego. Na płycie również dominuje smutek i mrok, ale jest tu również piękno. Jest to porcja dobrze nam znanych utworów, ale odartych ze wszelkiego rodzaju przeszkadzajek. Zostaje tylko fortepian i Jego głos. Całość została nagrana na żywo, ale nie mamy do czynienia z typową koncertówką. To koncertówka czasów zarazy, kiedy musimy zachować dystans społeczny. W ogromnej hali Alexndra Palace jest tylko On i żadnej publiczności. Ryzykowny, ale bardzo udany projekt.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Wielki powrót boskiej Alanis po ośmiu latach wydawniczej przerwy. I to w jakim stylu! Tak dobrej płyty nie nagrała od piętnastu, dwudziestu lat. Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze mamy tu bardzo dużo dobrych melodii, ze szczególnym wskazaniem na rewelacyjny „Reasons I Drink”. Po drugie Morissette postawiła na szczerość. Opowiedziała o swoich problemach i trawiących ją własnych demonach. Czyli znów pozytywne zaskoczenie, bo przyznam, że w prywatnym rankingu już dawno postawiłem na Kanadyjce krzyżyk.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nigdy nie byłem specjalnym fanem U.D.O. Zawsze wolałem dokonania Dirkschneidera z Accept. Jednak na swojej najnowszej płycie, nagranej z 60-osobową orkiestrą dętą, rozłożył system na łopatki. To przykład idealnej symbiozy ciężkiego grania z klasykami. „We Are One” cechuje tak potężne brzmienie, że natychmiast zrywa czapkę. Przy tym całość jest wyjątkowo melodyjna i na swój sposób przebojowa. Panowie z Metalliki! Tak właśnie powinien brzmieć „S&M II”, a wy bawiliście się w jakieś kompresowanie dźwięku.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Deftones po kilku słabszych latach wrócił do wielkiej formy. Świadectwem tego był już poprzedni krążek „Gore”. Jednak „Ohms” robi jeszcze większe wrażenie. Głównie dzięki niezwykle klarownej i potężnie brzmiącej produkcji. Dzięki temu słychać każdy, nawet najdrobniejszy dźwięk. Odsłuchiwanie na słuchawkach i wychwytywanie niuansów tej niełatwej w odbiorze muzyki to zabawa sama w sobie. Przebojów oczywiście brak, ale za to całość robi piorunujące wrażenie.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Po serii albumów romansujących z muzyką klasyczną, Rick Wakeman, weteran, znany chociażby ze współpracy z Yes, powrócił do zespołowego grania, zakorzenionego w rocku progresywnym. I była to ze wszech miar dobra decyzja, bo czuć w tej muzyce nową energię i rozpierającą artystę wenę twórczą. Zaprezentował nam instrumentalną podróż na Marsa, która ani przez moment się nie dłuży. A jej opus magnum jest wspaniały, dziesięciominutowy „Valles Marineris”. Po jego zakończeniu aż chce się całość puścić od początku. Gdyby dziś wysłano mnie z misją terraformacji Marsa i mógłbym ze sobą zabrać tylko jedną płytę, bez wątpienia byłaby to „The Red Planet”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Taka koncertówka już dawno należała się Kultowi. Zwarty repertuar, zagrany przed wierną publicznością. Do tego muzycy są w wyjątkowo dobrej formie, a Kazik daje z siebie wszystko. Z całym szacunkiem do albumu „Made in Poland”, który również zawierał nagrania live, ale tym razem mamy do czynienia z jednym występem, prezentującym prawdę czasu, prawdę ekranu. Jeśli gdzieś trafiały się jakieś pomyłki, wcale ich nie retuszowano. Oczywiście, można narzekać, że jest to występ festiwalowy i normalnie Kult gra dłużej, ale i tak mamy tu przekrój niemal przez cała dyskografię zespołu (brakuje tylko reprezentantów „45-89” i „Taty 2”). A rewelacyjny „Hej, czy nie wiecie” jest najlepszą wersją tej piosenki ze wszystkich dostępnych.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Źli prorocy wieszczą koniec fizycznych nośników z muzyką. Być może, ale nic mi nie odbierze przyjemności z obcowania z gustownym wydaniem „Royal Tea”. Zgodnie z tytułem ma kształt blaszanego pudełka do herbaty. Już jego otwieranie stanowi przyjemność samą w sobie. A płyta? Zaczyna się trzęsieniem ziemi, czyli „When One Door Opens”. Toż to rock progresywny w czystej postaci. Takiego Bonamassy jeszcze nie słyszeliśmy. Co prawda dalej wraca do swojej wersji bluesa, ale przecież jest to granie na najwyższym poziomie. Zawsze żałowałem, że nie urodziłem się na tyle wcześnie, by z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych dokonań mistrzów gitary z lat 70. Na szczęście dziś mamy Bonamassę.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Mam odczucie, że perkusista Pink Floyd jest postacią niedocenianą (czyżby syndrom Ringo Starra?), tymczasem jego oryginalny styl bardzo wpłynął na kształt muzyki zespołu, zwłaszcza w pierwszym, psychodelicznym okresie. Niestety, jako jedyny ze składu nie zabłysnął genialnym albumem solowym, nie mówiąc o koncertowym. Teraz ta sytuacja się zmienia. „Live at the Roundhouse” można bowiem śmiało postawić obok „Live in Gdańsk” Davida Gilmoura (na scenie towarzyszył mu Rick Wright) i „In the Flesh” Rogera Watersa. Jednak największą zaletą krążka jest to, że nie dubluje tych płyt, sięgając po najbardziej znane dokonania Floydów, a stanowi reprezentację kawałków, których w przeważającej większości nie mieliśmy okazji usłyszeć na żywo na oficjalnych wydawnictwach. Nick Mason′s Saucerful of Secrets powstał bowiem z myślą o graniu najwcześniejszych, psychodelicznych utworów. Towarzyszący perkusiście zespół doskonale wywiązał się ze swojego zadania, dzięki czemu na chwilę możemy poczuć klimat odjechanych koncertów końcówki lat 60., słuchając zagranych z pazurem wersji „Interstellar Overdrive”, „Remember a Day”, „See Emily Play”, czy „Let There Be More Light”. A znalazło się także miejsce dla perkusyjnych popisów w „Set the Control for the Heart of the Sun”, monumentalnego zakończenia „Saucerful of Secrets”, skróconej wersji „Atom Heart Mother”, czy odkopanego z archiwów, zapomnianego nagrania Syda Barretta „Vegetable Man”. W porównaniu z wielokrotnie ogrywanym materiałem, jaki można znaleźć na ostatnich albumach na żywo Gilmoura („Live at Pompeii”) i Watersa („Us + Them”), „Live at the Roundhouse” stanowi potrzebny powiew świeżości.
koniec
« 1 2 3
30 stycznia 2021

Komentarze

28 I 2021   23:30:40

coś urwało miejsca 10-1?

29 I 2021   00:11:08

Nie, kolejne dziesiątki pojawiają się w kolejnych dniach.

29 I 2021   09:59:51

"by nie łączyć „III” z ekscesami Schaffera w czasie szturmu na Capitol."

Niby dlaczego? Idiotów i bandziorów należy bojkotować, nawet jeśli są niezłymi artystami. Ciekawe czy autor to samo napisałby o Burzum, gościu z Lostprophets itd? :D

29 I 2021   21:48:14

A co takiego potwornego zrobił Schaffer?

01 II 2021   18:04:10

"po kilku słabszych latach" Poważnie? Koi No Yokan to chyba ich najlepsza płyta.

A nowy Ozzy ssie, ale to akurat nic nowego od połowy lat 90tych.

02 II 2021   01:32:10

Urok takich zestawień — w tym i tego — często polega na tym, że kompletnie ich nie rozumiem ;-)

Fish rzeczywiście nagrał dobry album; patrząc na to, co wyżej, 22. dlań miejsce wydaje mi się mocno krzywdzące. Zaskakująco dobrą płytę nagrał Dylan; brak mi jej tutaj, zwłaszcza że znalazło się miejsce na sporo, powiedzmy, nie całkiem mnie przekonujących. A odkryciem roku jest dla mnie Ichiko Aoba i jej „Adan no kaze”. Mimo japońskości, a nie dzięki niej.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Magia i Miecz: Z niewielką pomocą zagranicznych publikacji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Komiksowe Top 10: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Komiksowe Top 10: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.