Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Esensja słucha: Październik 2011
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Rwake – Rest
Sebastian Chosiński [70%]
Zdecydowanie nie jest to muzyka dla każdego. Rwake istnieją i nagrywają już od piętnastu lat. Pochodzą z Południa Stanów Zjednoczonych, gdzieś z obszarów bagnistego Arkansas. I takie też grają dźwięki – groźne, ponure i… wciągające jak bagno. Muzycznie najbliżej im do doom metalu, ale wokalnie – to już cała gama inspiracji: od deathowego i blackowego growlingu po typowo punkowe darcie ryja. Niekiedy C.T. (pod tymi inicjałami kryje się wokalista) wydziera się jak Jello Biafra w Lard („It Was Beautiful But Now It′s Sour”), innym znów razem próbuje doścignąć Christofera Johnssona z czasów, gdy Therion potrafiło zburzyć swoją muzyką mury Jerycha, to znów udowadnia, że świetnie sprawdziłby się również jako frontman Neurosis. W tle zaś słychać powolny rytm Black Sabbath i nakładane na siebie partie gitar, jak na wczesnych albumach Iron Maiden. Z rzadka tylko robi się lżej i zwiewniej, gdy panowie wyprawiają się na pole uprawiane przez Metallikę (jest fragment przywodzący na myśl instrumentalnego „Oriona”). Przez większość płyty mamy jednak do czynienia z potężną ścianą dźwięku („The Culling”, „Was Only a Dream”), którą skruszyć mogłaby chyba jedynie bomba atomowa. Godzien polecenia krążek, choć tylko dla koneserów gatunku.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Steve Hackett – Beyond the Shrouded Horizon
Sebastian Chosiński [80%]
Mimo słusznego już wieku Steve Hackett (rocznik 1950) nie zwalnia tempa. Przed dwoma laty wydał – całkiem udany, choć nie rewelacyjny – album „Out of the Tunnel′s Mouth”, po czym ruszył w trasę koncertową, by promować swoją najnowszą twórczość. Jednym z efektów objazdu po świecie okazało się dwupłytowe wydawnictwo „Live Rails”. Po krótkim odpoczynku były gitarzysta Genesis ponownie wszedł do studia i przystąpił do nagrania kolejnego krążka – „Beyond the Shrouded Horizon”. Uwagę zwraca już okładka, bardziej pasująca do natchnionych płyt z muzyką new age niż do klasycznego – utrzymanego w konwencji lat 70. ubiegłego wieku – rocka progresywnego. Na szczęście jednak Hackett pozostał Hackettem i nie zafundował nam żadnych brzmieniowych ani kompozycyjnych rewolucji. Płyta jest bardzo eklektyczna, a co za tym idzie – na pewno spodoba się wszystkim dotychczasowym fanom artysty. Nie brakuje na niej bowiem ani pięknych ballad z art-rockowym zacięciem („Loch Lomond”, „Two Faces of Cairo”, „Looking for Fantasy”), ani momentów ostrzejszych, w których gitarzysta bez trudu udowadnia, że wciąż potrafi zagrać ekscytujące solówki (ogniście bluesowy „Catwalk” czy ponad trzynastominutowe „Turn This Island Earth”). Najbardziej jednak intrygują miniatury, które – jak można się domyślać – miały pełnić funkcję mostów łączących odmienne w stylu dłuższe utwory, a które stały się prawdziwymi perełkami, godnymi tego, by żyć własnym życiem. Jak chociażby „The Phoenix Flown” (z solówką, zdawałoby się, żywcem wyjętą z któregoś z klasycznych kawałków Genesis), „Til These Eyes” (wzruszająco zaśpiewane przez samego Hacketta), „Prairie Angel” (którego zakończenie pobrzmiewa rasowym hard rockiem) czy – skrajnie odmienne – „Summer′s Breath” (przywodzące na myśl akustyczne przerywniki Andy′ego Latimera na płytach Camela).
Limitowana edycja płyty poszerzona została o dodatkowy krążek, na którym znalazło się dziewięć, trwających mniej więcej trzydzieści minut, utworów. To kawałki znacznie różniące się stylem, nierzadko o charakterze ilustracyjnym, świetnie zatem nadające się do wykorzystania w ścieżce dźwiękowej filmu (vide czteroczęściowa minisuita „Four Winds”, „Pieds en l′Air”, „Eruption: Tommy”). Choć są i takie, które sprawdziłyby się na każdym regularnym krążku Hacketta – jak na przykład „She Said Maybe” bądź „Reconditioned Nightmare” – nie obniżając jego poziomu. Słabsze momenty? Tak, są i takie: zaśpiewane przez Amandę Lehmann orientalizujące „Waking to Life” oraz bliskie stylistyce AOR „Enter the Night”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Steven Wilson – Grace for Drowning
Sebastian Chosiński [80%]
Steven Wilson – na co dzień między innymi Porcupine Tree, No-Man, Blackfield – nagrywa i wydaje dużo. Chyba nawet trochę za dużo… Właśnie ukazał się jego kolejny album – tym razem, dla odmiany, podpisany (dopiero po raz drugi w karierze) własnym nazwiskiem (pierwszym solowym dziełem było „Insurgentes” sprzed trzech lat). „Grace for Drowning” to dwa krążki, zawierające w sumie nieco ponad 80 minut muzyki. Jeśli ktoś lubi Porcupine Tree, także i z tego wydawnictwa będzie bardzo zadowolony. Mimo że zawiera ono twórczość bardziej stonowaną i subtelną. Ale także tutaj trafiają się świetne „powłóczyste” solówki gitarowe, sprawiające, że w powietrzu unosi się duch Pink Floydów. Na szczególną uwagę zasługują „Sectarian” (bardzo jazz-rockowy, zahaczający o dokonania odrodzonego w latach 90. King Crimson), skrzące się pomysłami i zmiennymi nastrojami – od jazzujących klawiszy i delikatnego fletu po agresywną, pełną szaleństwa solówkę gitarową – „Remainder the Black Dog” (czyżby hołd dla Led Zeppelin?) oraz opus magnum całego albumu – ponad dwudziestotrzyminutowa suita „Raider II”, którą można spokojnie uznać za „skrócony kurs historii rocka progresywnego”. Parę numerów (jak na przykład banalne, piosenkowe „Postcard” czy zamykające drugą płytę „Like Dust I Have Cleared from My Eye”) dałoby się bez uszczerbku dla całości wyrzucić, reszta zmieściłaby się wtedy na jednym krążku, co na pewno wyszłoby Wilsonowi na dobre.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Terje Rypdal – Crime Scene
Sebastian Chosiński [90%]
Choć płyta nie jest już najnowsza, warto o niej wspomnieć. W świecie jazzu europejskiego są tak naprawdę – czy może raczej były – dwa imperia: Polska i Skandynawia. To pierwsze, mimo pojawienia się w ostatnich latach wielu zdolnych muzyków – boryka się z ogromnymi problemami, aby utrzymać swój status (z epoki Komedy, Kosza, Trzaskowskiego, Namysłowskiego…); drugie – ma się świetnie od lat i nie widać na jego portrecie żadnych rys. Jednym z bogów w tym Panteonie jest zaś norweski gitarzysta Terje Rypdal. Album „Crime Scene” nagrano w maju 2009 roku podczas festiwalu Nattjazz w Bergen, a na płycie koncert ten ukazał się rok później. Dla osób w nim uczestniczących musiało to być, zaiste, cudowne doświadczenie. Rypdal nie stroni bowiem od ostrych, czysto rockowych solówek (jak w „Prime Suspects”, „Investigation”), by chwilę później ustąpić pola klawiszowym (bluesowo-progresywnym) pasażom granym na organach Hammonda przez Stalego Storlokkena lub subtelnym dźwiękom trąbki wyczarowywanym przez Pallego Mikkelborga (na przykład w „Crime Solved”). Unosi się nad tym wszystkim chłód dalekiej północy, a całość działa na słuchacza wręcz hipnotyzująco. Dziwicie się, dlaczego Tomasz Stańko tak chętnie nagrywa płyty w Skandynawii i otacza się muzykami z Norwegii i Szwecji?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Wu Lyf – Go Tell Fire to the Mountain
Michał Perzyna [70%]
Czerwcowy debiut chłopaków z Wu Lyf to naprawdę solidna dawka indierockowego grania. Już pierwsze, rytmiczne i wyposażone w kościelne organy „L Y F” przyjemnie wprowadza do melodyjnego, buntowniczego światka „Go Tell Fire to the Mountain”. Nie ma na nim specjalnych udziwnień – są dobre gitarowe aranżacje i charakterystyczny, nieco zdławiony, oschły i zachrypnięty wokal Ellery Robertsa. Ten głos budzi we mnie jednak ambiwalentne odczucia. Z jednej strony wyróżnia, niewątpliwie dodaje pewnej wartości i początkowo potrafi zainteresować, ale z drugiej jest mocno męczący i monotonny. Do kilku piosenek przydałby się raczej spokojniejszy, gładki wokal, co dodatkowo wprowadziłoby więcej różnorodności w całym materiale. Ponarzekać można chyba jeszcze na hałaśliwą i na siłę skandalizującą otoczkę, którą próbują (chyba już im się udało) wytworzyć wokół siebie Evans, Thomas, Joe i Ellery. Niestety, ma to swoje odzwierciedlenie również w tekstach, które po bliższym prześledzeniu co najmniej nie powalają. Co ciekawe, „Go Tell Fire to the Mountain” nie zostało nagrane w tradycyjnym studiu, a w manchesterskim kościele. To słychać – poza wspomnianymi, powracającymi organami jest nieco pogłosu, co tworzy całkiem przyciągający klimat. Poza tym opisywana płyta to przede wszystkim żywe, rockowe dźwięki, energiczna perkusja i niezły, równy materiał. A to chyba wystarczy, by uznać debiut Brytyjczyków, skrywających się pod akronimem pochodzącym od World Unite Lucifer Youth Foundation, za udany.
koniec
« 1 2 3
4 października 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Z tego cyklu

Grudzień 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

… projektu R.U.T.A.
— Sebastian Chosiński

Październik 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna

Maj 2013
— Sebastian Chosiński, Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Michał Perzyna

Kwiecień 2013
— Sebastian Chosiński, Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

Marzec 2013 (2)
— Sebastian Chosiński, Łukasz Izbiński, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Marzec 2013
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Luty 2013
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Grudzień 2012 (2)
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Grudzień 2012
— Mateusz Kowalski, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Bartosz Polak

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.