Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

The Devil and the Almighty Blues
‹Tre›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTre
Wykonawca / KompozytorThe Devil and the Almighty Blues
Data wydania29 marca 2019
Wydawca Blues for the Red Sun
NośnikCD
Czas trwania48:35
Gatunekblues, metal, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Arnt O. Andersen, Torgeir Waldemar Engen, Petter Svee, Kim Skaug, Kenneth Simonsen, Kristine Marie Aasvang
Utwory
CD1
1) Salt the Earth12:32
2) One for Sorrow05:14
3) Lay Down07:16
4) Heart of the Mountain08:26
5) No Man’s Land06:57
6) Time Ruins Everything08:11
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Diabeł na bagnach Luizjany
[The Devil and the Almighty Blues „Tre” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Chociaż mieszkają w Norwegii, grają muzykę, jakiej nie powstydziliby się Amerykanie. Muzykę, w której czuć fascynację bagiennym bluesem znad Missisipi, psychodelią i klasycznym hard rockiem. Nazwę też przyjęli nadzwyczaj godną – The Devil and the Almighty Blues. W ostatni piątek marca wydali trzecią płytę długogrającą, którą dla niepoznaki zatytułowali… „Tre”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Diabeł na bagnach Luizjany
[The Devil and the Almighty Blues „Tre” - recenzja]

Chociaż mieszkają w Norwegii, grają muzykę, jakiej nie powstydziliby się Amerykanie. Muzykę, w której czuć fascynację bagiennym bluesem znad Missisipi, psychodelią i klasycznym hard rockiem. Nazwę też przyjęli nadzwyczaj godną – The Devil and the Almighty Blues. W ostatni piątek marca wydali trzecią płytę długogrającą, którą dla niepoznaki zatytułowali… „Tre”.

The Devil and the Almighty Blues
‹Tre›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTre
Wykonawca / KompozytorThe Devil and the Almighty Blues
Data wydania29 marca 2019
Wydawca Blues for the Red Sun
NośnikCD
Czas trwania48:35
Gatunekblues, metal, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Arnt O. Andersen, Torgeir Waldemar Engen, Petter Svee, Kim Skaug, Kenneth Simonsen, Kristine Marie Aasvang
Utwory
CD1
1) Salt the Earth12:32
2) One for Sorrow05:14
3) Lay Down07:16
4) Heart of the Mountain08:26
5) No Man’s Land06:57
6) Time Ruins Everything08:11
Wyszukaj / Kup
Najbardziej intrygujące w tym wszystkim jest to, że zarówno w swoich poprzednich zespołach, jak i w formacjach, w jakich występują obecnie niejako „na boku”, trzymali bądź wciąż trzymają się z dala od bluesa, psychodelii, hard rocka i stoner metalu. Widać jednak mocno ciągnęło ich do klimatów z lat 60. i 70. ubiegłego wieku, skoro odnaleźli się w stogu siana i postanowili stworzyć grupę będącą hołdem dla takich wykonawców, jak Muddy Waters, Jimi Hendrix, Peter Green, Free, Canned Heat czy wczesne ZZ Top. Kto wpadł na taki pomysł? Dwaj muzycy działającego na początku wieku alternatywno-rockowego Cinnamoon: wokalista (i basista) Arnt O. Andersen oraz gitarzysta Petter Svee (mający na koncie również występy w „garażowym” The Goo Men). Wkrótce dołączyli do nich jeszcze: gitarzysta (i wokalista) Torgeir Waldemar Engen (z powodzeniem rozwijający swoją solową karierę jako typowy songwriter), basista Kim Skaug (z punkowo-hardcore’owej formacji The Good, the Bad and the Zugly) oraz perkusista Kenneth Simonsen (wspierający swym talentem także indierockowy The Dogs).
Wymieszawszy w worku wszystkie ich dotychczasowe doświadczenia, na pewno nie wyciągnęlibyśmy z niego The Devil and the Almighty Blues. To jednak oczywiście nie oznacza, że Norwegowie (z Oslo) nie znają się na rzeczy. Wręcz przeciwnie! Wsłuchując się w ich nagrania, myślami można zbłądzić gdzieś na bagna Luizjany albo w okolice Nowego Orleanu. Podjąwszy się niełatwego przecież zadania, postanowili wykonać je perfekcyjnie. Choć do ideału dochodzili latami. Pierwsze płytki – single „Distance” (2011) i „świąteczny” „The Christmas Ghost of Charlie Barracuda” (2012) – nie znamionowały jeszcze zespołu takiej klasy. Pierwsze tego oznaki pojawiły się dopiero na debiutanckim wydawnictwie zatytułowanym po prostu „The Devil and the Almighty Blues” (2015). Wydany dwa lata później album „II” był jeszcze ciekawszy, ale oba krążki i tak bije na głowę ten najnowszy – mający premierę w piątek 29 marca „Tre”. Wszystkie płyty Skandynawowie wydali w tej samej wytwórni – w mającej siedzibę w Tromsø Blues for the Red Sun.
Nazwa tej oficyny też jest oczywiście znacząca, wszak taki tytuł nosił drugi pełnowymiarowy longplay Kyuss, pionierów amerykańskiego stoner rocka i stoner metalu, do których muzykom z Oslo jest znacznie bliżej, niż mogłoby się na pierwszy „rzut ucha” wydawać. „Tre” to tylko sześć utworów, ale trwają one łącznie prawie pięćdziesiąt minut. Co oznacza, że wielbiciele rozbudowanych kompozycji mogą zacierać ręce. Taki właśnie numer otwiera album – dwunastominutowy „Salt the Earth”, którego bluesowo-stonerowy początek z miejsca wprowadza dużo niepokoju. Który z czasem, zwłaszcza kiedy dołącza drugi gitarzysta, jeszcze narasta. Od razu czuć, że to nie będzie podróż lekka i łatwa. Lecz za to na pewno nad wyraz przyjemna. Zwłaszcza dla tych, którzy lubią mięsiste brzmienia gitar i motoryczną grę sekcję rytmiczną. Plus oczywiście śpiew – raz delikatny, to znów przyprawiający o drżenie szarych komórek w mózgu. To wszystko znajdziecie w „Salt the Earth” – na dodatek podane bardzo stylowo, z odpowiednimi zmianami nastrojów i zapadającymi w pamięć kontrastami.
W drugim w kolejności „One for Sorrow” więcej jest bluesa niż stoneru, a największe wrażenie robi chórek z zaśpiewem znad brzegów Missisipi, w którym członków zespołu wspomagana wokalistka Kristine Marie Aasvang. Motyw ten powraca po każdej zwrotce i uzależnia do tego stopnia, że gdy utwór się kończy, ma się wielką ochotę natychmiast do niego wrócić. W drugiej części utworu blues schodzi jednak na dalszy plan, a Norwegowie odważniej podążają w stronę hard rocka i stoner metalu. Głównie za sprawą obu gitarzystów. Zahaczające o stylistykę doom metalu „Lay Down” brzmi z kolei tak, jakby utwór ten nagrali na początku lat 70. panowie z Black Sabbath po rocznym pobycie gdzieś pomiędzy Missisipi a Red River. Jest wolno, ciężko i klimatycznie. Bluesowe zacięcie słychać wyraźnie w znacznie spokojniejszym od dotychczasowych „Heart of the Mountain”. Dzieje się tak z jednej strony za sprawą swampowej gitary Torgeira Waldemara Engena, z drugiej – z powodu zasłuchanego w chropawy wokal Watersa Arnta Andersena.
W ostatnich minutach muzycy grają jednak z coraz większym zaangażowaniem (choć wcześniej też im go nie brakowało) i coraz bardziej emocjonalnie, docierając do granic wytrzymałości – własnej i słuchaczy. „No Man’s Land” zaczyna się od perkusyjnego ataku Kennetha Simonsena, do którego szybko dołączają grający rytmicznie i stonerowo Petter i Torgeir. Mimo mocy, z ich partii przebija wielki smutek, pięknie kontrastujący z tym, co dane jest nam usłyszeć w dalszym ciągu. Mam na myśli jedną z najbardziej zniewalających i jednocześnie zwalających z nóg gitarowych solówek. Uff! Dobrze, że pierwszych kilkadziesiąt sekund wieńczącego album „Time Ruins Everything” daje choć odrobinę wytchnienia. Wprawdzie później kwintet wskakuje na swoje normalne tory, ale przynajmniej po częściowej reanimacji jesteśmy w stanie dotrwać w miarę dobrym zdrowiu do końca. „Tre” nie pozostawia wątpliwości, że The Devil and the Almighty Blues to projekt w pełni przemyślany (zerknijcie, proszę, na okładkę!) i powołany do życia od serca. Choć potrafi też wprawić serce w groźną dla życia palpitację.
koniec
2 kwietnia 2019
Skład:
Arnt O. Andersen – śpiew
Torgeir Waldemar Engen – gitara elektryczna, chórki
Petter Svee – gitara elektryczna, chórki
Kim Skaug – gitara basowa, chórki
Kenneth Simonsen – perkusja
Gościnnie:
Kristine Marie Aasvang – chórki

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.