Tu miejsce na labirynt…: Wielkie nic? Dokładnie na odwrót! [Kingnomad „The Great Nothing” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Pięć lat działalności i (zaledwie) dwie wydane w tym czasie pełnowymiarowe płyty. Nie jest to wynik rewelacyjny, ale – jak wiemy – liczy się przede wszystkim jakość, nie ilość. A z tym w przypadku szwedzkiego kwartetu Kingnomad nie ma, na szczęście, najmniejszego problemu. Opublikowany w lipcu ubiegłego roku krążek „The Great Nothing” to porcja znakomitego doom metalu z domieszką vintage i psychodelii.
Tu miejsce na labirynt…: Wielkie nic? Dokładnie na odwrót! [Kingnomad „The Great Nothing” - recenzja]Pięć lat działalności i (zaledwie) dwie wydane w tym czasie pełnowymiarowe płyty. Nie jest to wynik rewelacyjny, ale – jak wiemy – liczy się przede wszystkim jakość, nie ilość. A z tym w przypadku szwedzkiego kwartetu Kingnomad nie ma, na szczęście, najmniejszego problemu. Opublikowany w lipcu ubiegłego roku krążek „The Great Nothing” to porcja znakomitego doom metalu z domieszką vintage i psychodelii.
Kingnomad ‹The Great Nothing›Utwory | | CD1 | | 1) The Yoga of Desolation | 00:51 | 2) Cosmic Serpent | 04:48 | 3) The Mysterious Agreement | 04:35 | 4) All Those Things… | 05:23 | 5) Collapsing Pillars of the Earth | 04:03 | 6) The Great Nothing | 21:40 |
Ta historia zaczęła się pewnego zimowego dnia pięć lat temu. Dwaj mieszkający po sąsiedzku przyjaciele – Johnny Stenberg i Marcus Vesterberg – postanowili założyć zespół, którego muzyka byłaby hołdem złożonym ukochanym przez nich formacjom z lat 70. ubiegłego wieku, a nade wszystko grupie Black Sabbath. Obaj grali na gitarach, ten pierwszy, który przyjął pseudonim „Mr Jay”, na dodatek śpiewał. I posiadał w domu amatorskie studio. To w nim wraz z „Marcusem” (tym razem w cudzysłowie, ponieważ Vesterberg, idąc w ślady kompana, uczynił swe imię jednocześnie pseudonimem artystycznym) zarejestrował pierwszy utwór, któremu nadali znaczący tytuł „Lucifer is Dead”. Ale chcąc robić karierę, potrzebowali kolejnych muzyków; niebawem więc dołączyli do nich członkowie sekcji rytmicznej: basista Maximilian (niestety, nie udało mi się znaleźć informacji na temat jego nazwiska) oraz perkusista Andreas Nilsson. W tym składzie po kilkunastu miesiącach pracy zespół nagrał pięć utworów, które własnym sumptem opublikował na płytce demonstracyjnej „The Green Meadow”. Rozprowadzali ją podczas koncertów, ale przede wszystkim rozsyłali po wytwórniach płytowych, licząc na to, że którejś kompozycje te przypadną do gustu i zdecyduje się ona podpisać z młodymi Skandynawami kontrakt. Odpowiedź przyszła po kilku miesiącach z dalekiej Kalifornii, a konkretnie z miasta San Ramon, gdzie od dwunastu lat działa specjalizująca się głównie w muzyce doommetalowej i stonerowej firma Ripple Music (w swoim katalogu ma między innymi płyty takich wykonawców, jak Mothership, Wo Fat, Black Lung, Desert Suns, Blackwülf czy Ape Machine). Na początek Amerykanie zaproponowali Szwedom wydanie płyty składankowej, w sensie: dzielonej z inną grupą. W efekcie na wydanym w 2016 roku albumie „The Second Coming of Heavy (Chapter III)” znalazły się cztery kompozycje Kingnomad (te same co na „The Green Meadow”) i cztery numery amerykańskiego Bonehawk. Szefostwo potraktowało ten split jako próbę generalną przed podpisaniem właściwego kontraktu. Szczęśliwym zrządzeniem losu płyta spodobała się fanom, co w kolejnych latach zaowocowało pełnowymiarowymi wydawnictwami Szwedód: najpierw ukazał się „Mapping the Inner Void” (2017), a rok później – „The Great Nothing”. W ciągu roku dzielącego publikację obu krążków doszło w zespole do zmiany personalnej – Nilssona zastąpiła Mano. Tak, tak, „zastąpiła”, bo pod tą uniwersalną ksywką kryje się kobieta. Sesja nagraniowa odbyła się w małej wiosce na północy Szwecji, w której Mr Jay usytuował swoje nowe studio – Crazy Heart. Poza członkami Kingnomad pojawili się w nim jeszcze zaproszeni goście: grający na klawesynie i fortepianie elektrycznym (pianie Rhodesa) Mikael Israelsson oraz aż troje wokalistów – Emma Stenberg, Martin Nygren i Joakim Åström. Udział tych ostatnich był wprawdzie śladowy, ale zarazem istotny. Na „The Great Nothing” trafiło sześć kompozycji, w tym otwierająca całość miniatura i wieńcząca płytę tytułowa, prawie dwudziestodwuminutowa suita. Zatem nie tylko brzmienie, ale także formuła albumu i długość utworów miały nawiązywać do lat 70. XX wieku. Ten wprowadzający w nastrój wydawnictwa króciutki utwór to nawiązujący stylistycznie do muzyki dawnej „The Yoga of Desolation”. Najpierw pojawia się w nim introdukcja zagrana na gitarze akustycznej, a następnie śpiewający a cappella chórek mieszany (tu właśnie słyszymy towarzyszącą Johnny’emu Emmę Stenberg). Jest pięknie i podniośle, zwiewnie i dostojnie. I chociaż następujący chwilę później „Cosmic Serpent” przenosi nas już w zupełnie inny świat, to jednak muzyka Szwedów, nawet nabrawszy metalowej mocy, nie traci na uroku. Zgodnie z tytułem, w numerze tym niemało jest psychodelii, a nawet space rocka. Co ciekawe, motoryczna i rozpędzona sekcja rytmiczna nie przytłacza, co w dużej mierze jest zasługą równoważących jej moc nostalgicznego śpiewu Mr Jaya oraz pojawiających się w tle syntezatorów. Doomowe brzmienie gitar jest z kolei tak obrobione, że idealnie pasuje do pozostałych komponentów. W trzecim w kolejności „The Mysterious Agreement” kwartet, trzymając się przetartego wcześniej – przy „Cosmic Serpent” – szlaku, przykłada się jednak bardziej do osiągnięcia efektu – określając w pewnym uproszczeniu – metalowego. Grają podobnie, ale ciężej i dynamiczniej, nie rezygnując przy tym wciąż z wprowadzania melodyjnych wątków na gitarze (za co odpowiada Johnny). Ponownie też w strukturze utworu nawiązują do muzyki klasycznej, dzięki czemu zyskuje on na zwiewności. W tym samym kierunku Kingnomad podąża w „All Those Things…”, wykorzystując jako smaczki fortepian elektryczny i klawesyn (na których gra Mikael Israelsson) oraz organy i syntezatory (to z kolei zasługa Stenberga). Wszystkie te instrumenty pojawiają się na drugim planie, ale ich brzmienie wydatnie wzbogaca aranżację i przydaje całości szlachetności. Podobnie jak i pojawiające się w zakończeniu zwielokrotnione partie wokalne Johnny’ego, które subtelnie – z naciskiem na „subtelnie”! – nawiązują do tradycji śpiewu wielogłosowego w chorałach gregoriańskich. Do tej pory w trzech pełnoprawnych utworach Kingnomad („The Yoga of Desolation”, choć to oczywiście prawdziwa perełka, liczę jednak jako drobiazg) zaskoczeń nie brakowało. I nie brakuje ich również w dwóch pozostałych kompozycjach. „Collapsing Pillars of the Earth” urzeka skomplikowaną strukturą. Początkowo muzycy zdają się popadać w chaos, każdy gra bowiem sobie. Marcus wprowadza rozdzielony długimi interwałami metalowy riff, w tym czasie Johnny powolnie snuje nostalgiczną narrację, natomiast Maximilian i Mano zapętlają energetyczną partię basu i bębnów. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach wszystko to zaczyna się ze sobą zazębiać, dając fascynujący efekt. To aranżacyjne mistrzostwo i doskonała lekcja poglądowa na temat, jak z chaosu może narodzić się spójny artystyczny przekaz. Album wieńczy wspomniana już wcześniej kilkuczęściowa tytułowa suita. Zaskakująca o tyle, że w porównaniu z poprzednimi kompozycjami – biorąc pod uwagę fakt, że trwa ona prawie dwadzieścia dwie minuty – nie dzieje się w niej zbyt wiele. Zbudowany w formie ronda „The Great Nothing” oparty jest na powtarzanym refrenie i przewijających się przez cały czas tych samych motywach. Zagrany został jednak z takim wewnętrznym żarem, że absolutnie nie nudzi. Ba! można złapać się na tym, że po dotarciu do końca dziwimy się, że to już. Niestety. Jeśli jednak Szwedzi zachowają dotychczasową regularność, jest nadzieja, że kolejna płyta kwartetu ukaże się jeszcze w tym roku. i oby tak właśnie się stało. Oby była ona równie dobra i – o tym także wspomnieć trzeba – oby ponownie została opatrzona równie mocno zapadającą w pamięć i wieloznaczną okładką, jak ta autorstwa Andersa Muammara (szwedzkiego malarza, ilustratora i fotografika). Skład: Mr Jay (Johnny Stenberg) – śpiew, elektryczna gitara solowa, gitara akustyczna, fortepian, organy Marcus (Marcus Vesterberg) – gitara elektryczna Maximilian – gitara basowa Mano – perkusja, kongi, instrumenty perkusyjne Gościnnie: Emma Stenberg – śpiew (1) Martin Nygren – śpiew (3) Joakim Åström – śpiew (6) Mikael Israelsson – klawesyn, fortepian elektryczny (4,6) Liv – głosy dziecięce, fortepian elektryczny (6) Bella – głosy dziecięce, fortepian elektryczny (6)
|