W endemicznym kręguArracon 2002: Elbląg, 30 kwietnia – 4 maja 2002
Nad hallem elbląskiego WOKu krążył Gwiezdny Niszczyciel Imperium, więc arraconowe informatorium z konieczności schowało się w możliwie mało eksponowanym miejscu. Skutkiem ubocznym tego manewru były chwile konsternacji, które przeżywał chyba każdy przyjeżdżający, nie znalazłszy organizatorów w znajomym miejscu, jednak dzięki ofiarności swoich już zaakredytowanych poprzedników, czyhających wewnątrz, szybko był przechwytywany. Trafiał tym sposobem do kantorka, w którym otrzymywał niebrzydką, acz eksponującą podejrzanie wieloznaczny obrazek plakietkę, kartkę na kino, kartkę na obiad i kartkę na spanie. Nic więcej. Ledwo co odkonsternowany uczestnik konsternował się zatem ponownie, spoglądając pytająco na organizatora, ten zaś powiadamiał go kompetentnie, że na informatory trzeba poczekać i to samo dotyczy identyfikatorów. Przyczyną, jak się później okazało, było kółko zębate, które dokonało żywota w mrocznych czeluściach bodajże maszyny offsetowej, czy też może laserowej drukarki, siejąc tym prostym sposobem zamęt w szeregach Fremenowców. Dodatkową dywersją było usunięcie z budynku WOK chińskiej restauracji, przez co spotkanie z Ewą Białołęcką musiało się odbyć trywialnie, w sali prelekcyjnej. Ze względu na wczesną porę, słuchaczy zebrało się jeszcze niewielu, zresztą wtorek w zasadzie był dniem roboczym, co dodatkowo opóźniało przyjazdy pracujących. Przez tę roboczość zresztą na ulicach Elbląga, które przemierzaliśmy razem z Jo’Asią Słupek i Szymonem Sokołem, można było napotkać korki, które wprawiły nas w zdumienie trwające do chwili, gdyśmy się zorientowali, że jakoś wcześniej pierwszy dzień Arraconu wypadał w sobotę lub niedzielę, kiedy ludzie siedzą w domach, a nie włóczą się samochodami po mieście. Wracając jednak do spotkania z Ewą, można się było na nim dowiedzieć, że jej najnowsza książka leży już w wydawnictwie, a co więcej jest tak wielka i gruba, że leżą dwie. Ograniczona liczba słuchaczy spowodowała jednak szybkie wyczerpanie się pytań z sali, zwłaszcza że wiele zostało nieoficjalnie zadanych już wcześniej, więc połowę swojego czasu Ewa oddała Andrzejowi Pilipiukowi, przybyłemu z konkurencyjnej sali prelekcyjnej w poszukiwaniu kogokolwiek, kto zechciałby go posłuchać. I owszem, skoro prelegent był już na miejscu, jego opowieść o tajemniczej angielskiej zarazie sprzed kilkuset lat spotkała się ze sporym zainteresowaniem. Tymczasem w hallu powoli zbierali się następni konwentowicze, w szczególności zaś Ela Gepfert i Piotr Cholewa, dowiezieni na miejsce własnym dużym Fiatem, którego nawet Misiek Cholewa dał Piotrowi trochę poprowadzić. We wspaniałym tym pojeździe znalazło się także miejsce dla Natalii i Andrzeja Młynarzy, co robi już pewne wrażenie, bo byle kto przejazdu przez całą Polskę w pięć osób jednym samochodem łatwo nie przetrzyma. Nieco przed nimi przyjechała Agnieszka Szady, jak zwykle z rysunkami, oraz Szaman i Szamanowa Agnieszka, tu i ówdzie pojawiali się tez Anna Góra i Michał Dagajew ze swoim długim obiektywem. Niedługo później Pipok osłaniany przez Marcina Rutkowskiego otworzył piąty już Arracon, a następnie rozpoczęła się, tradycyjna Noc Walpurgii, tradycyjnie napisana przez dwa „i”, zakończona niespodzianką w postaci Shreka, co mnie trochę dziwi, bo choć to film straszny, to przecież jednak nie o taką straszność chodzi w horrorze. Skoro jednak wszyscy twierdzili to samo, to chyba rzeczywiście taka to właśnie niespodzianka była, a muszę im wierzyć, bo ja o tej porze spokojnie już sobie spałem. Pierwszomajowy poranek przyniósł rozwiązanie problemów z brakującą dokumentacją konwentową, dzięki czemu każdy mógł się zapoznać z całością rysunku umieszczonego na plakietce, gdyż pełna jego wersja zdobiła okładkę informatora. Niektóre ze złośliwych interpretacji musiały zostać zrewidowane. Największą sensację wzbudziły jednak skrócone programy połączone z identyfikatorami, zaopatrzone w uroczy żółty sznurek pozwalający na zawieszenie książeczki na szyi uczestnika. Zapewne jedynie przez niedopatrzenie brakowało na nich prośby do znalazcy nosiciela o odprowadzenie zabłąkanego konwentowicza do WOKu. Dzień rozpoczął się od Mai Lidii Kossakowskiej posadzonej obok nastrojowej świecącej kuli w niemal całkowicie skądinąd ciemnej sali, będącej widownią małej sceny miejscowego teatru. Tylko zza pleców słuchaczy świecił dodatkowo po oczach Mai halogenowy reflektor. Nic to jednak w porównaniu ze Światłością, w której mieszkają opisywane przez nią anioły, wiodąc wbrew pozorom żywot niekiedy nader nudny i uciążliwy, zwłaszcza te opiekujące się na polach marchewką i pietruszką. Do tego w każdej chwili mogą dostać wezwanie do anielskiego wojska. Jakby nieco ciekawiej było po drugiej stronie, w dziedzinie Chaosu, może dlatego, że demonów jest sporo mniej i nie muszą się łapać byle jakich zajęć, żeby mieć coś do roboty. Po demonach i aniołach miejsce zajęli uczestnicy konkursu muzycznego, a tymczasem w drugiej sali najpierw odbyło się zebranie dotyczące Związku Stowarzyszeń „Fandom Polski”, a następnie Forum Fandomu, a że czasy są jednak spokojne, nie zaszły na nich żadne znaczniejsze wydarzenia ani nie zapadły doniosłe dla narodu decyzje. Tymczasem zaś do Elbląga dojechała Ania Brzezińska, ponieważ zbliżał się termin jej prelekcji. Czy pisząc w programie Wiedźma organizatorzy mieli na myśli temat wykładu, czy osobę prowadzącej, nie zostało ostatecznie ustalone, w każdym razie wiedza zgromadzonych o różnego rodzaju czarownicach i wiedźmach właśnie niewątpliwie poszerzyła się. W szczególności okazało się, że typowa czarodziejka nie była urodziwą i młodą posiadaczką cokolwiek kiczowatego pałacyku, w którym wysypiała się do południa, ale raczej posuniętą nieco w latach mieszkanką chaty na obrzeżach wsi, zbierającą o dziwnych porach zioła. Przy takim trybie życia z urodą też pewnie nie było co przesadzać. Aby więc nasza nie ucierpiała, zaszczyciliśmy obecnością kawiarnię U aktorów, gdzie okazało się, że na półmetrowej średnicy stoliku bez trudu da się wygospodarować miejsce dla czterech, a w porywach pięciu jedzących obiad osób. W tym samym czasie trwał konkurs muminkowy, z którego ze zdobytym niebieskim pluszowym Muminkiem wyszła Kasia Chmiel, po czym podążyła prowadzić prelekcję o Władcach Pierścieni, książkowym i filmowym, co czyniła razem z Agnieszką Sylwanowicz. Wprawdzie ich poglądy na temat ekranizacji były dość zbieżne, ale na szczęście widownia miewała odmienne, więc dyskusja toczyła się zawzięcie i tak długo, że w jej trakcie Greg Wiśniewski zdążył przedstawić zbiór historii o gorszących zajściach towarzyszących powstawaniu pierwszych Gwiezdnych wojen, z nerwowym załamaniem George’a Lucasa na czele. Kiedy wróciłem do sali tolkienowskiej, powoli dobiegał końca finałowy pokaz ilustracji, z których największe zainteresowanie wzbudzały, rzecz jasna, te najbardziej nieudane. Fandom lubi się pośmiać. Na zakończenie dnia odbył się konkurs gwiezdnowojenny prowadzony przez Adama i Marka Kuleszów, twórców imponujących modeli pojazdów zawieszonych w hallu. Ze względu na późną godzinę musiał jednak odstąpić trochę uczestników zaczynającemu się wkrótce Avalonowi, który wzbudzał emocje o różnym natężeniu, ale oklasków wtórujących tym z ekranowej filharmonii się doczekał. Następnego dnia pojawiły się dwa autokary i, strategicznie wybrawszy ten, w którym nie było nikogo z WAT, bo oni w trakcie jazdy śpiewają, ruszyliśmy w drogę. Ocierając się o Gdańsk dotarliśmy do Kartuz, gdzie w muzeum kaszubskim przewodnik najpierw opowiedział nieprzyzwoity kawał, a potem zaśpiewał piosenkę. Nie ograniczył się jednak do tego i w każdej z sal wyjaśniał, do czego służyły różne mniej lub bardziej tajemnicze narzędzia i przedmioty. Aczkolwiek uznać należy, że niezorganizowane pytanie Ewy Białołęckiej o konkretne metody barwienia eksponowanej tkaniny było jawnie tendencyjne. Dalej na trasie znalazł się kościół jak sama nazwa wskazuje Kartuzów, w którym na oparciu jednej ze stalli wyobrażony był ewidentnie Gandalf z Gollumem i Balrogiem. Co prawda podpis głosił, że to święty Antoni, ale tak prostymi sztuczkami nie da się zmylić fachowców, którzy wiedzą że dla kogoś, kogo inaczej nazywały elfy, inaczej krasnoludy, a jeszcze inaczej ludzie, nie jest żadnym problemem przedstawienie się przeorowi jako Antoni Gandalf. Ciekawy był też umieszczony na ścianie zegar słoneczny, ale chyba z powodu likwidacji zakonu jeszcze w XIX wieku nie było go już komu wyregulować i zdaje się, że nadal wskazywał czas zimowy. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Pamiątka z historii
— Paweł Pluta
Hidalgos de putas
— Paweł Pluta
My też mamy Makoare
— Paweł Pluta
El Polcon mexicano
— Paweł Pluta
Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta
Elektryczne stosy
— Paweł Pluta
Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta
Przejście przez cień
— Paweł Pluta
Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski
A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta