Miejsca, które warto odwiedzić: Sentymenty, zadziwienie, oszołomienieMuzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju mieści się w samym jej centrum, tuż obok parku – nie ma więc żadnego problemu z jego odnalezieniem. W dodatku informują o nim liczne billboardy, rozlokowane tu i ówdzie w Kotlinie Kłodzkiej.
Wojciech GołąbowskiMiejsca, które warto odwiedzić: Sentymenty, zadziwienie, oszołomienieMuzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju mieści się w samym jej centrum, tuż obok parku – nie ma więc żadnego problemu z jego odnalezieniem. W dodatku informują o nim liczne billboardy, rozlokowane tu i ówdzie w Kotlinie Kłodzkiej. Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, gdy w letni dzień, w środku tygodnia, stanęliśmy obok ściany domu, na której wymalowano między innymi Rumcajsa z Hanką i Cypiskiem. Pogoda była piękna i ulice nie były opustoszałe, więc i w środku nie powinno być pusto… I nie było. Pomieszczenia muzealne – sądząc po ich układzie, jak i samym budynku – były kiedyś mieszkaniami. Podejrzewam, że w niektórych ścianach wybito dodatkowe przejścia, bo w środku można by się zabawić w chowanego… lub nawet zgubić. W każdym razie nie obowiązuje jedna jedyna ścieżka zwiedzania. Pierwsze pomieszczenie od wejścia pełni oczywiście funkcje kasy i sklepiku z pamiątkami. Te ostatnie, szczerze mówiąc, nieco mnie rozczarowały, bo – choć to w końcu muzeum zabawek – były na poziomie odpustowej tandety. Na szczęście znalazło się też kilka lokalnych magnesów i pamiątkowych widokówek. Cena zwiedzania także nie była wygórowana. W pokoju obok liczna grupa dzieci czy też młodzieży szkolnej uważnie słuchała przewodniczki. Pomyślałem więc, że zwiedzanie odbywa się właśnie w ten sposób, ale pani w kasie machnęła zbywająco ręką i powiedziała, że możemy śmiało iść innym korytarzem i sobie nie wchodzić w drogę. Z jej słów zrozumiałem, że to wycieczka z własną przewodniczką; niemniej gdy w końcu opuszczaliśmy muzeum, ta sama pani prowadziła już inną grupę. Czyli można grupowo, można indywidualnie. Podejrzewam, że zwiedzając w ten drugi sposób, choć mieliśmy dzięki temu więcej czasu i mniej zamieszania, sporo straciliśmy. Kątem ucha wychwyciłem bowiem opowieści o początkach firmy produkującej klocki LEGO (którą notabene poznałem ongiś w pracy służbowej), o lalce Barbie, o strachu dawniejszych dzieci, że dana zabawka na nich patrzy – jak i o generalnej różnicy w podejściu do zabawek między językami: polskim i czeskim1). Prawie wszystkie ściany w muzeum wyłożone są oszklonymi gablotami, które – gdy nie sięgają sufitu – stanowią postument dla większych modeli (misiów, koników bujanych, ogromnych lal, makiet budynków itp.). Wyjątek stanowią chyba tylko schody i co węższe przejścia. Jedno z pierwszych pomieszczeń, do których trafiliśmy, poświęcone było mikrokomputerom. Obok ZX81, Meritum i Elwro leżał pierwszy PlayStation, obok Pegasus i wiele, wiele kartridży (by oglądający wiedzieli, czego się spodziewać, tłem ekspozycji były „zrzuty ekranu” z gier). Osobną gablotkę wypełniała nierozłączna konkurencja: ośmiobitowe Atari oraz Commodore (do tego magnetofony i zewnętrzna stacja dysków). Zaskakująco sporą część gablotek zajmowały pokoje lalek, bogato wyposażone (choć nie wiem, na ile owo wyposażenie przynależało doń oryginalnie). No i – oczywiście – same figurki. Te z Gwiezdnych Wojen, Power Rangers i innych słynnych uniwersów zebrano osobno. Kilka pokoi wypełniono lalkami pochodzącymi z wielu krajów świata – poza Europą również z innych kontynentów. Każda półka (lub cała gablota) została w tym przypadku podpisana. W przypadku Polski zaprezentowano – obok strojów ludowych z różnych regionów – także postaci historyczne oraz szopkę krakowską. Tło wielu gablotek wypełniały też zabawki papierowe: czasopisma „Miś”, „Świerszczyk”, „Płomyk”, „Iskierka”, jak i komiksy – na przykład z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem. Zresztą, tymże poświęcono osobną, płytką wystawkę – w której powyżsi bohaterowie spotkali się z wojami Mirmiła, agentem J-23 oraz kapitanem milicji. Z papierem związane były również ubranka lalek – wycinane z zachowaniem zakładek, które po zagięciu utrzymywały strój na również papierowej, płaskiej laleczce. W paru momentach przeżyłem małe wzruszenie, widząc w gablotce to, co pamiętam z własnego dzieciństwa. W jednym przypadku to moja najmłodsza latorośl zwróciła mi uwagę na blaszaną węgierską lokomotywę na płaską baterię, która działa do tej pory – kręci się po podłodze mieszkania dziadków i wydaje sensowne dźwięki2), a co jakiś czas maszynista ręką porusza metalowy dzwonek. Jedną z gablot poświęcono fabryce zabawek, funkcjonującej dawno temu w Kudowie-Zdroju. Przedmioty tam zebrane były wykonane z drewna i raczej większego formatu, choć znalazły się także mebelki dla lalek. Inną z ciekawostek były lalki zakonnicy i biskupa, kościół z wyposażeniem (sprzed wieku, w tejże Kudowie wyprodukowany) oraz miniaturowe niemieckie sprzęty liturgiczne i mszał, datowane na okolice roku 1830. W osobnej gablocie opisano Fabrykę Lalek i Zabawek w Kaliszu, powstałą na przełomie XIX i XX wieku. Nie zabrakło oczywiście laleczek związanych z polskimi bajkami. Był pingwin Pik-Pok i miś Coralgol (wraz z pozdrowieniami od Tadeusza Wilkosza, reżysera, scenarzysty, scenografa oraz kierownika artystycznego seriali o nich opowiadających) a także Jacek i Agatka (jako pacynki poruszane wewnątrz obudowy telewizora). Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, że w XIX wieku istniały zabawkowe maszyny parowe. A jednak! Do miniaturowych urządzeń wlewało się wodę i podgrzewało ją palnikiem spirytusowym. Największym ich producentem była firma z Norymbergii. A jeśli mowa o starociach, muzeum chwali się darem od archeologów – zabawką datowaną na kilka tysięcy lat. Konik wykonany z bursztynu wytworzony został ok. 3700-3900 roku przed Chrystusem, w Kulturze Pucharów Lejkowatych. Gablotę dzieli z przedmiotami pochodzącymi sprzed dwóch tysiącleci i niewiele młodszymi. Setki lat dzielą je od innej historycznej zabawki – modelu samolotu, wykonanego przez polskiego pilota dla syna z szyby myśliwca uczestniczącego w Bitwie o Anglię (1940 r.). Oczywiście, wiele półek zajmują przeróżne autka (w tym zarówno metalowe Matchboxy, jak i metalowo-plastikowe PRL-owskie produkcje), okręty, pociągi, samoloty – i żołnierzyki (także cynowe), prezentujące się jak na paradzie lub na przeróżnych frontach. Do tego drewniane klocki (pokazano zestaw składający się na średniowieczne miasto) i farmy ze zwierzętami. A skoro o zwierzętach mowa – w 2002 roku minęło sto lat od powstania pierwszego pluszowego misia, co opisano na stosownej karcie widniejącej obok imponującej gabloty z tymi właśnie zabawkami.3) Najstarszy z misiów w kolekcji muzeum powstał zaledwie dwa lata później. Jeden z mniejszych pokoi przekształcono w miniaturową klasę szkolną z czasów PRL-u. Naprzeciw dwóch drewnianych, zielonych ławek stoi pokaźna czarna tablica, na ścianach wiszą mapy i tradycyjne tablice edukacyjne. Za ławkami stoi dumnie m.in. telefon z wykręcanym numerem, diaskop do przezroczy oraz gramofon „Bambino”. Gablotka z mundurkami, tornistrami oraz wyposażeniem uczniów klas podstawowych już się tam nie zmieściła, wisi niedaleko. W pokoju, w którym stoją hulajnogi, rowery, tricykle i inne tego typu pojazdy (także z XIX wieku) zebrano również zabawkowe instrumenty muzyczne sprzed dziesiątek lat. Dodatkowo można tu podziwiać wielobarwne przezrocza i aparaturę służącą do ich wyświetlania. Na środku zaś można samodzielnie pobawić się fenakistiskopem, czyli wynalazkiem sprzed niemal dwóch stuleci, wykorzystującym złudzenie optyczne do wywołania wrażenia ruchu (co notabene przyczyniło się do rozwoju animacji i kinematografii) – czyli patrząc przez szczelinkę, ruszać tarczą z rysunkami kolejnych faz niekończących się skoków małpy przez obręcz. Planując zwiedzanie Muzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju, warto zarezerwować sobie na to parę godzin – bo po wyjściu okazuje się, że w środku czas płynie o wiele szybciej niż na zewnątrz. ![]() 23 lipca 2021 1) Podczas gdy w języku polskim zabawka wiąże się z zabawą, co sugeruje niezobowiązującą rozrywkę, w języku czeskim wywodzi się z gry, a raczej z odgrywania ról, wcielania się w postacie, czyli dochodzi element wychowawczy.
2) Nie mylić z zapętlonym fragmentem modnej piosenki, która po pewnym czasie zaczyna charczeć i rzęzić, domagając się skrócenia swej męki. 3) W listopadzie 1902 roku prezydent Theodor Roosevelt został zaproszony do stanu Missisipi na polowanie. Władze postąpiły nieco podobnie jak Kargul z Pawlakiem – przywiązały niedźwiedzia do drzewa, by myśliwy szybko i łatwo załatwił sprawę. Ale prezydent, zobaczywszy to, wkurzył się i kazał uwolnić zwierzę, kończąc polowanie. Następnego dnia „Washington Post” przedstawił tę scenę na rysunku, ofiarę przedstawiając jako małego, wystraszonego niedźwiadka. Widok ten zainspirował brooklińskiego wytwórcę zabawek Morrisa Michtoma (i jego żonę Rose) do stworzenia lalki z głową niedźwiadka i – uwaga – o smutnym pyszczku. Pierwowzór wysłano do prezydenta z prośbą o zgodę na nazwanie misia na jego cześć Teddym – na co wyrażono zgodę. I tak narodził się teddy bear, który zresztą dwa lata później jako maskotka wyborcza pomógł Rooseveltowi objąć drugą kadencję na stanowisku prezydenta. |
Jak co roku proponuję chwilę zadumy nad stratami, jakie poniosła w 2022 roku szeroko pojęta popkultura. Dziś miesiące październik-grudzień.
więcej »Jak co roku proponuję chwilę zadumy nad stratami, jakie poniosła w 2022 roku szeroko pojęta popkultura. Dziś miesiące lipiec-wrzesień.
więcej »Jak co roku proponuję chwilę zadumy nad stratami, jakie poniosła w 2022 roku szeroko pojęta popkultura. Dziś miesiące kwiecień-czerwiec.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Budować 33 lata i… wyjechać
— Wojciech Gołąbowski
Szopka inna niż zwykle
— Wojciech Gołąbowski
Domek mały, Górki Wielke, serce ogromne
— Wojciech Gołąbowski
Roosevelt jest królem, a czołg skoczkiem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jaka jest różnica między dzwonem a fajką?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Wieś, która odpływa w przeszłość
— Beatrycze Nowicka
Bliskie spotkania krowiego stopnia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
A z jakiego to filmu?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zamek, choć nie zamek
— Wojciech Gołąbowski
Mieszkać na swoim
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Pozornie bez związku, niemal bez trupa
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Ohydne anonimy na spokojnej angielskiej wsi
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Odliczanie do zera
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Samotny zabójca wampirów
— Wojciech Gołąbowski
Kadr, który…: W świetle i bez niego
— Wojciech Gołąbowski
Ryzykowny pomysł za sto punktów
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o komiksach: Pies Dylan wkracza do akcji
— Wojciech Gołąbowski
Mała Esensja: Lasem pachnące
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Do rytmu piekielnej szanty
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o książkach: Powroty są trudne
— Wojciech Gołąbowski