Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jonathan Frakes
‹Zatrzymani w czasie›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZatrzymani w czasie
Tytuł oryginalnyClockstoppers
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery12 czerwca 2003
ReżyseriaJonathan Frakes
ZdjęciaTim Suhrstedt
Scenariusz
ObsadaJesse Bradford, French Stewart, Paula Garcés, Michael Biehn
MuzykaJamshied Sharifi
Rok produkcji2002
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania90 min
Gatunekprzygodowy, SF, thriller
EAN5903570127441
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Człowiekoprzyspieszacz
[Jonathan Frakes „Zatrzymani w czasie” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Podejmowanie tematyki związanej z czasem – nieważne, czy w grę będzie wchodziło jego przyspieszanie, spowalnianie czy prowadzące w jego poprzek podróże – wymaga od twórcy skryptu znajomości podstawowych reguł rządzących fizyką, bądź na tyle sprawnego żonglowania tematem, by ewentualne byki i byczki straciły na wyrazistości i przepadły gdzieś w tle. Niestety, scenarzysta „Zatrzymanych w czasie” geniuszem nie był i w filmie, skądinąd całkiem sympatycznym, zwyczajnie roi się od logicznych dziur.

Jarosław Loretz

Człowiekoprzyspieszacz
[Jonathan Frakes „Zatrzymani w czasie” - recenzja]

Podejmowanie tematyki związanej z czasem – nieważne, czy w grę będzie wchodziło jego przyspieszanie, spowalnianie czy prowadzące w jego poprzek podróże – wymaga od twórcy skryptu znajomości podstawowych reguł rządzących fizyką, bądź na tyle sprawnego żonglowania tematem, by ewentualne byki i byczki straciły na wyrazistości i przepadły gdzieś w tle. Niestety, scenarzysta „Zatrzymanych w czasie” geniuszem nie był i w filmie, skądinąd całkiem sympatycznym, zwyczajnie roi się od logicznych dziur.

Jonathan Frakes
‹Zatrzymani w czasie›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZatrzymani w czasie
Tytuł oryginalnyClockstoppers
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery12 czerwca 2003
ReżyseriaJonathan Frakes
ZdjęciaTim Suhrstedt
Scenariusz
ObsadaJesse Bradford, French Stewart, Paula Garcés, Michael Biehn
MuzykaJamshied Sharifi
Rok produkcji2002
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania90 min
Gatunekprzygodowy, SF, thriller
EAN5903570127441
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Ze względu na skomplikowaną i pełną logicznych pułapek problematykę, fabularne zabawy czasem relatywnie rzadko trafiają na ekrany kin czy na sklepowe półki. Jednak nawet wówczas, gdy tak się dzieje, przeważnie opowiadają o perypetiach osób uwikłanych w podróże w czasie, bądź – naprawdę od wielkiego dzwonu – proponują historię kogoś, kto ugrzązł w temporalnej pętli. Z tej perspektywy należy docenić twórców „Zatrzymanych w czasie”, bowiem zajęli się oni aspektem praktycznie w ogóle nie poruszanym – manipulacją upływem czasu. Naturalnie lekko upraszczam, bo w filmie przyspieszeniu ulega nie tyle czas, ile poddani działaniu niezbyt zrozumiałej siły bohaterowie, ale efekt finalny jest w sumie ten sam. Przy czym – w odróżnieniu od genetycznie zmutowanych herosów z rozmaitych komiksowych ekranizacji – w grę wchodzi tutaj działanie gadżetu opartego na zaawansowanej technologii.
Film zaczyna się scenami na lotnisku, gdzie brodaty okularnik usiłuje dopchać się na pokład odlatującego za chwilę samolotu. Gdy jest już bliski osiągnięcia celu, jakaś nieznana siła nagle odciąga go od drzwi maszyny i – wlokąc przez cały budynek – wrzuca do wnętrza stojącej na podjeździe furgonetki. Wkrótce okazuje się, że ów okularnik jest naukowcem, który na zlecenie jakiegoś rządowego laboratorium skonstruował specjalny zegarek, pozwalający na manipulacje czasem. Niestety, coś poszło nie tak i organizm poddany wpływowi takiego zegarka niebezpiecznie szybko się starzeje, co doskonale widać po kondycji fizycznej samego konstruktora. Co więcej, naukowiec potajemnie przesłał jeden z zegarków swojemu nauczycielowi, licząc na pomoc w rozwiązaniu kilku problemów, zaś NSA zażądała zamknięcia projektu i zdania wyposażenia laboratorium w ciągu dwóch dni, argumentując, że wynalazek mógłby dostać się w ręce terrorystów i skutki tego byłyby niewyobrażalne. Agenci firmy (pod wodzą Michaela Biehna) postanawiają więc porwać nauczyciela – zwłaszcza że przetrzymywany w ośrodku naukowiec dał nogę – i zmusić go do poprawienia wynalazku, nim ten zostanie zawłaszczony przez NSA.
Fabuła, jaka wyłania się z powyższego streszczenia, brzmi nawet ciekawie, prawda? A figę z makiem, film jest tak naprawdę o czym innym. To powyżej jest jedynie – że tak ujmę – wątkiem pobocznym, stanowiącym swego rodzaju uzupełnienie romantycznych przygód dwójki nastolatków – syna wspomnianego nauczyciela oraz córki jakiegoś konsula. Prześlicznej córki, notabene (grająca ją Paula Garcés wygląda tu wyjątkowo słodko i uroczo). A jak są złączone oba wątki? Ano chłopak (Jesse Bradford, znany z „Hakerów”), nienajlepiej radzący sobie w szkole, bierze pewnego dnia z pracowni ojca wściekle żółty zegarek (oczywiście TEN zegarek) i idzie podrywać niedostępną dziewczynę, która skutecznie spławia wszystkich amantów. Gdy w końcu udaje mu się namówić ją na „randkę” (a konkretnie wspólne grabienie liści przed jej willą), podczas porządkowania wywróconych przez oposa kubłów przypadkiem wciska coś na zegarku i… wszystko wokół ulega ogromnemu spowolnieniu. Po kilku eksperymentach, w wyniku których okazuje się, że w tzw. hiperczas można również zabrać osobę, której się dotyka podczas uruchamiania gadżetu, roześmiana parka rusza w miasto płatać figle.
W pierwszej chwili, gdy dynamiczna i nakręcona z przymrużenie oka czołówka ustępuje miejsca leniwej akcji, w dodatku zdominowanej przez nastoletnich bohaterów, widza może ogarnąć przygnębienie. Niepotrzebnie. Zaręczam, że w filmie nie ma żadnych przestojów, bohaterowie zachowują się całkiem naturalnie, zaś dyskusje są środkiem, a nie celem fabuły. Dodatkowo seans umila żwawa, wpadająca w ucho muzyka, doskonale komponująca się z widocznymi na ekranie zdarzeniami. Trzeba także pochwalić ekipę od efektów specjalnych, która odwaliła kawał naprawdę solidnej roboty. Próżno tu szukać tanich sztuczek, czarowanych na wiekowych pecetach rękami bułgarskich programistów.
Ten piękny obraz zaczyna powoli, acz konsekwentnie szlag trafiać w chwili, gdy młodociana parka trafia na dyskotekę. Tam bowiem pomagają czarnoskóremu kumplowi wygrać konkurs didżejów, poprawiając mu – oczywiście w hiperczasie – układ choreograficzny (w końcu odpowiednie ruchy też mają znaczenie). Niby wszystko w porządku: tu przesuną mu rękę, tam nogę, ale w umyśle widza zaczynają kiełkować wątpliwości. Bo skoro zegarek przyspiesza ruchy tak, że nawet pszczoła wisi nieruchomo w powietrzu, to jak może wyglądać taki wspomagany taniec? Przecież sterowanie czyimiś ruchami, gdy sterujący działa w niesłychanym przyspieszeniu, a sterowany – nie, musi być upiornie trudne i wymagać ogromnej cierpliwości, precyzji i przede wszystkim siły, zważywszy, że parka zaserwowała kumplowi między innymi kilka podskoków. Jednocześnie przypomnę, że to, co dla kolegi trwało kilka minut, dwójce dowcipnisiów musiało pochłonąć co najmniej kilkanaście godzin, a prawdopodobnie nawet kilka dni. Przy czym był to czas zużyty WYŁĄCZNIE na przesuwanie – malutki kawaląteczek po malutkim kawaląteczku – którejś z wybranych kończyn kolegi. I to przesuwanie płynne, zgodne z rytmem muzyki, no i w żadnym wypadku nie przyspieszone. Toż to praca godna Herkulesa!
Tu ciśnie się pytanie innej natury – czy człowiek przyspieszony, a szczególnie taki przebywający w hiperczasie długie godziny, nie głodnieje? Jego ciało nie pochłania zasobów organizmu w zastraszającym tempie? Oczywiście, możemy założyć, że film ma być czystą rozrywką i nie należy czepiać się „ jakichś dupereli”, ale tak jawne poświęcenie logiki w imię dobrej zabawy mocno psuje pozytywne wrażenie, jakie początkowo sprawiał film. Zwłaszcza że wkrótce pojawia się pytanie numer dwa: na jakiej tak naprawdę zasadzie działa zegarek? Naturalnie nie chodzi mi o żadne matematyczne czy fizyczne formuły. Jestem w stanie przyjąć, że po prostu działa, i już. Chodzi o kilka innych aspektów. Na przykład – jakim cudem, przebywając w hiperczasie, można poruszać inne przedmioty? Przecież wiązałoby się to z pokonywaniem ogromnych oporów materii (w sensie zwiększonego tarcia cząsteczek). Niech tam, pal licho z przesuwaniem czegokolwiek w płaszczyźnie poziomej, ale w pionie? JAK? Na czym wisi taka – dajmy na to – pszczoła czy ptak, że można ją lekko przesunąć do góry, a ona nadal będzie wisieć nieruchomo, tylko parę centymetrów wyżej? A w ogóle – czy takie przesuwanie żywych istot przypadkiem im nie szkodzi? Czy nie odczuwają najlżejszego nawet dotyku jako bolesnego uderzenia? Przecież najdrobniejszy nawet nacisk powoduje ugięcie skóry i skompresowanie krwi w tempie niespotykanym w normalnych warunkach!
Gdyby nawet przymknąć oko na te kwestie, to i tak – jak diabeł z pudełka – wyskakuje krańcowo absurdalna sprawa środków transportu. Bo oto nasz bohater, poddany działaniu zegarka, swobodnie jeździ na rowerze NIE PODDANYM działaniu zegarka. A skoro cząsteczki roweru nie są przyspieszone, to jednoślad bardzo szybko powinien nie nadawać się do użytku – w końcu ani jego łożyska, ani łańcuch nie są przystosowane do tempa obrotów rodem z turbiny odrzutowca. Przy dłuższej jeździe elementy te mają więc szalenie wysoką szansę rozgrzać się i zwyczajnie stopić. A to nie koniec! Bohater, i zresztą nie tylko on, jeździ w hiperczasie również SAMOCHODEM. JAKIM CUDEM, NA MIŁOŚĆ BOSKĄ!? Jeśli samochód nie jest przyspieszony, to literalnie NIE MOŻE jechać szybciej, niż zwykłe auto (w końcu jest napędzany niezależnym od kierowcy silnikiem, a nie pedałami), a jeśli jest przyspieszony, to jak tego dokonano (przypominam: zegarek działa na ISTOTY ŻYWE, a nie na przedmioty) i jak sobie radzi silnik, osiągający w tym momencie najmarniej miliony obrotów na sekundę? Z litości już nie zapytam, jakim w ogóle cudem chłopak, nie posiadając własnego samochodu, potrafi prowadzić ciężką furgonetkę w nocy, po śliskiej jezdni, biorąc z dużą prędkością ostre zakręty. Parafrazując – z chwilą, gdy bohater odpala wóz, logika żegna się z filmem niczym odpadający od koła pędzącego auta dekiel.
Dla dociekliwych dorzucę jeszcze kilka tropów. Z hiperczasu może wytrącić delikwenta strumień ciekłego azotu (heej, czy to znaczy, że przyspieszeni ludzie jednak się rozgrzewają? W jaki więc sposób ich ciała odprowadzają ciepło? Przecież nie zrobi tego jeden, mały zegareczek z lichą bateryjką za dwa złote?), większe urządzenia przyspieszające czas generują coś w rodzaju fali uderzeniowej (o jakim zasięgu, że się grzecznie spytam? I dlaczego odnoszę wrażenie, że gadżet nie tyle przyspiesza ludzi w środku bąbla, ile po prostu spowalnia tych na zewnątrz?), nieprzyspieszone winda i laserowy czytnik siatkówki oka działają bez zarzutu również w hiperczasie (JAKIM CUDEM!?), etc, etc. A tak w ogóle – jak to jest ze światłem czy dźwiękiem w takim przyspieszeniu? Przepraszam, ale ten film jest najzwyczajniej w świecie GŁUPI.
Żeby było zabawniej, „Zatrzymani w czasie” – mimo bezliku bzdur – oglądają się bardzo miło. To lekkie, bezpretensjonalne kino, świetnie zrealizowane i doskonale nadające się jako rozrywka zarówno dla młodzieży, jak i pragnących odprężenia dorosłych. Trzeba tylko przed seansem łupnąć się czymś miękkim w głowę, żeby z lekka otumanić mózg i nie pozwolić mu na zbyt intensywne myślenie. Świetnie do tego celu powinny się nadawać pluszowe misie, którym jakiś dowcipny Chińczyk napchał do tyłka ponad kilo grochu.
koniec
9 kwietnia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.