Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Yam Laranas
‹Echo›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEcho
Tytuł oryginalnyThe Echo
Data premiery18 listopada 2009
ReżyseriaYam Laranas
ZdjęciaMatthew Irving
Scenariusz
ObsadaJesse Bradford, Kevin Durand, Louise Linton, Amelia Warner
MuzykaTormandandy
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiUSA
Gatunekgroza / horror
EAN5907561123313
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Duszyca na gościnnych występach
[Yam Laranas „Echo” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Echo” ma podwójnie utrafiony tytuł. Opowiada o bladym odbiciu zdarzeń z przeszłości, ale równocześnie i samo jest bladym cieniem oryginału. I to mimo tego, że obie historie wyszły spod ręki jednego reżysera.

Jarosław Loretz

Duszyca na gościnnych występach
[Yam Laranas „Echo” - recenzja]

„Echo” ma podwójnie utrafiony tytuł. Opowiada o bladym odbiciu zdarzeń z przeszłości, ale równocześnie i samo jest bladym cieniem oryginału. I to mimo tego, że obie historie wyszły spod ręki jednego reżysera.

Yam Laranas
‹Echo›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEcho
Tytuł oryginalnyThe Echo
Data premiery18 listopada 2009
ReżyseriaYam Laranas
ZdjęciaMatthew Irving
Scenariusz
ObsadaJesse Bradford, Kevin Durand, Louise Linton, Amelia Warner
MuzykaTormandandy
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiUSA
Gatunekgroza / horror
EAN5907561123313
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Od dawna wiadomo, że amerykańscy producenci bardzo uważnie śledzą dokonania zagranicznych kinematografii i bez chwili namysłu podkupują co ciekawsze pomysły, mając nadzieję, że zrobiony na ich bazie remake, przekuty na amerykańskie standardy, przyniesie im krociowe zyski. Na ogół owo „przekucie” polega na oberżnięciu wszelkich wypustek utrudniających prostemu mieszkańcowi USA zrozumienie fabuły, udeptaniu nadmiernie wybujałych wątków, lobotomizacji bohaterów oraz gwałcie na dialogach, które zostają wymodelowane ściśle według hollywoodzkich kanonów (krótko, prosto, moralnie i z jak najmniejszą liczbą słów, których tamtejsi widzowie mogliby nie zrozumieć). W efekcie na świat przychodzą płytsze i głupsze, aczkolwiek na ogół lepsze pod względem technicznym wersje pierwowzorów.
Co ciekawsze, dzieje się tak również wtedy, gdy – od wielkiego dzwonu – do realizacji remake’u zostaje zaproszony reżyser wersji oryginalnej. Zapewne u podstaw takiego zjawiska leży ścisła kontrola producencka dokonywana przez ludzi, którzy wyłożyli pieniądze na film i – w ich mniemaniu – znacznie lepiej wiedzą, jak historia powinna wyglądać. Na poletku horroru zdecydowało się jak dotąd stanąć ponownie za kamerą – naturalnie jeśli kogoś nie przeoczyłem – trzech twórców: Holender Dick Maas, który po prawie dwudziestu latach zrealizował nową wersję „De Lift” (słaby „W dół” z Naomi Watts), Japończyk Takashi Shimizu, kręcący najpierw cztery „Klątwy” w swoim kraju, a potem dwie następne w Ameryce, oraz Filipińczyk Yam Laranas, w odstępie czterech lat reżyserujący dwie wersje „Echa”.
Niestety, o ile Maas i Shimizu, żyjący w kręgu kultury mniej lub bardziej identyfikowanej z Zachodem albo przynajmniej będącej pod silnym jej wpływem, powołali do życia historie skonstruowane w sposób jasny i linearny, to Laranas – mimo szczerych chęci – kompletnie zawiódł w tej materii. Na Filipinach, w Indonezji czy Tajlandii nieco inaczej kręci się filmy, jak również czego innego wymaga się od aktorów. Oglądanie obrazów z tamtego rejonu bywa niekiedy całkiem poważnym wyzwaniem dla kogoś, kto nie jest przyzwyczajony do specyficznego stylu narracji, sposobu wypowiedzi, a przede wszystkim do zupełnie obcych kulturowo zachowań. To, co tam święci triumfy, resztę świata może wprawiać co najwyżej w lekkie zdumienie. Zupełnie jak polskie filmy, zbierające u nas milionowe widownie, a przecież zrealizowane tak, że poza naszym krajem mało kto chce je oglądać.
Nakręcony w 2004 roku „Sigaw” (czyli „Krzyk”) oparty był na dość oryginalnym pomyśle, jednak tym, co spowodowało, że obraz spodobał się na kilku zagranicznych festiwalach, był sposób realizacji. Historia, w sumie prosta i po części wzorowana na japońskim kinie grozy, jest bowiem skonstruowana w taki sposób, że widz stopniowo i nad wyraz skutecznie jest coraz głębiej wciągany w duszną atmosferę sąsiedzkiego piekiełka. Krewki policjant co wieczór bije swoją żonę, nie wahając się podnieść ręki również na kilkuletnią córeczkę. Wrzaski katowanej kobiety niosą się po całym budynku, nie wywołując u sąsiadów żadnej konkretnej reakcji, a młodemu chłopakowi, który dopiero co się tutaj wprowadził, nieustannie spędzając sen z powiek. Sprawę komplikują rozmaite niewytłumaczalne zjawiska, coraz mocniej wchodzące w życie codzienne tak bohatera, jak i jego dziewczyny.
Niestety, obiecującej historii nie uratowała ani fenomenalna scenografia (mroczny, zapuszczony i praktycznie wyludniony wieżowiec, którego wnętrza pogrążone są w zgniłozielonej kolorystyce), ani gęsty klimat osaczenia i beznadziei, ani nieco sztuczna, ale mimo wszystko robiąca wrażenie końcówka, poprzedzona sprytną fabularną woltą. Całość kładzie na łopatki zbyt mocne rozwleczenie historii, gubiąca się momentami intryga, nadmiar nadnaturalnych manifestacji, na domiar złego okraszonych praktycznie jedną i tą samą frazą dźwiękową, a także niezrozumiałe zachowanie głównego bohatera, który wbrew logice upiera się mieszkać w ohydnej norze, bo trudno inaczej nazwać jego lokum.
Gdy cztery lata później Laranas rozpoczął zdjęcia do „Echa”, dysponował budżetem pięciu milionów dolarów i armią hollywoodzkich fachowców. Nic to jednak nie dało, bo albo reżyser stracił serce do wykastrowanego pomysłu (choć zarzekał się, że dopiero teraz będzie miał szansę nakręcić tę historię tak, jak pierwotnie planował), albo nie był w stanie dostosować się do odmiennego systemu produkcji filmów. Jak by nie było, w efekcie światło dzienne ujrzało coś, co wstyd było pokazać na szerokim ekranie. „Echo”, po krótkim epizodzie w filipińskich kinach, wylądowało więc od razu na płytach DVD.
Przede wszystkim film nieodparcie kojarzy się z epoką VHS, zarówno ze względu na telewizyjny format obrazu, jak i na burą kolorystykę, tandetne udźwiękowienie, specyficzne kadrowanie, dziwaczne oświetlenie oraz śniętą grę aktorską. Głównym bohaterem historii jest wypuszczony na warunkowe zwolnienie chłopak, który przesiedział w więzieniu kilka lat za morderstwo (czegokolwiek bliższego na ten temat dowiadujemy się po dopiero mniej więcej godzinie seansu). Wprowadza się do mieszkania po matce, zmarłej niedawno w tajemniczych okolicznościach, dostaje pracę w warsztacie samochodowym i próbuje odnowić znajomość z byłą dziewczyną. Bardzo szybko jednak przekonuje się, że z mieszkaniem, i w ogóle z dość wiekową kamienicą, coś jest nie tak. Przez ścianę słychać nieustające awantury u sąsiadów, po korytarzach budynku plącze się milcząca dziewczynka, zaś od czasu do czasu zdarzają się niewytłumaczalne zjawiska, z baterią rozmaitej maści zwidów i ułud na czele.
Jeśli nawet sama historia ma jakiś klimat i w paru momentach potrafi wzbudzić dreszcz emocji, to sposób, w jaki została skonstruowana, co najmniej rozczarowuje. Przede wszystkim film się dłuży. Przez kolejne sceny możemy podziwiać bohatera siedzącego, chodzącego, zastanawiającego się lub nasłuchującego głosów zza ściany. W którymś momencie można wręcz złapać się na myśli, że oś fabuły stanowią zmagania młodego, niepewnego siebie chłopaka z problemami własnej psychiki, a nie dramat rodzinny rozgrywający się dosłownie drzwi obok. Że nie tyle jest to horror zaangażowany społecznie, traktujący o znieczulicy prowadzącej do groźnych sytuacji, a po prostu tuzinkowa historyjka o żądnych krwi duchach.
Bo w nowej wersji giną ludzie. W sumie bez sensu, ponieważ filipiński oryginał w najmniejszym stopniu nie odznaczał się krwistością, grając wyłącznie na strunach psychicznego terroru. Co więcej, dziewczynka odgrywała tam rolę w sumie uboczną, będąc czymś w rodzaju fabularnego łącznika między szukającą po nieznajomych ratunku matką a sąsiadem, który o tyle zgodził się jej pomóc, że na czas awantur brał dzieciaka do siebie na przechowanie. W „Echu” natomiast matka – grana przez tę samą aktorkę, co w oryginale – zostaje zepchnięta zupełnie w cień (nie ma tu krzyków, błagań, bezpośrednio pokazanej przemocy), zaś na plan pierwszy wychodzi córka, stając się de facto główną ofiarą obserwowanych zdarzeń. Co jest o tyle zrozumiałe, że w końcu to film amerykański, a na amerykańskiego widza najlepsze jest cierpiące dziecko. Cóż…
W skrypcie pojawiło się jeszcze kilka innych zmian, bynajmniej nie wychodzących historii na dobre. Geneza zdarzeń pokazana jest skrótowo i w sposób bardzo uproszczony. Kluczowa informacja, niezbędna do zrozumienia całości intrygi, trafia do widza w sposób sformalizowany i jawny, podczas gdy w „Sigaw” podana została niejako mimochodem, dosłownie jeżąc włos na głowie. Dodatkowo skasowana została równoległa narracja, ładnie wkomponowująca się w oryginalną historię, a to z kolei pociągnęło za sobą usunięcie wątku podtykania sąsiadowi dziewczynki (choć tu akurat w grę mogły wchodzić równie dobrze względy politycznej poprawności). Daleko posuniętej modyfikacji uległa również postać dziewczyny bohatera, będąca tutaj nie tyle integralną częścią historii, ile przystawką, niezbyt istotną i w sumie zbędną. Przeciwnie niż w oryginale, gdzie jej postać pośrednio była katalizatorem końcowego rozwiązania. No i ten duch matki, ni przypiął, ni przyłatał…
Na tle remake’u okazuje się więc, że pierwowzór, mimo szeregu zauważalnych uchybień, wcale nie był taki zły. Z kolei jeśli traktować „Echo” jako produkcję samodzielną i nie porównywać jej z filipińskim poprzednikiem, będzie ona w stanie zapewnić odpowiednią dawkę dreszczu emocji, nawet jeśli tu i ówdzie zdarzają się realizacyjne kiksy (np. odmienne pozycje aktorów przy zmianie ujęć), akcja momentami pełznie w tempie chromego żółwia, a główny bohater jest średnio wiarygodny psychologicznie (patrząc na jego ogólne rozmemłanie trudno pojąć, jak doszło do tego, że wylądował w więzieniu; a jeśli uznać, że w więzieniu znalazł się ze słusznych powodów, ciężko z kolei zrozumieć jego zachowanie w samym finale). Nie ma co jednak łudzić się, że będzie to niezapomniany seans.
koniec
2 sierpnia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Latająca rybka

Z filmu wyjęte:

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.