„Mesjasz zła” to pechowy film. Zakrojony na wielkie, artystyczne, przepojone mrokiem dzieło, poległ z braku funduszy i trafił do dystrybucji w wersji nieukończonej. Do nas zaś zawitał dodatkowo w paskudnej jakości obrazu.
Gdy wstaje krwawy księżyc, rośnie głód na ludzkie mięso…
[Willard Huyck, Gloria Katz „Mesjasz zła” - recenzja]
„Mesjasz zła” to pechowy film. Zakrojony na wielkie, artystyczne, przepojone mrokiem dzieło, poległ z braku funduszy i trafił do dystrybucji w wersji nieukończonej. Do nas zaś zawitał dodatkowo w paskudnej jakości obrazu.
Willard Huyck, Gloria Katz
‹Mesjasz zła›
EKSTRAKT: | 40% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Mesjasz zła |
Tytuł oryginalny | Messiah of Evil |
Dystrybutor | TiM Film Studio |
Data premiery | 16 października 2008 |
Reżyseria | Willard Huyck, Gloria Katz |
Zdjęcia | Stephen M. Katz |
Scenariusz | Willard Huyck, Gloria Katz, Michael Greer, Marianna Hill |
Obsada | Michael Greer, Marianna Hill, Joy Bang, Anitra Ford, Royal Dano, Elisha Cook Jr., Charles Dierkop, Bennie Robinson, Morgan Fisher |
Muzyka | Phillan Bishop |
Rok produkcji | 1973 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 90 min |
Gatunek | groza / horror |
EAN | 5900058122318 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Taktyka krajowych dystrybutorów nieodmiennie mnie zdumiewa. Łapią filmy jak najświeższe, bo takie widzowie lubią najbardziej, ale przy okazji możliwie najgorszej jakości, bo licencja jest wówczas znacznie tańsza, niż na produkcje profesjonalnie wykonane. W efekcie widz ciągle bombardowany jest zbukami, które tragizmem gry aktorskiej i głupotą fabuły wyciskają łzy z oczu. Ale na rynku istnieją jeszcze takie firmy, jak TiM Film Studio, które postanowiły podążać w poprzek wspomnianego trendu. Jednak nie łudźcie się, że ta poprzeczność dotyczy akurat jakości filmów. Otóż firma ta powołała do życia serię „Dekady Grozy”, w której zdołała wydać cztery starsze horrory. Ale jak wydać! Z obrazem rodem z zajeżdżonego VHS-u, ziarnistym i rozmazanym, urągającym wszelkim zasadom produkcji DVD. Nic dziwnego, że seria odeszła w niebyt po ledwie czterech tytułach.
Jednym z filmów, które dostąpiły „zaszczytu” ukazania się w tej serii, jest „Mesjasz zła”. Z jednej strony – film już swoje odcierpiał na producenckich deskach i można mu było oszczędzić dodatkowego kopania po kliszy. Z drugiej jednak prawdopodobnie jest to jedyna szansa obejrzenia tego niepokojącego filmu po polsku, bo nie sądzę, by ktokolwiek kiedykolwiek spróbował ponowić próbę jego wydania u nas. A „Mesjasz zła” mimo wszystko zasługuje na uwagę, choć trudno nazwać go obrazem udanym.
Fabularną osią historii jest wyprawa młodej kobiety do nadmorskiego miasteczka w poszukiwaniu ojca, który od dłuższego czasu nie dał znaku życia. Na miejscu bohaterka zastaje pusty dom pełen dziwnych obrazów, a także znajduje coś w rodzaju pamiętnika, opisującego osobliwą legendę sprzed stulecia. Mowa jest tam o księżycu, który zrobił się czerwony, o mesjaszu, który wyłonił się z morza, a także o szaleństwie kanibalizmu, które ogarnęło miejscową ludność. Gdy kobieta wyrusza następnego dnia do miasteczka kontynuować poszukiwania, natyka się na eleganckiego mężczyznę, który w towarzystwie dwóch dość rozwiązłych kobiet zbiera informacje o wspomnianej legendzie oraz o przepowiedni, wedle której równo po stu latach posępny mesjasz powinien znów pojawić się na plaży. Oczywiście i bohaterka, i tamta trójka podchodzą do sprawy lekko, ale gdy wieczorem ginie bezdomny, który opowiadał całą historię, a kolekcjoner legend wraz ze swoimi towarzyszkami zostaje wyrzucony z motelu pod jakimś błahym pozorem, sytuacja mocno się komplikuje.
Jedna z towarzyszek mężczyzny, rozżalona jego amorami do bohaterki, postanawia wyjechać z miasteczka, jednak zbiegiem okoliczności trafia do wielkiego marketu, w którym spostrzega… ludzi pożerających surowe mięso wyciągnięte z lodówek. Gdy próbuje się wycofać, całe towarzystwo rzuca się na nią i literalnie zagryza. W tym czasie druga z dziewczyn, pragnąca rozrywki, idzie do kina i w trakcie seansu nagle orientuje się, że widownia powoli zapełnia się postaciami o bladych obliczach, płaczącymi krwawymi łzami. Gdy zaś główna bohaterka zaczyna zdradzać dziwne objawy (obniżona temperatura ciała oraz brak wrażliwości na ból, zanotowane przez ojca w dzienniku), a księżyc rzeczywiście powoli powleka się czerwienią, zaniepokojony nie na żarty mężczyzna wybiega na miasto szukać obu swoich towarzyszek.
„Mesjasz zła” miał szansę stać się filmem kultowym. Scena w markecie, scena w kinie oraz rajd policyjnego patrolu są świetnie skonstruowane i robią mocne wrażenie głównie dzięki temu, że stroną atakującą są praktycznie normalni ludzie. Żadne tam wampiry, zombie czy wilkołaki, a zwyczajni obywatele przeciętnego miasteczka, którzy z nieznanych przyczyn poczuli nagle przymus konsumpcji ludzkiego mięsa. Przy czym nieistotne, czy mięso należy do ludzi nieogarniętych jeszcze amokiem, czy już do takich owładniętych żądzą krwi, do żywych czy już martwych. Liczy się tylko mięso. Szaleństwo wygląda tym straszniej, że osoba, która zostaje nim dotknięta, przez dłuższy czas jest jak najbardziej świadoma postępującej przemiany, wie, że coś złego dzieje się z organizmem. Pod tym względem film jest rewelacyjny, tworząc – co smutne, tylko momentami – unikalny klimat pełen mroku i poczucia beznadziejności.
Niestety, wszystko rozbiło się o pieniądze. Gdy zdjęcia do filmu, który początkowo miał nosić tytuł „The Second Coming”, dobiegały końca, z finansowania produkcji niespodziewanie wycofali się inwestorzy, co poskutkowało przerwaniem wszelkich prac nad obrazem i odłożeniem materiału na półkę. Dopiero po dwóch latach ktoś zlitował się nad leżącymi szpulami, zmontował z nakręconych ujęć coś na kształt filmu i puścił do dystrybucji jako „Mesjasza zła”. W efekcie nie dość, że część scen przewidzianych przez scenariusz nigdy nie ujrzała światła dziennego, to na dodatek to, co w filmie się znalazło, nie do końca zostało zmontowane tak, jak przewidywał to scenarzysta. A jako że montaż przeprowadzała osoba nie związana z pierwotną produkcją filmu, wyszedł horror ciężki w odbiorze, z zaburzonymi proporcjami i niemiłosiernie wlokącą się akcją. Trudno też przywiązać się do sportretowanych postaci, bowiem są one słabo odmalowane i chwilami zachowują się po prostu niezrozumiale.
Z pewnością zabrakło tutaj scen z nowym wcieleniem mesjasza, bo w obecnym kształcie opowieści trzeba w sumie zgadywać, kto miał za niego robić. Nie do końca jest też jasne, co się tak naprawdę stało z bohaterką w scenach finalnych. Przede wszystkim jednak gołym okiem widać zaburzenia w proporcjonalności wątków. Fabuła jest przytłoczona samotnością bohaterki, jej bezcelowym błąkaniem się po pustym domu, fascynacją niezrozumiałymi obrazami, podczas gdy przydałoby się tutaj uważniejsze spojrzenie na pogrążającą się w szaleństwie społeczność, na stopniowe wykruszanie się ludzi nie dotkniętych jeszcze tajemniczymi objawami. Być może tego właśnie materiału, scen obliczonych na większy rozmach, nie zdążono nakręcić przed przerwaniem zdjęć, siłą rzeczy opierając późniejszy montaż na tym, co się zachowało, czyli głównie na ujęciach z kobietą poszukującą ojca.
Na szczęście „Mesjasz zła”, nawet mimo siermiężnego udźwiękowienia i dużych braków w fabule, pozwala dostrzec iskierki geniuszu zawarte w pierwotnym pomyśle, tak dokumentnie przygniecionym prozą rzeczywistości. Film polecam jednak wyłącznie jako ciekawostkę posiadającą zadatki na wielkie kino, bo jako wieczorna rozrywka kompletnie się nie sprawdza ze względu na monotonną, niejasną narrację i ogólnie męczący sposób poprowadzenia fabuły.