W czasach, gdy na topie jest seks, krew i przemoc (a mam na myśli te lepsze filmy, bo gorsze proponują głównie nudę i marne aktorstwo), filmy lekkie, łatwe i przyjemne stanowią niesłychanie rzadki rarytas. Jednym z takich właśnie filmów jest „Smokiem i mieczem”, niepozorna produkcja, w której można obejrzeć Patricka Swayze, Michaela Clarke’a Duncana, a przez krótką chwilę nawet Vala Kilmera.
Jajko i Lunna
[Tom Reeve „Smokiem i mieczem” - recenzja]
W czasach, gdy na topie jest seks, krew i przemoc (a mam na myśli te lepsze filmy, bo gorsze proponują głównie nudę i marne aktorstwo), filmy lekkie, łatwe i przyjemne stanowią niesłychanie rzadki rarytas. Jednym z takich właśnie filmów jest „Smokiem i mieczem”, niepozorna produkcja, w której można obejrzeć Patricka Swayze, Michaela Clarke’a Duncana, a przez krótką chwilę nawet Vala Kilmera.
Tom Reeve
‹Smokiem i mieczem›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Smokiem i mieczem |
Tytuł oryginalny | George and the Dragon |
Dystrybutor | Monolith |
Reżyseria | Tom Reeve |
Zdjęcia | Joost van Starrenburg |
Scenariusz | Tom Reeve, Michael Burks |
Obsada | James Purefoy, Piper Perabo, Patrick Swayze, Michael Clarke Duncan, Simon Callow, Joan Plowright, Val Kilmer |
Muzyka | Gast Waltzing |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | Niemcy, Wielka Brytania |
Czas trwania | 93 min |
Parametry | Dolby Digital 5.1; format: 1,85:1 |
WWW | Strona |
Gatunek | komedia, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Wszelkie przesłanki sugerują, że „Smokiem i mieczem” jest filmem niskobudżetowym. Że jest to marne fantasy, zrzynające z „Robin Hooda” (pierwsze parę minut to niemal piksel w piksel ta sama fabuła) i „Ostatniego smoka”, w dodatku skierowane do młodszego, mniej wybrednego widza (tę myśl nasuwa dość żenująca scena ucieczki mnicha na czymś w rodzaju deskorolki). Jednak to tylko pozory. Przede wszystkim realizacja filmu pochłonęła aż 32 (tak właśnie – trzydzieści dwa) miliony dolarów. W sumie nie wiadomo nawet, w co te gigantyczne pieniądze wsiąkły. Można domniemywać, że w gaże aktorów i komputerowe efekty – dość lichej jednak, jak na taki budżet, jakości. Wierzyć się po prostu nie chce, żeby tak marny wizualnie film wchłonął tak pokaźną sumę zielonych. Zaskoczeniem jest również to, że „Smokiem i mieczem” trafił u nas bezpośrednio na DVD, a z pewnością byłby lepszą propozycją niż lwia część goszczących w polskich kinach produkcji. To kolejny film po „Linii czasu” (której współproducentem notabene był Tom Reeve, reżyser i producent „Smokiem…”), czy „Kandydacie”, który został tak niesprawiedliwie potraktowany przez naszych dystrybutorów. Być może jedną z przyczyn leżących u podstaw takiej decyzji było to, że w Ameryce „Smokiem i mieczem” zagości na dużym ekranie dopiero pod koniec bieżącego roku (bowiem trzeba tutaj nadmienić, że jest to produkcja europejska – niemiecko-brytyjska), i nie można było w związku z tym wnioskować o wielkości ewentualnej widowni w Polsce. Ale czy rzeczywiście można brać to za usprawiedliwienie?
„Smokiem i mieczem”, podobnie jak nakręcony w tym samym roku (2004) „Król Artur”, to swoista próba zmierzenia się z popularnym mitem. I o ile „Król Artur”, odzierający legendę arturiańską z wszelkiej fantastyki i proponujący dość pompatyczne, pozbawione większego wdzięku widowisko, poległ na tym polu, o tyle „Smokiem i mieczem”, odwołujący się do legendy o świętym Jerzym, broni się bez większych problemów. Istotą jego fabuły są przygody George’a (James Purefoy, ostatnio obecny w „Mansfield Park”, „Resident Evil”, a także bliskim fabularnie „Smokowi…” „Obłędnym rycerzu”, gdzie grał księcia Walii), który wraca do rodzinnego kraju z krucjat. Jego jedynym marzeniem jest kupić ziemię i parę krów i osiąść na roli, co nieodmiennie budzi rozbawienie u kolejnych napotykanych osób. Niezrażony docinkami dociera na królewski dwór. Wymarzona ziemia i dwie krowy zostają mu tutaj przyobiecane, jednak warunkiem ich uzyskania jest wzięcie udziału w poszukiwaniach zaginionej królewskiej córki Lunny (urocza Piper Perabo). Traf chce, że George dość prędko znajduje Lunnę (tylko dzięki temu, że zgubił się w lesie w trakcie potyczki z Piktami), która po prostu siedzi sobie w jaskini (ciekawa zbieżność, bowiem ostatnio na DVD wszedł film „Jaskinia” właśnie z Piper Perabo) i chroni smocze jajo (również przed Georgem, który chce uwolnić świat od smoków). Jak by tego było mało, w okolicy grasują Piktowie, na łupieżczą wyprawę rusza tajemnicza banda Czarnego Rycerza, a księżniczka, w której powoli zakochuje się George, a której narzeczonym jest krewki, rozsmakowany w lukrecji Garth de Gurney (sympatyczna rólka Patricka Swayze), nie zamierza zostawić jaja.
Rzadko kiedy udaje się twórcom filmowym powołać do życia obraz będący przyzwoitym kinem spod znaku fantasy. Udane produkcje tego typu można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki – to „Conan Barbarzyńca”, „Willow” (choć bardzo tego filmu nie lubię), „Ostatni smok” i „Merlin”. Teraz zaś doliczę do tego grona „Smokiem i mieczem”. Pozostałe – te bardziej udane produkcje – albo są zbyt dalekie od czystej fantasy („Monty Python i Święty Graal”, „Jabberwocky”, „Zaklęta w sokoła”, „Excalibur”), albo mają niezbyt szczęśliwą konstrukcję (nudny „Władca pierścieni”, niezbyt porywające „Ziemiomorze” i „Mgły Avalonu”). A przecież filmów, w których pojawiają się smoki czy szaleją barbarzyńcy z mieczami w garści, były całe masy, że wspomnę cykle „Władca zwierząt”, „Łowca śmierci”, „Ator”, „Fantaghiro”, „Lochy i smoki”, czy pojedyncze filmy, jak „Czerwona Sonia”, „Krull”, „Narzeczona księcia”, „Bandyci czasu”, „Beowulf”, „Wyprawa jednorożca” i krajowy „Wiedźmin”. Zawsze wychodzi na to, że albo smoki są plastikowo-gumowe, albo efekty czarów rodem z papuaskiej pracowni komputerowej (o ile wręcz nie dziergane bezpośrednio na taśmie), albo jest to żenująco infantylne kino familijne. Pomijam już to, że żaden ze wspomnianych filmów przesadną mądrością czy wartką akcją nie grzeszy.
Niestety, polskiemu widzowi nie jest dane napawać się odniesieniami do legendy o świętym Jerzym, bo dystrybutor miast dać filmowi tytuł „Jerzy i smok” (pośrednio odwołujący się też do kanonu fantastyki, czyli tekstów Dicksona i Zelaznego), zastosował dziwoląga – „Smokiem i mieczem”, w sposób nieuprawniony i w sumie bezsensowny nawiązując do Sienkiewicza. Ba! Nie raczył nawet przetłumaczyć imienia głównego bohatera, zostawiając niebudzące jednoznacznych skojarzeń z legendą imię George. A bez tych elementów (tytułu i imienia) ucieka połowa zabawy, bo owe odniesienia do legendy są raczej subtelnej natury (np. kwestia smoczej lancy) i w trakcie seansu co najwyżej delikatnie drażnią podświadomość (wiadomo, że o coś biega, ale nie do końca wiadomo, o co), zamiast proponować intelektualną rozrywkę. Dzięki temu polscy widzowie mają zwyczajny film przygodowy w konwencji fantasy. Aczkolwiek trzeba przyznać, że nawet mimo tej niedogodności film ogląda się bardzo przyjemnie, bowiem zastosowany w nim humor jest lekkiej natury i nie raz rzeczywiście potrafi rozweselić.
Polecam. Mało zabijania, niewiele krwi, i mnóstwo, po prostu mnóstwo rozmaitych, mniej lub bardziej zakamuflowanych odniesień do dzisiejszej rzeczywistości (np. świetny motyw wiecznie spóźniającej się gwardii królewskiej, czy scena, w której wiosłujący łodzią odmawia alkoholu – bo w końcu prowadzi…