Sprytne słówka [Jon Jones „Opactwo Northanger”, Iain B. MacDonald „Mansfield Park” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Cóż można powiedzieć, żeby zachęcić kolejny raz do historii Jane Austen i filmów na ich podstawie nakręconych? Że są po prostu ładne? Uniwersalne? Inteligentne? Że przywodzą na myśl stałość uczuć, piękno słowa i istotę gestów, które raczej kojarzy się z przeszłością niż dosłowną, agresywną teraźniejszością? Albo że naśmiewając się z minionych czasów, jednocześnie szydzą ze współczesności? Niekoniecznie. Wystarczy powiedzieć, że dają po prostu chwilę romantycznego zapomnienia w dobrym stylu. Tym razem potwierdza to „Opactwo Northanger” i „Mansfield Park”.
Sprytne słówka [Jon Jones „Opactwo Northanger”, Iain B. MacDonald „Mansfield Park” - recenzja]Cóż można powiedzieć, żeby zachęcić kolejny raz do historii Jane Austen i filmów na ich podstawie nakręconych? Że są po prostu ładne? Uniwersalne? Inteligentne? Że przywodzą na myśl stałość uczuć, piękno słowa i istotę gestów, które raczej kojarzy się z przeszłością niż dosłowną, agresywną teraźniejszością? Albo że naśmiewając się z minionych czasów, jednocześnie szydzą ze współczesności? Niekoniecznie. Wystarczy powiedzieć, że dają po prostu chwilę romantycznego zapomnienia w dobrym stylu. Tym razem potwierdza to „Opactwo Northanger” i „Mansfield Park”.
Przeciętny widz musi być już zmęczony wszelkimi możliwymi ekranizacjami „Dumy i uprzedzenia”, najsłynniejszej powieści Austen. Filmowcy nieustannie próbują udowodnić, że brytyjska pisarka nie stworzyła nic godnego uwagi oprócz głęboko już zakorzenionej w kulturze historii o błyskotliwej Elizabeth Bennet, wyniosłym panu Darcym i ich wzajemnych animozjach przeistaczających się w miłość. A wierni wielbiciele Austen, którzy zdają sobie sprawę, że jej dorobek to nie jedna – choć niezwykle udana – powieść, czekają na oryginalne adaptacje filmowe innych dzieł autorki. Na szczęście dla widzów zakochanych także w innych opowieściach z angielskiej prowincji, Brytyjczycy nie dają swojej ulubionej pisarce spokoju i co rusz przeistaczają kolejne jej utwory w filmy, również te przeznaczone dla telewizji. Nie ma mowy o nudnym eksploatowaniu znanych już na pamięć historii! Tym razem, za sprawą reżyserów Jona Jonesa i Iaina MacDonalda, otrzymujemy ekranizacje mniej znanych – choć dużo trudniejszych do adaptacji – powieści Austen. „Opactwo Northanger” i „Mansfield Park” znienacka i po cichu pojawiły się na polskim rynku DVD, co nie znaczy, że można je pominąć i zlekceważyć w natłoku premier. To dwa sympatyczne filmy, w których nietrudno odnaleźć duch austenowskiej prozy, a które – dzięki swojej prostocie i bezpretensjonalności – mogłyby bezproblemowo konkurować z kinowymi produkcjami o prowincjonalnych intrygach z przełomu XVIII i XIX wieku. Jon Jones ‹Opactwo Northanger›Na początku trudno wyobrazić sobie „Opactwo Northanger” jako film. Jedna z najmniej popularnych książek Jane Austen to historia miłosna, opowieść o dojrzewaniu i utracie niewinności, o szaleńczej, nieograniczonej wyobraźni i jej zderzeniu z rzeczywistością. To także komentarz pisarki do powieści „Tajemnice zamku Udolpho” autorstwa królowej angielskiego gotyku literackiego Ann Radcliffe. Trudno wyobrazić sobie uformowanie tej niepojętej mieszaniny, w której co krok następuje zmiana konwencji, w sensowną, spójną filmową kompozycję. Jon Jones odmalowuje kompletne, przekonujące portrety głównych bohaterów i błyskawicznie zdobywa dla nich sympatię i przywiązanie. Nie sposób nie przejąć się naiwnością młodziutkiej, wchodzącej w świat Catherine dopiero zaczynającej odróżniać prawdę od fałszu, dobro od zła, ironię od powagi. Błyskotliwą kreację Catherine tworzy Felicity Jones, która z niebywałą zręcznością, skrupulatnie, oddaje na ekranie charakter papierowego pierwowzoru. Dlatego też jej Catherine jest ciepła, dobra, dziewczęca, niedoświadczona i przepełniona wyidealizowanym wyobrażeniem o postępowaniu innych ludzi. Co ciekawe, osobowość postaci nie została przedstawiona jednoznacznie. W uchwyceniu ciemnego, przeciwstawnego i pożądliwego „ja” bohaterki, kryjącego się gdzieś w jej podświadomości, świetnie pomagają odnośniki do gotyku. Catherine, wielka wielbicielka strasznych historii pióra Ann Radcliffe, często poddaje się niesamowitym snom i społecznie nieakceptowanym fantazjom, w których dominują porwania, pojedynki, duchy, łańcuchy, błyskawice, przerażające zamczyska i zakazane bezeceństwa. W ten sposób literatura gotycka, uproszczona do kilku zakodowanych już w kulturze symboli, przypomina o istnieniu mrocznej strony ludzkiej osobowości, o ukrytych, hamowanych przez konwenanse społeczne pragnieniach i myślach. Tak jak w powieści, w filmie komentarz do literatury gotyku nie tylko pozwala zbadać zderzenie nierealnego świata wyobraźni z groźną, trudną do objęcia rozumem rzeczywistością, ale również sugeruje lepsze zrozumienie tego, co nas otacza, a nie zamykanie się pośród ścian własnego umysłu. Dla Catherine przeżycia, których doświadcza, to długa droga od naiwności do zrozumienia, do nauczenia się brania życia z wszystkimi jego wadami. Podobnie jak Felicity Jones, inni aktorzy zostali równie trafnie dopasowani do typów charakterologicznych z powieści. Pan Tilney natychmiast zdobywa sobie sympatię humorem, manierami i dobrodusznością, Izabela wzbudza niechęć, ale równocześnie zainteresowanie. Wyraziste, jakby wyjęte z prozy Austen postacie, żyją na ekranie własnym życiem, bawią inteligentnymi ripostami i angażują w odległą, a wciąż tak bliską historię. „Opactwo Northanger” różni się nieco od innych adaptacji prozy Jane Austen, jednak nie dlatego, że dysponuje różnorodnymi bohaterami, ale ponieważ jest to film skromny, prosty i spokojny narracyjnie, a jednocześnie o świetnym tempie i oryginalnej atmosferze łączącej ironię z romantycznością oraz gotyk z panoramą obyczajową. Iain B. MacDonald ‹Mansfield Park›Tak dobrych wrażeń nie dostarcza już jednak film wyreżyserowany przez Iaina MacDonalda – „Mansfield Park”. Ta bogata w treść, rozwlekła powieść Jane Austen jest trudna do sfilmowania, bo jej siła tkwi nie tyle w historii, co w szczegółowym przedstawieniu epoki, tradycji, konwenansów, zasad i podziałów społecznych. Niełatwo zaprezentować to przekonująco na ekranie tak, by nie koncentrować się na fasadowym wątku romantycznym i diabelskich intrygach miłosno-finansowych. Reżyser próbuje odświeżyć skostniałą formułę ekranizacji książek Austen w ogóle, a także tego jednego konkretnego tytułu. Skupia się w równej mierze na głównej bohaterce – Fanny Price, niezwykle delikatnej, zrównoważonej dziewczynie, która zostaje przygarnięta przez swoich bogatych krewnych zamieszkałych w wiejskiej posiadłości Mansfield Park – jak i na innych postaciach, stwarzając iluzję namiastki panoramy ukazanej w pierwowzorze literackim. Może polegać na aktorach. Odtwarzająca główną rolę Billie Piper wydaje się cicha i spokojna, ale gdy trzeba, potrafi przedłożyć swoje zdanie nad powszechną akceptację otoczenia. W fabule dokonano kilku znaczących zmian usprawniających funkcjonowanie historii w formie filmu. Akcja filmu rozgrywa się w całości tytułowej posiadłości. Mansfield traktowany jest jako symbol, którego ciągła obecność okazuje się niezbędna dla prawidłowego odbioru opowieści. Rezydencja Bertramów to bogactwo oznaczające świat wyższych sfer, większych pieniędzy i lepszego statusu. To także wieś, prowincja i natura, a więc oddalenie od towarzyskich intryg, prostota, bliskość emocjonalności, a nie pogoń za materialnym komfortem. Jednym słowem, ścierają się w Mansfield dwa światy: jeden należący do właścicieli domu i krewnych panny Price, drugi – do samej Fanny. Wydaje się, że bez pogodzenia tych dwóch realiów, nie ma szans na normalne funkcjonowanie. MacDonald doskonale daje sobie radę z symboliką Mansfield Park i z aktorami. Dlatego szkoda, że nie potrafi nadać historii tempa, życia, odrobiny więcej finezji. Sennej atmosfery nie można potraktować jako zalety, bo nie nawiązuje ona do sielankowej senności prowincji, ale po prostu do reżyserskiej ospałości. MacDonald daje się wciągnąć w pułapkę romansu, niestety dość schematycznie pokazanego, i spłyca całą opowieść. Jak do tej pory żaden reżyser nie pokusił się, by z „Mansfield Park” zrobić raczej uniwersalny społeczny pamflet, a nie historię miłosną. Także MacDonald, zapewniający widzom urokliwy film ze znamionami oryginalności w świecie literackich ekranizacji, ale który niestety i tak z powrotem wraca na utarte ścieżki i odziera powieść z bogactwa przekazu. Dlaczego zatem warto namawiać do obejrzenia „Opactwa Northanger” i „Mansfield Park”, filmów powstałych na podstawie twórczości Jane Austen? Ten pierwszy nie powstał według ustalonej matrycy austenowskiego kina, ten drugi i tak dostarcza kilku miłych chwil. Natomiast oba na pewno wprawiają w świetny nastrój.
|