Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Orient Express: Kiedy mewy krzyczą

Esensja.pl
Esensja.pl
Wszystko się zaczęło od jednego z przedstawicieli popularnych w Japonii gier komputerowych zwanych visual novel. Trudno nawet powiedzieć, czy jest to jeszcze gra, czy po prostu opowieść podlana sosem z grafiki i muzyki. Niemniej – seria „When They Cry” stała się hitem na Dalekim Wschodzie, a „Umineko no Naku Koro ni” (ang. „When They Cry”) – trzecią odsłonę – przerobiono na anime. Wyszło? Cóż, sami się dowiecie.

Mateusz Kowalski

Orient Express: Kiedy mewy krzyczą

Wszystko się zaczęło od jednego z przedstawicieli popularnych w Japonii gier komputerowych zwanych visual novel. Trudno nawet powiedzieć, czy jest to jeszcze gra, czy po prostu opowieść podlana sosem z grafiki i muzyki. Niemniej – seria „When They Cry” stała się hitem na Dalekim Wschodzie, a „Umineko no Naku Koro ni” (ang. „When They Cry”) – trzecią odsłonę – przerobiono na anime. Wyszło? Cóż, sami się dowiecie.
Problem z ekranizacjami jest jeden: kastrują (z nielicznymi wyjątkami). Zwłaszcza, jeśli chodzi o gry komputerowe, czy pokrewne – w przypadku visual novels – komiksy. Wystarczy spojrzeć na „Ligę Niezwykłych Dżentelmenów”, czy też na, skądinąd świetne, „Silent Hill” (Uwe Bolla pominiemy). Niestety, nie można mieć wszystkiego, a upakowanie 8 wielkich rozdziałów w 26 odcinków jest karkołomnym zadaniem. I z tego powodu „Umineko” może stać się ciężkostrawne dla osób, które liczą na lekką rozrywkę. Bo „Umineko” na pewno do takich nie należy.
Rokkenjima, jedna z japońskich wysepek. Jak co roku rodzina Ushiromiya spotyka się w celu omówienia kwestii finansowych. Jest tylko jeden problem – umierająca głowa rodziny zamknęła się w pokoju i tyle jej było, więc potomstwo samo obraduje, dzieląc skórę na niedźwiedziu. Atmosfera jest napięta, bo skonfliktowane rodzeństwo nie może porozumieć się w najdrobniejszych kwestiach – problem spadkobiercy majątku wywołuje jeszcze większe kłótnie i awantury. Widz trafia w zasadzie w sam środek chaosu wywołanego przez 18 członków rodziny Uroshimiya i jej służących. W tle mamy romanse, małe dzieci, intrygi, oskarżenia, nienawiść kobiet i młodego Battlera, wnuka Uroshimiyi Kinzo – głowy rodu – któremu w głowie tylko kobiece piersi. I nagle pojawia się problem.
Wyspą zaczynają wstrząsać niewyjaśnione morderstwa, których nie dało się w zasadzie popełnić inaczej niż czarami (jak twierdzą niektórzy bohaterowie). Battler jednak w swym uporze pragnie za wszelką cenę dowieść, że jest inaczej – morderstwa dokonane zostały ludzką ręką. Członkowie rodziny zaczynają się wzajemnie podejrzewać i dzielą się na rywalizujące obozy. W atmosferze nieufności bohaterowie dostrzegają również podrzucone im epitafium Złotej Wiedźmy, a legenda o niej zaczyna nabierać coraz bardziej złowieszczych kształtów. Podobno Kinzo zawarł pakt z Beatrice, wedle którego Wiedźma miała podarować 10 ton złota, by Uroshimiya mógł odbudować swoje imperium gospodarcze po tajfunie z 1923 r. Ten, kto rozwiąże zagadkę z epitafium, otrzyma te 10 ton złota, jak również będzie mógł przejść do magicznej Złotej Krainy.
Motyw dla większości jest oczywisty: ktoś morduje pozostałych członków rodziny i służbę, by zagarnąć schedę po starym Kenzo dla siebie. Jednak Maria i jej wspomnienia o Złotej Wiedźmie wraz z niemożnością wyjaśnienia niektórych morderstw powoduje, że atmosfera się coraz bardziej zagęszcza, a niektórzy zaczynają wierzyć w to, że Beatrice faktycznie istnieje i chce wymordować całą rodzinę – tak, by przypadkiem nikt nie zgarnął złota.
Twórcy anime, zgodnie z fabułą pierwowzoru, ostro szarżują. W opowieści jednak była możliwość zapoznania się z członkami rodu i poukładania sobie w głowie podstawowych informacji – w anime twórcy bezlitośnie mieszają wątki, przestawiają postacie z miejsca na miejsce i… od razu przechodzą do meritum. Tak, mi się udało streścić jeden odcinek – 20 minut. Potem zaczyna się wyrzynanie każdego na prawo i lewo, a bohaterowie ścigają się z czasem i z mitologią. Widz w pewnym momencie zaczyna się zastanawiać, jakim cudem da się poprowadzić tak długo fabułę, skoro ta leci ku nieuniknionemu końcowi?
Drugim biegunem jest Erika, która lata później próbuje zrozumieć, co się właściwie stało na wyspie. Ten wątek wprowadzony jest dopiero w okolicach połowy serii i prawie pozwala na kompleksowe rozpatrzenie zagadki każdego morderstwa. Prawie – bo absurd goni absurd. A tych jest wiele – i to jest tak naprawdę kluczem do zrozumienia całej fabuły.
Nie chodzi o identyfikację z większością bohaterów. Twórcy „Umineko” skupiają się na grze, w której stawką jest życie ludzkie, a zasady polegają na udowodnieniu, czy dało się dokonać danego mordu zwykłymi metodami, czy potrzebna była do tego magia. Przez większość czasu obserwujemy analizy i retrospekcje, natomiast przed oczami przewijają się najbardziej abstrakcyjne wątki, takie jak probatio diabolica (dowód niemożliwy), motyw kota Schrödingera, czy też tzw. paradoks czarnego kruka. Najczęściej pojawia się jednak problem zamkniętych drzwi i osób, które giną, mimo że w teorii są bezpieczne, a możliwość na wejście do pomieszczenia jest zerowa. To jest największe wyzwanie dla Battlera i, de facto, również dla widza, który w pewnym momencie może kompletnie zgłupieć (natomiast rozdziawienie ust jest gwarantowane jeszcze w pierwszych sześciu odcinkach).
Całość polano sosem dobrej muzyki (opening – Katyaku no Tori i ending – La Divina Tragedia: Makyoku stały się od razu hitami) i przyzwoitej grafiki, która może nie powala (a miejscami jest wręcz sterylna), ale za to dość dopracowana i po prostu ładna. Tutaj jednak nie ma przeproś – wszystko jest tak brutalne, że niektóre elementy musiały zostać ocenzurowane.
Czym jest w zasadzie zatem „Umineko no Naku Koro ni"? To gra z widzem, jedna wielka przyspieszona lekcja logiki i wyścig z umiejętnością rozumowania. Konwencja zakłada, że widz musi nie wierzyć w magię – natomiast sposób, w jaki magia próbuje udowodnić, że istnieje, zasługuje na poklask. Tempo jednak i żonglowanie niektórymi elementami powoduje, że nawet taki smaczki jak opętana kilkuletnia Maria bledną, a atmosfera kryminału i horroru rozmywa się na rzecz częstego bólu głowy. To anime nie jest czymś, co da się obejrzeć w jeden, góra dwa dni. Problem w tym, że jeśli ktoś jednak zechce rozłożyć sobie seanse na kilka tygodni, może zapomnieć w natłoku informacji, o co chodziło. Pomysł świetny – wykonanie jednak… cóż. Lepiej chyba zagrać w grę, choć miłośnicy porządnych łamigłówek docenią próbę przeniesienia opowieści na ekran.
koniec
27 lipca 2012

Komentarze

28 VII 2012   13:12:25

Drobna pomyłka:
"Drugim biegunem jest Erika, która lata później próbuje zrozumieć, co się właściwie stało na wyspie."
Nie chodzi przypadkiem o Ange?

28 VII 2012   14:10:57

Fakt, przepraszam :) Pisałem z pamięci i mi się pomieszały dziewczyny ;)

28 VII 2012   21:03:20

Nie warto. Do pewnego momentu jest świetnie (kot Schrodingera!), ale później wszystko rozmywa się w natłoku kretyńskich, absurdalnych pomysłów (te dziewczęta - demony z króliczymi uszami, spadające gigantyczne torty - OH COME ON! WTF?!). Masa straconego potencjału na znakomitą opowieść...

Zdecydowanie lepiej wyjdzie się na obejrzeniu pierwszego sezonu "Higurashi no naku koro ni", który od pierwszego do ostatniego odcinka (mówie o sezonie 1, bo 2 podobno znacznie słabszy) trzyma niezły poziom, a twórcy znakomicie operują narracją, tworząc atmosferę paranoi zaszytą gdzieś pod wiejską sielanką. Udany horror, w przeciwieństwie do tego nieudanego... eksperymentu. "Mewy..." należy obejrzeć gdzieś tak do 12-tego odcinka, bo wtedy jest jeszcze nieźle, ale od pewnego momentu jest to kawał przekombinowanego bełkotu...

A najlepiej po prostu obejrzeć "Kaiji". Tak tylko mówię ;).

30 VII 2012   09:07:15

@Manni "mówię o sezonie 1, bo 2 podobno znacznie słabszy"

Drugi sezon jest moim zdaniem równie dobry jak pierwszy. Problem tkwi w tym, że nie jest już 100% horrorem jak pierwsza seria, ale (możliwy spoiler) "walką z przeznaczeniem". Niektórym nie spodobała się taka zmiana klimatu. Jak dla mnie obie serie tworzą genialną całość.

Co do Umineko, obejrzałem całą serię i zgadzam się ze wszystkim co autor napisał w recenzji.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz

Potwór grubszego kalibru
— Jarosław Loretz

Tanie lokum z haczykiem
— Jarosław Loretz

Aktor enigmatyczny
— Ewa Drab

Romanse z nutką szaleństwa
— Jarosław Loretz

Kto dziś tak umie kochać…
— Sebastian Chosiński

Przystojny zdolny
— Ewa Drab

Historia pewnego zniknięcia
— Joanna Pienio

Japoński Kubrick horroru filozoficznego
— Konrad Wągrowski

Kolejna historia z wampirami
— Mateusz Kowalski

Tegoż autora

Esensja słucha: Grudzień 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

Bezkrólewie
— Mateusz Kowalski

Esensja słucha: Kwiecień 2013
— Sebastian Chosiński, Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

Piękny bullshit
— Mateusz Kowalski

To jeszcze nie czas...
— Mateusz Kowalski

Porażki i sukcesy A.D. 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

„Hobbit” Tolkiena czy „Hobbit” Jacksona?
— Miłosz Cybowski, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Alicja Kuciel, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Esensja słucha: Grudzień 2012 (2)
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Esensja słucha: Grudzień 2012
— Mateusz Kowalski, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Bartosz Polak

Esensja ogląda: Listopad 2012 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Alicja Kuciel, Patrycja Rojek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.