Są pewne tematy, których nie można pominąć. A przecież jeden z najlepszych filmów superbohaterskich ostatnich lat, najciekawsze wcielenie Batmana od czasów co najmniej… Adama Westa, wspólny występ dziesiątek bohaterów popkultury musi być właśnie takim tematem – i o tym właśnie dziś porozmawiamy.
Są pewne tematy, których nie można pominąć. A przecież jeden z najlepszych filmów superbohaterskich ostatnich lat, najciekawsze wcielenie Batmana od czasów co najmniej… Adama Westa, wspólny występ dziesiątek bohaterów popkultury musi być właśnie takim tematem – i o tym właśnie dziś porozmawiamy.
Chris McKay
‹Lego Batman: Film›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Lego Batman: Film |
Tytuł oryginalny | The Lego Batman Movie |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 10 lutego 2017 |
Reżyseria | Chris McKay |
Scenariusz | Seth Grahame-Smith, Chris McKenna, Erik Sommers |
Obsada | Ralph Fiennes, Jenny Slate, Rosario Dawson, Mariah Carey, Zach Galifianakis, Michael Cera, Billy Dee Williams, Will Arnett |
Muzyka | Lorne Balfe |
Rok produkcji | 2017 |
Kraj produkcji | Dania, USA |
Czas trwania | 90 min |
Gatunek | akcja, animacja, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Konrad Wągrowski: Pogłoski o kryzysie filmów z uniwersum DC okazały się być przesadzone! Najnowszy film o Batmanie jest chyba najlepszym w tym cyklu od czasów, przynajmniej, „Mrocznego Rycerza”. Którego wydaje się zresztą być bezpośrednią kontynuacją, nieprawdaż?
Piotr Dobry: Tak. Zupełnie jakby „Mroczny Rycerz powstaje” nigdy się nie wydarzył. Skądinąd dla wielu osób takie podejście zapewne stanowi zaletę, choć ja akurat lubię Nolanowskie domknięcie trylogii. Jednak to, jak twórcy klockowego „Batmana” wygrywają relację z Jokerem i motyw słabego, pokonanego Nietoperza, jest niesamowite. Kapitalnego humoru mogliśmy się spodziewać, ale takich pokładów autentycznej melancholii? To jest przecież bezlitosna zgrywa i gorący list miłosny w jednym – czyli coś, co teoretycznie nie ma prawa zadziałać razem.
KW: A przy tym podoba się dzieciom – moim na pewno – choć nie łapią pewnie 50% nawiązań i podtekstów. Ale film, będąc melancholijną opowieścią o samotności, jest też pierwszorzędną komedią i znakomitym kinem akcji. Po „Lego Movie” wiedzieliśmy, że koledzy od klocków dobrze sobie radzą w filmach, ale nie wiem, czy „Batman” nie jest jeszcze lepszy.
PD: Nie chciałbym tego rozstrzygać, bo efekt nowości działa na korzyść „Batmana”, a do dziś pamiętam swój niegdysiejszy zachwyt „Lego Movie”. Na pewno oba filmy to świetna familijna rozrywka i actionery o dynamice zdolnej zawstydzić „Szybkich i wściekłych”. A jeśli dzieci nie wyłapały motywów freudowskich i odniesień do „Zabójczego żartu” – tym lepiej dla dzieci.
KW: Tyle tematów tu się kroi… Film jako wspomniana opowieść o samotności i budowie patchworkowej rodziny. „Batman Lego” jako piękny wyraz miłości dla postaci Człowieka-Nietoperza (vel Mrocznego Rycerza, vel Zamaskowanego Krzyżowca – lubię pisać o Batmanie, bo nie mam problemów z synonimami…) i jego historii, przesiąknięty błyskotliwymi nawiązaniami i mrugnięciami dla fanów. „Batman Lego” jako szalony rajd przez całą popkulturę, jedyne miejsce, w którym ramię w ramię może walczyć Sauron z Voldemortem, wspierani przez Daleków. Wreszcie sama animacja, która nie tylko jest efektowna, dynamiczna, zabawna, ale też genialnie wykorzystuje pozorne ograniczenia, jakie stwarza przeniesienie fabuły w świat klocków. No to jak, po kolei?
PD: Wszystko już powiedziałeś, możemy się rozejść.
KW: Zacznijmy od tej warstwy doroślejszej – pięknego wygrania samotności Batmana, nieustannego żalu za utraconymi rodzicami i strachu przed budowaniem normalnych relacji. O rany, jak to straszliwie poważnie zabrzmiało! Tak jakbyśmy nie mówili o animacji promującej klocki… Nie będę mówił, że tu jest jakaś mega głęboka psychologia, ale zachwyciło mnie, jak twórcy pokazują, jak zagubienie Batmana powiązane jest z jego nieumiejętnością dostrzegania otaczającego go świata poza narzuconą sobie misją. Przecież słowa do Alfreda: „Co ty możesz wiedzieć o wychowywaniu przybranego syna, przecież nigdy nie miałeś rodziny” – to absolutna kwintesencja tego całego zagubienia (a przy tym przezabawny żart)!
PD: Tak, mnie zaskoczyło, w jakim stopniu ten humor jest podszyty boleścią. W obrębie raptem paru interakcji i dialogów udaje się twórcom zbudować naprawdę przejmujące relacje Wayne’a z każdą liczącą się w jego życiu osobą: Alfredem, Robinem, Barbarą, Jokerem…
KW: Rany boskie, daj spokój, bo odstraszysz połowę widzów szukających prostej rozrywki!
PD: …przy czym bez mała homoerotyczne napięcie pomiędzy Nietoperzem a tym ostatnim jest czymś doprawdy zdumiewającym w tym akurat filmie, czymś, co nie wydarzyło się przecież w żadnym z aktorskich „Batmanów”.
KW: No i super, tym homoerotycznym napięciem odstraszyłeś drugą połowę widzów. Choć właściwie trudno polemizować, skoro Batman i Joker odgrywają role Toma Cruise’a i Renee Zellweger.
PD: Podobnie motywy samotności, pustki, wyobcowania. Ten homar z mikrofali spożywany nad basenem, ta impreza Justice League, na którą Batman nie zostaje zaproszony – to wszystko jest pomyślane jako błyskotliwe gagi, a zarazem chwyta za gardło nie gorzej niż u Nolana.
KW: Oj, podczas seansu z jednej strony martwiłem się, że mogę nie znać Batmana tak dobrze, by wyłapać wszystkie żarty, ale z drugiej strony cieszyłem się, że i tak łapię więcej niż większość polskich widzów. Spray na rekiny z campowego „Batmana” z 1966 roku! Strój batmański, w jaki przebiera się Alfred z tego samego okresu! Przemiana Robina w Nightwinga! Fenomenalna galeria złoczyńców z filmów i komiksów (w tym tych pozornie najbardziej absurdalnych, co jest w filmie też ładnie wygrane). Nawiązania do „Zabójczego żartu”, o których wspominałeś! No i sam delikatny – wszak to film dla dzieci – styl opowiadania o traumie założycielskiej Batmana.
PD: Okazuje się, że nie trzeba od razu podkręcać mroku na cały regulator, popadać w egzaltację i totalnie poniewierać bohatera, byśmy zaczęli mu współczuć.
KW: Co pięć minut nietoperze nad grobowcem rodziców?
PD: Właśnie. Można to jednak zrobić subtelniej, też melancholijnie, ale nie rezygnując przy tym z cierpkiego dowcipu opartego na dystansie do świata przedstawionego i samej postaci.
KW: Dzień przed seansem czytaliśmy z córką „Harry’ego Pottera” – była zachwycona niespodziewanym dla siebie pojawieniem się Voldemorta! Ale powiem tak – wrzucanie do fabuły galerii arcyłotrów nie jest bardzo trudne. Ale już powiązanie relacji Batmana i Jokera z „Jerrym Maguire’em” to przebłysk geniuszu.
PD: To akurat powiązał już wcześniej – choć zapewne niezamierzenie – Nolan w „Mrocznym Rycerzu”. Ale zgodzę się, że dopiero „Lego Batman” wydobywa z tego całego „You complete me” potencjał wykraczający poza memy.
KW: No i ładnie podsumował tym „You had me at shut up!”. I nie dawałbym też Nolanowi palmy pierwszeństwa w dostrzeżeniu, że superbohaterowie nie mogą istnieć bez superłotrów. Ta myśl jest przecież wpisana prawie od zarania w cały gatunek.
PD: Jasne, mówimy tylko o kontekście sprzężenia z „Jerrym Maguire’em”. Co też poniekąd wychodzi ponad te przytoczone dialogi, bo gdyby chcieć przypisać relację klockowych Batmana i Jokera do konkretnego gatunku, to chyba najbliżej jej, jakkolwiek by to nie brzmiało, właśnie do komedii romantycznej. Ze schematem odrzucenia, zagniewania i końcowego padnięcia sobie w ramiona włącznie.
KW: Pogadajmy jednak o… Lego. Nie mogę się też nie pozachwycać tym, jak film potrafi wykorzystywać klockową konstrukcję całego tego świata. Ciągłe niszczenie i odbudowywanie różnych elementów. Te ciągłe przebieranki polegające na zamianie jakiegoś klocka. A już kolejnym przebłyskiem geniuszu była gra ludzików Lego z ich jednolitymi, identycznymi chwytnymi rączkami w „Papier, nożyce, kamień”. Mało nie padłem ze śmiechu. Cały czas mamy tu kreatywne wygrywanie ograniczeń, jakie narzuca klockowa konwencja, do tworzenia żartów, których w żadnej innej konwencji nie udałoby się zrealizować. Oczywiście, widz musi znać klocki Lego, ale na litość, czy w ogóle może ich nie znać?
PD: Cały dowcip polega chyba na tym, że choć klocki mają ograniczenia, o których mówisz, to zarazem z natury rzeczy fantastycznie uwidoczniają detal. I twórcy świetnie to wykorzystują na kilku poziomach batmańskiej mitologii – gadżety, bronie, kostiumy. Ale i walor pastiszowy, jak np. zbliżenie na Lego-sutki George’a Clooneya z „Batmana i Robina”.
KW: O rety, przegapiłem to! Chyba nie mogę się już doczekać wydania Blu-Ray, na którym sobie każdy drobiazg obejrzę na stopklatce.
PD: No dobrze, rozpływamy się w ekstazie, a nie miałeś chwilami wrażenia przesytu? Żarty są wszak rozsiane tak gęsto, że trudno o oddech. Blisko dwugodzinny masaż przepony nie jest oczywiście niczym złym, co jednakże nie przeszkadza głośno się pozastanawiać, czy film nie byłby jeszcze lepszy, gdyby tak odjąć kwadrans przeznaczony na dopakowanie niemal każdej franczyzy, jaką dało nam kino, i pozostać w uniwersum DC (no, docinanie Marvelowi, jak w scenie z hasłem „Iron Man sucks”, też mogłoby zostać).
KW: Ej, był pomysł, by to jeszcze rozszerzyć. W planach było przecież wprowadzenie też takich postaci jak Annie Wilkes z „Misery”, Billa z „Kill Billa”, HAL-a 9000 z „Odysei kosmicznej”, a nawet Billa „Rzeźnika” Cuttinga z „Gangów Nowego Jorku”. Przyznasz, że byłaby to przesada, ale kusi myśl, by mieć w swej kolekcji takie ludziki Lego…
PD: Oczywiście. Koniec końców postawiono jednak na arcyłotrów z kina młodzieżowego. Decyzja koniunkturalna, ale i zupełnie zrozumiała.
KW: Wydaje mi się, że akurat dopychanie wszystkich franczyz jest znakiem rozpoznawczym cyklu filmów Lego, przecież to budowało genialnie humor „Lego Przygody”. Choć oczywiście nie ma wątpliwości, że ma to dodatkowy cel promocyjny, przypominający, jakich pakietów klocków warto poszukać w sklepach (nie wiem, jak ty, ale ja po filmie od razu pobiegłem obejrzeć nowości na półkach, choć na razie na zakup Batmobila się nie zdecydowałem). Nie oszukujmy się, wrzucanie King Konga, Krakena, Meduzy, Gremlinów (oczywiście szalejących po skrzydle samolotu!) i Złej Czarownicy z Zachodu do jednego filmu nie jest jakimś bardzo wyszukanym pomysłem, ale też nie oszukujmy się, że ludzi to nie bawi. To taki żart samograj, musi wypalić.
PD: Mnie też to bawi, natomiast trochę brzmimy w tej dyskusji jak ludzie z działu marketingu Warnera, więc próbuję choć na chwilę wejść w buty hejtera. O, wiem, co mogłoby z tego filmu wylecieć – scena rapowania i breakdance’u w więzieniu. To już było dość ciężkie pajacowanie, takie dośmieszanie postaci na siłę. Ale to chyba jedyny moment zgrzytu w całym filmie.
KW: A jeśli chodzi o intensywność, to nieco przestraszyłem się już po pierwszej scenie napadu na samolot w stylu „Gorączki”, że sam tego tempa nie wytrzymam. Ale potem organizm się przyzwyczaił, film dał momenty wytchnienia. No i mój pięcioletni syn przez cały film wpatrywał się w ekran z szeroko rozwartą buzią.
PD: Moje dzieci też bawiły się nie gorzej ode mnie, a zaraz po kinie było szukanie w sieci zestawów klocków i gry „Lego Batman”. Gry jeszcze nie ma, więc co zrobiliśmy po powrocie do domu? Z marszu odpaliliśmy „Lego Movie” na konsoli, następnie przeszliśmy do zabawy klockami – akurat z serii „Lego City”, ale to bez większego znaczenia. I to chyba najlepsza rekomendacja – film, jak i jego poprzednik, zaraża Lego-gorączką, a trudno o przyjemniejszą chorobę – w dowolnym wieku.
Lego-rączka jest chorobą przyjemną, ale bywa bolesna, zwłaszcza przy zakupie Technic- portfel chudnie do granic śmierci głodowej. Niestety zabawa ich apką/emulatorem na pc nie daje tych samych wrażeń, mimo że sporo tańsza.