Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andy Muschietti
‹To›

WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTo
Tytuł oryginalnyIt
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery8 września 2017
ReżyseriaAndy Muschietti
ZdjęciaChung-hoon Chung
Scenariusz
ObsadaBill Skarsgård, Finn Wolfhard, Sophia Lillis, Javier Botet, Nicholas Hamilton, Jaeden Lieberher, Owen Teague, Megan Charpentier
MuzykaBenjamin Wallfisch
Rok produkcji2017
Kraj produkcjiUSA
CyklTo
Czas trwania135 min
Gatunekdramat, groza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Dobry i Niebrzydki: Klaun – Frajerzy, do przerwy 0:1

Esensja.pl
Esensja.pl
Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
« 1 2

Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Dobry i Niebrzydki: Klaun – Frajerzy, do przerwy 0:1

PD: Ale to chyba tylko wśród fanów fantastyki, bo przy całym szacunku dla dzieła Piestraka, nie sądzę, by Calder oddziaływał na taką skalę, jak Wilki. A Lem na taką skalę, jak Brzechwa. „Pana Kleksa” mógł swego czasu nie znać tylko ktoś chowany na Księżycu, „Pirx” aż takiego zasięgu z pewnością nie miał. Ani książkowy, ani tym bardziej filmowy. Ale to tak tylko na marginesie, bo przecież wyraźnie mówię o pokoleniu lat 80.
KW: Ejże, ale weź pod uwagę, że „Test pilota Pirxa” był pokazywany w wakacyjnych teleferiach w pierwszej połowie lat 80., a był to program, który wówczas oglądały prawie wszystkie dzieci w Polsce – myślę więc, że zasięg sceny mógł być bardzo duży. A jeśli chodzi o Brzechwę, to moja córka boi się wilków z „Akademii Pana Kleksa”, więc to z pewnością nadal działa. Ja oglądając „To”, miałem ponad 20 lat, więc zakładam, że już jakiś podstawowy gust horrorowy miałem wyrobiony (i na przykład oglądany wówczas „Smętarz” strasznie mnie zniesmaczył), ale i tak muszę przyznać, że seans pierwszej części wywarł na mnie ogromne wrażenie – częściowo pewnie dzięki kreacji Curry’ego, częściowo dzięki samej tej historii, jak wspominałem, jednej z lepszych w Kingowskim dorobku, robiącej wrażenie nawet w wersjach okrojonych. Ale pamiętam nadal też, że drugi, „dorosły”, odcinek był już jednak rozczarowaniem. Telewizyjne „To” jest więc pokoleniowym doświadczeniem, ale z pewnością daleko mu od arcydzieła. Choć w „dziecięcej” części na pewno widać solidne rzemiosło.
PD: Na pewno jest coś w tym, co mówisz, bo ja tę „dorosłą” cześć w ogóle wyparłem z pamięci.
KW: Po 27 latach Pennywise powraca. Nie tylko do Derry, ale i na ekran. Nowa wersja spotkała się z ciepłym przyjęciem krytyków i entuzjazmem widzów, widać też już, że będzie wielkim sukcesem kasowym. I choć doceniam jej mocne strony, to jednak arcydziełem kina grozy jej nie nazwę – kilka rzeczy mnie w filmie nieco zirytowało i jednak pozostał niedosyt.
PD: Mnie zirytowało jedynie CGI, czyli dokładnie to, czego się obawiałem, mając w pamięci „Mamę” tegoż Muschiettiego, zasadniczo udany horror z tradycyjnie znakomitą Jessiką Chastain (notabene, Muschietti chce ją obsadzić w roli dorosłej Beverly w sequelu „To”, co uważam za świetny pomysł)…
KW: Podobno też sama Sophia Lillis typowała Chastain na swą następczynię.
PD: …ale i z okropnie sztucznymi efektami, znacznie psującymi odbiór całości. W „Tym” nie jest na szczęście aż tak źle, ale szkoda, że w ogóle, bo poza tym – może się zdziwisz – nie znajduję tu znaczących mankamentów i uważam film za jeden z lepszych horrorów ostatnich lat i jedną z najlepszych ekranizacji Kinga.
KW: Miałem zacząć od tego, co mi się podobało, ale dla dobra płynności dyskusji chyba lepiej, gdy zacznę od tego, co mnie zirytowało. Zacznę trochę okrężnie. Lubię takie powiedzenie, że najbardziej utalentowany twórca horroru będzie w stanie stworzyć dzieło, które wywoła u odbiorcy nie strach, lecz lęk – uczucie niepokoju, utrzymujące się jeszcze po seansie, jego film będzie w stanie wracać do widza. Jeśli twórca takiego talentu nie ma, to może widza porządnie przestraszyć. Strach działa podczas seansu, zapewnia rozrywkę, a po filmie ulatnia się, gdy widz powraca do rzeczywistości. Jeszcze mniej utalentowany twórca wyzwoli u widza obrzydzenie.
PD: Wynikałoby z tego, że Peter Jackson i David Cronenberg są tymi najmniej utalentowanymi. Szkoda.
KW: A nie budzą u ciebie przy okazji owego nieokreślonego lęku? No, przynajmniej Cronenberg, bo Jackson działa (a właściwie działał, bo zakładam, że mówisz o „Martwicy mózgu” i „Złym smaku”) w trochę innych obszarach. Bardziej chodzi mi o to, że nieutalentowany twórca myśli, że można zrobić horror JEDYNIE głośnymi tąpnięciami muzyki i licznymi ujęciami ciał w stanie rozkładu i pełzających robaków.
PD: A nie można? Oczywiście najlepsze horrory gore niosą także lęk, o którym mówisz, jakąś głębszą myśl, komentarz społeczny, ale nie skreślałbym przez to czystych splatterów, jak „Święto krwi” Herschella Gordona Lewisa czy „Zombie SS”. Choć jeśli wychodzimy ponad poziom niezobowiązującej nerdowskiej zgrywy, to też oczywiście wolę sugestywną atmosferę od hektolitrów krwi, robaków i zombiaków.
KW: No i mój problem z Muschiettim jest taki, że on zdecydowanie zbyt często sięga po te prostsze metody. Strach generowany jest nierzadko sposobami najprostszymi („jump scares”), gdy coś pojawia się nagle przy wsparciu motywu dźwiękowo/muzycznego, dużo też jest epatowania rozkładającymi się zwłokami, deformacjami etc. Ja wiem, że to było u Kinga, w końcu postać Trędowatego pojawia się w książce, ale po pierwsze, twórca powinien dbać nie o to, by być w zgodzie z pierwowzorem literackim, ale by jego film działał, jak powinien, a po drugie – po prostu co za dużo, to niezdrowo. Gdy Trędowaty pojawił się czwarty czy piąty raz, po prostu ziewałem. I miałem niejednokrotnie wrażenie, że w danej scenie do przerażenia widza wystarczała absolutnie sama twarz klauna, że żadne „dostraszanie” za pomocą CGI potrzebne wcale nie było, a nawet psuło efekt.
PD: Tu pełna zgoda.
KW: Muschietii miał więc wszystkie narzędzia w rękach, a zdecydowanie jak dla mnie zbyt często przekombinował. Co oczywiście nie znaczy, że w filmie nie ma scen horrorowo bardzo dobrych, wiele momentów z chaotycznej wyprawy do spalonego domu działało naprawdę doskonale, w szczególności finał, gdy wszyscy – dzieci i To – są w jednym pomieszczeniu, nie ma czasu na wyskakiwanie zza ściany, a sama sytuacja obcowania ze zmaterializowanym demonem budzi prawdziwe przerażenie. No i oczywiście bardzo dobry był sam Pennywise, zagrany na zupełnie innej nucie niż w wersji z 1990 roku.
PD: Tak, Pennywise był autentycznie przerażający wtedy, gdy grał go Bill Skarsgård, a robił dużo mniejsze wrażenie w scenach komputerowych. Pod tym względem lekki zgrzyt następował już w prologu, gdy po generującej duże napięcie rozmowie Georgiego z klaunem wskakiwało nieszczęsne CGI. Żałuję, że nie rozegrano tego od początku do końca przy użyciu samej protetyki.
KW: Lekkim rozczarowaniem był też finał. Sama sceneria z latającymi dziećmi była przesadnie efekciarska, strachy były generowane po raz kolejny tymi samymi metodami, no i sama decyzja Billa, że widziany Georgie nie jest jego bratem, była dla mnie bardzo średnio umotywowana. Billy wcześniej ugania się za każdym widmem swego braciszka, a tu, gdy staje w miejscu, o którym wie, że przetrzymywane są tu uprowadzone dzieci, gdy sam przed chwilą uczestniczył w skutecznym uratowaniu Beverly, nagle traci swą wiarę i decyduje się na dramatyczne rozwiązanie. Słabo to było umotywowane.
PD: A tu się nie zgodzę. Przecież było to umotywowane poprzednią sceną w piwnicy, po której Billy już wie, że chłopczyk w żółtym płaszczyku nie jest jego prawdziwym bratem, tylko wabikiem Pennywise’a.
KW: Niby tak, ale jednak jego reakcja – próba zabicia „brata” – jest mocno ryzykowna i zbyt bezkompromisowa, zważywszy na wspomniane fakty – przybycie do miejsca, w którym liczył na znalezienie żywego Georgiego i świeże „odczarowanie” Beverly. No i kończąc już moje marudzenia, nadmienię, że za słabo były określone siły i słabości Tego. Więcej miejsca by się przydało, by widz zrozumiał, jak można z klaunem walczyć. Bez jasnego określenia takich ograniczeń każdy finał horrorowej opowieści będzie dla widza mało wiarygodny.
PD: Przy scenie pocałunku budzącego Śpiącą Królewnę widownia na moim seansie ryknęła śmiechem. Ale zasadniczo uważam, że niedopowiedzenia właśnie dobrze robiły całej historii. Bo przecież i tak parę razy pojawił się kawonaławizm, np. w momencie, gdy Billy powiedział do klauna (tudzież do widza), że teraz, prawda, już się ciebie nie boję, to ty się boisz. Spokojnie można to było ograć samym obrazem, bez dopowiadania w dialogach. No, ale też nie klaun stanowi o sile tego filmu.
KW: Ta szczęka w stylu Obcego słaba była, niepotrzebna.
PD: To też, natomiast chodzi mi o to, że Muschietti bezbłędnie odczytał główne atuty książki, czyli przejmującą opowieść o dorastaniu, pierwszorzędnie ograny topos przyjaźni i zgrabną metaforę oswajania strachu (tudzież świata w ogóle) towarzyszącego nam od najmłodszych lat. Ciekawe, że z wersji z Timem Currym zapamiętałem głównie Pennywise’a, nie dzieciaki, natomiast tutaj odwrotnie.
KW: Myślę, że – nic nie ujmując Muschiettiemu w odpowiednim poprowadzeniu wątków obyczajowych (i samej decyzji, by w 135-minutowym filmie ująć tylko „dziecięcą” część tej opowieści, co dało miejsce na szersze zaistnienie większości młodych bohaterów – moim zdaniem jedynie Mike i Stan powinni mieć więcej czasu ekranowego) – wielka w tym zasługa świetnie dobranej młodej aktorskiej ekipy.
PD: Tak, niebagatelną rolę odgrywa tu perfekcyjny casting, zapewne nieprzypadkowo formujący ekranową paczkę Frajerów z młodziaków, którzy wybili się niedawno występami w innych obrazach tęsknie spoglądających w przeszłość. Jest dzieciak ze „Stranger Things”, dzieciak z „Midnight Special”, dzieciak znany z roli młodego Petera Quilla w „Strażnikach Galaktyki”. Ale odkryciem filmu pozostaje dla mnie zjawiskowa Sophia Lillis, skrzyżowanie młodziutkiej Molly Ringwald z Amy Adams.
KW: Cały czas miałem wrażenie, że musiałem ją już gdzieś widzieć! Ale nie, ona właśnie kojarzyła się z grą Ringwald, w końcu ikony kina młodzieżowego (która zresztą – choć już nieco starsza – grała też w ekranizacji Kinga, jedną z głównych ról w telewizyjnym „Bastionie”). Była rzeczywiście znakomita, przejmująca, a jej sceny z ojcem należą do zdecydowanie najmocniejszych w całym filmie. Bardzo mi się podobała też gra Jeremy’ego Raya Taylora w roli Bena, który w swej kreacji nie idzie w kierunku zgranych, typowych motywów zaszczuwanego za swój wygląd, niepewnego siebie otyłego dziecka, ale prezentuje dużo bardziej zniuansowane oblicze. No i Jaeden Lieberher jako Bill potrafił pokazać swój wewnętrzny smutek. A reszta to po prostu bardzo solidne dziecięce aktorstwo, tak bardzo w Polsce nieznane od czasu filmów Nasfetera i seriali Jędryki.
PD: Trzeba też przyznać, że jak na dzisiejsze standardy hollywoodzkie, jest to rzecz naprawdę odważna – niebojąca się pokazywać explicite przemocy wobec dzieci, nieunikająca najtrudniejszych tematów, jak sugestywny wątek ojca-pedofila. Szkolni prześladowcy bywają okrutni bez zahamowań, ekranowi Frajerzy klną siarczyście, co chwilę pada jakaś aluzja seksualna à propos matki czy siostry kolegi, bo przecież chłopcy muszą sobie kompensować kompleksy – dokładnie tak zapamiętałem obraz własnego szczenięctwa, na który zapewne nałożył się jeszcze filtr z amerykańskich filmów w rodzaju „Goonies” czy „Stand by Me”, do których to zresztą nowe „To” nawiązuje. I tak, oczywiście mam świadomość, że Muschietti mnie tu z rozmysłem bierze na nostalgię, podobnie jak przed chwilą twórcy „Stranger Things”, i podobnie jak znaczna część dzisiejszej popkultury, ale cóż – to działa i nic nie poradzę. „To” działa.
KW: Ale kota nie odważyli się zabić, widać więc, że są pewne granice. Żartuję oczywiście, sam byłem zaskoczony brutalnością niektórych scen, w szczególności ludzko-ludzkich. O rany, gdy Bev wracała do domu i widziała ojca, czułem, że chciałbym, żeby już z domu wyszła i dla wytchnienia spotkała klauna. Zło ziemskie robi większe wrażenie od zła nadprzyrodzonego, ale oczywiście jest to też kwestia samego ukazania owego zła, niepopadania w przesadę, budowania nieustannego napięcia. A jeśli chodzi o odwagę, to zdaje się, że twórcy nie sięgnęli tylko po mocno erotyczne wątki z książkowego pierwowzoru. I w sumie chyba słusznie zrobili.
PD: Vagina dentata była. Ale tak, w przyjętej przez Muschiettiego konwencji, gdzie jednak więcej jest Spielberga niż Larry’ego Clarka, przysięga krwi jako metafora wejścia w dorosłość to chyba lepsze rozwiązanie niż dziecięcy seks grupowy z książki. Autentycznie się wzruszyłem.
KW: A jeśli już mówimy o nostalgii, to należy zwrócić uwagę, że twórcy bardzo udanie przenieśli akcję w lata 80. Przecież akcja pierwszego wątku powieściowego toczy się w roku 1957. Tymczasem tutaj mamy nie mechaniczne przesunięcie daty, ale też solidne zbudowanie scenerii – z „Zabójczą bronią” i piątym „Koszmarem z ulicy Wiązów” granymi w kinach, z dzieciakami słuchającymi New Kids on the Block i całą solidnie odrobioną scenografią. Sequel, który z pewnością powstanie, przeniesie więc nas do współczesności. Ta część historii u Kinga jest słabsza, nie udało się też jej pokazanie w wersji z 1990 roku. Czeka więc ekipę od nowego „Tego” naprawdę trudne zadanie. Mam nadzieję, że rozwiązaniem nie będzie „jeszcze więcej potworów z CGI”.
PD: Muschietti już zapowiedział, że ma być sporo retrospekcji z dzieciakami w sytuacjach niepokazanych w pierwszym filmie. I to jest bardzo dobra wiadomość.
koniec
« 1 2
15 września 2017

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Krótko o filmach: Grzebanie w czasie na nic ci zda się
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

To nie jest straszne
— Michał Kubalski

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.