Płytoteka kinomana: Stingologia: muzyka filmowaAdam KrompiewskiPłytoteka kinomana: Stingologia: muzyka filmowaCiągle jednak brakowało utworów oryginalnych, napisanych bezpośrednio dla fabuły. Zajęty bowiem swymi ściśle muzycznymi projektami artysta odrzucał różne oferty, w tym prośby Ridleya Scotta, swego dobrego znajomego, a zarazem uznanego brytyjskiego filmowca (twórcy słynnego „Blade Runnera”, a później przebojowych „Gladiatora” czy „Hannibala”) pracującego na stałe w Hollywood. Scott chciał wykorzystać kompozycje Stinga już w swym feministycznym dramacie „Thelma i Luiza”, lecz ten wymigał się, twierdząc iż to niezwykle amerykańska w duchu produkcja, do której jego utwory po prostu nie będą pasować. Reżyser nie dawał jednak za wygraną i w 1996 r. zwrócił się do przyjaciela o napisanie piosenki ilustrującej wielką morską przygodę, jaką miał być jego nowy film – „Sztorm” („White Squall”). Tak powstało „Valparaiso”, symboliczna pieśń o śmierci i pewnym chilijskim porcie, którego nazwę tłumaczy się jako rajska dolina. Song dobrze oddający dość ponury nastrój obrazu, a przy tym znów znacznie ciekawszy artystycznie, głębszy niż sam film. Dwa lata później Sting spotkał się z kompozytorem muzyki filmowej Trevorem Jonesem, by wraz z nim napisać słowa tytułowej piosenki „The Mighty” – melodramatu Petera Chelsoma w gwiazdorskiej obsadzie (James Gandolfini, Gena Rowlands, Sharon Stone). Utwór ten (znany również pod tytułem „Freak, The Mighty”) niespodziewanie przyniósł obu panom nominację do Złotego Globu i nagrodę krytyków filmowych z Vegas. Jednak nie wszystko w filmowej karierze muzyka układało się w tym czasie różowo. Trwała bowiem prywatna wojna Stinga z Disneyem. Cała historia zaczęła się znakomicie: po sukcesach Eltona Johna i Phila Collinsa disneyowscy producenci zaczęli rozglądać się za kolejną legendą muzyki rozrywkowej, która uświetniłaby swymi piosenkami ich najnowszą animowaną superprodukcję „Kingdom of the Sun”. Wybrano Stinga, który zapalił się do tego projektu jak nigdy wcześniej. Zapoznawszy się ze scenariuszem planowanego epickiego musicalu, napisał sześć odpowiednich kompozycji, które decydenci studia Buena Vista… odrzucili. Ku rozpaczy muzyka jego melodie przestały się nadawać, gdyż zmieniono formułę filmu, czyniąc z niego wypełnioną absurdalnym humorem komedię pod nowym tytułem „The Emperor’s New Groove” (co u nas bez polotu przełożono na „Nowe szaty króla”). W ten sposób piosenki artysty dołączyły do długiej, liczącej ponad sto pozycji, listy utworów napisanych na zamówienie studiów Disneya, z których później zrezygnowano. Jednak realizatorom wciąż zależało na tym, by Sting uczestniczył w produkcji. Po dłuższych namowach wyraził on powtórnie zgodę, wymuszając jednocześnie zmiany w nowym scenariuszu. Tytułowy bohater, król Kuzco miał bowiem w finale wybudować wielką rezydencję w sercu tropikalnej puszczy, czego znany z działalności na rzecz ochrony środowiska Sting nie chciał zaakceptować. Tymczasem zbliżała się data premiery i czas naglił. Wokalista zaprosił więc do współpracy Davida Hartleya, którego cenił jeszcze od czasu nagrań do „Leaving Las Vegas”. Wspólnie skomponowali dwa nowe numery, ponadto przygotowali trzy z tych wcześniej już napisanych, tak by ostatecznie pasowały do filmu. Piosenkarz użyczył swego głosu w dwóch utworach, choć proponowano mu, aby zaśpiewał także „Perfect World”, otwierający komedię dynamiczny przebój w rytmie disco, zabawnie wystylizowany na lata siedemdziesiąte. Wokalista wymówił się związanym z wiekiem brakiem wigoru, więc zastąpił go – paradoksalnie 10 lat starszy, acz wiecznie żwawy – Tom Jones. W sumie płyta okazała się sporym sukcesem, zaś promująca piosenka „My Funny Friend And Me” przyniosła Stingowi (jak i Hartleyowi) szereg wyróżnień zarówno branży muzycznej, jak i filmowej, łącznie z pierwszą oscarową nominacją. Snując pełną emocji i dyskretnie sentymentalną balladę, jej autorzy wrócili do sprawdzonego tematu przyjaźni pozornie zupełnie niepasujących do siebie osobowości. Niezwykły wokal i płynne przejścia od delikatnych dźwięków fortepianu, poprzez elektroniczne brzmienia, aż do gospelowego chóru czynią z tego utworu prawdziwy disneyowski klasyk w najlepszym wydaniu. Zaledwie kilka miesięcy później Sting przebił jednak swe poprzednie osiągnięcie. Otóż zaproszono go na wstępny pokaz romantycznej „Kate & Leopold”, z tytułowymi kreacjami Meg Ryan i Hugh Jackmana. Intencją reżysera Jamesa Mangolda (wcześniej znanego dzięki psychologicznym dramatom: „Cop Land” i „Przerwana lekcja muzyki”) było, aby piosenkarz napisał i wykonał jakąś miłą piosenkę, która mogłaby zilustrować jego baśniową opowieść o miłości trwającej przez wieki. Zdopingowany znakomitym przyjęciem swych ostatnich filmowych dokonań muzyk bez namysłu przyjął propozycję, samodzielnie tym razem tworząc czarujący walc zatytułowany „Until”. Wedle jego własnych słów: utwór ten miał w założeniu być swoistym odreagowaniem po horrorze 11 września i nieść światu jedyne istotne w tym momencie przesłanie miłości. Pełnemu oddaniu tej myśli posłużyła w warstwie dźwiękowej elegancka, smooth-jazzowa aranżacja, udanie korespondująca z romantyczną treścią filmu. I znowu talent artysty doceniły środowiska związane z muzyką filmową, po raz drugi z rzędu nominując do Oscara oraz przyznając mu prestiżową statuetkę Złotego Globu dla najlepszej piosenki filmowej A.D. 2001. Jak więc widzimy, piosenkarsko-filmowa kariera Stinga trwa w najlepsze i wciąż się rozwija. Ceniony już nie tylko jako wykonawca, lecz jako pełnoprawny kompozytor i autor tekstów, w unikatowy sposób łącząc tradycję z nowoczesnością, podejmuje się coraz liczniejszych wyzwań dla kina i chyba nie do końca już przestrzega swej – umniejszającej rolę muzyki filmowej – deklaracji. Co niewątpliwie cieszy tak rzesze jego fanów, jak i tych miłośników X. Muzy, którzy potrafią docenić jeszcze dość skromny, lecz już niebanalny wkład tego twórcy do współczesnej sztuki filmowej. |
Na rok przed śmiercią reżyser Andrzej Jerzy Piotrowski zasmakował w kryminałach. Nakręcił jeden z odcinków serialu „07 zgłoś się” („Rozkład jazdy”) oraz zrealizował dla telewizyjnego teatru sztukę „Sobota wieczorem – niedziela rano” autorstwa Michała Komara (ukrywającego się pod pseudonimem Zdzisław Klonowski). W upartego porucznika MO wcielił się w niej zmarły przed rokiem Leonard Pietraszak.
więcej »Walka jak walka, jednak widzowie są nieco… zimnokrwiści.
więcej »Połowa lat 80. ubiegłego wieku była, co zastanawiające, nadzwyczaj dobrym okresem dla telewizyjnego Teatru Sensacji (choć nie zawsze spektakle poprzedzane były czołówką z „Kobrą”). Trzyczęściowa mafijna „Selekcja”, klasycznie brytyjski „Człowiek, który wiedział, jak to się robi” i wreszcie francuski dreszczowiec według powieści Pierre’a Boileau i Thomasa Narcejaca „Okno na morze” w reżyserii Jana Bratkowskiego – to niekwestionowane majstersztyki.
więcej »Zimny doping
— Jarosław Loretz
Ryba z wkładką
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Druga młodość
— Adam Krompiewski
Duże oczekiwania
— Adam Krompiewski
Przyspieszony kurs amerykańskiej muzyki rozrywkowej
— Adam Krompiewski
W normie
— Michał Chaciński
Dźwięki z wysokiej wieży
— Michał Chaciński
Dawno miniony świat
— Adam Krompiewski
Oszczędnie do znudzenia
— Michał Chaciński
He’ll save ev’ry one of us
— Adam Krompiewski
Wydarzenie bez precedensu
— Adam Krompiewski
Jedno z większych zaskoczeń
— Adam Krompiewski
Życie, śmierć i biologiczny hazard
— Adam Krompiewski
Jackie Chan Adventures
— Adam Krompiewski
Colin McRae Rally 2005
— Adam Krompiewski
Xbox ssie
— Adam Krompiewski
Nowa PlayStation 2
— Adam Krompiewski
Star Wars: Battlefront
— Adam Krompiewski
Wanda and the Colossus
— Adam Krompiewski
IndyCar Series 2005
— Adam Krompiewski
MTV Music Generator 3
— Adam Krompiewski
Radiata Stories
— Adam Krompiewski