Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bill Condon
‹Dreamgirls›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDreamgirls
Dystrybutor UIP
Data premiery2 marca 2007
ReżyseriaBill Condon
ZdjęciaTobias A. Schliessler
Scenariusz
ObsadaJamie Foxx, Beyoncé Knowles, Eddie Murphy, Danny Glover, Anika Noni Rose, Keith Robinson, Jennifer Hudson, Sharon Leal, Hinton Battle, Loretta Devine, John Lithgow, Smalls
MuzykaHarvey Mason Jr., Damon Thomas
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania131 min
WWW
Gatunekmusical
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Dobry i Niebrzydki: Kto nie ma czarnej duszy, tego nie ruszy

Esensja.pl
Esensja.pl
Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
« 1 2

Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Dobry i Niebrzydki: Kto nie ma czarnej duszy, tego nie ruszy

KW: A z kwestii rasowych został jedynie smakowity motyw występu w klubie białym z „błyskotliwym” żartem „zaśpiewają, zatańczą, a potem posprzątają” i „Cadillac Car”, wątku trzeciej gwiazdki i jej romansu w ogóle się nie dostrzega, dziecko bez sensu etc. Gdyby film skupił się na dwóch głównych wątkach – historii Effie i cynicznym podejściu do showbiznesu Curtisa Taylora jr. – byłoby lepiej. No i gdyby mieli na to więcej niż te pół godziny po odliczeniu wątków pobocznych i piosenek...
PD: Przeczysz sam sobie, bo z jednej strony chciałbyś, żeby film skupił się głównie na losach Effie, a z drugiej masz niedosyt z powodu słabo rozwiniętego wątku trzeciej wokalistki (czwartej też?). No sorry, jakoś tak się złożyło, że historię Dreamgirls wzorowano na autentycznej historii The Supremes, które były triem. I jak sięgam pamięcią, w filmach z wieloma bohaterami zawsze kogoś się wyróżnia. Nie ma tak, że każdy dostaje tyle samo czasu ekranowego (no, może za wyjątkiem „Trzej amigos”). W „Ocean’s Eleven” pewnie Ci przeszkadzało, że Bernie Mac pojawiał się na ekranie krócej niż George Clooney?
KW: Nie przeczę sobie, tylko podkreślam zgrzyt. Nie zależy mi bardzo na poznawaniu historii trzeciej i czwartej odtwórczyni, ale jeśli się coś do filmu na ten temat wrzuca, to albo powinno to wnosić do historii coś więcej niż dwie mało znaczące sceny, albo lepiej, żeby nie było tego w ogóle. Dobry twórca potrafi nawet z epizodów zrobić smakowity komentarz, słabszy powinien wiedzieć, że musi skoncentrować się na jednym wątku. Tu nie było ani jednego, ani drugiego.
Od lewej Hudson, Beyonce, Rose... Nie, zaraz - Rose, Hudson, Beyonce... Albo jakoś tak. Nieważne, w środku bez wątpienia Danny Glover.
Od lewej Hudson, Beyonce, Rose... Nie, zaraz - Rose, Hudson, Beyonce... Albo jakoś tak. Nieważne, w środku bez wątpienia Danny Glover.
PD: E tam. Condon jest dobrym twórcą, umiejętnie poruszającym się w różnych stylistykach – „Dreamgirls”, „Kinsey”, „Bogowie i potwory”... Żałuję, że to nie on reżyserował „Chicago”.
KW: Inna sprawa, że na pewno dla samej Jennifer Hudson ten film warto obejrzeć. Rany, ona totalnie skasowała Beyonce! Że też ta ostatnia się na to zgodziła!
PD: Też mam do niej szacunek za zdobycie się na autokrytycyzm. Hudson skasowała, to prawda, ale też bym jej nie przeceniał – po prostu miała taką rolę, by skasować, a Beyonce z kolei miała taką, by być skasowaną, i też się wywiązała. Ten film to głównie pojedynek na głosy, co nie zmienia faktu, że aktorsko może nie rzuca na kolana, ale stoi na dobrym – a jak na musicale, nawet na wysokim – poziomie.
KW: Wiem, że miały takie role, tym bardziej zaskakuje mnie Beyonce. Może ona tego nie zrozumiała, gdy jej proponowali rolę? :-) Aktorsko Hudson jest dobra, nie tylko w scenach śpiewanych, muszę to przyznać. Nie wiem, czy aż oscarowo dobra, ale na pewno nie jest to taki Oscar jak dla Gwyneth Paltrow.
PD: Czaisz, że Paltrow chce zagrać Barbarellę w nowej wersji? Z jej aseksualnością byłby to chyba najgorszy wybór z możliwych.
KW: O rany, czytałem o tym. Mieliśmy się dziś pokłócić, ale znów się muszę zgodzić – Gwyneth Paltrow jako Barbarella może kosztować producentów ładnych parędziesiąt milionów dolców wyrzuconych w błoto na ten remake... Angelina Jolie tu by pasowała. Może jeszcze Angelina Jolie. I chyba też Angelina Jolie...
PD: Ewentualnie jakaś młodsza, niekoniecznie wielka piękność, ale seksowna – Amy Smart, Elisha Cuthbert... Ale do Angeliny, rzecz jasna, nie mam zastrzeżeń.
KW: Wracając do „Dreamgirls” – Eddie Murphy jednak przereklamowany. Dobry, owszem, ale nie aż tak, jak trąbiono przed seansem.
PD: Trąbiono, bo nagle okazało się, że Murphy potrafi nie tylko się wygłupiać, ale i coś zagrać. Pozostali odtwórcy ról męskich nie byli przecież gorsi – Foxx, Glover, Robinson – wszyscy zagrali porównywalnie z Murphym. Dlatego wściekłość Murphy’ego po tym, jak nie dostał Oscara, uważam za bezzasadną – powinien się chłopak cieszyć z samej nominacji. Inna sprawa, że Arkin też nie zasłużył na Oscara...
KW: No, i wreszcie się zgadzamy. Akademia zawsze lubiła, jak ktoś kojarzący się do tej pory z wygłupem lub aktorstwem niższej klasy nagle pokaże coś dojrzałego, choćby na przyzwoitym poziomie. Murphy się świetnie w to wpasowywał. Arkin dostał trochę za całokształt, na pewno dużo bardziej zasłużył Haley.
Statek-Matka nadlatuje - sympatyczne nawiązanie do 'Bliskich spotkań III stopnia'
Statek-Matka nadlatuje - sympatyczne nawiązanie do 'Bliskich spotkań III stopnia'
PD: Był właściwie jedynym z całej piątki, który zasługiwał.
KW: Ale my tu jednak nie o Oscarach mieliśmy rozmawiać... „Dreamgirls” w Polsce od razu stał na straconej pozycji – kino czarnych, w musicalowej wersji, to nie jest film, na jaki polski widz chodzi, a którym krytyk się zachwyci... Czy nie uważasz, że rasowe powody są tu nie do pominięcia? I nie chodzi mi nawet o jakąś niechęć (zakładam, że tacy raczej chodzą na stadiony, nie do kina), ale o barierę kulturową i – nie żartuję – problemy z odróżnianiem aktorów...?
PD: No proszę Cię... Ktoś, kto by twierdził, że nie odróżnia Murphy’ego od Foxxa, a Foxxa od Glovera, musiałby być skończonym cymbałem. Może rdzennych Afrykańczyków czy Pigmejów nie tak łatwo odróżnić, ale amerykańscy czarni naprawdę są różni, niemal w takim samym stopniu jak biali. Szczególnie, że w „Dreamgirls” grają znani gwiazdorzy, a nie jakiś trzeci sort gangsta raperów. Zresztą znani czy nie, nigdy nie miałem problemu z odróżnieniem jakiegokolwiek czarnoskórego aktora od innego, a na przykład ciągle mi się myli Dermot Mulroney z Dylanem McDermottem.
KW: A mi Matthew McConaughey z Matthew Modinem. A ostatnio, po „Świadku koronnym”, dołączył do nich Paweł Małaszyński.
PD: Jeśli widzowie rzeczywiście robiliby problem z odróżniania aktorów, jak wytłumaczyłbyś ogólnoświatową popularność azjatyckich horrorów? A co do bariery kulturowej – niby dlaczego miałaby być ona przeszkodą w oglądaniu filmów? Jeśli kogoś nie interesuje film o środowisku Afroamerykanów, kulturze Majów czy królowej Elżbiecie, to niech siedzi w domu i ogląda telenowele.
KW: Jaka tam ogólnoświatowa popularność azjatyckich horrorów? W wielu krajach jest paru zapaleńców, którzy robią trochę szumu, ale na box office to już zbytnio nie działa. Trzeba dopiero nakręcić amerykański remake, z rozpoznawalnymi twarzami, by zrobić kasę... Weźmy też choćby „Infiltrację” – dopiero DiCaprio i Damon pozwolili wielu ludziom odróżnić, kto jest policjantem, a kto gangsterem... Ja wiem, że generalnie Morgan Freeman wygląda nieco inaczej od Djimona Hounsou, a Michael Jackson w ogóle wygląda inaczej od czegokolwiek, ale jednak gdy np. mowa o młodych ładnych dziewczynach, to już bywa problem – i mówię tu o ogóle, nie o szczególnych przypadkach.
PD: O Jezu, taki sam problem jak z rozróżnieniem młodych ładnych Czeszek – weź te wszystkie topmodelki – trudniej je chyba rozróżnić niż Tyrę Banks od Naomi Campbell...
Popularny w showbiznesie pojedynek na biusty. Żadna z zawodniczek z Doda jednak nie miałaby szans.
Popularny w showbiznesie pojedynek na biusty. Żadna z zawodniczek z Doda jednak nie miałaby szans.
KW: Dlaczego aktorzy czarnoskórzy w Polsce rzadko osiągają status gwiazd i dużą rozpoznawalność – za wyjątkiem może Eddie’ego Murphy’ego i Willa Smitha, wylansowanych przez wielkie przeboje („Gliniarza” i „MiB”)?
PD: I Denzela, i Snipesa – swego czasu to byli przecież jedni z największych bohaterów naszych wypożyczalni wideo. A nie przyszło Ci do głowy, że może dlatego, iż znanych i uznanych aktorów czarnoskórych jest po prostu mniej niż białych? Nie widać też po box office’ach, by Polacy w kinie jakoś szczególnie zwracali uwagę na gwiazdy – poza gwiazdami polskich seriali, oczywiście. To by zresztą tłumaczyło, dlaczego na „Starą Baśń” poszło w 2003 roku 900 tysięcy widzów, a na „Terminatora 3” – tak znany tytuł i z taką megagwiazdą – „tylko” 420 tysięcy.
KW: Trochę żartuję z tym odróżnianiem, ale wydaje mi się, że w Polsce może zachodzić tu taki problem, jaki ma amerykański widz z Chińczykami, Japończykami i Koreańczykami (polski zresztą też)... Ale pewnie są też inne przyczyny. No właśnie – dlaczego „Dreamgirls” w Polsce poległo, a w naszym kraju miłośników kina czarnych jest dwóch – znaczy Ty i Bartek Sztybor...?
PD: Dwóch wśród krytyków filmowych. Spośród swoich znajomych mógłbym Ci wymienić co najmniej kilkunastu.
KW: A może źle szukam, może po prostu Polak nie lubi musicali?
PD: Patrząc po niegdysiejszej popularności „Dirty Dancing” czy po obecnym szale na punkcie „Tańca z gwiazdami”, myślę, że wręcz przeciwnie. Naród lubi tańczyć i śpiewać (a jak może jeszcze przy okazji wypić...), więc dlaczegóż by nie miał lubić musicali czy filmów muzycznych? Tyle tylko, że Polacy na pewno chętniej obejrzeliby musical oparty na życiorysie Michała Wiśniewskiego czy Piotra Rubika, niż The Supremes. Poza tym niebagatelną rolę odgrywa reklama – jesteśmy niestety takim społeczeństwem, któremu wszystko trzeba podać na tacy, niemal wejść mu do łóżka z informacją – przykładem może tu być choćby „Testosteron”, na który w pierwszym tygodniu wyświetlania poszło więcej ludzi niż na „Ciało” tych samych autorów w ogóle. A wsparte Oscarem „Chicago” (bo umówmy się – statuetka dla najlepszego filmu to jednak co innego niż dla najlepszej aktorki drugoplanowej) obejrzało ponad pół miliona widzów. Także ogólnie rzecz biorąc, nie szukałbym dalej niż w naszej buraczanej mentalności – statystyczny Polak tak do końca nie wie, czy lubi, czy nie lubi – jak mu się wmówi, że warto, to pójdzie.
Panowie (wśród nich Murphy, Foxx i Glover, ale piszący te słowa nie wie w jakiej kolejności) myślą nad strategią promocji zespołu w Polsce. Uchwalono dodanie do dziewcząt faceta z czerwonymi włosami.
Panowie (wśród nich Murphy, Foxx i Glover, ale piszący te słowa nie wie w jakiej kolejności) myślą nad strategią promocji zespołu w Polsce. Uchwalono dodanie do dziewcząt faceta z czerwonymi włosami.
KW: A tu chyba jednak się nie zgodzę. Musical jest obcy naszej kulturze jak dynie na Halloween. Wojtek Orliński chyba kiedyś tam słusznie zauważył, że film, w którym bohaterowie znienacka zaczynają do siebie śpiewać, rodzimego widza wprowadza w konsternację.
PD: Idiotę wiele rzeczy może wprowadzić w konsternację.
KW: „Dirty Dancing” tego rodzaju musicalem nie było, bo tam piosenki były akompaniamentem dla numerów tanecznych.
PD: „Dirty Dancing” w ogóle nie był musicalem.
KW: To po co o nim mówimy? :-) „Chicago” z oscarową machiną promocyjną i gwiazdami w obsadzie było oczywiście wyjątkiem, ale poza tym raczej muzyczne produkcje się nie sprawdzają, a polscy twórcy od lat nie próbują takich filmów robić („Hallo Szpicbródka” to już 30 lat temu, poza tym rozgrywał raczej żywy wówczas sentyment za 20-leciem międzywojennym, niż zachęcał muzyką).
PD: Bzdura. Powtórki „Szpicbródki” wciąż przyciągają miliony widzów przed telewizory.
KW: Powtórki czegokolwiek ostatnio przyciągają miliony – ale teraz chodzi o sentyment do aktorów...
PD: W ostatnich miesiącach jednymi z ulubionych filmów polskiej młodzieży są „Step Up” i „High School Musical” – blogi i fankluby poświęcone tym filmom wyrastają jak grzyby po deszczu. Słowem: tu nie ma reguły. Pewnie, że mógłbyś mi przyprowadzić grupę 70-latków i z satysfakcją stwierdzić: „Widzisz, Piotrze, nikt z nich nie lubi musicali, a połowa nawet nie wie, co to takiego – a nie mówiłem?”. Ale młodzi ludzie są otwarci na ten gatunek.
KW: Jestem pewien, że znajdziesz jakieś kontrprzykłady, ale jednak ja podsumuje krótko: jeden z najbardziej kasowych filmów w historii kina – „Dźwięki muzyki” – jest w Polsce praktycznie nieznany!
PD: E tam, nieznany. To jest ulubiony musical Bartka Sztybora.
KW: No, to jest argument...
PD: Poza tym czego ma dowodzić niepopularność jednego filmu z lat 60.? Polacy idą z duchem czasu opornie, ale jakoś tam idą.
KW: No to są opóźnieni o 40 lat, bo era największych triumfów musicali przypadała mniej więcej wtedy...
PD: Oj, żeby tak ze wszystkim byli opóźnieni tylko o 40 lat...
KW: Ale swoją drogą jestem ciekaw, czy film oparty na życiorysie Michała Wiśniewskiego byłby przebojem... „Sami Swoi” na nim jednak się wyłożyli, dokument o nim samym nikogo nie zainteresował, ale z drugiej strony dziś z samego rana, włączając telewizor, trafiłem na relację z jakiejś ulicznej chałturki w wykonaniu „Ich trojga”...
PD: Jeszcze raz powtarzam – kwestia reklamy. O dokumencie Latkowskiego mało kto poza krytykami filmowymi słyszał. Przy reklamie podobnej tej, jaką TVN zrobił „Świadkowi koronnemu”, na pewno sporo moherów i głupich nastolatków by się na musical z Wiśniewskim wybrało.
KW: Akurat jakoś nie sądzę, że mohery chodzą na Wiśniewskiego...
PD: Na koncerty nie chodzą, ale płyty kupują.
KW: Ale wracając do meritum – sądzisz więc, że „Dreamgirls” przy dobrej promocji byłoby w Polsce sukcesem? Bo mi jednak jest to trudno sobie wyobrazić. Jak by taka kampania miała wyglądać?
PD: Puścić „One Night Only” we wszystkich stacjach radiowych. Zaprosić Beyonce na serię koncertów, a Eddie’ego Murphy’ego do „Maratonu uśmiechu”. Dać Jamiemu Foxxowi epizod w „Magdzie M.”. Wymagałoby to wszystko sporych nakładów finansowych, ale jest to do zrobienia.
KW: Nie zwróciłoby się... Ale z tym „One Night Only” w radiu to dobry pomysł. Halo, czy ktoś nas czyta?
PD: I jeszcze niechby Jennifer Hudson opowiedziała o swoich upadkach, wzlotach i wagowych kłopotach u Ewy Drzyzgi...
koniec
« 1 2
22 marca 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.

więcej »

Z filmu wyjęte: Latająca rybka
Jarosław Loretz

6 V 2024

W chińskich filmach nawet latające ryby są trochę… duże.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Polecamy

Latająca rybka

Z filmu wyjęte:

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Blask sukcesu
— Ewa Drab

Z tego cyklu

Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

O pozorach, raz jeszcze
— Wojciech Lewandowski

Esensja ogląda: Marzec 2017 (3)
— Piotr Dobry, Marcin Osuch, Jarosław Robak

Berlinale 2015: Ostatni ukłon
— Marta Bałaga

Gorzki happy end?
— Gabriel Krawczyk

O jednego wampira za daleko
— Ewa Drab

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.