Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Peter Webber
‹Dziewczyna z perłą›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDziewczyna z perłą
Tytuł oryginalnyGirl with a Pearl Earring
Dystrybutor ITI, Vue Movie Distribution
Data premiery21 maja 2004
ReżyseriaPeter Webber
ZdjęciaEduardo Serra
Scenariusz
ObsadaScarlett Johansson, Tom Wilkinson, Colin Firth, Cillian Murphy, Judy Parfitt
MuzykaAlexandre Desplat
Rok produkcji2003
Kraj produkcjiLuksemburg, Wielka Brytania
Czas trwania95 min
ParametryDolby Digital 5.1; format 2,35:1; lektor
WWW
Gatunekdramat
EAN5900058111053
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Perła na spękanym płótnie
[Peter Webber „Dziewczyna z perłą” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Gdy człowiek dobrze opatrzy się na twórczość Vermeera, a potem obejrzy film, ma permanentne i regularnie cykliczne uczucie deja-vu.: tutaj aż się roi od motywów, które co rusz przywodzą na myśl to niezwykłe malarstwo. Prym wiodą sceny z Griet w roli głównej – dość, że przejdzie ona przez pokój, stanie przy oknie, gdzieś się melancholijnie zapatrzy, a człowiek słyszy w duszy gromkie: Vermeer! Jak mi Bóg miły, Vermeer!

Marcin T.P. Łuczyński

Perła na spękanym płótnie
[Peter Webber „Dziewczyna z perłą” - recenzja]

Gdy człowiek dobrze opatrzy się na twórczość Vermeera, a potem obejrzy film, ma permanentne i regularnie cykliczne uczucie deja-vu.: tutaj aż się roi od motywów, które co rusz przywodzą na myśl to niezwykłe malarstwo. Prym wiodą sceny z Griet w roli głównej – dość, że przejdzie ona przez pokój, stanie przy oknie, gdzieś się melancholijnie zapatrzy, a człowiek słyszy w duszy gromkie: Vermeer! Jak mi Bóg miły, Vermeer!

Peter Webber
‹Dziewczyna z perłą›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDziewczyna z perłą
Tytuł oryginalnyGirl with a Pearl Earring
Dystrybutor ITI, Vue Movie Distribution
Data premiery21 maja 2004
ReżyseriaPeter Webber
ZdjęciaEduardo Serra
Scenariusz
ObsadaScarlett Johansson, Tom Wilkinson, Colin Firth, Cillian Murphy, Judy Parfitt
MuzykaAlexandre Desplat
Rok produkcji2003
Kraj produkcjiLuksemburg, Wielka Brytania
Czas trwania95 min
ParametryDolby Digital 5.1; format 2,35:1; lektor
WWW
Gatunekdramat
EAN5900058111053
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Bardzo, ale to bardzo lubię książki, w których ważną rolę odgrywają dzieła malarskie. Pamiętam, jak ongiś jednym tchem przeczytałem "Spisek sykstyński" Philippa Vandenberga, potem wpadł mi w łapy "Grób Boga" Richarda Andrewsa i Paula Schellenbergera (nie jest to co prawda powieść, lecz opis badań i poszukiwań dotyczących mocno spiskowej historii, opowiadającej o tajemnicy Rennes-le-Chateau, księdzu Berengarze Saunierze i o dziejach jednej z największych herezji świata - znakomicie wymyślone, nawet jeśli to nieprawda), gdzie istotny jest obraz Nicolasa Poussina "Et in arcadia ego", a także kilka innych. Potem pamiętam jeszcze jedno z opowiadań Fredricka Forsytha z tomu "Weteran", pt. "Dzieło sztuki", by w końcu dotrzeć do "Szachownicy flamandzkiej", pióra Arturo-Perez Reverte, a ostatnio do "Kodu Leonarda da Vinciego" Dana Browna, gdzie odnalazłem motywy podobne do tych z "Grobu Boga".
Moje zamiłowanie wynika pewnie z samego uwielbienia dla sztuki malarskiej dawnych mistrzów. Żeby wymienić ulubieńców, trzeba by wspomnieć Rubensa, Caravaggia, El Greca, Tintoretta i Vermeera, przyprawić to wszystko pejzażami Lorraina, na koniec popchnąć Chardinem i Velazquezem, a i tak żadną miarą nie zniknie wahanie, czy jeszcze ktoś nie powinien do drużyny dołączyć, bo cóż w takim razie uczynić z van Eyckiem, Tycjanem, Rembrandtem, Pierrem della Francescą, da Vincim, Bounarottim, Rafaelem, Giorgonem, ech, można by bez końca wyliczać...
Wziąwszy powyższe pod należytą rozwagę, nie dziwi zapewne to, że prędziutko i bez szemrania powędrowałem na premierę "Dziewczyny z perłą". Pełen byłem przy tym wielkiej nadziei, że absolutnie niezwykłe i cudownie natchnione malarstwo flamanda Vermeera zostanie ukazane z należytym pietyzmem, tworząc atmosferę stosowną do tego, by prawidłowo przeżyć kinową wizytę w prawcowni wielkiego mistrza. I - na wszystkich bogów starożytności i tych, których kulty wciąż żywe - nie zawiodłem się!
Johannes van der Meer van Delft, Flamand, a po współczesnemu Holender, żyjący w latach 1632 - 1675, dziś jest uznawany za jednego z największych mistrzów malarstwa. Zakończył żywot młodo, licząc lat zaledwie czterdzieści trzy, pozostawiając po sobie gromadkę czternastu dzieci, solidne długi i kilkanaście arcydzieł. Film, nakręcony na kanwie powieści Tracy Chevalier, noszącej tytuł "Dziewczyna z perłą" (dosłownie z angielskiego "Dziewczyna z perłowym kolczykiem"), opowiada o powstaniu jednego z nich, przy okazji bardzo plastycznie pokazując kilka rzeczy.
Przede wszystkim poznajemy atmosferę i klimat tamtego czasu, tamtego świata, tamtych ludzi, tamtej kultury, wszystko z perspektywy jednego domu, oglądanego oczyma młodziutkiej dziewczyny. Bohaterka o imieniu Griet, prosta, skromna i nieśmiała, obdarzona, jak się wkrótce okazuje, niezwykłym talentem i intuicją przynależną malarzom, zmysłem odczuwania barw, gry światła czy kompozycji obrazu, zmuszona jest opuścić biedny dom rodzinny i nająć się na służbę u znanego w mieście mistrza pędzla. Sypia w piwnicy, pracuje zaś właściwie przy wszystkim: sprząta, pierze, gotuje. I poznaje stosunki panujące w rodzinie gospodarzy.
Jan Vermeer to przedstawiciel tego gatunku artystów, dla których jaskrawo sprawdza się teza, że nie powinno się uzależniać swego bytu i utrzymania wyłącznie od własnej twórczości. Jest on uznanym malarzem, ale pracuje bardzo powoli, często poświęca kilka miesięcy na jeden obraz. Oddawanie się tej niezwykłej pasji twórczej traktuje bardzo poważnie, nie dopuszcza żadnej fuszerki, stąd tak uporczywa gonitwa za właściwą wizją, za ową "weną", bez której ani rusz. Stąd też również ta mozolność i powolność tworzenia mistrza z Delft.
Oczywiście taki sposób produkowania malarstwa jest zgoła odmienny od metody stosowanej przez innych artystów. Niektórzy potrafili machać dzieła wprost karabinowo, wielu miało duże pracownie, licznych asystentów i uczniów, trzaskających obraz za obrazem - częstokroć mistrz jedynie go sygnował, poprawiając własnoręcznie drobne detale i okraszając wprawną ręką to i owo, czasem zaś jedynie wskazując konieczne zmiany. Takie fabryki mieli również ci bardzo znamienici twórcy i fakt, że Vermeer do nich nie należał jest wielce nie na rękę jego teściowej, która rada by opychać obraz co tydzień, gdy tymczasem jej zięć tworzył w tempie denerwująco powolnym.
Film jest bardzo dobrym psychologicznym studium kilku postaci. Przede wszystkim oczywiście nasz malarz. Pokazany jest tutaj jako człowiek trochę zagubiony w realnym świecie. Normalnie skryty w sobie, zamknięty na piętrze, cichy i mrukliwy, potrafi się solidnie wściec o byle drobiazg - nikt nie może niczego przestawić ani o milimetr w jego pracowni. Powody jego nastroju są jednak po trosze zrozumiałe i już o nich pisać zacząłem: Vermeer zależy bardzo mocno od swojego mecenasa, bogatego pana Van Ruijvena (w tej roli Tom Wilkinson, znany choćby z filmu "Patriota", gdzie u boku Mela Gibsona grał rolę angielskiego generała Cornwallisa). Ta zależność, dodatkowo jeszcze akcentowana przez chciwą i skąpą teściową, co jakiś czas kompletnie rujnuje owo sakrum sztuki malarskiej, któremu najchętniej by się oddawał. Cóż, to odwieczny problem artystów, na których często zleceniodawca wymuszał zmiany tylko dlatego, że to on trzymał w ręku brzęczącą kiesę.
Vermeer jest przy tym wszystkim nieco kapryśny, trochę zahukany przez dwie kobiety: teściową i żonę, swoją nieco stłamszoną męskość próbuje sobie rekompensować regularnym płodzeniem dzieci, w czym godnie sekunduje mu uległa żona. Ale kiedy nakłada farby na płótna, jest mistrzem w każdym calu.
Mecenas Van Ruijven to z kolei obleśny prymityw, chutliwy i pyszny, co oczywiście jest prostą konsekwencją jego bogactwa. Stara się uchodzić za człowieka z klasą, otacza się dziełami sztuki, ale ta fasada prawdziwego charakteru nie ukryje. Trzyma więc nasz "macenas" Vermeera w garści i to on, mając już dość obrazków rodzinnych, żąda dla siebie namalowania obrazu młodziutkiej Griet, obrazu, który jest kanwą całej tej historii. Nie ma co ukrywać - wiele znakomitych, zachwycających dzieł zawdzięczamy kaprysom i szczodrości bardzo podobnych Van Ruijvenowi patałachów.
Z kolei dwie wspomniane już kobiety: żona artysty i jej matka, to klasyczny przykład ludzi, którzy desperacko chcieliby wyjść wyżej, niż są. Życie ponad stan jest w ogóle zjawiskiem nie nowym bynajmniej, choć wciąż jednakowo żałosnym i tutaj dobrze to widać. Obie są po pańsku wyniosłe dla służby, dla Van Ruijvena zaś uniżone i obrzydliwie pochlebne. Małżonka malarza bezustannie się stroi, jest płodna jak królica (to jedyny sposób zwrócenia uwagi męża, jaki zna) i piekielnie zazdrosna o Griet, bo jej malarz okazuje względy, widząc w dziewczynie talent i zmysł, jakich jego małżonka nie ma za grosz - o to zresztą między innymi wybucha potworna awantura, z krzykiem i łzami jak się należy.
Obsada jest zupełnie przyzwoita, bez zgrzytów, choć ten film to nade wszystko cudowny spektakl jednej aktorki, odgrywającej rolę Griet i znanej choćby z "Między słowami" Scarlett Johansson. Jej kreacja jest doprawdy znakomita - bardzo przekonująco ukazuje ona nieśmiałą, po trosze zagubioną, prostą i przyzwoitą dziewczynę, która pozwala, niejako wbrew sobie, by jej naturalne wyczucie kolorystyki - pięknie w filmie pokazane początkową sceną, w której Griet "komponuje" na półmisku sałatkę - rozkwitło w prawdziwą fascynację. Jest owo zauroczenie malarstwem umiejętnie podsycane przez samego mistrza Vermeera, gdy ten uświadamia sobie, że oto pod swoim dachem spotkał bratnią duszę, tak odmienną od dwóch bab, które malarstwa ni w ząb nie rozumieją ani nie czują, za to chętnie by je spieniężały, byle więcej.
Szybko okazuje się, że nasza Griet to taki Janko Muzykant w spódnicy. Biedna, skromna dziewczyna, ma w sobie niezwykły zmysł, talent po prostu, choć ten fakt zwiastuje dramat, jakim zawsze i wszędzie jest zaprzepaszczenie bądź rezygnacja z jego rozwoju, wynikająca z przyziemnego, banalnego niedostatku czy niskiego urodzenia. A potem jest tak, jak u Sienkiewicza: "Nad Jankiem szumiały brzozy." Nie wiemy, jak kończy się historia Griet, bo film ukazuje jedynie krótki wycinek z jej życia (notabene bardzo piękna jest tu swoista klamra - ukazany z lotu ptaka widok sylwetki Griet, stojącej na bruku miejskiego rynku, układającego się w charakterystyczną gwiazdę, pokazany na początku i na końcu filmu), ale nie pora tu na złudzenia jakiekolwiek: to nie ten czas. Po Griet, która być może znalazła szczęście gdzie indziej, niźli w świecie niezwykłej sztuki, pozostał jedynie - jak chce ta opowieść - niezwykły obraz, po dziś dzień podziwiany w muzeum.
Absolutnie nie sposób nie wspomnieć o technicznej stronie tego filmu, bo jest ona kluczowa. Jeśli miałbym tu użyć jednego określenia, powiedziałbym: malowniczość. Nie chodzi tu o potoczne znaczenie tego słowa, które zwykle pada w odniesieniu do pięknej okolicy. W filmie ma ono wiele znaczeń, co jest bezpośrednią konsekwencją takiego, a nie innego malarstwa mistrza Vermeera. Brzmi pokrętnie, ale już śpieszę wyjaśniać, o co mi chodzi.
Otóż Vermeer bardzo dużo ze swych znakomitych dzieł poświęcił kobietom, w szczególności prostym mieszczankom. Wiele obrazów przedstawia toczka w toczkę podobne do siebie i bardzo charakterystyczne pomieszczenia, zaś przebywające w nich kobiety a to trzymają wagę, a to nalewają mleko, a to grają na instrumentach, a to słodko śpią, wsparte na ręku, a to znowu coś szyją czy otwierają okno. Vermeera uważa się za tego, który najpiękniej, najgłębiej, najwyraziściej potrafił zakląć na płótnie kobiecą duszę. Zacytuję słowa Waldemara Łysiaka z jego "Malarstwa Białego Człowieka": "[...] namalować duszę kobiety to cud. A namalować ją bardziej wnikliwie niż Vermeer - to niemożliwość."
Więc gdy człowiek dobrze opatrzy się na twórczość Vermeera, a potem obejrzy film, ma permanentne i regularnie cykliczne uczucie deja-vu: tutaj aż się roi od motywów, które co rusz przywodzą na myśl to niezwykłe malarstwo. Prym wiodą sceny z Griet w roli głównej - dość, że przejdzie przez pokój, stanie przy oknie, gdzieś się melancholijnie zapatrzy, a człowiek słyszy w duszy gromkie: Vermeer! Jak mi Bóg miły, Vermeer! A tych scen jest dużo więcej: widok miasta, pejzaże, charakterystyczne witrażowe okna, wreszcie wnętrza domów - te jasne, tonące w świetle dnia i te ciemne, rozjaśniane blaskiem świec, no po prostu wzrokowa poezja par excellance, bardzo zresztą umiejętnie podkreślana poprzez ukazywanie danej sceny z dalekiego planu, idealnie skadrowanego i odpowiednio wystylizowanego na flamandzki obraz. Rzęsiste brawa należą się za te cudne ujęcia dla Eduardo Serry, nominowanego w tym roku do Oscara - za tak znakomite rzemiosło należy się nagroda jak nic! Jednym słowem: od scenografii i kostiumów począwszy, po konkretne sposoby kompozycji scen, pejzaże, wspomniane zdjęcia, do tego cudowną muzykę - wszystko stwarza piękny, bardzo spokojny klimat. Tak, tak, takiej plastyczności i malowniczości przerzuconej na celuloid dawno już nie można było w kinie spotkać, ostatnio to chyba było "Między piekłem a niebem". Najwyższy czas!
"Dziewczyna z perłą" to malarski album, nadziany cudownymi obrazami "jako prosię pieczone kaszą". Rewelacyjna robota! To bardzo subtelny, spokojny, w wielu scenach liryczny wręcz film i jeśli ktoś czuje przesyt czy to monumentalizmem, czy to płaskimi przygodówami, czy wreszcie szczękiem oręża i natłokiem eksplozji - gorąco mu go polecam.
koniec
24 maja 2004

Komentarze

13 VII 2011   10:42:36

Obejrzałam niedawno na DVD i mam dziwne wrażenie, że w wersji kinowej paru scen nie było: jestem na 90% pewna, że film kończył się klamrową sceną, w której Griet stoi na miejskim placu ozdobionym wizerunkiem czegoś w rodzaju róży wiatrów (wyjaśniono mi, że jest to miejsce, w które symbolicznie udawali się ludzie stojący na rozdrożu życiowym), a tymczasem na płytce była jeszcze Tanneke (starsza służąca) wręczająca jej przysłane przez mistrza kolczyki. Nie przypominam sobie również fragmentu, gdzie Griet oddaje się synowi rzeźnika pod jakimś słupem. Czyżby wersja director's cut wzbogacona tylko o te dwa urywki?

A film ogólnie przecudny, polecam.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

DVD: Dziewczyna z perłą
— Ewa Drab

Kolczyki Cathariny
— Agnieszka Szady

Tegoż twórcy

Wgryzając się w Hannibala
— Urszula Lipińska

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.