Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam Elliot
‹Mary i Max›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMary i Max
Tytuł oryginalnyMary and Max
Dystrybutor Monolith
Data premiery3 grudnia 2010
ReżyseriaAdam Elliot
ZdjęciaGerald Thompson
Scenariusz
MuzykaDale Cornelius
Rok produkcji2009
Kraj produkcjiAustralia
Czas trwania80 min
WWW
Gatunekanimacja, dramat, komedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Z samotnością można walczyć!
[Adam Elliot „Mary i Max” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Mary i Max” to pełnometrażowy debiut Adama Elliota, zdobywcy Oscara za krótkometrażową animację „Harvie Krumpet”. Debiut mądry, głęboki, niesłychanie przejmujący, choć raczej trudny w odbiorze. Bo słodyczy w nim – prócz wcinanych przez bohaterów czekoladek – nie ma za grosz.

Jarosław Loretz

Z samotnością można walczyć!
[Adam Elliot „Mary i Max” - recenzja]

„Mary i Max” to pełnometrażowy debiut Adama Elliota, zdobywcy Oscara za krótkometrażową animację „Harvie Krumpet”. Debiut mądry, głęboki, niesłychanie przejmujący, choć raczej trudny w odbiorze. Bo słodyczy w nim – prócz wcinanych przez bohaterów czekoladek – nie ma za grosz.

Adam Elliot
‹Mary i Max›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMary i Max
Tytuł oryginalnyMary and Max
Dystrybutor Monolith
Data premiery3 grudnia 2010
ReżyseriaAdam Elliot
ZdjęciaGerald Thompson
Scenariusz
MuzykaDale Cornelius
Rok produkcji2009
Kraj produkcjiAustralia
Czas trwania80 min
WWW
Gatunekanimacja, dramat, komedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Animacja poklatkowa to chyba jeden z najtrudniejszych, najbardziej pracochłonnych sposobów kręcenia filmu. Technika ta nigdy nie była specjalnie popularna i sprawdzała się przede wszystkim w krótkometrażówkach skierowanych do młodocianego odbiorcy oraz jako umiarkowanie tani sposób na wstawienie potworów do historii opartych na fantastyce. Dopiero ostatnimi czasy, gdy po latach starań wreszcie udało się przekonać widzów, że termin „animacja” wcale nie musi natychmiast przywodzić na myśl podszytej infantylizmem bajki dla niedorostków, animacja poklatkowa znów wraca do łask, dochrapawszy się w końcu samodzielnych występów na dużym ekranie i statusu elity wśród wszystkich rodzajów animacji. Z ostatniej dekady z pewnością warto wymienić zrealizowane w ten sposób „Miasteczko Halloween” i „Gnijącą pannę młodą” Tima Burtona, „Uciekające kurczaki” i „Wallace i Gromit: Klątwa królika”, zrealizowane przez Nicka Parka, oraz świeżutkiego „Fantastycznego pana Lisa” w reżyserii Wesa Andersona. Jednak o ile powyższe filmy, nawet mimo powagi poruszanej tematyki, są raczej lżejszego kalibru i skutecznie tonują gorzkie momenty solidnymi pigułami humoru czy groteski, to „Mary i Max” jest niemalże rasowym dramatem, na którym uśmiech najczęściej chodzi w parze ze ściśniętym gardłem.
Film opowiada historię mieszkającej w Australii dziewczynki, Mary Daisy Dinkle, która zrozpaczona swoim wyglądem (jej czoło zdobi znamię „koloru kupy”) i nędznym życiem (matka pije i nie stroni od drobnych kradzieży, ojciec od dziesięcioleci pracuje przy linii doszywania zawieszek do torebek herbaty, a po pracy wypycha znalezione przy autostradzie ptaki), zaczyna korespondować z wybranym na chybił trafił z książki telefonicznej mieszkańcem Nowego Jorku, Maksem Jerrym Horovitzem. Pech chciał, że jej wybraniec zdaje się być trapiony znacznie większą liczbą problemów, niż ona sama. Nie dość bowiem, że jest Żydem-ateistą, to w dodatku ma syndrom Aspergera, przejawiający się głównie w niemożności zrozumienia intencji (oraz wyrazu twarzy) innych ludzi, a całe jego życie to mniejsze bądź większe pasmo niepowodzeń. Obojgu jednak tak mocno doskwiera samotność i brak przyjaciół, że zaczynają ze sobą w miarę regularnie korespondować, wymieniając się przykrymi doświadczeniami, receptami na codzienne bolączki oraz podsyłając sobie nawzajem rozmaite produkty oparte na czekoladzie. Listowne dyskusje są o tyle ułatwione, że oboje dzielą podobne zainteresowania, jak choćby uwielbienie wobec „Nobletów”, kreskówki, która dla każdego z nich jest ważna z innych przyczyn.
I tak to sobie biegnie, wciągając widza coraz głębiej w psychikę obu postaci i na przykładzie ich nadmiernie skomplikowanego życia pokazując, że nawet dla najbardziej nieszczęśliwego samotnika, pogrążonego w najsilniejszej nawet depresji, zawsze jest jakaś droga wyjścia. Trzeba tylko przejawić choć odrobinę dobrej woli. A w przypadku bohaterów nie jest to przecież takie łatwe. Oboje postrzegają swoje życie jako odcinki w miarę spokojnej egzystencji, biegnące od jednego niepowodzenia do drugiego. Mary, z biegiem lat coraz dojrzalsza, bezustannie walczy o to, by uzyskać społeczną akceptację, choć wyniki tej walki nie są zbyt zachęcające. Max natomiast, postawiwszy przed sobą minimalistyczne, ewidentnie zastępcze cele, markuje pracę nad sobą i od czasu do czasu miewa dokuczliwe kłopoty z utrzymaniem równowagi psychicznej, zwłaszcza wobec zadawanych przez Mary pytań.
Film jest pięknie skonstruowany, ma dość oszczędną animację i jest niemal zupełnie pozbawiony dialogów, posiada za to bardzo solidnie rozbudowaną narracją zewnętrzną. Zabieg tyleż ciekawy, co chwilami irytujący, bo znacznie ciężej w tym momencie traktować sportretowanych bohaterów na serio i od czasu do czasu można poczuć się jak w trakcie seansu któregoś z edukacyjnych filmów, opowiadających o codziennym życiu co bardziej egzotycznych plemion. Narracja jednak równocześnie odrobinę pomaga w zdystansowaniu się od przytłaczających problemów bohaterów i przełożeniu zawartych w fabule recept na życie własne i swoich znajomych. A zaręczam, sporo dobrego można z tej historii wynieść. Na przykład naukę – wyłożoną tylko pośrednio – że wyłącznie od nas zależy, w jakich barwach będziemy postrzegali świat. Czy będzie on piękny i pełen radości, czy jednak ponury i przygnębiający. Reżyserowi doskonale wyszło pokazanie tej prawdy w scenie, gdy w czarno-białej rzeczywistości Maksa pojawia się wysłany przez Mary pompon, aż kłujący w oczy swoją mocną czerwienią. Bo mimo że świat dziewczynki też jest zdominowany przez jedną tonację – z oczywistych względów opartą na brązie – to jednak jawi się w nieco jaśniejszych, odrobinę cieplejszych barwach.
Szkoda przy tym, że „Mary i Max” jest tak bardzo zbieżny tematycznie i stylistycznie z krótkometrażowym „Harviem Krumpetem”, którym Adam Elliot podbił kilka lat temu serca jurorów przyznających nagrody Oscara. W rzeczy samej to taki „Harvie Krumpet”, tylko „bardziej”. Jest dłuższy, ma wrzuconych więcej fobii i dziwactw, więcej bohaterów i więcej zwierzątek, jednocześnie przy zwyczajnie kosmetycznych roszadach. Bo oto Max, zamiast zawieszonego na szyi notesiku z faktami, ma notesik pomagający odczytywać nastroje rozmówców, Mary, zamiast kotów o imionach Sonny i Cher, posiada tak samo wabiące się psy, łysiejącą papugę zastąpił jednooki kot, zaś do kompletu pojawia się odratowany z drogi do ubojni kogut – notabene wyjątkowo inteligentny – co jest reminiscencją walki o prawa zwierząt, którą prowadził bohater „Harviego…”. Zbieżności jest znacznie więcej i nie ma sensu się w nie wikłać, dość nadmienić, że wygląda to wszystko nie tyle na inteligentne autocytaty, ile na irytujące pójście na łatwiznę. Na szczęście nowy film został jednocześnie lekko stonowany – przynajmniej jeśli chodzi o fatalizm – dzięki czemu pełnometrażowy debiut Elliota jest odrobinę cieplejszy od oscarowej wprawki i pozwala sobie nawet od czasu do czasu na drobinki optymizmu.
Jak by jednak nie patrzeć, „Mary i Max” jest nadzwyczaj udanym filmem, który bawiąc – choć zabawa ta zabarwiona jest solidną dawką goryczy – uczy żelaznych zasad rządzących naszym życiem i ułatwiających radzenie sobie z codziennymi problemami. Seans będzie szczególnie wartościowy dla tych, którzy mają duże problemy z zaakceptowaniem samych siebie i starają się unikać zewnętrznego świata.
Oczywiście, jak to dobre filmy, „Mary i Max” trafił do polskich kin w… jednej kopii. Po prostu wstyd…
koniec
3 grudnia 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

East Side Story: Ciemne chmury nad Anatewką
Sebastian Chosiński

5 V 2024

Łotewski reżyser, wykształcony w Stanach Zjednoczonych, w poprzedniej dekadzie nakręcił w Ukrainie film na podstawie powieści żydowskiego prozaika z początku XX wieku, przerobionej następnie w latach 90. na sztukę teatralną przez rosyjskiego Żyda. Tak w skrócie można opisać historię powstania historycznego komediodramatu Vladimira Lerta „Pokój wam!”, który nawiązuje do legendarnych „Dziejów Tewjego Mleczarza” Szolema Alejchema.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.