Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcus Nispel
‹Teksańska masakra piłą mechaniczną›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTeksańska masakra piłą mechaniczną
Tytuł oryginalnyThe Texas Chainsaw Massacre
Dystrybutor SPI
Data premiery22 października 2004
ReżyseriaMarcus Nispel
ZdjęciaDaniel Pearl
Scenariusz
ObsadaJonathan Tucker, Erica Leerhsen, Eric Balfour, Jessica Biel, Mike Vogel, Andrew Bryniarski, R. Lee Ermey
MuzykaSteve Jablonsky
Rok produkcji2003
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania98 min
WWW
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Amerykańska masakra scenariuszem
[Marcus Nispel „Teksańska masakra piłą mechaniczną” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Twórcom nowej „Teksańskiej masakry...” udała się rzecz pozornie niemożliwa – film wypchany po brzegi bryzgającą krwią, zrealizowany w przydymionej tonacji i pełen przemocy i makabrycznych gadżetów praktycznie nie straszy. Zachlapany krwią samochód, podobnie powalani bohaterowie czy osoba wisząca na rzeźnickim haku nie wzbudzają żadnych większych emocji, bo i niby jak miałyby to robić bez sensownej podbudowy fabularnej, czyli tego, co miał pierwszy film

Jarosław Loretz

Amerykańska masakra scenariuszem
[Marcus Nispel „Teksańska masakra piłą mechaniczną” - recenzja]

Twórcom nowej „Teksańskiej masakry...” udała się rzecz pozornie niemożliwa – film wypchany po brzegi bryzgającą krwią, zrealizowany w przydymionej tonacji i pełen przemocy i makabrycznych gadżetów praktycznie nie straszy. Zachlapany krwią samochód, podobnie powalani bohaterowie czy osoba wisząca na rzeźnickim haku nie wzbudzają żadnych większych emocji, bo i niby jak miałyby to robić bez sensownej podbudowy fabularnej, czyli tego, co miał pierwszy film

Marcus Nispel
‹Teksańska masakra piłą mechaniczną›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTeksańska masakra piłą mechaniczną
Tytuł oryginalnyThe Texas Chainsaw Massacre
Dystrybutor SPI
Data premiery22 października 2004
ReżyseriaMarcus Nispel
ZdjęciaDaniel Pearl
Scenariusz
ObsadaJonathan Tucker, Erica Leerhsen, Eric Balfour, Jessica Biel, Mike Vogel, Andrew Bryniarski, R. Lee Ermey
MuzykaSteve Jablonsky
Rok produkcji2003
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania98 min
WWW
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Moda na remaki trwa. Jest to zjawisko dość niepokojące, bowiem nasuwa smutną myśl - skończyły się dobre pomysły na scenariusze. Producenci coraz mocniej bobrują w klasycznych motywach usiłując wycisnąć z nich co się tylko da, żeby móc sięgnąć głębiej do kieszeni widza. Z poletka horrorów w ostatnich latach zaserwowano widzom nowe wersje „13 duchów”, „Nawiedzonego domu”, „Świtu żywych trupów” (który do końca remakiem nie był), a teraz „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” (albo łańcuchową, jak kto woli; wedle woli może być to również masakra teksaska – dystrybutorzy w naszym kraju nigdy nie mogli się dogadać w kwestii tytułu). Wersja oryginalna z roku 1974 była niskobudżetowym filmem gatunku gore (w skrócie – krwawe, widowiskowe szlachtowanie dwóch lub więcej osób, przeprowadzane najczęściej bez udziału sił nadprzyrodzonych; ot, taki kryminał, gdzie pokazuje się nie odkrycie winowajcy, a przebieg samej zbrodni). Niespodziewanie film przyniósł zysk w postaci 35 milionów dolarów (przy nakładzie 140.000 - niemal identyczne proporcje kosztu i zysku ma obecny w kinach „Ocean strachu”), zyskał status filmu kultowego, i obrósł w trzy kontynuacje. Niestety, idea faceta w masce szalejącego gdzieś na zadupiu i niezmordowanie rozczłonkowującego kolejne młode osoby piłą mechaniczną okazała się znacznie mniej nośna od idei faceta w masce, który nie musi się ograniczać do warczącej machiny i w celu szlachtowania młodzieży może używać bardzo szerokiego wachlarza narzędzi (mam na myśli Jasona z „Piątku trzynastego” – ten pan już co najmniej jedenaście razy szalał na ekranie). Naturalnie wpływ na ilość sequeli miała również (czy może raczej przede wszystkim) ich jakość, katastrofalnie pogarszająca się z filmu na film, a osiągająca apogeum głupoty w części czwartej. W związku z wyczerpaniem formuły dziesięć lat od ostatniego występu Leatherface zapadła decyzja o powrocie do korzeni. Czyli o nakręceniu nowej wersji pierwszego filmu, prawie równo w trzydziestolecie jego powstania.
I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie jedno, cisnące się na usta pytanie - po co go nakręcono? W czym niby ta wersja ma być lepsza od starej? Czemu po prostu nie zremasterowano oryginału i nie puszczono do kin? Bo miał odrobinę sensu? Czy też dlatego, że zabrakło tam galonów krwi? A może aktorzy niewystarczająco często krzyczeli? Po prostu bladego pojęcia nie mam. Oczywiście, część rzeczy można było, i wręcz należało zmienić. Mając znacznie wyższy budżet można było zatrudnić lepszych aktorów, zrobić dobre efekty specjalne, zamówić dobrą, nastrojową muzykę – i teoretycznie wszystkie te czynności wykonano. Sęk w tym, że tego wcale nie widać. Sumarycznie filmem bardziej niepokojącym nadal jest pierwsza „Teksańska masakra...”. Mocniej działa na wyobraźnię. Nie wywala wszystkiego kawa na ławę, jak czyni to wersja nowa. Zachowuje sporo mrocznych tajemnic, które nie dają spokoju dłuższy czas po obejrzeniu filmu. Nowa zaś wersja po prostu pokazuje rzeź. I tyle. Zwyczajnie jestem wściekły, że z filmu stojącego na pograniczu dramatu - w końcu istnieje szansa, że żyje sobie gdzieś tam w Ameryce rodzina takich a nie innych popaprańców - zrobiono zwykłą, prymitywną wyrzynankę. W pierwszym filmie, gdzieś w Teksasie, gdzie mają miejsce incydenty związane z bezczeszczeniem grobów (fenomenalna wręcz czołówka filmu), jadąca mikrobusem grupka pięciu młodych osób (dwie dziewczyny i trójka chłopaków – jeden z nich na wózku inwalidzkim) zabiera idącego poboczem drogi mężczyznę. Facet okazuje się czubkiem – najpierw z lubością opowiada o szczegółach pracy w należącej do rodziny rzeźni, a wkrótce potem rzuca się z brzytwą na inwalidę. Po wykopaniu wariata z wozu grupa dojeżdża do miejscowości, w której zamierzała spędzić miło czas na pluskaniu się w jeziorze. Niestety, zapamiętane z dzieciństwa jezioro nie daje się odnaleźć. Jeśli doliczyć do tego brak benzyny na zapuszczonej stacji, a także przedłużającą się do zmroku nieobecność trójki przyjaciół, którzy poszli na rekonesans, świetnie zapowiadający się wyjazd zaczyna wyglądać na kompletną katastrofę. Wówczas na scenę wkracza szaleniec z piłą łańcuchową.
W nowej, „uwspółcześnionej” wersji, z oryginalnego filmu został Teksas, piątka młodzieży (nadal dwie dziewczyny i trzech chłopaków, ale już bez inwalidy – political correctness?), facet z piłą łańcuchową, oraz zakończenie. Reszta uległa zmianie. Tym razem ekipa jedzie do Dallas na koncert grupy Lynyrd Skynyrd. Po drodze zabierają kuśtykającą środkiem drogi dziewczynę, która widząc, iż auto jedzie tam, skąd właśnie uciekała, wyjmuje pistolet (nie chcę nawet myśleć o tym, gdzie go dotąd trzymała) i strzela sobie w usta, rozchlapując po podsufitce auta własny mózg. Potem jest trochę krzyku, zamieszania, aż wreszcie młodzież zajeżdża pod rozpadający się młyn w poszukiwaniu szeryfa. I tu zaczynają się problemy. Zwłaszcza, gdy znika chłopak, który poszedł po pomoc. A potem tradycyjnie pojawia się duży facet z warczącą piłą. Dlaczego zamieniono autostopowicza-świra na dziewczynę-samobójcę? Świr bardzo ładnie budował nastrój paranoi, rozpoczęty zdjęciami na cmentarzu, i podbudowany radiowymi doniesieniami o katastrofie budowlanej, oraz o bestialskich morderstwach. Scena z dziewczyną natomiast wali po oczach fontanną krwi. Zamiast działania na wyobraźnię, jest po prostu próba walnięcia widza młotkiem między oczy.
Podobnie jest z treścią filmu. Z jednej strony zabrano motyw zbrodni, czyli konieczność zdobycia świeżego mięsa ludzkiego, potrzebnego chociażby do utrzymania przy życiu tajemniczego dziadka (usuniętego z nowej wersji), nie dając w zamian zupełnie nic. W nowym filmie latający z piłą facet morduje ludzi dlatego, że ich morduje. Oczywiście można spekulować, że chodzi o mięso na sprzedaż, ale przecież rodzina ma dużą rzeźnię, a także masę świń pałętających się nawet po domu. Po cóż im więc mięso akurat ludzkie? W podobnej „Drodze bez powrotu” mięso służyło do celów konsumpcyjnych – i to było jednoznacznie widać. A tutaj? Sztuka dla sztuki? Z drugiej strony – pierwotny film był przerażający choćby przez to, że młodzi ludzie nie wiedzą, dlaczego są ścigani i zabijani. Przez dłuższy czas nie ma czytelnego dla widza powodu, dla którego morderstwa te są dokonywane. W nowej wersji każde zabójstwo pozornie ma powód. Pierwszy chłopak ginie, bo wszedł bez pozwolenia do domu, drugi – bo nazwał staruszka dziwakiem, a reszta jest ścigana, bo za dużo widziała. Można stąd wysnuć wniosek, że gdyby młodzież postąpiła inaczej, odjechałaby w zdrowiu na swój koncert. W pierwszym filmie taki wniosek byłby niedopuszczalny – tam głównymi bohaterami z czasem okazują się członkowie rodziny czubków, a nie przyjezdna młodzież. Tutaj – na odwrót.
Co więcej – w nowym filmie następują bezsensowne w sumie przetasowania w rzeźnickiej rodzince. Zamiast czterech mniej lub bardziej popapranych facetów dostajemy denerwująco komunikatywnego starszego gościa na wózku, szurniętego szeryfa, oszpeconego faceta z piłą (tutaj już nie jest idiotą, a co najwyżej wyrachowanym mordercą), małego dzieciaka z wystającymi zębami (oczywiście żadne dziecko nie może być złe, więc chłopak stara się pomóc napastowanej młodzieży), oraz dwie dziwne, de facto rządzące rodziną kobiety, które niańczą ukradzionego komuś niemowlaka. Mnóstwo zmian dokonanych zapewne z jakiejś głębokiej przyczyny, niewidocznej jednak na pierwszy, drugi, a nawet trzeci rzut oka. Po co było zmieniać coś, co tworzyło niepokojący klimat? Czyżby chodziło tylko o polityczną poprawność? Nie pokazujmy młodych inwalidów, bo ktoś mógłby się w kinie naśmiewać z ich niedołężności? Podkreślmy zwyrodnienie rodziny pokazując zabranego jakiejś matce niemowlaka? Złymi ludźmi mogą być tylko osoby starsze, zdeprawowane i/lub oszpecone, a dobrymi piękne i młode? Czy to o to właśnie chodzi? Czort wie...
Innymi słowy twórcom nowej „Teksańskiej masakry...” udała się rzecz pozornie niemożliwa – film wypchany po brzegi bryzgającą krwią, zrealizowany w przydymionej tonacji i pełen przemocy i makabrycznych gadżetów (jakieś słoje i pudła z podejrzanymi substancjami, połcie mięsa, rzeźnickie noże, tasaki i inne cuda) praktycznie nie straszy. Zachlapany krwią samochód, podobnie powalani bohaterowie, czy osoba wisząca na rzeźnickim haku nie wzbudzają żadnych większych emocji, bo i niby jak miałyby to robić bez sensownej podbudowy fabularnej, czyli tego, co miał pierwszy film? Tamten działał na wyobraźnie, ten zaś wyłącznie ją zastępuje. Pokazuje wszystko, co się da, każde obrzydlistwo, każdą ułomność, nie zostawiając miejsca na własną interpretację. A przecież nie od dzisiaj wiadomo, że najbardziej straszy to, czego nie widać. Dlatego doskonałym filmem był „Obcy”, dlatego świetne było „Coś”, dlatego dziesiątki jeszcze filmów było wspaniałych i przerażających zarazem. Ale nie teraz. W chwili obecnej epatuje się nagłym zdjęciem monstrum zamiast sugestii wyrażonej cieniem czy szelestem; gwałtownym oświetleniem zamiast półcienia; rykiem muzyki zamiast nagłą ciszą; w końcu hektolitrami krwi i jelit zamiast sugestii zadania ciosu. Dlatego na przykład „Smakosz” był tak nieudanym filmem – bo po doskonałej klimatycznie pierwszej połowie twórcy wrzucili nagle w światło jupiterów jakieś kuriozum niewąskiego kalibru. A skoro można było dokładnie przyjrzeć się stworowi – nagle przestał być straszny, a zaczął być żałosny. Nie wiem, może Amerykanów takie filmy rzeczywiście straszą. Mnie - nie.
Reasumując – polecam wersję „Teksańskiej masakry...” z roku 1974. Bardziej straszy. Nowy film można w sumie sobie odpuścić. Również dlatego, że znacznie lepiej pod względem efektów specjalnych zrobiona była choćby taka „Droga bez powrotu”. A szkoda.
koniec
22 października 2004

Komentarze

26 X 2011   12:31:05

Przykro mi to mówić, ale autor za bardzo się czepia. Wiele zmian wyszło filmowi na dobre. Kilka scen łapie za serce, bohaterowie nie są zwierzyną łowną (np. pełnosprawny Morgan, odpowiednik kalekiego Franklina nie jest już marudą i ma luzackie podejście do życia, Pepper nie wierzy w horoskopy w przeciwieństwie do swojej odpowiedniczki z oryginału, Pam, główna bohaterka z rozkrzyczanej idiotki stała się twardzielką i osobą zdolną do poświęceń - ostatni przypadek kojarzyć się może z "Nocą żywych trupów" - tam owa zmiana wyszła filmowi na dobre). Wielkość rodziny bardzo dobrze obrazuje jej siłę, zaś co najlepsze - szeryf (grający go R. Lee Ermey najlepiej jest z nany z roli despotycznego sierżanta w "Pełnym magazynku" Stanleya Kubricka) jest postacią bardziej demoniczną, niż sam Leatherface. Same efekty specjalne i zbrodnie są pokazane niezwykle umiejętnie.

Zastrzeżenie może budzić klamra zrealizowana w czerni i bieli, trochę luźniejszy, acz przyzwoity klimat i wątek autostopowiczki (zgodzę się również z faktem, iż to, gdzie trzymała rewolwer, budzi obrzydzenie).

Ponadto w oryginale było o wiele więcej radiowych koszmarnych wiadomości, których, jak mi się zdaje, autor recenzji nie wyłowił.

W sumie film można spokojnie obejrzeć, jest to jeden z lepszych remake'ów, jakie dotąd powstały.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 6. Krypta krypcie nierówna
Marcin Mroziuk

6 V 2024

Chociaż Lucy i Maximus spotykają się z przyjaznym przyjęciem w Krypcie 4, to panujące tam zwyczaje mogą napawać niepokojem zarówno parę przybyszów, jak i widzów. Obawy te są jeszcze wzmacniane przez retrospekcje ukazujące działania podejmowane przez Vault-Tec przed wybuchem wojny i rodzące się w tym okresie wątpliwości Coopera Howarda.

więcej »

East Side Story: Ciemne chmury nad Anatewką
Sebastian Chosiński

5 V 2024

Łotewski reżyser, wykształcony w Stanach Zjednoczonych, w poprzedniej dekadzie nakręcił w Ukrainie film na podstawie powieści żydowskiego prozaika z początku XX wieku, przerobionej następnie w latach 90. na sztukę teatralną przez rosyjskiego Żyda. Tak w skrócie można opisać historię powstania historycznego komediodramatu Vladimira Lerta „Pokój wam!”, który nawiązuje do legendarnych „Dziejów Tewjego Mleczarza” Szolema Alejchema.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nie wszystko złoto, co w trzy de…
— Marcin T.P. Łuczyński

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.